wtorek, 1 lipca 2014

Epilog

Październik 2014
- Harry spokojnie. - roześmiała się moja blond włosa przyjaciółka, Perrie.
- Jak niby mam być spokojny? Wyjaśnisz mi? Bo ja nie mam pojęcia! Dziś mija rok! Rok! Nie mogę uwierzyć. - pisnąłem z radości. Dziewczyna zaśmiała się tylko i wróciła do poprawiania moich włosów oraz związała w nich bandamę.
- Wiem. To niesamowite. - zgodziła się ze mną.
- Myślisz, że spodoba mu się ten pomysł? - zapytałem.
- Harry! Pytasz mnie o to już tysięczny raz! A ja odpowiadam po raz kolejny to samo! Jestem pewna, że mu się spodoba. Lot balonem to jest coś super! A Lou lubi sporty ekstremalne. A co do wieczornego rejsu statkiem to jest to bardzo romantyczne i jestem pewna, że się popłacze ze wzruszenia. Wiesz jaki on jest miękki. - zachichotała.
- Ej ej! Nie obrażaj mojego faceta. - wstawiłem się za nim, ale sam zaśmiałem sie cicho, bo to co mówiła dziewczyna było szczerą prawdą. Minął już rok odkąd jesteśmy razem i to był naprawdę wspaniały okres czasu. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło. I właśnie dziś miałem dla mojego ukochanego randkę-niespodziankę. Zdradziłem  mu tylko, że ma się ubrać luźno i wygodnie. W końcu czeka nas lot balonem, a później rejs statkiem po Tamizie. Byłem bardzo podekscytowany. Chciałem by był zadowolony z tego pomysłu.
- Okej. Gotowe. - usłyszałem nad uchem. Wstałem i powoli podszedłem do lustra. Miałem na sobie szare rurki, białe trampki, koszulę w kratę oraz bandame przywiązaną przez głowę. Wyglądałem naprawdę dobrze. - Na pewno mu się spodobasz. Bedzie tobą zachwycony. Jestem pewna.
- Tak myślisz? - zapytałem nieśmiało.
- Na pewno. A teraz bierz to i jedź już po niego. - zachichotała i podała mi telefon oraz portfel. Kiwnąłem głową.
- Życz mi powodzenia. - powiedziałem i zbiegłem na dół, żegnając się z babcią, po czym wsiadłem do swojego auta. Tak! Doczekałem sie prawka i własnego samochodu. Nie jest on jakiś cudowny, duży, ale dla mnie w sam raz jak na początek. Odpaliłem i już po chwili byłem pod domem ukochanego. Ledwo zgasiłem samochód, gdy chłopak juz wyszedł z domu. Wyglądał cudownie. Miętowe rurki, czarne vansy, biała koszulka i szara bluza. Mój ideał. Wyszedłem i przytuliłem go.
- Cześć kochanie. - szepnąłem czule, muskając jego usta.
- Cześć piękny. - odpowiedział w moje wargi.
- Gotowy?
- Pewnie. Możemy jechać. - uśmiechnął się i wsiadł do samochodu, a ja zaraz za nim. - To co? Zdradzisz mi w końcu dokąd jedziemy?
- Nie. To niespodzianka. Ale myślę, że ci się spodoba. - posłałem mu czuły uśmiech i wyjechałem z miasta, kierując się na obrzeża. Chłopak przyglądał mi się podczas jazdy, czułem na sobie jego wzrok. Po jakimś czasie panująca między nami cisza zaczęła ciążyć, więc odezwałem się i całą drogę spędziliśmy na wspominaniu różnych śmiesznych sytuacji z minionego roku. W końcu, po dwugodzinnej jeździe zatrzymałem się na parkingu. Przed nami roztaczał się widok na idealnie wykoszone pole.
- Będziemy grać w golfa?  - zapytał zdziwiony chłopak.
- Nie. Nie w golfa. – uśmiechnąłem się i powoli wysiedliśmy z auta. Złapałem chłopaka za dłoń i pociągnąłem w stronę pola startowego. – Będziemy latać. – powiedziałem.
- Co? Czym? – zapytał zdziwiony.
- Tym. – zachichotałem i wskazałem na ogromnej wielkości balon, który znajdował się kilka metrów przed nami.
- Żartujesz. – szepnął chłopak.
- Wcale nie. – roześmiałem się i pociągnąłem go w stronę naszego „pojazdu”. Widziałem jak Lou przypatrywał się wysokiemu przedmiotowi z niemym zachwytem w oczach. Podszedł do nas mężczyzna odpowiedzialny za sprzęt.
- Cześć. Ty jesteś Harry, tak? - zapytał mnie.
- Tak. - uśmiechnąłem się i podałem mu dłoń.
- Wszystko gotowe tak jak prosiłeś. Jest włączony autopilot, więc nie musicie się martwić. W razie czego naciśnijcie czerwony guzik, a my resztę załatwimy. Trasa również ustalona. Więc możecie ruszać. Miłej podróży. - skinął nam głową i zaprosił do wnętrza. Razem z Lou weszliśmy do środka i tuż po chwili balon zaczął wznosić się do góry. Chłopak stał i przypatrywał się coraz bardziej oddalającej się ziemi z uśmiechem, po czym odwrócił się i mocno mnie przytulił.
- Tak bardzo cię kocham, Hazz. – szepnął mi do ucha, muskając je ustami.
- A ja kocham ciebie. – odpowiedziałem czule. – I jak ci się podoba niespodzianka? – zapytałem, obejmując go od tyłu i przytulałem do siebie.
- Jest cudownie. Sam nigdy bym na to nie wpadł, a zawsze chciałem polecieć balonem. – zachichotał chłopak.
- Cieszę się, że ci się podoba. – pocałowałem go w policzek, po czym usiadłem i patrzyłem na chłopaka, zastanawiając się nad czymś. Chyba czas bym o to zapytał. – Lou?
- Hm? – zamruczał, nadal opierając się o poręcz i patrząc w przestrzeń z uśmiechem na ustach.
- Mogę o coś zapytać?
- Pewnie. Pytaj. – uśmiechnął się.
- Lou.. co się stało z twoim tatą? – zapytałem delikatnie, ale od razu zauważyłem, że mięśnie na jego plecach spięły się i bardzo powoli obrócił się w moją stronę, patrząc mi w oczy. Przez chwile przyglądał mi się, po czym westchnął, usiadł i zaczął mówić.
- Nie znam swojego taty.  On.. zostawił moją mamę i mnie gdy miałem dwa miesiące.  Minęło już tyle czasu, a ja nadal się z tym nie pogodziłem. Nie znam go, widziałem go tylko na zdjęciu, które ukradkiem obejrzałem w albumie mamy, gdy nie było jej w domu. Całe życie wychowywałem się bez niego. A gdy byłem już straszy pomyślałem, że chciałbym go chociaż zobaczyć. Raz jedyny. Nawet
z daleka. I zacząłem go szukać.
- Znalazłeś? – zapytałem cicho.
- Nie. Chociaż w pewnym sensie tak. Ale nigdy nie spotkałem. Mój.. mój tata jest w więzieniu.  – wyszeptał cicho, a ja zamarłem, patrząc na niego. – Mój.. mój tata jest mordercą. – wyszeptał przez zaciśnięte zęby. W moich oczach pojawiły się łzy, gdy zobaczyłem ten smutek w jego oczach. Od razu podszedłem i mocno go przytuliłem.
- Kochanie.. – szepnąłem i ucałowałem go w czoło. – Hej, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz skarbie. – mówiłem cichym głosem.
- Po prostu.. nie mogę zrozumieć dlaczego.
- Ludzie czasami błądzą. Twój tata też zbłądził. Poszedł złą drogą, a teraz ponosi tego konsekwencje.  Proszę nie płacz. To miał być szczęśliwy dzień. – szepnąłem.
- I jest. Tak bardzo cię kocham Harry. Dziękuję ci za wszystko. Naprawdę. Gdyby nie ty to nie wiem co bym ze sobą zrobił. – szepnął, patrząc mi w oczy.
- A ja kocham ciebie. na zawsze. – szepnąłem w jego usta, całując je delikatnie. – Jesteś moją miłością. Do końca.
- Do końca. – szepnął.
___________________________________________
 
Tak więc.. to jest już koniec.  Za nami już epilog, więc myślę, że w tym miejscu przygoda z tym opowiadaniem się kończy. Wątpię, bym chciała pisać jakieś dodatki, no chyba, że Wy chcecie bym coś jeszcze napisała do tego? Czegoś brakuje temu opowiadaniu? Wy zdecydujcie. Więc z całego serca chcę podziękować każdej osobie, która czytała moje wypociny i komentowała je! Jesteście wspaniali i bardzo Was kocham! Jak już wiecie mam pomysł na kolejne opowiadanie. Wszelkie informacje pod tym adresem. Przeczytajcie wprowadzenie i skomentujcie czy podoba Wam się ten pomysł, czy nie? W zakładce uczniowie znajdziecie wszystko na temat naszych bohaterów, a jeśli pomysł spodobał Wam się na tyle, że chcielibyście czytać, to zostawcie swój adres TT w zakładce informowani, a ja będę z pojawieniem się każdego nowego rozdziału powiadamiać Was o tym. Było by mi również niezmiernie miło, jeśli KAŻDY kto przeczytał epilog zostawiłby komentarz co o tym sądzi. To jak? Jesteście w stanie poświęcić dla mnie kilka sekund na napisanie choć krótkiego komentarza? Byłabym Wam bardzo wdzięczna. Więc teraz już serio na zakończenie (nieee.. ja wcale nie płaczę) jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję, że wytrwaliście, nie złościliście się za moje poślizgi z czasem i byliście. Kocham Was mocno! I do zobaczenia przy kolejnym opowiadaniu (mam nadzieję!). Paaa myszki moje < 3

sobota, 28 czerwca 2014

Chapter 25

 

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!! PROSZĘ O PRZECZYTANIE!
___________________________________________________________


- On.. nie żyje. - wyszeptał Liam.

- Boże Niall?! - szepnąłem przerażony.

- Co? Nie. - zaśmiał się szatyn. - Nick nie żyje. - wyjaśnił, a moje serce napełniło się uczuciem ulgi.. i szczęścia. Nie żyje. Nick nie żyje. Moje zagrożenie nie żyje. To oznacza.. że wypełniłem swoją misję. Że mi się udało. Udało mi się! Roześmiałem się szczęśliwie i musnąłem usta Lou, który posyłał mi czuły uśmiech. Porwałem go w ramiona i obkręciłem dookoła. 

- Kocham cię. - szepnąłem mu do ucha, przytulając go mocno. 

- A ja ciebie mój króliczku. - zamruczał chłopak. Zachichotałem cicho.

- Nie chcę wam przerywać,  ale za chwile zjawi się rada aniołów. Więc decydować się czy zostajecie czy ja mam to załatwić. Musza zabrać ciało Nick'a. - poinformował mnie o tym Liam. Westchnąłem cicho. 

- A możesz sam to załatwić? - zapytałem z nadzieją. 

- Pewnie. To uciekajcie. - zachichotał szatyn, a ja dopiero teraz zorientowałem się,  że Danielle i Eleanor siedzą pod ścianą związane. Pokręciłem jedynie smutno głową i objąłem mocno Lou, wyprowadzając z budynku. Czułem jak chłopak lekko drży, wiec przycisnąłem go mocniej do siebie, otulając go moja kurtka. 

- Wracamy do domu. - szepnąłem czule do jego ucha i zabrałem samochód Liam'a, jadąc do domu. O niczym tak bardzo nie marzyłem w tej chwili jak o gorącej kąpieli i dużej ilości snu.

- Wracajmy, Harry. - wyszeptał chłopak i ścisnął moją dłoń w geście miłości. Wreszcie czułem sie w pełni szczęśliwy. Nie zagrożony. Po chwili zatrzymałem się przed domem babci i wysiedliśmy, idąc do środka. Zrobiłem nam gorącej herbaty i po gorącym prysznicu zajęliśmy miejsca na kanapie w salonie, otuleni kocami, oglądając po raz tysięczny Titanica. Raczej to ja oglądałem, a mój chłopak zajęty był macaniem moich włosów. Przymykałem momentami oczy, gdy lekko drapał skórę mojej głowy. 

- Wiesz.. dobrze, że to już koniec. - szepnął szatyn, całując mnie w nos. Zachichotałem czule.

- Tak. Ja też. Bardzo się cieszę. Wreszcie mogę bez przeszkód być szczęśliwy. Z tobą. - dodałem delikatnie i musnąłem jego usta. Lou oddał pieszczotę i przez chwilę po prostu delektowaliśmy się smakiem swoich ust. Teraz wszystko musiało być idealnie.

~ * ~

- Myślę, że Harry chciałby się czymś z wami podzielić. - powiedziała babcia, gdy tydzień później mama i Gemm były nas na obiedzie. Ścisnąłem dłoń mojego chłopaka i oznajmiłem cicho.

- Wykonałem misję. - po tych słowach powiodłem wzrokiem po twarzach rodziny i widziałem,  przewijające się przez nie emocje. Nagle mama wstała i podeszła do mnie, przytulając mnie mocno. Westchnąłem cicho, relaksując się w jej uścisku, zamknąłem oczy i wtuliłem się w nią.

- Jestem z ciebie taka dumna synku. – wyszeptała mi do ucha.

- Dziękuję ci mamusiu, że byłaś i cały czas mnie wspierałaś. Tak bardzo cię kocham. – szepnąłem i poczułem gromadzące się w moich oczach łzy. Zamrugałem szybko, nie chcąc by spłynęły mi po policzkach. Po chwili odsunąłem się i posłałem jej czuły uśmiech. Pogładziła mnie po loczkach, a ja zachichotałem mimo wszystko. Tak bardzo ja kocham. Jest najcudowniejszą mamusią na świecie. Mimo, że obecnie była tak daleko ode mnie, nie mieliśmy na co dzień kontaktu i mieszkałem daleko, to wiedziałem, że mnie wspiera. Czułem to. Czułem, że jest ze mną. Że jest blisko. W moim sercu i myśli o mnie. Myśli o mnie cały czas. Nagle Gemma również porwała mnie w ramiona i ucałowała soczyście w policzek, po czym wytarmosiła mnie za włosy, śmiejąc się, że jej mały Hazza już jest taki duży.

- Mój ty braciszku. Kiedy tak urosłeś. – powiedziała, a ja widziałem majaczące się w jej oczach łzy. Pogłaskałem ją po ramieniu i uśmiechnąłem pokrzepiająco. – Opowiadaj jak to było. Wszystko ze szczegółami. – zażądała, gdy już wróciła na swoje miejsce. Usiadłem i splotłem palce razem z Lou, puściłem mu oczko i zacząłem opowiadać wszystko po kolei.

- I zabrali jego ciało? – zapytała moja siostra, gdy opowiadałem już końcówkę.

- Tak. Najwyższa Rada Aniołów stawiła się kilka godzin po zdarzeniu na miejscu, ocenili sytuację, porozmawiali z moimi przyjaciółmi oraz współpracownicami Nick’a, po czym zabrali jego ciało do ich osady, gdzie zostało spalone. – wyjaśniłem.

- Rozmawiali z tobą? – pytała dalej.

- Owszem. Następnego dnia gdy wróciłem do domu ze szkoły, czekali tutaj. Zadali kilka pytań i na tym się skończyło. – odetchnąłem cicho.

- Czyli teraz jesteś już bezpieczny i możesz wrócić z nami do domu, prawda? – zapytała Gemma, a ja poczułem jak chłopak siedzący obok mnie zamiera, a jego uścisk na mojej dłoni staje się dużo mocniejszy. Jakby chciał zmiażdżyć mi palce. Wpatrywałem się w moją rodzinę, nie wiedząc co mam powiedzieć.

- Gemma, daj mu się oswoić z sytuacją. Niech ochłonie po tym wszystkim. Wtedy podejmie decyzję. – uratowała mnie babcia i posłała mi wszechwiedzący uśmiech. Kiwnąłem jej delikatnie głową w podziękowaniu i reszta obiadu minęła w luźnej atmosferze, ale czułem i widziałem, że mój chłopak zupełnie stracił humor. Z resztą ja także.

~ * ~

Obserwowałem przez okno  lecące z nieba płatki śniegu, które wirowały w powietrzu. Westchnąłem cicho i otuliłem się mocniej kocem. Cały czas zastanawiałem się nad słowami mojej siostry. Z jednej strony chciałbym wrócić do domu, dalej mieszkać z mamą i Gemmą, wrócić do szkoły.. chociaż nie. Nie chciałbym znowu chodzić tam do szkoły. I po raz kolejny znosić te wszystkie obelgi. Nie. Za tym wcale nie tęskniłem. Ale z drugiej strony było też Doncaster. Przytulny dom babci, przyjaciele w szkole, babcia – najcudowniejsza kobieta (zaraz po mojej mamie oczywiście) na świecie. I Lou. Mój ukochany. Miłość mojego życia, osoba dla której żyje. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić, że miałbym go nie widywać. Może raz w tygodniu. Mi ciężko jest przeżyć bez niego kilka godzin, a co dopiero dni? Nie dałbym rady. To nie wykonalne. Westchnąłem cicho, zupełnie nie wiedząc co mam robić. To wszystko wydawało się być tak strasznie trudne. Sytuacja bez wyjścia. Jęknąłem głośno w geście protestu i oparłem czoło o szybę, zamykając oczy.

- Nie wiesz co zrobić, prawda skarbie? – usłyszałem nagle i powoli skierowałem swój wzrok w stronę drzwi, gdzie stała babcia z dwoma parującymi kubkami.

- Tak. Zupełnie nie wiem co zrobić. – westchnąłem i wziąłem kubek, który zaoferowała mi kobieta. Usiadła obok mnie i przyglądała mi się przez moment.

- A co czujesz? Co podpowiada ci serce? – zapytała kobieta.

- Z jednej strony chcę wrócić. Znowu byłbym z mamą, Gemmą. Ale z drugiej nie chce zostawiać ciebie, tego miejsca, moich pierwszych tak prawdziwych przyjaciół.. no i Lou. Nie chce go zostawić. Nie poradzę sobie bez niego. – szepnąłem cicho, wpatrując się w swoje dłonie, splecione na gorącej porcelanie.

- Kochasz go? – zapytała po prostu kobieta. Uniosłem na nią wzrok.

- Bardzo. Nigdy, nikogo nie darzyłem takim uczuciem. Gdy.. gdy jestem z nim nic innego nie ma znaczenia. Czuję się jakby rzeczywistość nie istniała. Mam motylki w brzuchu i nieraz drżą mi dłonie ze zdenerwowania, nie wiem co powiedzieć. Gdy go widzę, czuję, że jestem na dobrym miejscu. Wiem, że moje miejsce jest przy nim.  – pociągnąłem nosem, czując, że łzy gromadzące się w moich oczach powoli spływają mi po policzkach. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła mnie, uważając by się nie oparzyć.

- Nie płacz, kochanie. Nikt nie każe ci stąd uciekać przecież. Myślę, że twoja mama zrozumie to. Sama zachowywała się bardzo podobnie w twoim wieku. Wiadomo, będzie za tobą tęsknić, tak samo jak ty za nią, ale myślę, że czas gdy musiałeś być ciągle przy niej już się skończył. Jesteś dorosłym chłopcem Harry. Czas byś zaczął żyć. Ona zrozumie to, że chcesz tu zostać. – szepnęła kobieta.

- Tak myślisz? – zapytałem, ocierając policzki.

- Jestem tego pewna. – pokiwała głową. – A teraz dość tego mazania się i pogaduszek. Uciekaj spać, bo jest już bardzo późno. – powiedziała i wstała.

- Będę musiał jej to powiedzieć. – szepnąłem cicho.

- Powiesz. Masz jeszcze czas kochanie. Możesz to zrobić jutro lub pojutrze. – pokiwała głową, ucałowała mnie w czoło i szepnąwszy Dobranoc, wyszła. Przebrałem się i opadłem na poduszki. Już miałem zasypiać, gdy poczułem nieodparte uczucie, że muszę wstać i jechać do Lou. Wstałem, ubrałem dresy i jakąś bluzę. Po cichu wyszedłem z pokoju i zbiegłem na dół, gdzie założyłem buty oraz kurtkę. Po cichu wyszedłem z domu i szybko ruszyłem w stronę domu mojego ukochanego. Po kilkunastu minutach szybkiego marszu dotarłem do domu Lou. Było ciemno, nie świeciło się nigdzie światło. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Lou.

- Hazz? - szepnął do telefonu zaspany.

- Obudziłem cię? Wybacz kochanie. 

- Nie. Nic się nie stało. Coś chciałeś? 

- Tak. Czy mógłbyś zejść na dół i otworzyć mi drzwi? - poprosiłem. 

- Co? - zapytał zdziwiony chłopak. 

- Po prostu chodź tu i mi otwórz. - zachichotałem i rozłączyłem się. Po chwili usłyszałem zgrzyt zamka i w drzwiach stanął rozespany Lou, w samych bokserkach. Wszedłem do środka. - Cześć kochanie. - szepnąłem czule i musnąłem jego usta.

- Co tu robisz? - zapytał po chwili. 

- Zaraz. - powiedziałem i pociągnąłem go do jego sypialni. Wziąłem go na ręce i wsadziłem pod kołdrę. - Nie chcę, żebyś zmarzł. - pocałowałem go lekko w czoło i usiadłem obok niego.

- Więc co ty tu robisz? - zapytał chłopak,  łapiąc moją dłoń. 

- Musiałem cię zobaczyć. - szepnąłem. - Wiesz myślałem bardzo długo nad tym co powiedziała Gemm i myślę, że podjąłem już decyzję. 

- Och. - westchnął tylko i spuścił wzrok.

- Tak. I chcę, żebyś wiedział pierwszy.

- To mów. - poprosił chłopak. 

- Zastanawiałem się nad tym wszystkim. I wiem, że chciałbym wrócić do domu razem z Gemm i mamą. Bardzo za nimi tęsknię, mieszkając tutaj. Brakuje mi ich. Ale nie chciałbym wracać tam do szkoły.  Ludzie bardzo mnie tam gnębili i śmiali się ze mnie. Za tym wcale nie tęsknię. Ale jest tez druga strona. - dodałem szybko, widząc, że chłopak chce mi przerwać. - Z drugiej strony nie chce zostawiać babci, tego domu, w którym czuję się bardzo bezpiecznie. Tutaj w końcu znalazłem prawdziwych przyjaciół. Niall, Perrie, Zayn, Liam.. nie wyobrażam sobie teraz chodzenia do szkoły, gdzie ich nie będzie. Wreszcie znalazłem swoje miejsce. Tutaj. Ale jest tez jeszcze jedna bardzo poważna sprawa, która mnie tutaj zatrzymuje. A raczej osoba. - szepnąłem i usiadłem na przeciwko niego, biorąc jego dłonie w swoje i spojrzałem mu w oczy. - Lou, kochanie. Kocham cię, wiesz to. Bardzo mi na tobie zależy. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez ciebie. Nie wytrzymałbym bez ciebie dnia, a co dopiero tydzień lub dłużej. Jesteś sensem mojego istnienia. Przy tobie czuję, że nic innego nie jest ważne. Nie oświadczę ci sie jeszcze dziś, ale szczerze? Jestem pewien, ze będziemy ze sobą na zawsze, bo moja miłość do ciebie jest tak silna, że zniosłaby wszystko. Po prostu kocham cie i zostaje z tobą kochanie. - wyszeptałem czule, patrząc mu w oczy, z których lały się łzy. Otarłem mokry policzek, gładząc jego skórę. 

- Zostaniesz? - wyszeptał drżąco.

- Tak. Zostanę z tobą. - pokiwałem głową. 

- Kocham cie Harry. Tak bardzo. - szepnął i naparł na moje usta.

- A ja ciebie Lou. Od teraz jesteśmy tylko my. - szepnąłem w jego wargi.

______________

Witam Was z ostatnim rozdziałem mojego opowiadania. Ale to szybko minęło, prawda? Aż mam łezki w oczach. To tak teraz sprawy organizacyjne, bo dziękowała i takie różne to będę pod epilogiem. To tak pytałam Was ostatnio o nowe opowiadanie. Kilka osób było za tym, niektórzy nie. Wiem, że niektórym może nie podobać się tematyka, ale i tak proszę WSZYSTKICH aby weszli w TEN  link i zajrzeli do zakładki uczniowie, przeczytali wprowadzenie i jeśli CHCĄ być informowani o nowych rozdziałach, niech zostawią swój adres na TT w zakładce Informowani. Będzie mi bardzo miło, jeśli tam zaglądniecie i skomentujecie pod wprowadzeniem czy Wam się podoba czy nie. A teraz tak. Epilog pojawi się 1 lipca, czyli we wtorek. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem i proszę o komentowanie tego z racji, że to już ostatni. Będzie mi bardzo milo! Oraz bardzo się uciesze, jeśli pomożecie mi reklamować nowego bloga! To co, do zobaczenia we wtorek! Kocham Was <3

niedziela, 22 czerwca 2014

Chapter 24

 
Po naszej rozmowie wszystko działo się bardzo szybko. Liam po kilku minutach przyjechał po mnie i mimo mojego płaczu, przerażenia i wszystkich negatywnych emocji, które zaczęły się we mnie zbierać, ruszyliśmy czym prędzej po Niall'a, a zaraz po tym pod budynek szkoły. Czułem, ze uchodzi ze mnie całe życie. Jeśli coś się stanie mojemu Lou, to ja tego nie przeżyje. W pewien sposób nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałem się, że przeze mnie i moją misję, to właśnie Lou lub ktoś na kim bardzo mi zależy może ucierpieć, ale jednak do samego końca miałem nadzieję, że jednak nie. Podczas jazdy do szkoły, Liam przekroczył chyba każdy przepis drogowy, ale musiałem znaleźć się tam jak najszybciej. Musiałem. Po kilkunastu minutach szatyn zahamował gwałtownie po drugiej stronie ulicy. Odpiąłem natychmiast pasy.
- Uważaj na siebie. I pamiętaj my cały czas się słyszymy. Jeśli coś to pamiętasz hasło tak? - powiedział blondyn i przytulił mnie mocno.
- Tak, pamiętam. Atak. - westchnąłem lekko przestraszony. Poprawiłem swoją kurtkę i szybko wysiadłem, żwawym krokiem ruszyłem do bocznego wejścia do szkoły. Coś mi podpowiadało, że na razie nie znajdę tutaj Lou, ale natknę się na swojego wroga. Powoli przemierzałem korytarze, rozglądając się uważnie. Nie dostrzegałem niczego specjalnego. Nagle zatrzymuje mnie pewne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doznałem.  Nagły, przerażający smutek. Czysta, gorzka rozpacz. Jakby nagle wszyscy których kocham umarli. Stałem, niemal wmurowany w podłogę i chciałem ruszyć dalej ale nie mogłem. Nie wiem co się dzieje. Chciałem zacząć krzyczeć, ale nie mogłem. Tak jakby ktoś skleił mi usta. I w pewnej chwili usłyszałem za sobą szmer. Bardzo powoli odwróciłem sie, wiedząc co zobaczę za sobą. Stał kawałek ode mnie, przyglądając mi się. Nigdy wcześniej tego nie zauważyłem, ale był przystojny. Obłędnie przystojny. Jego skrzydła dodawały mu tajemniczości i takiej surowości. Zawsze uważałem, że anioły muszą być zabójczo piękne, ale nie sądziłem, że aż tak zabójczo. Dopiero teraz dostrzegłem, że wcale nie jest on stary. Na jego twarzy nie widać tego. Nie miał zmarszczek, nawet najmniejszych. Jego czarne włosy lśniły. Sprawiał wrażenie bardzo spokojnego. Nie widać było po nim tego smutku, który rozlewał się wręcz dookoła niego. Wcale nie wyglądał na złego anioła. Nie. Gdybym nie wiedział tak wiele na jego temat, nigdy bym nie posądził go o tak niecne czyny. Nie wyglądał na takiego, który jednym skinieniem mógłby pozbawić mnie życia.
- Harry. Jak miło Cię widzieć. - powiedział bardzo spokojnie, patrząc mi prosto w oczy. Powoli zrobił krok w moją stronę, ale ja cofnąłem sie w tył.  Widząc to, parsknął cichym śmiechem. - Nie musisz uciekać.  Nie skrzywdzę cie. Na razie. - dodał z cynicznym uśmiechem. Cofnąłem się o kolejny krok, niepewny tego co mam robić dalej.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałem lekko drżącym głosem.
- Porozmawiać Harry. - odpowiedział nadal nad wyraz spokojnie.
- Po co? Dlaczego znęcasz się nade mną? Dlaczego porwałeś Lou?! – krzyknąłem cicho, lekko się już denerwując.
- Spokojnie ptaszyno. Nie denerwuj się. - powiedział, podchodząc do mnie i pogładził mój policzek. Wzdrygnąłem się na ten ruch i odskoczyłem w tył.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnąłem.
- A co do naszego kochanego Lou. Dołączy do nas. Już niedługo. Na pewno nie będzie chciał przegapić ostatniej okazji, by pożegnać swego ukochanego Loczka. - powiedział, a mnie przeszedł dreszcz przerażenia. Czyli tak po prostu mnie zabije. - Tak. Zabije cie. Ale wcześniej możemy się zabawić. - powiedział i podszedł blisko mnie, tak, że nie miałem już gdzie się cofnąć. Poczułem jego dłoń na moim ramieniu, która sunęła w dół. Stałem jak wmurowany, nie mogąc ruszyć najmniejszym mięśniem w swoim ciele. Chciałem się odsunąć, uciec od niego, znaleźć miłość mojego życia, a następnie zabrać go daleko stąd, by nie musieć już cierpieć. Poczułem jego chłodną dłoń na moim brzuchu, pod moim swetrem. Zadrżałem ponownie. Nie tylko z zimna, ale także z ogarniającego mnie strachu i przerażenia. Chciałem by mnie zostawił i dał mi wreszcie spokój. Czy to na serio tak wiele? Niech w końcu mnie zostawi! Nagle pod moimi powiekami zaczęły zbierać się słone krople, ale za wszelką cenę nie mogłem pozwolić im wypłynąć. Czułem jak sunie dłonią po mojej piersi do sutków i dotyka ich, a ja cofam się jeszcze bardziej w ścianę, jeśli to w ogóle jest możliwe.

- Zostaw. - szepcze. - Proszę zostaw mnie. - czułem, ze zaraz mogę się poważnie rozkleić. Nagle coś zaczęło skrzypieć za jego plecami i to był mój moment. Mężczyzna odwrócił się, chcąc zobaczyć co to, a ja wyrwałem się mu i biegiem ruszyłem korytarzem na górę, chcąc znaleźć mojego ukochanego. Po kolei otwierałem każde drzwi, ale to nie było to pomieszczenie. W pewnej chwili do moich nozdrzy dotarł zapach spalenizny. - Pożar. - wyszeptałem i rzuciłem się biegiem w stronę wydobywającego się zapachu. Wpadłem do jednej z klas i zatrzymałem się w progu. Na środku, tyłem do mnie stała Danielle. Poznałem ją po tych długich, falowanych włosach. Miała na sobie obcisłe, czarne spodnie, granatową kurteczkę, zupełnie nie pasującą do obecnej pory roku oraz wysokie kozaki. Lustrowałem ją od tyłu, gdy dobiegł mnie szmer z jednego z kątów w pokoju. na podłodze siedział związany i zakneblowany Louis. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, jakby prosił, bym jak najszybciej stąd uciekał. - Kochanie. - szepcze i już chce podejść do niego, uwolnić, przytulic do siebie, gdy dostrzegłem wyłaniającą się zza niego szatynkę, która w dłoni trzymała nóż i powoli przejechała ostrzem po policzku mego ukochanego. Zamarłem w pół kroku, a moje serce zatrzymało się, widząc to.
- Nie radzę. - powiedziała, posyłając mi kpiący uśmiech. - Jeden twój ruch, a on nie przeżyje kolejnej godziny. - warknęła w moją stronę, prezentując swój nóż. Poczułem jak pojedyncze łzy płynął mi po policzkach. Nie wiedziałem co robić. Tak bardzo chciałem go uratować, pomóc, przytulić, ale tak bardzo się bałem, ze coś mu zrobi. Nie zniósł bym tego. Po prostu nie.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego obie to robicie?! - zapytałem, patrząc na Danielle, która odwróciła się i obserwowała mnie uważnie.
- Nie wiesz dlaczego? Nie wiesz?! - krzyknęła Calder. Pokręciłem przecząco głową, spoglądając na mojego ukochanego. Siedział tam, wpatrzony prosto we mnie. Posłałem mu słaby uśmiech, chcąc zapewnić, że wszystko będzie dobrze, choć sam przestawałem w to wierzyć. - To ci kurwa to uświadomię! - krzyknęła i patrzyła mi w oczy zła, rozgniewana, po prostu wściekła. - Zabrałeś mi jedyną osobę, którą kochałam! Przez to twoje pojawienie się, zabrałeś mi Lou! Chłopaka o którego starałam się od miesięcy! Robiłam wszystko by tylko mnie zauważył! Wszystko, a ty.. wystarczyło, że na niego spojrzałeś, a on już za tobą leciał! To nie jest fair! Zniszczyłeś mi życie! I skoro ja nie mogę z nim być. - warknęła, wskazując na szatyna. - To ty także nie będziesz! - wykrzyczała, podchodząc coraz bliżej mnie.
- Ja.. ja nie zrobiłem tego celowo. - powiedziałem cicho, patrząc jej prosto w oczy. Nie chciałem, żebyś tak to odebrała. - próbowałem tłumaczyć spokojnie, ale widziałem, ze to tylko jeszcze bardziej ją denerwuję.
- Nie obchodzi mnie to! Zniszczyłeś mnie! Więc teraz my zniszczymy was!
- El..
- Nie nazywaj mnie tak do chuja! - warknęła, po czym podeszła do Louis'a i złapała go mocno za włosy, przykładając nóż do gardła. - Zabiję go! Po prostu go zabiję! - wykrzyczała, ale zauważyłem w jej oczach wahanie.
- Uspokój się. Nie chcesz go zabić, przecież wiem.
- Nic nie wiesz! - wykrzyczała, przyciskając ostrze mocniej.
- Proszę. Przecież widzę, że nie chcesz, że nie możesz. Proszę odłóż nóż. Przecież nie chcesz mieć go na sumieniu do końca życia., prawda? - szepnąłem. Dziewczyna patrzyła mi w oczy, po czym nóż wypadł jej z dłoni, a sama upadła na kolana, chowając twarz w dłonie. Odetchnąłem cicho i już miałem podejść do Lou, gdy usłyszałem głos za sobą.
- Oj El, El.. myślałem, ze jesteś mocniejsza. - usłyszałem w jego głosie szyderczość. - No ale cóż. Sam się nimi zajmę. - powiedział i ruszył w stronę Louis'a. - Co prawda najpierw miałem zając się Harry'm, ale myślę, że będzie ciekawiej, gdy pierwszy zginie Louis. - po czym wyciągnął z kieszeni nóż. Zadrżałem.
- A co jeśli za chwilę ktoś tu wbiegnie i to zobaczy? Jeśli ktoś będzie cię ATAKOWAŁ!? - miałem ogromną nadzieję, ze chłopcy zrozumieją aluzję. Nie mieliśmy już czasu.
- Myślisz, że ktoś o tym wie? - roześmiał się mężczyzna. - Sądzę, że nawet ty nie byłeś tak bezmyślny, by komuś powiedzieć. Przecież to byłyby tylko kolejne ofiary. - powiedział Nick i zaśmiał się, po czym podszedł do Louis'a i uniósł jego głowę do góry, ciągnąc go mocno za włosy. Modliłem się, by moi przyjaciele przybyli jak najszybciej. Ale skoro ich nie było musiałem to sam jakoś ratować. Wziąłem głęboki oddech i podbiegłem do mężczyzny od tyłu, rzucając się na niego, co go ewidentnie zaskoczyło. Wyrwałem mu nóż, ale po chwili on odrzucił mnie na bok i z całej siły zadał policzek. Jęknąłem cicho i już przygotowywałem się na kolejne uderzenie, gdy wszyscy zamarliśmy, słysząc huk w korytarzu. - Zostańcie z nimi. - warknął mężczyzna i czym prędzej wyszedł z klasy. Jęknąłem cicho i wstałem, podbiegając do swojego chłopaka. Już miałem go dotknąć gdy ktoś złapał mnie za ramię.
- Ktoś ci pozwolił? - warknęła Danielle. Spojrzałem na nią zły i uderzyłem ją w policzek, odpychając, po czym uklęknąłem obok chłopaka, odklejając mu usta.
- Kochanie. - wyszeptałem i ucałowałem jego wargi czule. Pogłaskałem go po policzku i odwiązałem jego ręce i nogi, pomagając mu wstać. Chłopak załkał cicho i wtulił się we mnie.
- Cii.. spokojnie skarbie. - szeptałem czule do jego ucha. Ucałowałem go w czoło. - Nic ci nie jest? Coś ci zrobili? - pytałem, dotykając jego czoła, policzków, usta.. wszystkiego.
- Nie.. wszystko okej.. po prostu się bałem. - szeptał cicho w moje usta. Przytuliłem go mocno.
- Nic ci nie jest Louis? - nagle do pomieszczenia wbiegli chłopcy.
- A gdzie Nick? - zapytałem, wystraszony, że zaraz wbiegnie i coś nam zrobi.
- No cóż.. mamy smutną wiadomość. - zaczął Liam, a ja już nie chciałem wiedzieć co powie dalej..

___________________________________________________________________________

Cześć kochani ;) Tak jak obiecałam rozdział pojawia się dość szybko. Został nam jeszcze tylko jeden i epilog. Więc pewnie do 1 lipca skończę pisać. W czwartek pojawi się ostatni rozdział, a w kolejnych dniach epilog. I teraz jest taka sprawa.. choć nie. To za chwilę. Na razie chcę podziękować za 4 komentarze pod ostatnim rozdziałem. Znowu trochę mało i trochę mi przykro, ale to nic. Widocznie się Wam nie podobał.. przykre. Ale nic. Komentujcie, mówcie czy się Wam ten rozdział podoba czy nie. A teraz ta sprawa. Ostatnio natknęłam się na opowiadanie o Larry'm - tematyka? Dark. I no cóż. Nie chcę pisać czegoś co już jest pisane. Dziewczyna ma taką koncepcję, jaką miałam też ja, więc chyba sobie podaruję to. Ale mam inną propozycję. Co powiecie na Larry'ego w murach Hogwartu? A na dodatek trochę podobnej tematyki z Dark'a? Podobało by Wam się czy nie bardzo? Osobiście uwielbiam Harry'ego Potter'a i ostatnio jestem wielką shipperką Drarry'ego (Harry+Draco). Haha tak wiem, jestem dziwna. I czytając wiele opowiadań ostatnio tak mnie natchnęło na opowiadanie magiczne. Co myślicie? Podobałoby Wam się? Piszcie w komentarzach co myślicie! ;) Do zobaczenia myszki < 3