Powoli
kierowałem się w stronę gabinetu pana dyrektora. Mieścił się na parterze,
niedaleko głównego wejścia. Stanąłem przed drzwiami, które obite były w brązową
skórę, a na ich szczycie wywieszona została plakietka z napisem „ DYREKTOR”. Zadrżałem
trochę, niepewny czego mam się obawiać. Zapukałem cicho i powoli otworzyłem
drzwi, zaglądając do środka. Miałem przyjemność już być w tym gabinecie. Duży,
przestronny o jasnych barwach. Kilka szafek, biurko z komputerem oraz komoda.
-
Dzień dobry. – powiedziałem cicho, zauważając pana Williamsa, siedzącego za
biurkiem. Słysząc mój głos, uniósł głowę w górę. Przełknąłem ślinę i powoli
zamknąłem za sobą drzwi.
-
Louis. Witaj. Usiądź, proszę. – wskazał mi fotel po drugiej stronie biurka, sam
zamykając laptopa. Usiadłem niepewnie i spojrzałem na mężczyznę. Miał około
czterdziestu lat, blond włosy, przeplatane siwymi pasemkami. Miał na sobie
czarny garnitur. – Więc, pani od biologii przybiegła do mnie przed momentem i naskarżyła
na ciebie, że źle się do niej odnosisz i zażądała natychmiastowego wydalenia
cię ze szkoły. Więc, wyjaśnisz mi o co
chodzi? – zapytał, uśmiechając się lekko.
-
Po prostu.. – zacząłem, przeczesując włosy palcami. – .. straciłem panowanie
nad sobą. – westchnąłem, zrezygnowany.
-
Co się dzieje Louis? Dlaczego jesteś taki zdenerwowany dzisiaj? – zapytał
mężczyzna, obserwując mnie przez swoje okulary.
-
Po prostu gdy pani Lincoln kazała mi iść do odpowiedzi, ja.. poprosiłem ją
grzecznie czy nie mógłbym odpowiadać na następnej lekcji, ponieważ nie nauczyłem
się na dziś. Ale ona nie pozwoliła mi i
powiedziała, że dostanę ocenę niedostateczną. Na co ja troszkę się
zdenerwowałem gdy zasugerowała, że pewnie cały weekend spędziłem z kolegami,
kopiąc piłkę. Co wcale nie było prawda. – mruknąłem cicho, spuszczając wzrok.
-
To dlaczego się nie nauczyłeś? – zapytał spokojnie mężczyzna.
-
Ponieważ cały weekend spędziłem w szpitalu. – westchnąłem smutno.
-
Coś ci dolega? – zapytał wyraźnie zaniepokojony.
-
Mi nie. Spędziłem ten czas przy Harry’m.
-
Harry’m? Harry Styles? – zapytał, wyraźnie zdziwiony. Czyli pewnie jeszcze nie
wiedział o tym, że razem uczestniczyliśmy w wypadku.
-
Tak.. my.. mieliśmy ten wypadek w sobotę wieczorem. – westchnąłem cicho. – I
ja.. siedziałem przy nim do wieczora wczoraj.. i nie miałem kiedy się nauczyć.
– wzruszyłem ramionami.
-
To dlaczego nie wyjaśniłeś tego pani Lincoln?
-
Ależ wyjaśniłem. Ale ona tylko zaczęła się głupio śmiać i krzyczała na mnie, że
jestem bezczelny i nikomu nie pozwoli się obrażać oraz, ze należy jej się szacunek.
– westchnąłem.
-
Rozumiem, że zaczęliście się kłócić? – zapytał.
-
Niestety tak. Ja przepraszam.. po prostu.. ja nie mogłem już wytrzymać.. –
westchnąłem cicho, zamykając oczy. Potarłem czoło dłonią. Jak mnie wyrzuci to
mama mnie dosłownie powiesi w domu.
-
Louis. Uspokój się, proszę. – powiedział łagodnym głosem. – Zachowanie pani
Emmy było bardzo nie na miejscu. Skoro wiedziała o tym, powinna wykazać się
odrobiną empatii. Ale nie zrobiła tego i ja z nią o tym porozmawiam. Ale ty też
nie powinieneś się z nią kłócić, Louis. Mimo wszystko jest twoim nauczycielem
i jakiś szacunek, nawet najmniejszy należy jej się.
i jakiś szacunek, nawet najmniejszy należy jej się.
-
Wiem. Naprawdę przepraszam. Poniosło mnie. Ale to wszystko takie trudne. –
westchnąłem cicho,
-
Rozumiem Louis. – powiedział spokojnie i wstał, podchodząc do mnie i położył
dłoń na moim ramieniu. – Jesteś zwolniony z dzisiejszych zajęć. Możesz
odwiedzić pana Styles’a w szpitalu i przekaż mu życzenia szybkiego powrotu do
zdrowia od nas wszystkich.
-
Naprawdę? – zapytałem, błyszczącymi oczyma.
-
Uciekaj do niego, chłopcze. – uśmiechnął się szeroko, a ja podziękowałem i
szybko ruszyłem do klasy biologicznej. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do
środka, zamykając za sobą drzwi.
-
Och, czyżby pan Tomlinson przyszedł po swoje rzeczy, bo został zawieszony? –
usłyszałem piskliwy głosik pani Lincoln.
-
Pan Tomlinson przyszedł po swoje rzeczy, ponieważ wychodzi z tej szkoły. –
powiedziałem podobnym tonem, pakując się.
-
Słucham? Ale jak to pan wychodzi? – warknęła.
-
Tak to. Pan dyrektor sobie z panią porozmawia, ponieważ pani zachowanie nie
miało w sobie ani krzty empatii oraz było bardzo nie na miejscu. – zacytowałem
słowa dyrektora. – A teraz zostałem zwolniony, ponieważ chcę odwiedzić
chłopaka, którego omal nie zabiłem. – warknąłem i zabrałem woje rzeczy.
-
Nigdzie pana nie wypuszczę. – warknęła.
-
Nie interesuje mnie co pani ma do powiedzenia. Jeśli nie mogę wyjść, chętnie
przejdę się raz jeszcze do dyrekcji, by tym razem naskarżyć na panią. –
powiedziałem po czym obróciłem się i wyszedłem. Wyjąłem z plecaka jeszcze prace
z angielskiego i ruszyłem w stronę pokoju nauczycielskiego, chcąc oddać ja
profesorowi Grimshamowi. Był wysokim, szczupłym, dość młodym nauczycielem.
Wszedłem na ostatnie piętro i zobaczyłem, że drzwi do pomieszczenia są
otwarte, więc podszedłem i już chciałem zapukać, lecz słysząc głosy ze środka,
powstrzymałem się.
- Więc coś mu się poważnego stało? - usłyszałem męski głos, należący do nauczyciela angielskiego.
- Właśnie nic bardzo poważnego. Na pewno tego wyjdzie. - odezwał się kobiecy głos i rozpoznałem w nim głos Danielle. Ale co ona tu robi? Wzruszyłem ramionami i zacząłem zastanawiać się o kim rozmawiają.
- Nie przejmuj się Dani. Jestem pewny, ze wszystko pójdzie zgodnie z planem i już niedługo się go pozbędziemy. - odpowiedział jej, a ja zdziwiłem się lekko. Dani? Od kiedy są ze sobą tak blisko? A z reszta nieważne. Zapukałem i wszedłem powoli.
- Dzień dobry. - przywitałem się grzecznie. - Panie profesorze, przeniosłem moją prace, ponieważ prawdopodobnie nie będzie mnie już dziś w szkole, a chciałem oddać na czas.
- Och Louis. Witaj. Oczywiście. - powiedział i wziął ode mnie teczkę. - A jak ty się czujesz po tym wszystkim? Wszystko dobrze? Mam na myśli ten wypadek oczywiście. To straszne.
- Ze mną okej. Dziękuję. Właśnie jadę do Harry'ego. - powiedziałem. - Więc będę się już zbierał. Do widzenia. - uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem, schodząc szybko na parking do samochodu. Wsiadłem i powoli ruszyłem w stronę szpitala. Mimo wszystko bałem się jeździć po tym wszystkim. Bałem się, że znowu spowoduje wypadek, ale starałem się przezwyciężać swój lęk. Jechałem powoli, myśląc
o tym wszystkim co się dziś działo. Ta kłótnia z panią Lincoln, wizyta u dyrektora, rozmowa Danielle z profesorem angielskiego. Tak wiele tego. Ale postanowiłem oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli i skupiłem się na tym, ze muszę trwać przy Harry’m. Przy moim uroczym Harry’m. Tak bardzo tęskniłem za jego uśmiechem i spojrzeniem. Westchnąłem cicho i zaparkowałem, wysiadając z samochodu i po zamknięciu go, niemal rzuciłem się w stronę głównego wejścia. Szybko przemierzałem korytarze, aż w końcu trafiłem do sali chłopaka i otworzyłem szeroko drzwi, stając zaskoczony w progu. Obok łóżka siedziała kobieta około czterdziestki. Jej ciemne włosy spięte były w koka, a cera była blada i wyglądała na niewyspana. Tuż przy oknie, stała młoda kobieta, o blond włosach oraz niesamowicie zielonych oczach. Gdy usłyszały skrzypnięcie drzwi, obie odwróciły się i spojrzały na mnie.
- Dzień dobry. – przywitałem się nieśmiało, bo nie
miałem pojęcia z kim mam do czynienia.
- Dzień dobry. – posłała mi słaby uśmiech starsza z
nich. – Ty jesteś jak sądzę Louis, prawda? – zapytała i wstała, podchodząc do
mnie. Podała mi dłoń, potrząsając nią. – Nazywam się Anne. Jestem mamą
Harry’ego.
- Dzień dobry. Miło panią poznać. – uśmiechnąłem się
grzecznie.
- To moja córka, a starsza siostra Hazzy, Gemma. –
przedstawiła mi młodszą, a ta jedynie kiwnęła głową w moją stronę i wpatrywała
się w swego brata. – Dlaczego nie jesteś w szkole? – zapytała Anne, siadając na
swoje miejsce, a ja stanąłem przy skraju łóżka.
- Pan dyrektor zwolnił mnie, żebym przyjechał zobaczyć
jak się czuje Harry. Wszyscy bardzo się martwią o niego. – szepnąłem cicho.
- Już z nim lepiej. W przeciągu paru godzin powinien
się wybudzić. – powiedziała pocieszająco starsza kobieta.
- Bardzo się cieszę. Ale może chcą panie odpocząć, to
ja z nim posiedzę. Po szkole mają wpaść nasi przyjaciele, żeby posiedzieć z nim
chwilkę, więc obiecuję, że na pewno nie
zostanie sam. – zapewniłem.
- A możesz z nim zostać? – zapytała Anne. – Byłabym ci
bardzo wdzięczna, bo jestem wykończona podróżą i brakiem snu. Przyjedziemy cię
zmienić wieczorem. Dziękuję ci, Louis. – powiedziała i szybko zebrały się z
Gemmą, wychodząc z sali. Z cichym jękiem
usiadłem obok chłopaka i złapałem jego ciepłą dłoń.
- Cześć kochanie. Tak bardzo tęsknie, wiesz? –
szepnąłem cicho, przykładając wierzch jego dłoni do ust. – Tak mi pusto bez
ciebie. w szkole jest tak szaro. Wchodząc tam, czułem jakby wszyscy chcieli
mnie zabić za to co zrobiłem. Tak cię przepraszam. Bardzo przepraszam kochanie.
Nie chciałem, żebyś tu trafił. Gdybym tylko mógł Zamienic nas, bez wahania
zrobiłbym to. Chciałbym tu leżeć zamiast ciebie. Mimo, że nie znamy się jakoś
niewyobrażalnie długo, bardzo mi na tobie zależy. Uwielbiam każdą najmniejszą
rzecz w tobie. Oraz tą, o której dopiero się dowiem. – mówiłem szeptem, całując
jego dłoń. Westchnąłem cicho i załkałem, pociągając nosem. Odgarnąłem powoli
loczki z jego czoła i pogładziłem policzek. – Tak tęsknie za twoim głosem. –
wyłkałem i nagle stało się cos dziwnego i niespotykanego. Spod kołdry, leżącej
na jego klatce piersiowej wydobywała się poświata światła. Jasnego, ciepłego
światła. Spoglądałem na niego zszokowany. Może ma cos pod spodem? – zamyśliłem
się i niepewnie odkryłem nakrycie, a światło wydobywało się z jego skóry. Całe
jego ciało zaczęło świecić. – Co się dzieje!? – szepnąłem przerażony. Patrzyłem
na niego, gdy cały spowity był w tej światłości. Po chwili jego ciało tak po
prostu uniosło się parę centymetrów nad łóżko, a ja siedziałem zszokowany, nie
umiejąc się ruszyć. Po chwili jego ciało po prostu opadło na materac, światło
zniknęło, a ja dalej wpatrywałem się w kołdrę.
- Co to do cholery było!? – jęknąłem cicho, czując się
lekko przestraszony. Przestraszyłem się jeszcze bardziej gdy usłyszałem.
- Lou. – uniosłem powoli wzrok, a na moją twarz
wpłynęła ulga i strach jednocześnie. Patrzyły na mnie najpiękniejsze oczy na
ziemi. Zielone oczy.
_________________________________________________Witam Was kochani ;) Tak jak obiecałam dodaję rozdział. Nie jest on długi, a nawet krótki bo jedyne koło 1600 słów, ale nie chciałam zaczynać kolejnego wątku już w tym. Z resztą nie miałam czasu by go rozbudować, bo chciałam już go Wam wstawić, bo i tak długo czekaliście na niego. Cieszę się, że wróciłam, ale jednocześnie jest mi strasznie smutno. Pod ostatnim rozdziałem jest jedynie 9 komentarzy.. smutno mi, ze moje opowiadanie już Wam się nie podoba. ; ( Ale cóż.. następnego możecie spodziewać się w przeciągu kolejnych dwóch tygodni, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze (nie obiecuje) to pojawi się za tydzień. A jeśli kogoś to obchodzi.. to zdałam egzamin. ;) Do zobaczenia. ; )