wtorek, 1 lipca 2014

Epilog

Październik 2014
- Harry spokojnie. - roześmiała się moja blond włosa przyjaciółka, Perrie.
- Jak niby mam być spokojny? Wyjaśnisz mi? Bo ja nie mam pojęcia! Dziś mija rok! Rok! Nie mogę uwierzyć. - pisnąłem z radości. Dziewczyna zaśmiała się tylko i wróciła do poprawiania moich włosów oraz związała w nich bandamę.
- Wiem. To niesamowite. - zgodziła się ze mną.
- Myślisz, że spodoba mu się ten pomysł? - zapytałem.
- Harry! Pytasz mnie o to już tysięczny raz! A ja odpowiadam po raz kolejny to samo! Jestem pewna, że mu się spodoba. Lot balonem to jest coś super! A Lou lubi sporty ekstremalne. A co do wieczornego rejsu statkiem to jest to bardzo romantyczne i jestem pewna, że się popłacze ze wzruszenia. Wiesz jaki on jest miękki. - zachichotała.
- Ej ej! Nie obrażaj mojego faceta. - wstawiłem się za nim, ale sam zaśmiałem sie cicho, bo to co mówiła dziewczyna było szczerą prawdą. Minął już rok odkąd jesteśmy razem i to był naprawdę wspaniały okres czasu. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło. I właśnie dziś miałem dla mojego ukochanego randkę-niespodziankę. Zdradziłem  mu tylko, że ma się ubrać luźno i wygodnie. W końcu czeka nas lot balonem, a później rejs statkiem po Tamizie. Byłem bardzo podekscytowany. Chciałem by był zadowolony z tego pomysłu.
- Okej. Gotowe. - usłyszałem nad uchem. Wstałem i powoli podszedłem do lustra. Miałem na sobie szare rurki, białe trampki, koszulę w kratę oraz bandame przywiązaną przez głowę. Wyglądałem naprawdę dobrze. - Na pewno mu się spodobasz. Bedzie tobą zachwycony. Jestem pewna.
- Tak myślisz? - zapytałem nieśmiało.
- Na pewno. A teraz bierz to i jedź już po niego. - zachichotała i podała mi telefon oraz portfel. Kiwnąłem głową.
- Życz mi powodzenia. - powiedziałem i zbiegłem na dół, żegnając się z babcią, po czym wsiadłem do swojego auta. Tak! Doczekałem sie prawka i własnego samochodu. Nie jest on jakiś cudowny, duży, ale dla mnie w sam raz jak na początek. Odpaliłem i już po chwili byłem pod domem ukochanego. Ledwo zgasiłem samochód, gdy chłopak juz wyszedł z domu. Wyglądał cudownie. Miętowe rurki, czarne vansy, biała koszulka i szara bluza. Mój ideał. Wyszedłem i przytuliłem go.
- Cześć kochanie. - szepnąłem czule, muskając jego usta.
- Cześć piękny. - odpowiedział w moje wargi.
- Gotowy?
- Pewnie. Możemy jechać. - uśmiechnął się i wsiadł do samochodu, a ja zaraz za nim. - To co? Zdradzisz mi w końcu dokąd jedziemy?
- Nie. To niespodzianka. Ale myślę, że ci się spodoba. - posłałem mu czuły uśmiech i wyjechałem z miasta, kierując się na obrzeża. Chłopak przyglądał mi się podczas jazdy, czułem na sobie jego wzrok. Po jakimś czasie panująca między nami cisza zaczęła ciążyć, więc odezwałem się i całą drogę spędziliśmy na wspominaniu różnych śmiesznych sytuacji z minionego roku. W końcu, po dwugodzinnej jeździe zatrzymałem się na parkingu. Przed nami roztaczał się widok na idealnie wykoszone pole.
- Będziemy grać w golfa?  - zapytał zdziwiony chłopak.
- Nie. Nie w golfa. – uśmiechnąłem się i powoli wysiedliśmy z auta. Złapałem chłopaka za dłoń i pociągnąłem w stronę pola startowego. – Będziemy latać. – powiedziałem.
- Co? Czym? – zapytał zdziwiony.
- Tym. – zachichotałem i wskazałem na ogromnej wielkości balon, który znajdował się kilka metrów przed nami.
- Żartujesz. – szepnął chłopak.
- Wcale nie. – roześmiałem się i pociągnąłem go w stronę naszego „pojazdu”. Widziałem jak Lou przypatrywał się wysokiemu przedmiotowi z niemym zachwytem w oczach. Podszedł do nas mężczyzna odpowiedzialny za sprzęt.
- Cześć. Ty jesteś Harry, tak? - zapytał mnie.
- Tak. - uśmiechnąłem się i podałem mu dłoń.
- Wszystko gotowe tak jak prosiłeś. Jest włączony autopilot, więc nie musicie się martwić. W razie czego naciśnijcie czerwony guzik, a my resztę załatwimy. Trasa również ustalona. Więc możecie ruszać. Miłej podróży. - skinął nam głową i zaprosił do wnętrza. Razem z Lou weszliśmy do środka i tuż po chwili balon zaczął wznosić się do góry. Chłopak stał i przypatrywał się coraz bardziej oddalającej się ziemi z uśmiechem, po czym odwrócił się i mocno mnie przytulił.
- Tak bardzo cię kocham, Hazz. – szepnął mi do ucha, muskając je ustami.
- A ja kocham ciebie. – odpowiedziałem czule. – I jak ci się podoba niespodzianka? – zapytałem, obejmując go od tyłu i przytulałem do siebie.
- Jest cudownie. Sam nigdy bym na to nie wpadł, a zawsze chciałem polecieć balonem. – zachichotał chłopak.
- Cieszę się, że ci się podoba. – pocałowałem go w policzek, po czym usiadłem i patrzyłem na chłopaka, zastanawiając się nad czymś. Chyba czas bym o to zapytał. – Lou?
- Hm? – zamruczał, nadal opierając się o poręcz i patrząc w przestrzeń z uśmiechem na ustach.
- Mogę o coś zapytać?
- Pewnie. Pytaj. – uśmiechnął się.
- Lou.. co się stało z twoim tatą? – zapytałem delikatnie, ale od razu zauważyłem, że mięśnie na jego plecach spięły się i bardzo powoli obrócił się w moją stronę, patrząc mi w oczy. Przez chwile przyglądał mi się, po czym westchnął, usiadł i zaczął mówić.
- Nie znam swojego taty.  On.. zostawił moją mamę i mnie gdy miałem dwa miesiące.  Minęło już tyle czasu, a ja nadal się z tym nie pogodziłem. Nie znam go, widziałem go tylko na zdjęciu, które ukradkiem obejrzałem w albumie mamy, gdy nie było jej w domu. Całe życie wychowywałem się bez niego. A gdy byłem już straszy pomyślałem, że chciałbym go chociaż zobaczyć. Raz jedyny. Nawet
z daleka. I zacząłem go szukać.
- Znalazłeś? – zapytałem cicho.
- Nie. Chociaż w pewnym sensie tak. Ale nigdy nie spotkałem. Mój.. mój tata jest w więzieniu.  – wyszeptał cicho, a ja zamarłem, patrząc na niego. – Mój.. mój tata jest mordercą. – wyszeptał przez zaciśnięte zęby. W moich oczach pojawiły się łzy, gdy zobaczyłem ten smutek w jego oczach. Od razu podszedłem i mocno go przytuliłem.
- Kochanie.. – szepnąłem i ucałowałem go w czoło. – Hej, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz skarbie. – mówiłem cichym głosem.
- Po prostu.. nie mogę zrozumieć dlaczego.
- Ludzie czasami błądzą. Twój tata też zbłądził. Poszedł złą drogą, a teraz ponosi tego konsekwencje.  Proszę nie płacz. To miał być szczęśliwy dzień. – szepnąłem.
- I jest. Tak bardzo cię kocham Harry. Dziękuję ci za wszystko. Naprawdę. Gdyby nie ty to nie wiem co bym ze sobą zrobił. – szepnął, patrząc mi w oczy.
- A ja kocham ciebie. na zawsze. – szepnąłem w jego usta, całując je delikatnie. – Jesteś moją miłością. Do końca.
- Do końca. – szepnął.
___________________________________________
 
Tak więc.. to jest już koniec.  Za nami już epilog, więc myślę, że w tym miejscu przygoda z tym opowiadaniem się kończy. Wątpię, bym chciała pisać jakieś dodatki, no chyba, że Wy chcecie bym coś jeszcze napisała do tego? Czegoś brakuje temu opowiadaniu? Wy zdecydujcie. Więc z całego serca chcę podziękować każdej osobie, która czytała moje wypociny i komentowała je! Jesteście wspaniali i bardzo Was kocham! Jak już wiecie mam pomysł na kolejne opowiadanie. Wszelkie informacje pod tym adresem. Przeczytajcie wprowadzenie i skomentujcie czy podoba Wam się ten pomysł, czy nie? W zakładce uczniowie znajdziecie wszystko na temat naszych bohaterów, a jeśli pomysł spodobał Wam się na tyle, że chcielibyście czytać, to zostawcie swój adres TT w zakładce informowani, a ja będę z pojawieniem się każdego nowego rozdziału powiadamiać Was o tym. Było by mi również niezmiernie miło, jeśli KAŻDY kto przeczytał epilog zostawiłby komentarz co o tym sądzi. To jak? Jesteście w stanie poświęcić dla mnie kilka sekund na napisanie choć krótkiego komentarza? Byłabym Wam bardzo wdzięczna. Więc teraz już serio na zakończenie (nieee.. ja wcale nie płaczę) jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję, że wytrwaliście, nie złościliście się za moje poślizgi z czasem i byliście. Kocham Was mocno! I do zobaczenia przy kolejnym opowiadaniu (mam nadzieję!). Paaa myszki moje < 3

sobota, 28 czerwca 2014

Chapter 25

 

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!! PROSZĘ O PRZECZYTANIE!
___________________________________________________________


- On.. nie żyje. - wyszeptał Liam.

- Boże Niall?! - szepnąłem przerażony.

- Co? Nie. - zaśmiał się szatyn. - Nick nie żyje. - wyjaśnił, a moje serce napełniło się uczuciem ulgi.. i szczęścia. Nie żyje. Nick nie żyje. Moje zagrożenie nie żyje. To oznacza.. że wypełniłem swoją misję. Że mi się udało. Udało mi się! Roześmiałem się szczęśliwie i musnąłem usta Lou, który posyłał mi czuły uśmiech. Porwałem go w ramiona i obkręciłem dookoła. 

- Kocham cię. - szepnąłem mu do ucha, przytulając go mocno. 

- A ja ciebie mój króliczku. - zamruczał chłopak. Zachichotałem cicho.

- Nie chcę wam przerywać,  ale za chwile zjawi się rada aniołów. Więc decydować się czy zostajecie czy ja mam to załatwić. Musza zabrać ciało Nick'a. - poinformował mnie o tym Liam. Westchnąłem cicho. 

- A możesz sam to załatwić? - zapytałem z nadzieją. 

- Pewnie. To uciekajcie. - zachichotał szatyn, a ja dopiero teraz zorientowałem się,  że Danielle i Eleanor siedzą pod ścianą związane. Pokręciłem jedynie smutno głową i objąłem mocno Lou, wyprowadzając z budynku. Czułem jak chłopak lekko drży, wiec przycisnąłem go mocniej do siebie, otulając go moja kurtka. 

- Wracamy do domu. - szepnąłem czule do jego ucha i zabrałem samochód Liam'a, jadąc do domu. O niczym tak bardzo nie marzyłem w tej chwili jak o gorącej kąpieli i dużej ilości snu.

- Wracajmy, Harry. - wyszeptał chłopak i ścisnął moją dłoń w geście miłości. Wreszcie czułem sie w pełni szczęśliwy. Nie zagrożony. Po chwili zatrzymałem się przed domem babci i wysiedliśmy, idąc do środka. Zrobiłem nam gorącej herbaty i po gorącym prysznicu zajęliśmy miejsca na kanapie w salonie, otuleni kocami, oglądając po raz tysięczny Titanica. Raczej to ja oglądałem, a mój chłopak zajęty był macaniem moich włosów. Przymykałem momentami oczy, gdy lekko drapał skórę mojej głowy. 

- Wiesz.. dobrze, że to już koniec. - szepnął szatyn, całując mnie w nos. Zachichotałem czule.

- Tak. Ja też. Bardzo się cieszę. Wreszcie mogę bez przeszkód być szczęśliwy. Z tobą. - dodałem delikatnie i musnąłem jego usta. Lou oddał pieszczotę i przez chwilę po prostu delektowaliśmy się smakiem swoich ust. Teraz wszystko musiało być idealnie.

~ * ~

- Myślę, że Harry chciałby się czymś z wami podzielić. - powiedziała babcia, gdy tydzień później mama i Gemm były nas na obiedzie. Ścisnąłem dłoń mojego chłopaka i oznajmiłem cicho.

- Wykonałem misję. - po tych słowach powiodłem wzrokiem po twarzach rodziny i widziałem,  przewijające się przez nie emocje. Nagle mama wstała i podeszła do mnie, przytulając mnie mocno. Westchnąłem cicho, relaksując się w jej uścisku, zamknąłem oczy i wtuliłem się w nią.

- Jestem z ciebie taka dumna synku. – wyszeptała mi do ucha.

- Dziękuję ci mamusiu, że byłaś i cały czas mnie wspierałaś. Tak bardzo cię kocham. – szepnąłem i poczułem gromadzące się w moich oczach łzy. Zamrugałem szybko, nie chcąc by spłynęły mi po policzkach. Po chwili odsunąłem się i posłałem jej czuły uśmiech. Pogładziła mnie po loczkach, a ja zachichotałem mimo wszystko. Tak bardzo ja kocham. Jest najcudowniejszą mamusią na świecie. Mimo, że obecnie była tak daleko ode mnie, nie mieliśmy na co dzień kontaktu i mieszkałem daleko, to wiedziałem, że mnie wspiera. Czułem to. Czułem, że jest ze mną. Że jest blisko. W moim sercu i myśli o mnie. Myśli o mnie cały czas. Nagle Gemma również porwała mnie w ramiona i ucałowała soczyście w policzek, po czym wytarmosiła mnie za włosy, śmiejąc się, że jej mały Hazza już jest taki duży.

- Mój ty braciszku. Kiedy tak urosłeś. – powiedziała, a ja widziałem majaczące się w jej oczach łzy. Pogłaskałem ją po ramieniu i uśmiechnąłem pokrzepiająco. – Opowiadaj jak to było. Wszystko ze szczegółami. – zażądała, gdy już wróciła na swoje miejsce. Usiadłem i splotłem palce razem z Lou, puściłem mu oczko i zacząłem opowiadać wszystko po kolei.

- I zabrali jego ciało? – zapytała moja siostra, gdy opowiadałem już końcówkę.

- Tak. Najwyższa Rada Aniołów stawiła się kilka godzin po zdarzeniu na miejscu, ocenili sytuację, porozmawiali z moimi przyjaciółmi oraz współpracownicami Nick’a, po czym zabrali jego ciało do ich osady, gdzie zostało spalone. – wyjaśniłem.

- Rozmawiali z tobą? – pytała dalej.

- Owszem. Następnego dnia gdy wróciłem do domu ze szkoły, czekali tutaj. Zadali kilka pytań i na tym się skończyło. – odetchnąłem cicho.

- Czyli teraz jesteś już bezpieczny i możesz wrócić z nami do domu, prawda? – zapytała Gemma, a ja poczułem jak chłopak siedzący obok mnie zamiera, a jego uścisk na mojej dłoni staje się dużo mocniejszy. Jakby chciał zmiażdżyć mi palce. Wpatrywałem się w moją rodzinę, nie wiedząc co mam powiedzieć.

- Gemma, daj mu się oswoić z sytuacją. Niech ochłonie po tym wszystkim. Wtedy podejmie decyzję. – uratowała mnie babcia i posłała mi wszechwiedzący uśmiech. Kiwnąłem jej delikatnie głową w podziękowaniu i reszta obiadu minęła w luźnej atmosferze, ale czułem i widziałem, że mój chłopak zupełnie stracił humor. Z resztą ja także.

~ * ~

Obserwowałem przez okno  lecące z nieba płatki śniegu, które wirowały w powietrzu. Westchnąłem cicho i otuliłem się mocniej kocem. Cały czas zastanawiałem się nad słowami mojej siostry. Z jednej strony chciałbym wrócić do domu, dalej mieszkać z mamą i Gemmą, wrócić do szkoły.. chociaż nie. Nie chciałbym znowu chodzić tam do szkoły. I po raz kolejny znosić te wszystkie obelgi. Nie. Za tym wcale nie tęskniłem. Ale z drugiej strony było też Doncaster. Przytulny dom babci, przyjaciele w szkole, babcia – najcudowniejsza kobieta (zaraz po mojej mamie oczywiście) na świecie. I Lou. Mój ukochany. Miłość mojego życia, osoba dla której żyje. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić, że miałbym go nie widywać. Może raz w tygodniu. Mi ciężko jest przeżyć bez niego kilka godzin, a co dopiero dni? Nie dałbym rady. To nie wykonalne. Westchnąłem cicho, zupełnie nie wiedząc co mam robić. To wszystko wydawało się być tak strasznie trudne. Sytuacja bez wyjścia. Jęknąłem głośno w geście protestu i oparłem czoło o szybę, zamykając oczy.

- Nie wiesz co zrobić, prawda skarbie? – usłyszałem nagle i powoli skierowałem swój wzrok w stronę drzwi, gdzie stała babcia z dwoma parującymi kubkami.

- Tak. Zupełnie nie wiem co zrobić. – westchnąłem i wziąłem kubek, który zaoferowała mi kobieta. Usiadła obok mnie i przyglądała mi się przez moment.

- A co czujesz? Co podpowiada ci serce? – zapytała kobieta.

- Z jednej strony chcę wrócić. Znowu byłbym z mamą, Gemmą. Ale z drugiej nie chce zostawiać ciebie, tego miejsca, moich pierwszych tak prawdziwych przyjaciół.. no i Lou. Nie chce go zostawić. Nie poradzę sobie bez niego. – szepnąłem cicho, wpatrując się w swoje dłonie, splecione na gorącej porcelanie.

- Kochasz go? – zapytała po prostu kobieta. Uniosłem na nią wzrok.

- Bardzo. Nigdy, nikogo nie darzyłem takim uczuciem. Gdy.. gdy jestem z nim nic innego nie ma znaczenia. Czuję się jakby rzeczywistość nie istniała. Mam motylki w brzuchu i nieraz drżą mi dłonie ze zdenerwowania, nie wiem co powiedzieć. Gdy go widzę, czuję, że jestem na dobrym miejscu. Wiem, że moje miejsce jest przy nim.  – pociągnąłem nosem, czując, że łzy gromadzące się w moich oczach powoli spływają mi po policzkach. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła mnie, uważając by się nie oparzyć.

- Nie płacz, kochanie. Nikt nie każe ci stąd uciekać przecież. Myślę, że twoja mama zrozumie to. Sama zachowywała się bardzo podobnie w twoim wieku. Wiadomo, będzie za tobą tęsknić, tak samo jak ty za nią, ale myślę, że czas gdy musiałeś być ciągle przy niej już się skończył. Jesteś dorosłym chłopcem Harry. Czas byś zaczął żyć. Ona zrozumie to, że chcesz tu zostać. – szepnęła kobieta.

- Tak myślisz? – zapytałem, ocierając policzki.

- Jestem tego pewna. – pokiwała głową. – A teraz dość tego mazania się i pogaduszek. Uciekaj spać, bo jest już bardzo późno. – powiedziała i wstała.

- Będę musiał jej to powiedzieć. – szepnąłem cicho.

- Powiesz. Masz jeszcze czas kochanie. Możesz to zrobić jutro lub pojutrze. – pokiwała głową, ucałowała mnie w czoło i szepnąwszy Dobranoc, wyszła. Przebrałem się i opadłem na poduszki. Już miałem zasypiać, gdy poczułem nieodparte uczucie, że muszę wstać i jechać do Lou. Wstałem, ubrałem dresy i jakąś bluzę. Po cichu wyszedłem z pokoju i zbiegłem na dół, gdzie założyłem buty oraz kurtkę. Po cichu wyszedłem z domu i szybko ruszyłem w stronę domu mojego ukochanego. Po kilkunastu minutach szybkiego marszu dotarłem do domu Lou. Było ciemno, nie świeciło się nigdzie światło. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Lou.

- Hazz? - szepnął do telefonu zaspany.

- Obudziłem cię? Wybacz kochanie. 

- Nie. Nic się nie stało. Coś chciałeś? 

- Tak. Czy mógłbyś zejść na dół i otworzyć mi drzwi? - poprosiłem. 

- Co? - zapytał zdziwiony chłopak. 

- Po prostu chodź tu i mi otwórz. - zachichotałem i rozłączyłem się. Po chwili usłyszałem zgrzyt zamka i w drzwiach stanął rozespany Lou, w samych bokserkach. Wszedłem do środka. - Cześć kochanie. - szepnąłem czule i musnąłem jego usta.

- Co tu robisz? - zapytał po chwili. 

- Zaraz. - powiedziałem i pociągnąłem go do jego sypialni. Wziąłem go na ręce i wsadziłem pod kołdrę. - Nie chcę, żebyś zmarzł. - pocałowałem go lekko w czoło i usiadłem obok niego.

- Więc co ty tu robisz? - zapytał chłopak,  łapiąc moją dłoń. 

- Musiałem cię zobaczyć. - szepnąłem. - Wiesz myślałem bardzo długo nad tym co powiedziała Gemm i myślę, że podjąłem już decyzję. 

- Och. - westchnął tylko i spuścił wzrok.

- Tak. I chcę, żebyś wiedział pierwszy.

- To mów. - poprosił chłopak. 

- Zastanawiałem się nad tym wszystkim. I wiem, że chciałbym wrócić do domu razem z Gemm i mamą. Bardzo za nimi tęsknię, mieszkając tutaj. Brakuje mi ich. Ale nie chciałbym wracać tam do szkoły.  Ludzie bardzo mnie tam gnębili i śmiali się ze mnie. Za tym wcale nie tęsknię. Ale jest tez druga strona. - dodałem szybko, widząc, że chłopak chce mi przerwać. - Z drugiej strony nie chce zostawiać babci, tego domu, w którym czuję się bardzo bezpiecznie. Tutaj w końcu znalazłem prawdziwych przyjaciół. Niall, Perrie, Zayn, Liam.. nie wyobrażam sobie teraz chodzenia do szkoły, gdzie ich nie będzie. Wreszcie znalazłem swoje miejsce. Tutaj. Ale jest tez jeszcze jedna bardzo poważna sprawa, która mnie tutaj zatrzymuje. A raczej osoba. - szepnąłem i usiadłem na przeciwko niego, biorąc jego dłonie w swoje i spojrzałem mu w oczy. - Lou, kochanie. Kocham cię, wiesz to. Bardzo mi na tobie zależy. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez ciebie. Nie wytrzymałbym bez ciebie dnia, a co dopiero tydzień lub dłużej. Jesteś sensem mojego istnienia. Przy tobie czuję, że nic innego nie jest ważne. Nie oświadczę ci sie jeszcze dziś, ale szczerze? Jestem pewien, ze będziemy ze sobą na zawsze, bo moja miłość do ciebie jest tak silna, że zniosłaby wszystko. Po prostu kocham cie i zostaje z tobą kochanie. - wyszeptałem czule, patrząc mu w oczy, z których lały się łzy. Otarłem mokry policzek, gładząc jego skórę. 

- Zostaniesz? - wyszeptał drżąco.

- Tak. Zostanę z tobą. - pokiwałem głową. 

- Kocham cie Harry. Tak bardzo. - szepnął i naparł na moje usta.

- A ja ciebie Lou. Od teraz jesteśmy tylko my. - szepnąłem w jego wargi.

______________

Witam Was z ostatnim rozdziałem mojego opowiadania. Ale to szybko minęło, prawda? Aż mam łezki w oczach. To tak teraz sprawy organizacyjne, bo dziękowała i takie różne to będę pod epilogiem. To tak pytałam Was ostatnio o nowe opowiadanie. Kilka osób było za tym, niektórzy nie. Wiem, że niektórym może nie podobać się tematyka, ale i tak proszę WSZYSTKICH aby weszli w TEN  link i zajrzeli do zakładki uczniowie, przeczytali wprowadzenie i jeśli CHCĄ być informowani o nowych rozdziałach, niech zostawią swój adres na TT w zakładce Informowani. Będzie mi bardzo miło, jeśli tam zaglądniecie i skomentujecie pod wprowadzeniem czy Wam się podoba czy nie. A teraz tak. Epilog pojawi się 1 lipca, czyli we wtorek. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem i proszę o komentowanie tego z racji, że to już ostatni. Będzie mi bardzo milo! Oraz bardzo się uciesze, jeśli pomożecie mi reklamować nowego bloga! To co, do zobaczenia we wtorek! Kocham Was <3

niedziela, 22 czerwca 2014

Chapter 24

 
Po naszej rozmowie wszystko działo się bardzo szybko. Liam po kilku minutach przyjechał po mnie i mimo mojego płaczu, przerażenia i wszystkich negatywnych emocji, które zaczęły się we mnie zbierać, ruszyliśmy czym prędzej po Niall'a, a zaraz po tym pod budynek szkoły. Czułem, ze uchodzi ze mnie całe życie. Jeśli coś się stanie mojemu Lou, to ja tego nie przeżyje. W pewien sposób nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałem się, że przeze mnie i moją misję, to właśnie Lou lub ktoś na kim bardzo mi zależy może ucierpieć, ale jednak do samego końca miałem nadzieję, że jednak nie. Podczas jazdy do szkoły, Liam przekroczył chyba każdy przepis drogowy, ale musiałem znaleźć się tam jak najszybciej. Musiałem. Po kilkunastu minutach szatyn zahamował gwałtownie po drugiej stronie ulicy. Odpiąłem natychmiast pasy.
- Uważaj na siebie. I pamiętaj my cały czas się słyszymy. Jeśli coś to pamiętasz hasło tak? - powiedział blondyn i przytulił mnie mocno.
- Tak, pamiętam. Atak. - westchnąłem lekko przestraszony. Poprawiłem swoją kurtkę i szybko wysiadłem, żwawym krokiem ruszyłem do bocznego wejścia do szkoły. Coś mi podpowiadało, że na razie nie znajdę tutaj Lou, ale natknę się na swojego wroga. Powoli przemierzałem korytarze, rozglądając się uważnie. Nie dostrzegałem niczego specjalnego. Nagle zatrzymuje mnie pewne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doznałem.  Nagły, przerażający smutek. Czysta, gorzka rozpacz. Jakby nagle wszyscy których kocham umarli. Stałem, niemal wmurowany w podłogę i chciałem ruszyć dalej ale nie mogłem. Nie wiem co się dzieje. Chciałem zacząć krzyczeć, ale nie mogłem. Tak jakby ktoś skleił mi usta. I w pewnej chwili usłyszałem za sobą szmer. Bardzo powoli odwróciłem sie, wiedząc co zobaczę za sobą. Stał kawałek ode mnie, przyglądając mi się. Nigdy wcześniej tego nie zauważyłem, ale był przystojny. Obłędnie przystojny. Jego skrzydła dodawały mu tajemniczości i takiej surowości. Zawsze uważałem, że anioły muszą być zabójczo piękne, ale nie sądziłem, że aż tak zabójczo. Dopiero teraz dostrzegłem, że wcale nie jest on stary. Na jego twarzy nie widać tego. Nie miał zmarszczek, nawet najmniejszych. Jego czarne włosy lśniły. Sprawiał wrażenie bardzo spokojnego. Nie widać było po nim tego smutku, który rozlewał się wręcz dookoła niego. Wcale nie wyglądał na złego anioła. Nie. Gdybym nie wiedział tak wiele na jego temat, nigdy bym nie posądził go o tak niecne czyny. Nie wyglądał na takiego, który jednym skinieniem mógłby pozbawić mnie życia.
- Harry. Jak miło Cię widzieć. - powiedział bardzo spokojnie, patrząc mi prosto w oczy. Powoli zrobił krok w moją stronę, ale ja cofnąłem sie w tył.  Widząc to, parsknął cichym śmiechem. - Nie musisz uciekać.  Nie skrzywdzę cie. Na razie. - dodał z cynicznym uśmiechem. Cofnąłem się o kolejny krok, niepewny tego co mam robić dalej.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałem lekko drżącym głosem.
- Porozmawiać Harry. - odpowiedział nadal nad wyraz spokojnie.
- Po co? Dlaczego znęcasz się nade mną? Dlaczego porwałeś Lou?! – krzyknąłem cicho, lekko się już denerwując.
- Spokojnie ptaszyno. Nie denerwuj się. - powiedział, podchodząc do mnie i pogładził mój policzek. Wzdrygnąłem się na ten ruch i odskoczyłem w tył.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnąłem.
- A co do naszego kochanego Lou. Dołączy do nas. Już niedługo. Na pewno nie będzie chciał przegapić ostatniej okazji, by pożegnać swego ukochanego Loczka. - powiedział, a mnie przeszedł dreszcz przerażenia. Czyli tak po prostu mnie zabije. - Tak. Zabije cie. Ale wcześniej możemy się zabawić. - powiedział i podszedł blisko mnie, tak, że nie miałem już gdzie się cofnąć. Poczułem jego dłoń na moim ramieniu, która sunęła w dół. Stałem jak wmurowany, nie mogąc ruszyć najmniejszym mięśniem w swoim ciele. Chciałem się odsunąć, uciec od niego, znaleźć miłość mojego życia, a następnie zabrać go daleko stąd, by nie musieć już cierpieć. Poczułem jego chłodną dłoń na moim brzuchu, pod moim swetrem. Zadrżałem ponownie. Nie tylko z zimna, ale także z ogarniającego mnie strachu i przerażenia. Chciałem by mnie zostawił i dał mi wreszcie spokój. Czy to na serio tak wiele? Niech w końcu mnie zostawi! Nagle pod moimi powiekami zaczęły zbierać się słone krople, ale za wszelką cenę nie mogłem pozwolić im wypłynąć. Czułem jak sunie dłonią po mojej piersi do sutków i dotyka ich, a ja cofam się jeszcze bardziej w ścianę, jeśli to w ogóle jest możliwe.

- Zostaw. - szepcze. - Proszę zostaw mnie. - czułem, ze zaraz mogę się poważnie rozkleić. Nagle coś zaczęło skrzypieć za jego plecami i to był mój moment. Mężczyzna odwrócił się, chcąc zobaczyć co to, a ja wyrwałem się mu i biegiem ruszyłem korytarzem na górę, chcąc znaleźć mojego ukochanego. Po kolei otwierałem każde drzwi, ale to nie było to pomieszczenie. W pewnej chwili do moich nozdrzy dotarł zapach spalenizny. - Pożar. - wyszeptałem i rzuciłem się biegiem w stronę wydobywającego się zapachu. Wpadłem do jednej z klas i zatrzymałem się w progu. Na środku, tyłem do mnie stała Danielle. Poznałem ją po tych długich, falowanych włosach. Miała na sobie obcisłe, czarne spodnie, granatową kurteczkę, zupełnie nie pasującą do obecnej pory roku oraz wysokie kozaki. Lustrowałem ją od tyłu, gdy dobiegł mnie szmer z jednego z kątów w pokoju. na podłodze siedział związany i zakneblowany Louis. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, jakby prosił, bym jak najszybciej stąd uciekał. - Kochanie. - szepcze i już chce podejść do niego, uwolnić, przytulic do siebie, gdy dostrzegłem wyłaniającą się zza niego szatynkę, która w dłoni trzymała nóż i powoli przejechała ostrzem po policzku mego ukochanego. Zamarłem w pół kroku, a moje serce zatrzymało się, widząc to.
- Nie radzę. - powiedziała, posyłając mi kpiący uśmiech. - Jeden twój ruch, a on nie przeżyje kolejnej godziny. - warknęła w moją stronę, prezentując swój nóż. Poczułem jak pojedyncze łzy płynął mi po policzkach. Nie wiedziałem co robić. Tak bardzo chciałem go uratować, pomóc, przytulić, ale tak bardzo się bałem, ze coś mu zrobi. Nie zniósł bym tego. Po prostu nie.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego obie to robicie?! - zapytałem, patrząc na Danielle, która odwróciła się i obserwowała mnie uważnie.
- Nie wiesz dlaczego? Nie wiesz?! - krzyknęła Calder. Pokręciłem przecząco głową, spoglądając na mojego ukochanego. Siedział tam, wpatrzony prosto we mnie. Posłałem mu słaby uśmiech, chcąc zapewnić, że wszystko będzie dobrze, choć sam przestawałem w to wierzyć. - To ci kurwa to uświadomię! - krzyknęła i patrzyła mi w oczy zła, rozgniewana, po prostu wściekła. - Zabrałeś mi jedyną osobę, którą kochałam! Przez to twoje pojawienie się, zabrałeś mi Lou! Chłopaka o którego starałam się od miesięcy! Robiłam wszystko by tylko mnie zauważył! Wszystko, a ty.. wystarczyło, że na niego spojrzałeś, a on już za tobą leciał! To nie jest fair! Zniszczyłeś mi życie! I skoro ja nie mogę z nim być. - warknęła, wskazując na szatyna. - To ty także nie będziesz! - wykrzyczała, podchodząc coraz bliżej mnie.
- Ja.. ja nie zrobiłem tego celowo. - powiedziałem cicho, patrząc jej prosto w oczy. Nie chciałem, żebyś tak to odebrała. - próbowałem tłumaczyć spokojnie, ale widziałem, ze to tylko jeszcze bardziej ją denerwuję.
- Nie obchodzi mnie to! Zniszczyłeś mnie! Więc teraz my zniszczymy was!
- El..
- Nie nazywaj mnie tak do chuja! - warknęła, po czym podeszła do Louis'a i złapała go mocno za włosy, przykładając nóż do gardła. - Zabiję go! Po prostu go zabiję! - wykrzyczała, ale zauważyłem w jej oczach wahanie.
- Uspokój się. Nie chcesz go zabić, przecież wiem.
- Nic nie wiesz! - wykrzyczała, przyciskając ostrze mocniej.
- Proszę. Przecież widzę, że nie chcesz, że nie możesz. Proszę odłóż nóż. Przecież nie chcesz mieć go na sumieniu do końca życia., prawda? - szepnąłem. Dziewczyna patrzyła mi w oczy, po czym nóż wypadł jej z dłoni, a sama upadła na kolana, chowając twarz w dłonie. Odetchnąłem cicho i już miałem podejść do Lou, gdy usłyszałem głos za sobą.
- Oj El, El.. myślałem, ze jesteś mocniejsza. - usłyszałem w jego głosie szyderczość. - No ale cóż. Sam się nimi zajmę. - powiedział i ruszył w stronę Louis'a. - Co prawda najpierw miałem zając się Harry'm, ale myślę, że będzie ciekawiej, gdy pierwszy zginie Louis. - po czym wyciągnął z kieszeni nóż. Zadrżałem.
- A co jeśli za chwilę ktoś tu wbiegnie i to zobaczy? Jeśli ktoś będzie cię ATAKOWAŁ!? - miałem ogromną nadzieję, ze chłopcy zrozumieją aluzję. Nie mieliśmy już czasu.
- Myślisz, że ktoś o tym wie? - roześmiał się mężczyzna. - Sądzę, że nawet ty nie byłeś tak bezmyślny, by komuś powiedzieć. Przecież to byłyby tylko kolejne ofiary. - powiedział Nick i zaśmiał się, po czym podszedł do Louis'a i uniósł jego głowę do góry, ciągnąc go mocno za włosy. Modliłem się, by moi przyjaciele przybyli jak najszybciej. Ale skoro ich nie było musiałem to sam jakoś ratować. Wziąłem głęboki oddech i podbiegłem do mężczyzny od tyłu, rzucając się na niego, co go ewidentnie zaskoczyło. Wyrwałem mu nóż, ale po chwili on odrzucił mnie na bok i z całej siły zadał policzek. Jęknąłem cicho i już przygotowywałem się na kolejne uderzenie, gdy wszyscy zamarliśmy, słysząc huk w korytarzu. - Zostańcie z nimi. - warknął mężczyzna i czym prędzej wyszedł z klasy. Jęknąłem cicho i wstałem, podbiegając do swojego chłopaka. Już miałem go dotknąć gdy ktoś złapał mnie za ramię.
- Ktoś ci pozwolił? - warknęła Danielle. Spojrzałem na nią zły i uderzyłem ją w policzek, odpychając, po czym uklęknąłem obok chłopaka, odklejając mu usta.
- Kochanie. - wyszeptałem i ucałowałem jego wargi czule. Pogłaskałem go po policzku i odwiązałem jego ręce i nogi, pomagając mu wstać. Chłopak załkał cicho i wtulił się we mnie.
- Cii.. spokojnie skarbie. - szeptałem czule do jego ucha. Ucałowałem go w czoło. - Nic ci nie jest? Coś ci zrobili? - pytałem, dotykając jego czoła, policzków, usta.. wszystkiego.
- Nie.. wszystko okej.. po prostu się bałem. - szeptał cicho w moje usta. Przytuliłem go mocno.
- Nic ci nie jest Louis? - nagle do pomieszczenia wbiegli chłopcy.
- A gdzie Nick? - zapytałem, wystraszony, że zaraz wbiegnie i coś nam zrobi.
- No cóż.. mamy smutną wiadomość. - zaczął Liam, a ja już nie chciałem wiedzieć co powie dalej..

___________________________________________________________________________

Cześć kochani ;) Tak jak obiecałam rozdział pojawia się dość szybko. Został nam jeszcze tylko jeden i epilog. Więc pewnie do 1 lipca skończę pisać. W czwartek pojawi się ostatni rozdział, a w kolejnych dniach epilog. I teraz jest taka sprawa.. choć nie. To za chwilę. Na razie chcę podziękować za 4 komentarze pod ostatnim rozdziałem. Znowu trochę mało i trochę mi przykro, ale to nic. Widocznie się Wam nie podobał.. przykre. Ale nic. Komentujcie, mówcie czy się Wam ten rozdział podoba czy nie. A teraz ta sprawa. Ostatnio natknęłam się na opowiadanie o Larry'm - tematyka? Dark. I no cóż. Nie chcę pisać czegoś co już jest pisane. Dziewczyna ma taką koncepcję, jaką miałam też ja, więc chyba sobie podaruję to. Ale mam inną propozycję. Co powiecie na Larry'ego w murach Hogwartu? A na dodatek trochę podobnej tematyki z Dark'a? Podobało by Wam się czy nie bardzo? Osobiście uwielbiam Harry'ego Potter'a i ostatnio jestem wielką shipperką Drarry'ego (Harry+Draco). Haha tak wiem, jestem dziwna. I czytając wiele opowiadań ostatnio tak mnie natchnęło na opowiadanie magiczne. Co myślicie? Podobałoby Wam się? Piszcie w komentarzach co myślicie! ;) Do zobaczenia myszki < 3

wtorek, 17 czerwca 2014

Chapter 23.


Od tamtej rozmowy z Liam’em żadna noc nie była przespana przeze mnie całkowicie. Każdej śniło mi się coś związanego z misją.  Raz, że nie zdążyłem na czas, innym razem, że zrobiłem coś źle, trzecim, że Lou został porwany przez kogoś. Nie mogłem przestać myśleć o tym wszystkim. To było tak trudne i tak beznadziejne.  Nie wiedziałem co robić. Co z tego, że codziennie przeszukiwałem tysiące książek wraz z Liam’em w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji, a to i tak nic nie dawało. Nie mogliśmy niczego znaleźć.  Tak jakby ludzie nigdy nie słyszeli o aniołach. Siedziałem właśnie w pokoju, przeglądając jedną z książek, lecz nadzieję straciłem już dawno, na to że coś znajdziemy. Dziś robiłem to sam, ponieważ Liam chciał spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem. Jęknąłem głośno, dość sfrustrowany tym, że marnuje czas. Mimo, że miałem właśnie ferie zimowe, nie tak wyobrażałem sobie spędzenie ich. Myślałem raczej o jakichś wypadach z Lou na narty lub coś w tym stylu. A jak do tej pory nie wyszedłem nawet na zewnątrz, no chyba, że do biblioteki.
- Cześć kochanie. - powiedział Louis, wchodząc do mojej sypialni.
- Hej. - odpowiedziałem, a chłopak podszedł i musnął moje usta. Zamruczałem cicho i oddałem pieszczotę. - Co tam słychać?
- No cóż. Nic dobrego. - odpowiedział cicho.
- Co się stało?  - zapytałem cicho, lekko przestraszony. Jedyne czego teraz mi brakowało to większych kłopotów.
- Byłem dzisiaj w szkole, bo mieliśmy dodatkowy trening oraz zajęcia z chemii, dla tych którzy mają słabsze oceny.
- Wiem. Mówiłeś mi to już. - powiedziałem cicho.
- I podczas jednej z przerw siedziałem z Zayn'em i zobaczyłem coś.
- Co? - zapytałem zdenerwowany.
- Grimshaw poprosił do swojego gabinetu Danielle i Eleanor. A, że ja jestem dość ciekawym człowiekiem to poszedłem za nimi. - mówił chłopak i usiadł obok mnie, łapiąc moją dłoń. - I dość dużo usłyszałem, bo nie bardzo się kryli.
- To znaczy? Co usłyszałeś?
- Oni.. oni rozmawiali o tym jak... jak cię zabić, Hazz. - gdy to usłyszałem, zmarłem. 
- Co? Powiedz, że się przesłyszałem. - szepnąłem cicho.
- Chciałbym kochanie. - powiedział cicho Louis i pogładził mój policzek. Wpatrywałem sie przed siebie, nie wiedząc co zrobić. A jeśli faktycznie mnie zabiją? Jest ich więcej, nie dam sobie sam rady. Mój Boże i co teraz? Nie mogę uciec, ale z drugiej strony nie chcę umierać. Nie mogę tak po prostu zostawić Lou. Muszę coś z tym zrobić. Nie mogę się poddać. Muszę walczyć.
- Muszę coś wymyślić. - powiedziałem cicho. - Czuję, że to się stanie lada dzień. Musze mieć plan, Lou. Nie mogę pozwolić się pokonać. - powiedziałem twardo i chwyciłem telefon, natychmiast dzwoniąc do Liam'a.
- Gdzie dzwonisz? - zapytał szatyn.
- Do Liam'a. On nam pomoże. Razem z Niall'em.
- To oni wiedzą? - zapytał zdziwiony.
- Więcej niż wiedzą. Liam też jest.. no wiesz. - mruknąłem i spróbowałem jeszcze raz, gdy nikt nie odebrał. 

- Serio!? - powiedział lekko zszokowany.
- Serio, serio. - powiedziałem i nachyliłem się całując go czule w usta. 
- Dziękuję, że jesteś przy mnie.
- Zawsze będę. - odpowiedział.
~ * ~
Następne dwa dni spędziłem z chłopakami, obmyślając plan. Praktycznie nie wychodziliśmy z mojej sypialni. Wszyscy myśleli, ze się trzymam, że jestem tak twardy na jakiego wyglądam, a w głębi serca byłem tak cholernie przerażony. Co jeśli zawiodę? Co jeśli coś się popsuje? Nie mogę na to pozwolić. Po prostu nie mogę.  Nie mogę narazić Lou na to, ze zostanie sam. Za bardzo go kocham, by go zostawić.
- Więc ustalone, tak? - mruknął Lou, opadając na poduszki.
- Tak. Harry powtórz wszystko od początku. - zarządził Liam. Westchnąłem i zacząłem mówić.
- Zamontujecie mi podsłuch oraz nadajnik w moim łańcuszku od Lou. W momencie gdy będę pewny, że to już mam wysłać sms'a do was, a następnie udać sie do szkoły. Wy zaś będziecie siedzieć w samochodzie, po drugiej stronie ulicy i będziecie obserwować oraz słuchać co się dzieje. Gdy tylko będzie coś nie tak, mam powiedzieć hasło "atak" a wy natychmiast przybiegniecie do mnie. A wtedy damy im popalić.
- Idealnie. - mruknął szatyn i zaczął skrobać coś w swoim zeszycie, a ja przytuliłem się do Lou.
- Jak się masz kochanie? - zapytał mnie czule, całując w czoło.
- Boje się.
- Czego?
- Że nie dam rady. Że nie podołam temu. Że zawiodę. - szepnąłem cicho.
- Ej myszko. Zobaczysz, że się uda. Na 100% ! Nie przejmuj sie. Wierzę, że damy radę, a później będziemy żyć długo i szczęśliwie. Razem. - szepnął mi do ucha, całując czule w czoło. Wtuliłem się w niego, chcąc tak bardzo uwierzyć w jego słowa.
~ * ~
Obudziłem się,  a moją głowę przeszył straszny ból. Jęknąłem cicho i opadłem na poduszki. Położyłem dłoń na czole, pocierając je. Był ostatni dzień przerwy zimowej od szkoły. W ostatnich dniach czułem się coraz gorzej. Bolała mnie głowa, mięśnie. Nie mogłem chodzić, bo wydawało mi się, że pod ciężarem mojego ciała moje kości po prostu nie wytrzymują. A to wszystko oznaczało tylko jedno. misja nadchodziła. I byłem niemal pewny, że zdarzy się to w ciągu najbliższych 24 godzin. Czułem to w całym ciele. Z wielkim trudem wstałem z łóżka, wziąłem prysznic oraz wskoczyłem w dresy i bluzę, po czym zszedłem na dół, zastając moją babcię, która jadła śniadanie razem z Lou. Mój chłopak przez ostatnie dni był idealny jeszcze bardziej niż zawsze. Był przy mnie nom stop. wychodził jak zasnąłem i przychodził nim wstałem. Był przy mnie, dbał o mnie, pomagał mi. Ideał ideału po prostu.
- Cześć kochanie. - przywitał mnie i już po chwili obejmował mnie ramionami, całując w czoło.
- Cześć. - szepnąłem cicho, wtulając się w niego.
- Jak się czujesz? - zapytał, pomagając mi usiąść na krześle.
- Słabo. Strasznie boli mnie głowa. Taki przeszywający momentami ból. - mruknąłem.
- To minie. W ciągu najbliższych dwóch-trzech godzin minie. - powiedziała babcia i pogłaskała mnie po włosach. - Daj mu coś jedzenia Lou, a ja idę skończyć robienie prania. - powiedziała i wyszła z kuchni.
- Na co masz ochotę myszko? - zapytał mnie chłopak.
- Na cos słodkiego. - mruknąłem.
- Naleśniki?
- Mhmmm. - zamruczałem przeciągle, ziewając. - Lou?
- Słucham? - zapytał chłopak, zajęty robieniem pyszności.
- Dziękuję ci za wszystko. - powiedziałem czule, podziwiając jego plecy.
- Ależ nie ma za co. - odpowiedział i posłał mi delikatny uśmiech.
- Jest. Ciągle tu jesteś. Zajmujesz się mną. Nie masz czasu dla siebie. Czuję się trochę winny. - westchnąłem cicho.
- Ej nie. Przestań myszko. - powiedział i podszedł, kucając przede mną i złapał moje dłonie w swoje. - Robię to wszystko, ponieważ cię kocham. Ponieważ jesteś dla mnie najważniejszy. Ponieważ martwię się o ciebie i nie dam cię skrzywdzić. Nie mam jakichś super mocy jak ty czy Liam, nie jestem nikim wyjątkowym, ale zrobię wszystko, absolutnie wszystko by mój skarb, mój Hazza był bezpieczny cukiereczku. - wyszeptał i ucałował mnie czule w usta. Westchnąłem i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Tak bardzo cię kocham, LouLou. - przytuliłem się do niego mocno, zamykając oczy. - Z tobą jest mi dużo łatwiej.
- Cieszę się, że mogę być pomocny.
- Mój kochany, wyjątkowy Lou. - musnąłem jego usta delikatnie.
- Twój. A teraz wybacz, naleśniki. - zachichotał i odsunął się lekko, wracając do przerwanej wcześniej czynności, a ja oparłem brodę na dłoniach i obserwowałem go.
- Lou? A może wyskoczymy dzisiaj gdzieś? - zapytałem. - Na spacer po śniadaniu albo na zakupy. cokolwiek. Nudzę się w tym domu. Wszystko już mamy zaplanowane, więc chyba możemy.
- Oczywiście. Po śniadaniu ubierzemy się i pójdziemy na zakupy i czekoladę, co ty na to? - zapytał i zaczął smażyć smakołyki.
- Super. - pokiwałem głową. Po chwili zaczęliśmy zajadać naleśniki, po czym pozmywaliśmy, przebrałem się i po założeniu kurtek, szalików i reszty wyszliśmy z domu. Złapałem chłopaka za dłoń i powoli ruszyliśmy do galerii. Mało rozmawialiśmy podczas drogi. Każdy zatopiony był raczej w swoich myślach. Przyglądałem się dzieciakom, które bawiły się w parku, lepiąc bałwany, jeżdżąc na sankach. Widać było, że są szczęśliwe. Uśmiechnąłem się sam do siebie i mocniej objąłem chłopaka, całując go w czoło. Zachichotał cicho. Po dość długim spacerze dotarliśmy do galerii i weszliśmy ochoczo do środka, gdzie panowało ciepło. - To co najpierw? Czekolada? - uśmiechnąłem się szeroko, widząc jak zaświeciły mu się oczy. Mój mały słodziak, uwielbiający słodkości. Weszliśmy do kawiarenki i zdjęliśmy swoje kurtki, po czym zamówiłem nam dwie gorące czekolady oraz szarlotkę. siedzieliśmy razem i delektowaliśmy się smakołykami oraz swoim towarzystwem, rozmawiając o różnych rzeczach.
- Jak Niall zareagował na wieść o tym, ze Li jest aniołem? - zapytał zaciekawiony Lou. No tak. nie opowiadał mu o tym.
- Był w lekkim szoku, ale od razu go zaakceptował i chciał wiedzieć absolutnie wszystko o nim, o tym jak lata. - zachichotałem, przypominając sobie jak mnie też męczył o to, bym mu się ukazał i przez następną godzinę porównywał moje skrzydła do skrzydeł jego ukochanego. Oczywiście Liam w każdym calu był lepszy.
- No tak. To Niall. - roześmiał się cicho szatyn. Pokiwałem głową w pełni się z nim zgadzając. - Wybacz mi na chwilę. Idę do toalety. - powiedział i uśmiechnął się, wstając i zniknął za drzwiami toalety. Westchnąłem cicho i wyjąłem telefon z kieszeni, który zaczął mi dzwonić.
- Słucham? - mruknąłem do telefonu.
- Cześć Harry. Co tam? - usłyszałem głos Liam'a i od razu wdaliśmy się w rozmowę. Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Rozejrzałem się po pomieszczeniu nigdzie nie dostrzegając Lou.
- Czekaj Liam. - powiedziałem szybko i wbiegłem do toalety i sprawdziłem każdą kabinę, lecz nigdzie go nie było.
- Co jest Hazza? Co się stało? - usłyszałem w telefonie.
- Nie ma Louis'a. Zniknął. Po prostu zniknął. Wyszedł do toalety i nie ma go Liam! - pisnąłem do telefonu, blisko szaleństwa.
- Uspokój się Harry! Cicho. Na pewno go nie ma? - zapytał chłopak siląc się na spokojny głos, ale coś mu to nie wyszło. Zapłaciłem za nasz deser i od razu wybiegłem z galerii, rozglądając się i zamarłem. - Harry? Harry jesteś tam? - usłyszałem w telefonie.
- Zaczyna się.
- Co? - zapytał nie rozumiejąc.
- Misja, zaczyna się. właśnie go mają. - szepnąłem przez łzy i widziałem tylko jak Lou wciągany jest do samochodu, który odjechał z piskiem opon, a ja stałem wcięty w ziemię, nie wiedząc co zrobić.

______________________________________________________________

Jestem z kolejnym rozdziałem! ;) Proszę, wybaczcie mi, ze tak późno, ale w ciągu ostatniego czasu dużo się działo. wiadomo koniec roku, poprawianie ocen itd. Więc zajęło mi to bardzo dużo czasu, ale opłaciło się! Średnia 5,26 !! Więc teraz spokojnie mogę do Was wrócić. Sądzę, że wyrobię się do lipca z tym opowiadaniem i wtedy zrobię sobie miesiąc przerwy i przybędę z następnym! W ogóle musze się Wam pochwalić! Byłam w Budapeszcie na trzy dni i szczerze?! chce tam wrócić! Co za cudowne i piękne miasto! Boże na serio wspaniałe!! Najpiękniejsze jest jednak nocą, gdy podziwiasz je płynąc Dunajem ahhhh <3 Musze tam wrócić!! <3 A teraz wracając do opowiadania. Dziękuję za 8 komentarzy pod tamtym i proszę o jeszcze więcej!! Z kolejnym rozdziałem przybędę tak szybko, że nawet nie ogarniecie kiedy! l;) Do zobaczenia <3

sobota, 31 maja 2014

Chapter 22.


 
- Harry? Jesteś gotowy? Zaraz przyjdą. - usłyszałem krzyk mamy z salonu. Spojrzałem na siebie w lustrze. Miałem na sobie czarne dżinsy, białą koszulę zapiętą pod samą szyję oraz popielatą marynarkę. Założyłem czarne trampki oraz zmierzwiłem swoje włosy. Dziś wypadały święta Bożego Narodzenia, więc mama i Gemma oraz jej chłopak Mike przyjechali do babci, a ta zaprosiła do nas na obiad rodzinkę Tomlinsonów. Co mnie osobiście bardzo ucieszyło. Przeskanowałem swój pokój, który posprzątałem w razie gdyby ktoś wszedł czy coś. Poprawiłem włosy i powoli zszedłem do salonu. Moja ukochana rodzinka bardzo się postarała. Stół był pięknie udekorowany świeżymi kwiatami. Każdy miał przygotowany swój talerz. Było pełno ciastek, placków, sałatek. Było po prostu wszystko. Po całym domu rozchodził się piękny zapach pieczonej kaczki. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Zapowiadał się uroczy dzień. Po chwili usłyszałem dźwięk dzwonka.
- Otworzę. - mruknąłem i poszedłem w stronę drzwi. Poprawiłem się względnie i z uśmiechem otworzyłem. 
- Harry! - usłyszałem i zaraz po tym do moich nóg przytuliły się dwie istotki. Uśmiechnąłem się i zaprosiłem resztę do środka.
- Proszę. Rozbierzcie się. - powiedziałem. Zauważyłem, że są same dziewczyny. - A gdzie Louis? - zapytałem, próbując ukryć rozczarowanie.
- Zaraz przyjdzie. Coś tam zapomniał i wrodził do domu. - wytłumaczyła Jay.
- Och. Okej. Zapraszam dalej. - wskazałem na salon. Kobieta posłała mi uśmiech i weszła razem z córkami, a po kilku sekundach usłyszałem jak witają się z moją rodzinką. Wyglądnąłem przez okno i nikogo nie dostrzegłem. Westchnąłem cicho i niepostrzeżenie udałem się do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i powoli otwarłem szafę, wyjmując torebkę z prezentem dla mojego skarba. Spoczywał tam uroczy sweterek, płyta jego ulubionego zespołu oraz delikatna zawieszka w kształcie kotka do jego łańcuszka. Nie wiem czemu ale Lou zawsze kojarzył mi się z kotkami.
- To dla mnie? Ale słodko. - usłyszałem tuż przy swoim uchu i podskoczyłem przerażony, łapiąc się za serce. Powoli odwróciłem się i dostrzegłem mojego cudownego chłopaka. Stał i uśmiechał się, trzymając w dłoni małą torebkę na prezenty. Zlustrowałem go i przygryzłem wargę, zadowolony z tego co dostrzegają moje oczy. Wyglądał wspaniale. Zwykłe czarne rurki, eleganckie buty tego samego koloru. Błękitna koszula z krótkim rękawem w różne wzroki, odpiętą pod szyją oraz czarna marynarka. Jego włosy były rozwiane jak zawsze. - Podoba ci się to co widzisz? - zamruczał kokieteryjnie, widząc, że się przyglądam i oblizał usta, a mój wzrok powiódł za jego językiem. Cholerny, idealny facet.
- Nawet bardzo. - uśmiechnąłem się i podszedłem, kładąc dłoń na jego biodrze. - Nie ładnie się tak spóźniać. - zamruczałem z uśmiechem.
- Wybacz. Zapomniałem rzeczy na zmianę. - zachichotał. Ach no tak. Państwo Tomlinson mają zostać na noc. Czuję, że może być dość... ciekawie. Pokręciłem jedynie głową i szepnąłem.
- To co? Przywitasz się ze mną skarbie? - chłopak zabrał ode mnie torebkę i odłożył wraz ze swoją, po czym ujął moją twarz w dłoń i przesunął się tak blisko, że niemal dotykaliśmy się wargami.
- Cześć kochanie. - szepnął, po czym wpił się w moje usta. Jęknąłem cicho i ochoczo oddałem pieszczotę, łapiąc go za biodra. Powoli wsunąłem język w jego wargi, co wywołało stłumiony jęk zadowolenia mojego ukochanego. Czułem jak jego dłonie wplatają się w moje włosy. Powoli odsunąłem się, liżąc jego dolną wargę.
- Hej. - szepnąłem na wydechu.
- Jak miło. - mruknął, po czym znowu mnie pocałował, napierając na mnie tak, iż cofnąłem się, uderzając plecami o ścianę. Wplotłem dłonie w jego włosy, szarpiąc je lekko. - Harry. - powiedział cicho w moje usta chłopak, napierając swoim ciałem jeszcze bardziej na moje. Jęknąłem cicho.
- Lou.. mm.. wystarczy.. musimy iść.. - szepnąłem w jego wargi niechętnie. Oderwał się z mlaskiem od moich ust i uśmiechnął lekko.
- Twoje zarumienione policzki są cudowne. - zachichotał chłopak.
- Cicho. - mruknąłem zasłaniając je dłońmi. Chłopak zaśmiał się cicho, po czym musnął mój policzek i splótł nasze dłonie, ciągnąc mnie na dół. Weszliśmy do salonu, gdzie wszyscy już siedzieli, a moja babcia właśnie wnosiła pierwsze danie. Zajęliśmy miejsca obok siebie i wydaliśmy się w rozmowy z rodzinką, zajadając smakołyki.

~ ♥ ~

- To było po prostu wyśmienite Anne. - pochwaliła Jay kuchnie mojej mamy, gdy dzieciaki wraz z Gemma i jej chłopakiem oglądali Kevina, a my powoli sprzątaliśmy ze stołu.
- To prawda. - poparł ją Lou. Zachichotałem i szepnąłem mu do ucha.
- Nie podlizuj się tak teściowej. - chłopak zaśmiał się i lekko zarumienił.
- Oj tam. - mruknął cicho. Musnąłem jego policzek i szepnąłem mu do ucha.
- To co? Idziemy na górę? - szatyn pokiwał głową z uśmiechem. - To my idziemy do mnie mamo. - powiedziałem.
- Uciekajcie. - uśmiechnęła się. - Gemma! Dziewczynki! Chodźcie! Ubieramy się i idziemy na spacer.- zawołała głośno. Uśmiechnąłem się i razem z Lou poszliśmy do mnie. Zamknąłem drzwi za sobą i wyłączyłem lampki na choince, które wypełniły sypialnie kolorowymi, przytłumionymi barwami.
- To co? Chyba czas na prezenty. - pisnął Louis i wziął swoją torebeczkę. Również to uczyniłem i usiadłem na łóżku, naprzeciwko chłopaka. - Proszę. To dla ciebie kochanie moje. - wręczył mi prezent. Uśmiechnąłem się delikatnie i otworzyłem go. W środku znajdowało się kolejne pudełeczko, tyle, że mniejsze. Wyciągnąłem go i otworzyłem szybko, a w środku na poduszeczce leżała delikatna, błyszcząca, złota bransoletka z malutkimi literkami L i H. Poczułem, że moje oczy wypełniają się słonym płynem, a kilka łez spływa wzdłuż moich policzków.
- Jest... taka piękna. - wyszeptałem cicho, biorąc ją w dłonie. - Zapniesz mi? - szepnąłem cicho, podając mu nadgarstek. Chłopak powoli zapiął ją i ucałował moją dłoń. Westchnąłem cicho, po czym wręczyłem mu prezencik.
- Ojej jaki słodki. - zachichotał, wyjmując sweterek w reniferki, po czym ucałował mnie, gdy tylko zobaczył płytę. Po sekundzie wyciągnął małe pudełeczko z zawieszką. - Kotek? - zapytał, gdy już wyciągnął zawartość.
- Zawsze przypominasz mi kociaka, kociaku. - zamruczałem i musnąłem jego usta. Chłopak ochoczo oddał pieszczotę, ale po chwili oderwał się od mnie i zabrał wszystko z mojego łóżka, po czym wrócił do mnie i położył się obok.
- Lubię z tobą przebywać. - szepnął, gładząc mój policzek.
- Ja z tobą też. Dzięki twojej obecności zawsze jestem tak spokojny. - odpowiedziałem cicho. Louis pokiwał głową, po czym naparł na moje wargi. Westchnąłem, oddając pocałunek. Uwielbiałem być przez niego całowany. Czułem się wtedy kochany i potrzebny komuś innemu. Chłopak powoli odgarnął moje loczki z twarzy i musnął czubek mojego noska. Zachichotałem cicho, wtulając się w jego ciało. Louis gładził moje plecy dłonią, za każdym razem wślizgując swoją wścibską dłoń pod moją koszulę i gładził nagą skórę. – Mm.. – zamruczałem i musnąłem jego szyję ustami. Chłopak zapiszczał cicho, a ja roześmiałem się. Lubiłem to w nas. Każda spędzona razem chwila wprawiała nas w cudowne humor, chichotaliśmy i potrafiliśmy leżeć, o niczym nie rozmawiając. Po prostu ciesząc się swoją obecnością. Poczułem nagle, jak Lou unosi się i nim się obejrzałem, siedział już na moim brzuchu, patrząc mi prosto w oczy. Wpatrywałem się w niego, niczym w obrazem. Piękny, idealny. Szatyn złapał moją marynarkę i zdjął ją ze mnie, odrzucając na bok. – Mm.. odważny Lou. Lubię cię takiego. – zamruczałem cicho, czując jego dłonie, sunące się w górę mojej klatki piersiowej, do guzików koszuli, która po chwili była już w niewiadomej części mojego pokoju. Wzrok mojego ukochanego śledził ruchy jego dłoni po moim ciele. Muskał kontury mięśni, gładził boki, schodząc coraz niżej. Po chwili poczułem jego usta na swojej szyi i zamknąłem oczy. To było tak przyjemne. Czuć go. Czuć, że mnie kocha. Całował i przygryzał moją skórę, zostawiając za sobą małe, czerwone ślady. Mmm.. rano będę miał pamiątkę tego co się dzieje. Zszedł ustami do linii moich spodni, a ja mimowolnie wypchnąłem biodra w górę. – Mm.. Lou. – szepnąłem cicho, po czym uniosłem się i przyciągnąłem go do pocałunku, siłując się z jego koszulą, ale już po paru sekundach dane było mi cieszyć się cudowną fakturą jego skóry. Gładziłem ją i całowałem, nie mogąc przestać. Kochałem to, że zawsze była tak miękka i delikatna. Skora przyjmować moje pocałunki. Czułem, jak chłopak delikatnie się pode mną wił, jęcząc cicho. – Jesteś taki wrażliwy. 
- Harry.. – wyszeptał cicho i pchnął mnie na poduszki, napierając na moje wargi. Oddawałem pieszczotę ochoczo. W moich żyłach krew zaczęła szybciej krążyć, a oddech znacznie przyśpieszył. Czułem, że moje ciało zaczyna na to reagować, a miejsce w spodniach zaczyna robić się niewygodne. Nagle jęknąłem głośno, czując jak chłopak otarł się swoim krocze o moje.
- Mm.. Lou. – pisnąłem cicho. Chłopak zachichotał cicho i gładził uspokajająco moje plecy i nachylił się, pociągając zębami za materiał spodni tak, iż guzik wyskoczył z dziurki, po czym chwycił zamek i pociągnął w dół, a w pomieszczeniu rozległ się cichy zgrzyt. Po chwili męczarni, chłopak zdarł ze mnie spodnie i od razu przywarł ustami do mojego uda. Pisnąłem cicho. Całował i ssał moją skórę, co potęgowało tylko moje podniecenie, które powoli zaczynało być coraz bardziej widoczne w czarnych bokserkach. Podparłem się na łokciach i obserwowałem chłopaka, który powoli lizał moje uda. Nie mogłem pozwolić mu na więcej, bo moje bokserki by tego nie wytrzymały. Popchnąłem go na pościel i wpiłem się w jego wargi, od razu wdzierając się językiem do środka i penetrowałem wnętrze jego ust bardzo dokładnie. Po czym szybkim ruchem zdarłem z niego resztę odzieży, wraz z bielizną i jak on wcześniej przyssałem się do jego uda. Usłyszałem jęk, najwyraźniej stłumiony dłonią. Całowałem jego gładka skórę i lekko ścisnąłem jego biodro. Nim się obejrzałem chłopak znowu odwrócił nasze role i znajdował się teraz nade mną. Całowaliśmy się, dokładnie penetrując nawzajem swe usta. Nagle poczułem jak chłopak powoli ociera się swoim członkiem o mojego. Jęknąłem cicho i pisnąłem. Louis zachichotał delikatnie i ponowił ruch, patrząc mi prosto w oczy. Och.. więc to był jego plan. Będziemy uprawiać.. dziwny seks. Przyjemnie. Poczułem jak po raz kolejny ociera się o mnie. Jęknąłem przeciągle i wplotłem dłonie w jego włosy, napierając na jego wargi.  Z czasem jego ruchy przyspieszyły i nasze penisy ocierały się o siebie, co wywoływało potężne dreszcze na całym moim ciele. Nasza skóra pokryta była delikatną warstwą potu. – Lou.. – jęknąłem głośno, odrzucając głowę w tył. Czułem przyjemne ciepło, kumulujące się w moim brzuchu. Czułem, że zbliża się nieubłagany, potężny orgazm. Nasze biodra zaczęły współpracować jeszcze szybciej, a z ust wydobywały się coraz głośniejsze jęki oraz sprośne słowa. Nim się obejrzałem, poczułem jak chłopak wytryska mocno na mój brzuch, a kilka sekund później ja dochodzę z jękiem jego imienia.
-  Lou! – po czym opadłem na poduszki, a szatyn obok mnie, wtulając się w mój bok.  Oddychałem szybko, odgarniając loki z czoła. Czułem oddech mojego ukochanego na szyi, co niezwykle mnie satysfakcjonowało. Wręcz słyszałem szybkie bicie jego serca, szybki, niemiarowy oddech. A kto to spowodował? Ja.  – Kocham cię. – wyszeptałem mu do ucha, otulając go mocno ramionami.
- A ja kocham ciebie. – odszepnął i nasze usta spotkały się w delikatnym, powolnym pocałunku, skąpanym w morzu miłości.

~ * ~

- 10, 9, 8, 7.. – słyszałem ludzi, wykrzykujących sekundy, dzielące nas od przywitania nowego roku, lecz nie interesowało mnie to. Teraz w głowie i w myślach i w sercu miałem jedno. Mojego ukochanego, który stał obok, wpatrując się w moje oczy.  To miał być nasz pierwszy sylwester razem. I był. Idealny. Cały wieczór spędziliśmy razem z przyjaciółmi dobrze się bawiąc, przytulając i kradnąc czułe całusy. A teraz wszyscy razem znajdowaliśmy się na rynku, gdzie miał odbyć się pokaz sztucznych ogni. - 6,5,4,3.. – przyciągnąłem chłopaka do siebie i wziąłem jego twarz w dłonie.  -2, 1,.. szczęśliwego nowego roku! – wykrzyczeli nasi przyjaciele, ale nie zwracałem na nich uwagi. Teraz najważniejsze były usta mojego Lou, które powoli mnie całowały i szeptały słowa miłości. - Kocham cię. – wyszeptałem w jego skórę, uśmiechając się. - A ja ciebie myszko. – odpowiedział, wtulając się we mnie.

~ * ~

- To Nick Grimshaw! – wykrzyczał Liam, wbiegając do mojego pokoju. Uniosłem głowę zdziwiony. Była już 11pm i miałem iść się kąpać. Nie spodziewałem się go u mnie. - Liam? Co tu robisz? Coś się stało? Co Nick? – zapytałem lekko zdezorientowany, wstając z łóżka.- To on.. on jest Czarnym Skrzydłem! – powiedział chłopak, oddychając szybko i oparł dłonie na kolanach. - C..Co?! – powiedziałem z niedowierzaniem. To niemożliwe! To przecież mój nauczyciel. Jak on może być.. ale jak?! Jak to do cholery możliwe?!
-
 To on. Jestem pewny. – powiedział szatyn i usiadł obok mnie na łóżku. - Ale.. ale skąd wiesz? – zapytałem.- Byłem w klubie z Niall’em i gdy poszedł do łazienki zauważyłem Danielle i El, więc podszedłem by się przywitać. Nie zauważyły mnie i rozmawiały. Mówiły o nim. One z nim współpracują! A skoro one we dwie są w twojej wizji, to oznacza..-.. że on tez jest w to zamieszany. – dokończyłem szeptem, powstrzymując łzy cisnące się do moich oczu. No to przewalone.
__________________________________________________

Cześć ;c Przedstawiam Wam kolejny, już 22 rozdział. I chcę powiedzieć, że trochę się na Was zawiodłam.. Pod ostatnim rozdziałem był AŻ (czujecie ten sarkazm?) cztery komentarze. Tak bardzo Wam się nie podoba moje opowiadanie czy nie chcecie komentować? Jak to jest? Bo ten rozdział został wyświetlony ponad 160 razy, a komentarzy 4... Jest mi bardzo przykro.. bardzo. Jeśli Wam się nie podoba to może nie będę pisała kolejnego opowiadania? Jest sens? ; c ehh.. nieważne. Więc taka moje prośba, jeśli Wam się podoba ten rozdział to skomentujcie. Będzie mi bardzo miło. To do zobaczenia ; ) < 3

wtorek, 20 maja 2014

Chapter 21.




Obudziłem się dość wcześnie i leżałem na łóżku, myśląc o wszystkim. O Lou, o misji, o szkole. Ciągle nie wiedziałem czego to zadanie ma dotyczyć. Żyłem w niepewności. Byłem się tego co może się wydarzyć w przypadku gdybym nie zdążył na czas. W końcu wstałem i szybko odbyłem poranną toaletę, zjadłem szybko jakieś płatki, umyłem zęby i ubrałem się. Babcia dalej spała więc położyłem małą, ozdobną torebkę w kuchni na stole i wyszedłem do szkoły, ujawniając sie wcześniej czy wziąłem wszystkie prezenty. Jedynie upominek dla Lou miałem cały czas przy sobie, aczkolwiek stwierdziłem że nie dam go mu w szkole. Pójdziemy do mnie po lekcjach i tam mu dam. Szybkim krokiem skierowałem się do szkoły i po chwili byłem już w środku.
- Harry! - usłyszałem wołanie i ujrzałem blondynkę wyłaniającą się zza szafek.
- Perrs? - zapytałem zdziwiony. - Zmieniłaś kolor! - uśmiechnąłem się i ucałowałem ją w policzek. - Ale ci ślicznie. Wyglądasz pięknie.
- Aww Hazz. Cieszę się, że ci się podoba. - powiedziała i złapała mnie po ramię. - Chodź.  Siedzimy koło stołówki. - ruszyłem z nią i rozmawialiśmy ogólnie. Już z daleka dostrzegłem resztę naszej paczki. Niall siedział na kolanach u Liam'a, który mocno go obejmował. A Zayn rozmawiał z moim chłopakiem. Niemal zaliczyłem glebę z wrażenia, gdy Lou odwrócił się w moją stronę. Wyglądał nieziemsko. Miał na sobie czarne, obcisłe rurki, podwinięte oraz vansy. Ubrał również białą koszulkę i kartkę dżinsową. Jego włosy jak zawsze były w nieładzie. Mój perfekcyjny chłopak.
- Cześć kochanie. - przywitał się i musnął moje usta.
- Cześć przystojniaku. - zamruczałem i pogładziłem jego policzek. - Ale seksownie wyglądasz. Tak gorąco. - wyszeptałem mu do ucha. Chłopak zachichotał i uśmiechnął sie zalotnie. Roześmiałem się i usiadłem obok uroczej parki, wyciągając małe torebki z torby.
- Proszę. - wręczyłem swoim przyjaciołom.
- Hazz. Nie trzeba było. - mruknęli cicho, uśmiechając sie po czym sami wyciągnęli upominki od siebie. - Aww dziękuję. - uśmiechnąłem się gdy otrzymałem płytę Nirvany. - Kochani jesteście.  - przytuliłem ich. Zauważyłem, że Lou mnie obserwuje. Wstałem i przytuliłem go od tyłu, szepcząc.
- Po lekcjach idziemy do mnie. Wolę dać ci coś na osobności. - chłopak zachichotał i pokiwał głową.
- Też mam coś dla ciebie. - zamruczał.
- Czyli widzimy się po lekcjach. - musnąłem jego usta i razem z blondynką i blondynem udałem się na lekcje.

~ * ~

 Po historii, mojej ostatniej lekcji czekałem na Lou, siedząc na dziedzińcu. Pożegnałem się z Niall'em i zauważyłem, idącego do mnie szatyna.
- Jak tam? - zapytał i pocałował mnie czule.
- Całkiem dobrze. - odpowiedziałem. - To co? Idziemy do mnie? - zapytałem.
- Tak. Pewnie. - splotłem nasze palce i ruszyliśmy drogą przez park. Chłopak opowiadał mi o swoim treningu oraz meczu, który już niedługo ma się odbyć. - Będę ci kibicować. - zachichotałem. - Będę miał pompony.
- Aww jak słodko. - roześmiał się i pocałował mnie w policzek. Po chwili byliśmy już u mnie. Babcia postanowiła wyjść na zakupy, wiec dom był pusty. 

- Chodź do kuchni. Napijesz sie czegoś? -zapytałem, stawiając wodę.- Herbatę poproszę. - powiedział z uśmiechem, zajmując jedno z krzeseł. Zaparzyłem nam dwie i postawiłem na stole.
- Proszę. - usiadłem obok niego. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu westchnąłem i wyciągnąłem z kieszeni małe pudełeczko. - Mam coś dla ciebie. - uśmiechnąłem się nieśmiało.
- A ja coś dla ciebie. - uśmiechnął się i również wyjął małe pudełeczko.
- Proszę kochanie. - podałem mu i musnąłem jego wargi swoimi. - Kocham cię, Lou. - wyszeptałem. Chłopak wstrzymał oddech i spojrzał mi w oczy.
- A ja kocham ciebie, Hazz. - szepnął po czym wręczył mi prezent. Delikatnie odpakowałem papierni zdjąłem zatyczkę z wierzchu i wytrzymałem powietrze. W środku na czerwonej gąbce leżał srebrny, bardzo delikatny łańcuszek z serduszkiem.
- Och Lou. - szeptałem i przytuliłem go mocno. - Dziękuję. Bardzo mi się podoba. - szepnąłem do jego ucha.
- Serio?
- Tak. Jest cudowny. - wyszeptałem i wyjąłem go powoli, podając mu. - Zapniesz mi? - poprosiłem. Chłopak powoli wziął go w ręce i zapiął na mojej szyi, naznaczając ją czułym pocałunkiem. - Teraz ty. - szatyn pokiwał głową i powoli rozpakował. Zamarł i zauważyłem w jego oczach iskrzące łzy.
- Jest piękny.- wychrypiał cicho, patrząc na cudeńko. Wyjął go i powoli mi podał, bym uczynił z nim to co on z moim. Po kilku sekundach srebro spoczywało na jego szyi, a ja musnąłem jego policzek. -Bardzo ci dziękuję Hazz. Już zawsze będę miał cię przy sobie, aniołku.
- Już zawsze, serduszko. - i pocałowałem go po raz kolejny.

~*~

I znowu, po raz kolejny siedziałem w galerii, czekając aż ci inteligentni ludzie znajdą ten prezent. Było tylko kilka dni do świąt a Perrie i Liam, przypomnieli sobie, że nie mają nic dla swoich połówek. Blondynka zniknęła w sklepie muzycznym, a my z Liam’em siedzieliśmy i myśleliśmy nad prezentem dla blondyna.
- Daj mu książkę. - zaproponowałem.
- Nie lubi czytać.
- Płyta?
- Ma już wszystkie swoje ulubione.
- Gra?
- Nie gra zbyt dużo.
- No to nie wiem. Poddaje sie. - jęknąłem.
- Harry pomóż mi! Co ty dasz Lou na święta? - zapytał szatyn.
- Mam dla niego uroczy sweterek oraz płytę. - odpowiedziałem.
- A co dałeś mu na Mikołaja? - zapytał.
- Dałem mu.. - i nagle doznałem olśnienia. Wstałem i pociągnąłem chłopaka za rękę w stronę sklepu z biżuterią. Weszliśmy i pociągnąłem go do odpowiedniej półki.
- Kup mu to. - powiedziałem i wskazałem na złoty łańcuszek z aniołkiem. - Ja dałem taki Lou na Mikołaja tylko srebrny. Dzięki temu nigdy nie zapomni kim jestem. A ty będziesz miał okazję powiedzieć Niall'owi. - szepnąłem.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytał niepewnie.
- Myślę, że on zasługuje by wiedzieć. - odpowiedziałem.
- Chyba masz rację. - powiedział cicho Liam.
- To kupuj i chodźmy stąd wreszcie. Nogi mnie już bolą. - jęknąłem ze śmiechem. Szatyn pokiwał głową i kupił łańcuszek. Po chwili dołączyła do nas Perrie i udaliśmy się do samochodu starszego. Podrzuciliśmy blondynkę do domu i teraz jechaliśmy do mnie.
- Jest ktoś u ciebie? - zapytał.
- Pewnie babcia. Chociaż chyba nie. Mówiła coś o fryzjerze. Znowu. - mruknąłem.
- Będziesz miał coś przeciwko, żebym wpadł do ciebie na chwilę? Muszę ci coś powiedzieć.
- Okej. Nie ma problemu. - uśmiechnąłem się i po chwili byliśmy już u mnie. Zaprosiłem go do środka i wyszliśmy do kuchni. - Napijesz się czegoś? - zapytałem.
- Wodę. - uśmiechnął się. Kiwnąłem głową i nalałem mu do szklanki, stawiając przed nim.
- Więc o co chodzi Liam? Coś z blondaskiem jest nie tak? - zapytałem.
- Nie. Z Niall'em wszystko jest okej. Chodzi o nasze sprawy. - powiedział.
- Anielskie?
- Tak. - westchnął.
- Słucham? - powiedziałem.
- Powiedz mi Hazz, co wiesz o niebie? - zapytał, a ja spojrzałem na niego zdziwiony.
- Niezbyt wiele. Wiem, że jest to wymiar, który pokrywa Ziemię. Babcia mówiła, że to coś w rodzaju kurtyny albo zasłony.
- Szczęściarz z ciebie, że masz taką babcię. Wystarczy, że zapytasz. - powiedział chłopak.
- To prawda. Zapytać mogę, ale bardzo rzadko dostaje odpowiedź. - westchnąłem.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony.
- Nie wiem. Myślę, że ona po prostu chce mnie chronić. Ale mówi też, że wiele rzeczy muszę odkryć sam. Albo inne bzdury. - westchnąłem. - Ty na przykład powiedziałeś, że twoim ojcem jest Czarne Skrzydło, a ja nie mam pojęcia co to takiego. Myślę, że pewnie to jakiś zły anioł, ale nie jestem pewien. Nikt nigdy mi o czymś takim nie mówił. - chłopak obserwuje mnie przez chwile, po czym mówi.
- Czarne Skrzydło to upadły anioł. Sądzę, że upadek ten nastąpił bardzo dawno.
- I mają czarne skrzydła? Te upadłe anioły? - zapytałem.
- Wydaje mi się, że tak. W ten sposób chyba można rozpoznać. Białe Skrzydło to dobry anioł, a Czarne zły. - westchnąłem gdy o tym mówił. Nie miałem pojęcia o takich rzeczach. Czułem się taki głupi. - Kiedy byłem rok temu w Mediolanie, spotkałem anioła czystej krwi i opowiedział mi właśnie o Czarnym Skrzydle. Powiedział, że kiedyś może próbować mnie odnaleźć.
- Dlaczego? - zapytałem przestraszony.
- Bo jest moim ojcem. I dlatego, że nas potrzebują. - wziął oddech, po czym dodał cicho. - Tworzą armię. 

~ * ~

- Babciu! - krzyknąłem, gdy tylko weszła do domu.
- Co się stało?  - wbiegła do kuchni, wyraźnie zaniepokojona.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że między aniołami trwa wojna? - kobieta patrzy na mnie przerażona.
- Co takiego?
- Liam Payne jest anielitą. - mówię szybko. - I powiedział mi, że między dobrymi, a złymi aniołami trwa wojna.
- Liam jest aniołem?
- Tak. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- No cóż kochanie. - mówi oszołomiona, siadając przy stole. - Przypuszczałam, że to wiesz.
- Skąd niby, skoro ty mi nic nie mówisz?! - powiedziałem.
- Na świecie jest i dobro i zło. Przecież wiesz.
- Ale o Czarnym Skrzydle mi nie powiedziałaś! Nigdy nie mówiłaś, ze wędrują po świecie i zbierają armię. - wykrzyczałem. Kobieta wzdrygnęła sie, nic nie mówiąc. - Czyli to prawda. - szepnąłem.
- Tak. Polują na anioły czystej krwi.
- Więc to powinno mnie uspokoić? Faktycznie. Ulżyło. - mruknąłem sarkastycznie.
- Liam powiedział ci, że jest aniołem. Tak po prostu?
- Tak. Pokazał mi skrzydła. - odpowiedziałem.
- Jaki miały kolor? - zapytała babcia.
- Biały. A jaki inny?
- Jak bardzo białe? - dopytywała.
- Nieskazitelnie. Aż raziły po oczach. Czy to ma jakieś znaczenie?
- To ukazuje, jak ważną rolę pełnisz w świecie. Większość z nas ma skrzydła w odcieniach szarości.
- Twoje skrzydła zawsze wydawały mi sie białe. - mruknąłem i niemal od razu chciałem przywołać swoje, żeby zobaczyć ich odcień.
- Owszem. Moje skrzydła są dość białe, ale nie jak świeży śnieg. - powiedziała.
- Cóż. Liam'a były bielutkie. Jeśli dobrze rozumiem, to oznacza, że ma czystą duszę. - mruknąłem już sam do siebie. Babcia wstała i nalała sobie wody, wypijając ją ze spokojem. - Jego mama została zgwałcona przez Czarne Skrzydło. Liam boi sie, że kiedyś po niego przyjdą. - mówiłem, chcąc zobaczyć reakcję kobiety. Ta jedynie nadal pije wodę i wygląda jakby to jej w ogóle nie poruszyło. A po chwili dociera do mnie dlaczego. - Wiedziałaś o nim. Wiedziałaś, że jest aniołem. Skąd? - pytam.
- Mam swoje źródła. Nie próbował być ostrożny. Jak na kogoś kto boi sie Czarnego Skrzydła wykazał się wielką głupotą tak po prostu ci sie ukazując. To bardzo lekkomyślne z jego strony.
- Wiedziałaś i mi nie powiedziałaś! - wykrzyczałem. - Ile jeszcze aniołów tu żyje? ! - zapytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Warknąłem cicho i odwróciłem sie, chcąc iść do siebie.
- A ty dokąd?! Rozmawiam z tobą! - powiedziała babcia, łapiąc mnie za ramie.
- Najwyraźniej właśnie nie! - wybuchnąłem.
- Harry! Jeśli nie mówię ci wszystkiego, to tylko i wyłącznie dla twojego dobra. 
- Jak niby ta niewiedza ma mnie chronić?! - mruknąłem, po czym odwróciłem sie i pobiegłem do siebie, zamykając za sobą drzwi. Opadłem na łóżko i westchnąłem cicho. Nie ufa mi? Czemu nic mi nie mówi? Wyjąłem telefon i napisałem do Lou sms'a czy mógłby do mnie wpaść. Nie minęło pół godziny, a ktoś zapukał do moich drzwi. - Proszę. - mruknąłem i leżałem z głową miedzy poduszkami. 
- Co jest kochanie? - usłyszałem i zaraz poczułem, że Lou kładzie się obok mnie.
- Jestem zły. - mruknąłem. 
- Co się stało? 
- Babcia mi nic nie mówi. - westchnąłem sfrustrowany. - Wszystko ukrywa. Skąd mam wiedzieć co robić? - jęknąłem cicho. 
- Chce cię chronić. To dlatego. - powiedział. 
- Mówisz tak jak ona! Ale jak to, że nie wiem, iż istnieje coś co może mnie zniszczyć ma mi pomóc?! - westchnąłem sfrustrowany. 
- Myślę, że ona dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że jesteś już prawie dorosły i że zaczynasz decydować o sobie sam. Zaczyna dostrzegać, że nie ma na ciebie wpływu i nie może ci zabronić, a jedyne co może, to zatrzymać coś dla siebie, bo sądzi że w ten sposób to zło może cię ominąć. Zrozum też ją. Jesteś jej małym Hazzą i nagle cos może cię zabić. Postaraj sie postawić w jej sytuacji. - powiedział cicho chłopak, a ja westchnąłem, wiedząc, że ma rację. Wtuliłem sie w niego i szepnąłem.
- Jak dobrze, ze jesteś.
___________________________________________________________
Jest kolejny rozdział ;) Jak Wam się podoba? ;) Ogólnie to chcę Was tylko powiadomić, iż do końca zostało nam jakieś 6 rozdziałów ;) Myślę, iż do początku lipca się wyrobię, a później pewnie zrobię sobie przerwę do połowy sierpnia, żeby napisać chociaż połowę kolejnego opowiadania, bo od wrześnie, pewnie nie będę mieć już tak czasu. Wiecie nowa szkoła, dużo nauki. Więc pytam jeszcze raz. Czy mielibyście ochotę przeczytać opowiadanie trochę oparte na tematyce Dark'a? Oczywiście Larry! ;) Piszcie w komentarzach co sądzicie;) A dla tych co niewiedza napisałam shot'a ;) Zapraszam do przeczytania ! ;) Tak więc buźźźźkii! Do zobaczeniaaa ;) < 3