poniedziałek, 31 marca 2014

Chapter 18.



- Lou? No ile można na ciebie czekać?  - usłyszałem w słuchawce.  Zachichotałem cicho i odpowiedziałem.

- Spokojnie. Będę za 10 minut. - po czym rozłączyłem się i ruszyłem w stronę szpitala. Od wypadku minęło już ponad dwa tygodnie. W tym czasie Harry wydobrzał już prawie całkowicie. Jego noga była już w lepszym stanie, żebra tak samo. Wszystko wydawało się być na dobrej drodze do całkowitej sprawności.  Właśnie dziś wychodził ze szpitala, a ja obiecałem, że go z niego odbiorę. Dlatego zwolniłem się z ostatniej lekcji i już jechałem w stronę szpitala. W ostatnim czasie niewiele się w sumie zmieniło. Nadal chodziłem do szkoły, grałem mecze. Obecnie przygotowywaliśmy się do bardzo ważnych rozgrywek, które miały odbyć się jutro. Cieszyłem się niezmiernie. Nadal jednak nie poruszyłem sprawy sposobu wybudzenia się mojego Harry'ego. Nie chciałem by poczuł się źle lub niezręcznie. Stwierdziłem, iż poczekam do momentu aż wyjdzie ze szpitala i wtedy poruszę ten temat. Od chwili odzyskania przytomności przez chłopaka wszystko układało się w miarę dobrze. Bywałem u niego nom stop. Zaraz po szkole przechodziłem,  a szpital opuszczałem gdy pielęgniarki siłą musiały mnie wygonić. Nie mogłem przestać przebywać z moim chłopakiem. Tak. Już oficjalnie moim chłopakiem. Dwa dni od jego wybudzeniu, zapytałem go o to, a on zgodził się.

- Nudzę się, Lou. - jęknął chłopak, leżąc w swojej stałej pozycji, na plecach.

- A co ja ci na to poradzę? Nie wolno ci jeszcze wstawać. - uśmiechnąłem się delikatnie.  

- No to nie wiem. Zagrajmy w coś.  Cokolwiek bo tutaj umrę zaraz. - westchnął. Roześmiałem się słysząc ton jego głosu. Jak mały chłopiec. 

- A na co masz ochotę? Możemy zagrać w pytanie czy wyzwanie. 

- Tak. - uśmiechnął się chłopak. Zamyśliłem się i zapytałem.

- Czy kiedykolwiek byłeś w kimś zakochany? 

- Hm.. w zasadzie nie. Pierwszy raz zakochałem się miesiąc temu. 

- Och.. - szepnąłem cicho, lekko zaskoczony. 

- Tak. I jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu. Tym bardziej, że osobie tej nie jestem obojętny skoro przesiaduje tutaj większość swojego czasu. - uśmiechnął się i splótł nasze palce, a mi zrobiło się gorąco.

- Bardzo mi na tobie zależy. - szepnąłem czule, patrząc mu prosto w oczy.

- Na serio? - zapytał nieśmiało.

- Mhm. - szepnąłem i musnąłem ustami jego dłoń. - Bądź ze mną i bądź już zawsze mój. - poprosiłem cicho, patrząc mu prosto w roziskrzone tęczówki.

- Zawsze. - kiwnął głową i przyciągnął mnie do czułego pocałunku.

Uśmiechnąłem się do swojego wspomnienia i zatrzymałem na parkingu pod szpitalem. Wysiadłem, zamknąłem auto i ruszyłem szybkim krokiem do wejścia. Kiwnąłem głową w stronę recepcjonistki, która już mnie znała, jak większość lekarzy w tym szpitalu. Przebywałem tu niemal nom stop, więc wszyscy zaczynali mnie kojarzyć. Szybko skierowałem się na piętro i wszedłem do sali Harry’ego.

- Cześć skarbie! – pisnąłem i podszedłem, całując go w policzek. Chłopak siedział na łóżku, a obok leżała spakowana torba.

- Cześć LouLou. – odpowiedział i musnął moje wargi. – Miło, że jesteś.

- Jak mogłoby mnie nie być, skoro dziś wychodzisz. Masz pozdrowienia od wszystkich ze szkoły i od nauczycieli.

- Uroczo. – zachichotał loczek. – ale możemy już wyjść? Nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej.

- Pewnie. – pokiwałem głową i wziąłem jego torbę, przewieszając sobie przez ramię. – chodźmy. – złapałem go za dłoń i splotłem nasze palce. Wyszliśmy z sali, Harry odebrał wyniki, po czym pożegnał się i wyszliśmy na zewnątrz.

- Wreszcie. – uśmiechnął się szeroko, rozglądając dookoła. – Brakowało mi świeżego powietrza. Myślałem, że się tam normalnie uduszę

- To co? Jedziemy do domu? Czy masz ochotę jechać gdzie indziej? – zapytałem z uśmiechem.

- Jest w miarę ładna pogoda. Nie pada. Zabierz mnie na jakiś spacer po lesie. – poprosił. – Mam ochotę pospacerować.

- Ale nie wiem czy wiesz, masz nadal niesprawną nogę. – przypomniałem mu, otwierając samochód.

- Uch.. racja. To może do parku? Albo do jakiejś kawiarni na ciastko i czekoladę?

- To da się zrobić. – uśmiechnąłem się, pomogłem mu wsiąść i po chwili ruszyliśmy. Skierowałem się na obrzeża i zatrzymałem pod uroczą kawiarnią o nazwie „Pod jemiołą”. Pomogłem wysiąść Harry’emu, złapałem go za dłoń i weszliśmy powoli do środka. Po przekroczeniu progu uderzył w nas piękny zapach ciast, wypieków i czekolady z cynamonem. Kawiarnia skąpana była w ciepłych karmelowych oraz beżowych kolorach z czerwonymi lampionami nad każdym ze stolików oraz jasnymi kanapami. Poprowadziłem chłopaka do odosobnionego stolika w kącie i usiedliśmy, rozbierając kurtki, szaliki i rękawiczki. Po chwili podeszła do na kelnerka.

- W czym mogę pomóc? – zapytała z grzecznym, choć wymuszonym uśmiechem.

- Poprosimy dwie duże, gorące czekolady z cynamonem. – powiedziałem.

- Oraz dwa duże kawałki szarlotki z lodami i bitą śmietaną. – dodał chłopak, a ja pokiwałem głową, posyłając mu czuły uśmiech. Dziewczyna pokiwała głową i odeszła, a ja złapałem Harry’ego za dłoń.

- Jak się masz skarbie? – zapytałem delikatnie.

- Całkiem okej. Trochę zmęczony, ale szczęśliwy, że wreszcie wyszedłem. – powiedział, przyglądając się mi.

- Też się cieszę. – uśmiechnąłem się. – Wiesz chciałbym cię o coś zapytać. – zacząłem cicho, ale w tym czasie podeszła kelnerka z naszymi zamówieniami. Podziękowałem i upiłem łyk napoju.

- O co chciałeś zapytać? – wrócił do tematu Harry, ogrzewając ręce na kubku.

- Pamiętasz coś ze swojego wybudzenia?

~ * ~

Gdy Louis zadał mi to pytanie, zamarłem lekko, ale powstrzymałem swoje odruchy, odpowiadając spokojnie.

- Raczej nic. Pamiętam, że po otworzeniu oczu, pierwsze co zobaczyłem to byłeś ty, skarbie. -  szepnąłem.

- A to co działo się przed otwarciem oczu, pamiętasz? – drążył temat.

- Co masz na myśli? – zapytałem ostrożnie.

- Może to zabrzmi dziwnie i w ogóle, ale zanim otwarłeś oczy, twoje ciało zaczęło drżeć, po czym uniosło się do góry i zaczęło świecić jasnym światłem. – powiedział, a ja rozwarłem szeroko oczy. – Wiem, że to może brzmieć dziwnie i trochę szaleńczo, ale tak było. – dodał szybko, lekko przestraszony. Widziałem to w jego oczach.

- Och. – westchnąłem. – Ja.. miałem zaczekać jeszcze trochę zanim wszystko ci powiem.. ale skoro dowiedziałeś się w ten sposób. – westchnąłem cicho i podrapałem się po głowie. Jak on zareaguje na moje słowa? Co jeśli mnie zostawi? Albo znienawidzi?

- Co mi powiesz? – zapytał chłopak lekko zaskoczony.

- Ja.. jestem aniołem. – wyszeptałem, spuszczając wzrok. Nie chciałem widzieć zawodu na jego twarzy. Nie chciałem widzieć tej decyzji, którą za chwilę podejmie i odejdzie bez słowa.

- A..aniołem? – powiedział drżąco chłopak. – Ale.. jak? Jak to możliwe? – zapytał cicho, dziwnie opanowanym głosem. uniosłem powoli wzrok i spojrzałem w jego błękitne tęczówki. Nie widziałem w nich tego, czego obawiałem się zobaczyć. Było tam zaskoczenie, wręcz zszokowanie, ale nie decyzja o odejściu. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem cicho opowiadać mu to wszystko. Wiedziałem, że w pewien sposób łamię zasady i mogą mnie za to ukarać, ale musiałem. Nie mogłem go oszukiwać. Po prostu nie mogłem. Był dla mnie zbyt ważne, zbyt cenny. Po opowiedzeniu całej tej historii, spuściłem wzrok, pozwalając chłopakowi oswoić się z tymi myślami.

- Czyli.. jesteś aniołem? – zapytał.

- Tak. – odpowiedziałem.

- I potrafisz latać?

- Tak.

- I masz do spełnienia misję na tym świecie, ale nie do końca wiesz jaką?

- No tak.

- I umiesz rozmawiać we wszystkich językach!? – pisnął cicho.

- No tak. – zachichotałem cicho. Byłem na serio zaszokowanym tym jak łatwo to przyjął. Nie zaczął krzyczeć, szamotać się, uciekać. Po prostu siedział i pytał.

- A widziałeś kiedyś Boga?

- Jeszcze nie. – odpowiedziałem.

- Jejku.. zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowy, ale nie myślałem, że aż tak. – podsumował Louis, a ja uśmiechnąłem się lekko.

- I nie jesteś zły, że ci wcześniej nie powiedziałem? – zainteresowałem się.

- Nie, no co ty. Rozumiem, że nie mogłeś. – uśmiechnął się. – Nie powiem, że nie jestem zaskoczony, bo jestem i to bardzo. Spodziewałem się każdej odpowiedzi. Dosłownie każdej, ale nie takiej. No, ale cóż. To czyni cię jeszcze bardziej wyjątkowym w moich oczach i sprawia, że ko.. że podobasz mi się jeszcze bardziej. – powiedział szybko, patrząc mi w oczy. Posłałem mu czuły uśmiech, przygryzając wargę.

- Jesteś moim wielkim skarbem. – szepnąłem, będąc bardzo szczęśliwym, że go mam.

- A ty moim. I na serio bardzo się cieszę, że jesteś ze mną. – pokiwał głową i zaczął jeść swój deserek, a ja popijałem napój, obserwując jednocześnie ruchy jego ust. Mm.. był taki seksowny. Nawet jedząc zwykłą szarlotkę. Patrzyłem na jego usta, gdy powoli oblizywał je z bitej śmietanki. Powoli i kusząco. Poczułem, jak robi mi się gorąco na całym ciele. Boże.. on to robi specjalnie! Poruszyłem się lekko niewygodnie, spuszczając wzrok. Wziąłem drżący oddech, uśmiechając się do samego siebie. Cieszyłem się, że był przy mnie. Mimo tego wypadku, mimo tego wszystkiego, że został. Że stara się być przy mnie. – To co? Jedziemy do domu? – zapytał nagle Louis, wyrywając mnie z zamyślenia.

- Co? Och. Tak, tak. Możemy jechać. – uniosłem na niego spojrzenie i uśmiechnąłem się. Chłopak pokiwał głową i wstał, podchodząc do obsługi, zapłacił i wrócił do mnie. Szybko się ubraliśmy, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Pisnąłem cicho, gdy na moim nosie wylądował płatek śniegu. – Lou! Śnieg. – ucieszyłem się, spoglądając w górę. Obserwowałem płatki, które oświetlane przez uliczne lampy, leciały w dół.

- Pięknie. – szepnął chłopak i złapał mnie za dłoń. Spojrzałem na niego i posłałem mu szeroki uśmiech, po czym nachyliłem się i musnąłem jego policzek.

-  Jedźmy już. – wyszeptałem cicho i po chwili już siedzieliśmy w zimnym samochodzie. Chłopak szybko włączył ogrzewanie oraz radio, z którego zaczęły sączyć się świąteczne piosenki. Choć do Bożego Narodzenia był jeszcze miesiąc, stacje radiowe zaczynały powoli grać piosenki o tym klimacie. Chłopak ruszył i już po chwili kierowaliśmy się w stronę mojego domu. – Lou? – powiedziałem nagle.

- Słucham? – odpowiedział chłopak, zerkając na mnie kątem oka.

- Czy dalej obwiniasz się o ten wypadek? – zapytałem cicho. Widziałem jak twarz chłopaka tężeje i z uśmiechu, przeradza  się w grymas bólu. – Nie chcę, żebyś myślał, że stało się to z twojej winy. Bo to nie jest prawda. Obaj zachowaliśmy się nierozważnie i jasne, któryś z nas mógł powiedzieć nie, ale nie zrobił tego. Nie bierz proszę całej winy tylko i wyłącznie na siebie. Bardzo o to proszę. – szepnąłem i dotknąłem lekko jego uda, pocierając je dłonią.

- Po prostu.. tak ciężko było mi patrzeć, gdy byłeś tam. Cały czas obawiałem się, że z tego nie wyjdziesz. Że z mojej winy.. umrzesz. – szepnął chłopak, a jego głos przepełniony był strachem i bólem. – Nie przeżyłbym tego. – szepnął cicho i skręcił pod mój dom. Wstrzymałem oddech, słysząc to. Nie wiedziałem, że myślał o tym aż tak. Powoli wysiadłem i podszedłem do Lou, który wyciągnął mój bagaż.

- Wejdziesz na chwilę? – zapytałem cicho.

- Nie chce przeszkadzać. – powiedział.

- Nie będziesz. – szepnąłem. – Mamy, Gemm i babci nie ma, bo miały pojechać po coś do Londynu. Wejdź. – poprosiłem.

- Skoro tak ładnie prosisz. – uśmiechnął się i weszliśmy do domu. Chłopak postawił torbę w korytarzu, po czym rozebraliśmy się i udaliśmy do kuchni.

- Usiądź, zrobię herbatę. – powiedziałem, włączając wodę. Wyciągnąłem dwa kubki, gdy poczułem jak ręce Lou oplatają mnie w tali. Postawiłem kubki i wtuliłem się w chłopaka. Poczułem jego usta na swoim karku. Westchnąłem cicho i obróciłem się w jego ramionach do przodu, muskając jego wargi. – Cieszę się, że jesteś. – szepnąłem między czułymi całusami.

- Ja też. – szepnął pocałował mnie namiętniej, a ja oddałem pocałunek, czując się szczęśliwym. Szczęśliwym tak bardzo, że mogłem unosić się wręcz nad ziemią. Nawet trzy metry nad niebem.*

* - cytat z mojego ulubionego filmu „ Trzy metry nad niebem” :)  
_________________________________________________
Oto nowy rozdział ;) Mam nadzieję, że Wam się spodobał i będzie pod nim więcej komentarzy, niż pod poprzednim. Dziękuję za wyświetlenia, za komentarze ;) Jesteście cudownii! Ja wiem, że jednak może być ich więcej, więc bardzo proszę o nie! ;) Może zróbmy takie coś. Jeśli będzie rekordowa liczba komentarzy to wstawię nowy rozdział  w najmniej spodziewanej chwili ;) Postarajcie się! Do zobaczenia ! Kocham Was ! < 3

niedziela, 16 marca 2014

Chapter 17.



- Lou? Wszystko okej? - zapytał mnie chłopak słabym głosem.

- Co? Och, tak. - powiedziałem cicho, przyglądając się oniemiały temu wszystkiemu.  Czy on przed chwila unosił sie nad tym łóżkiem?  Ale jak? Jak to jest możliwe?  On świecił. Chyba zwariowałem. - Jak miło,  że wróciłeś do świata żywych. - powiedziałem cicho, pociągając nosem i ścisnąłem jego dłoń, czując napływające do oczu łzy.  Ogromny kamień spadł mi z serca, gdy ponowni ujrzałem te cudowne, zielone oczy. Te oczy, należące do najcudowniejszego chłopaka na świecie.

- Czemu płaczesz Lou? - zapytał cichym głosem Harry, a ja zaśmiałem się lekko przez łzy.

- To ze szczęścia. Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Że się obudziłeś. Wszyscy tutaj odchodziliśmy od zmysłów. - uśmiechnąłem się czule, lekko splatając nasze palce.

- Naprawdę?  - zapytał, najwyraźniej zdziwiony tym faktem.

- Tak kochanie. Naprawdę. - szepnąłem cicho, patrząc na niego i moje myśli skupiły się wokół niego. Tak bardzo cieszyłem się,  że wzbudził się. Że żyje. Chyba nic nigdy nie cieszyło mnie bardziej. Lecz nadal czułem się bardzo winny tego, że tutaj leżał.  Mimo wszystko to była moja wina i nie potrafiłem sobie wybaczyć tego, że mógł nawet umrzeć przez moją głupotę.

- Czemu jesteś smutny?  Co się w ogóle stało?  Dlaczego tu jestem? - zaczął zadawać pytania.

- Spokojnie. Najpierw musi zobaczyć cię lekarz, a później wszystko ci opowiem, dobrze kochanie? - zapytałem i wstałem, idąc po lekarzy, którzy natychmiast ruszyli do sali chłopaka, wiec ja usiadłem na korytarzu. Czy on na serio latał?  Czy to tylko moje zmęczenie? Boże,  ale przecież to niemożliwe. Nikt nie ma takich zdolności.  Żaden normalny człowiek. A co jeśli... on nie jest człowiekiem?  To kim jest? Jeśli nie człowiekiem to kim? Siedziałem,  rozmyślając o tym wszystkim. Byłem szczerze przerażony.  Ale nie chciałem uciekać.  Chciałem by wszystko mi wyjaśnił.  O co z tym chodzi. Nie mogłem go przecież zostawić po tym wszystkim. Nie mogłem... i nie chciałem.  Przez ten krótki okres czasu zdążyłem przyzwyczaić się do jego obecności,  do jego uśmiechu, dzięki któremu ukazywały się cudowne dołeczki w policzkach. Do cudownych zielonych, pełnych radości oczu. Do uroczego śmiechu,  do nienaturalnie długich palców u dłoni.  Był kimś na serio wyjątkowym i bardzo mi na nim zależało.  W każdy możliwy sposób.  Chciałem poznać go jeszcze bliżej. Dowiedzieć się co lubi, a czego nie. Co sprawia mu największą radość,  a czego wręcz nienawidzi. Chciałem po prostu być przy nim cały czas. Dowiadywać się nowych rzeczy. Pokochać go. Westchnąłem cicho i wysłałem szybkiego sms' a do Perrie z wiadomością,  że Harry się wzbudził i wszystko z nim dobrze. Po chwili z sali chłopaka wyszedł lekarz, wstałem, podchodząc do niego.

- Panie doktorze i co z nim? - zapytałem niepewnie. Bałem się,  że nadal może być coś nie tak.

- Proszę się już nie martwić.  Pana narzeczony czuję się dobrze. Jest w stanie stabilnym i teraz wszystko zmierza już ku lepszemu. Rany się goją, kości powoli się zrastają. Naprawdę wszystko jest dobrze. - uśmiechnął się mężczyzna i poklepał mnie po ramieniu, odchodząc. Odetchnąłem z ulgą, słysząc to wszystko.  Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do sali chłopaka. Pół leżał na swoim łóżku,  przyglądając się wszystkiemu dookoła.

- Jak się czujesz kochanie? - zapytałem,  siadając obok łóżka na krzesełku.

- Jestem obolały, ale poza tym wszystko jest dobrze. - powiedział cicho.

- Bardzo mnie to cieszy.  - uśmiechnąłem się czule.

- To co? Opowiesz mi teraz co się stało? – uśmiechnął się do mnie blado, a moje serce ścisnęło się, nie widząc tego błysku w jego oczach co zawsze. Kiwnąłem głowa i trzymając jego dłoń, opowiedziałem mu wszystko. Zaczynając od teatru, przez kolację, kończąc na wypadku. Opowiedziałem o tym jak długo tu leży. Opowiedziałem wszystko co działo się podczas gdy był nieobecny. – Serio? Moja mama przyjechała? – zdziwił się,

- Tak. Razem z twoją siostrą. Miałem przyjemność poznać je przed chwila. – powiedziałem.

- Były tutaj? Przed chwilą? – rozglądnął się gorączkowo po sali.

- Tak, tak. Wyszły się przespać, bo siedziały całą noc, ale wrócą wieczorem. – obiecałem i delikatnie gładziłem jego dłoń swoją. Tak dobrze było go mieć znowu przy sobie. Przytomnego.

- A czemu ty nie w szkole? – zapytał sennie. – Przecież normalnie masz teraz lekcje.

- Tak, ale .. no cóż. Miałem mały incydent w szkole i dyrektor kazał mi przyjść do ciebie. – uśmiechnąłem się czule.

- To co się stało? – zapytał chłopak zdziwiony. Więc opowiedziałem mu wszystko, co się dziś działo w szkole, a Harry leżał z lekko otwartymi ustami, patrząc na mnie wstrząśnięty. – Ale Lou! Mogą cię nawet wyrzucić! – wykrzyczał zszokowany.

- Nie wyrzucą. Rozmawiałem z panem dyrektorem i wszystko wyjaśnione. Nie ma się czym przejmować.

- Na pewno? – zapytał, mrużąc oczy.

- Na pewno. – potwierdziłem. Chłopak odetchnął cicho i złapał się za głowę. – Co jest? Boli cię cos? – zapytałem lekko przestraszony.

- Trochę głowa, ale lekarz powiedział, że to normalne po takim wypadku. – wyjaśnił słabym głosem i jego głowa opadła na poduszki, przymknął lekko oczy. – A co z tobą Lou? Nic ci nie jest? – zapytał delikatnym głosem.

- Nie. Ze mną okej. Jestem tylko trochę poobijany. – odpowiedziałem po chwili. Przyglądałem mu się przez moment i mój żołądek skręcał się ze smutku. Wyglądał tak biednie. Jak mogłem mu to zrobić? Teraz pewnie nie będzie chciał mnie znać.

- Moje biedactwo. – powiedział czule i spojrzał na mnie ciepłym wzrokiem, że aż zakuło mnie serce. A ja go omal nie zabiłem. Jestem straszny. – Ej, Lou. Co jest? Czemu jesteś taki smutny? – zapytał chłopak i niespiesznie i ostrożnie uniósł się.

- Po prostu… - zacząłem, ale emocje wzięły nade mną górę i po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. – Tak się bałem, że coś ci się stanie. Że nie przeżyjesz. – załkałem. – Siedziałem tu przy tobie i modliłem się, żebyś przeżył. Chciałem być na twoim miejscu. Chciałem czuć twój ból. Boże, Hazz. tak się martwiłem. Moje serce pękało, widząc cię tutaj. – szepnąłem i ucałowałem kostki jego dłoni.

- Ej, Lou. Spokojnie. Nie płacz kochanie. Proszę. – szepnął cicho. – Nie płacz, bo ja też zacznę, a nie mogę się podnieść, bo wszystko mnie boli. Proszę, nie płacz. – uniosłem załzawione spojrzenie na niego, a jego piękne zielone oczy wpatrywały się w moje. Pociągnąłem nosem, a on uniósł powoli dłoń, dotykając mojego policzka. – Nic mi nie jest. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to za trzy dni mnie wypiszą. Proszę nie obwiniaj się. – szepnął czule. Kiwnąłem słabo głową i ucałowałem wewnętrzną część jego dłoni. 

- Dobrze. Już nie będę. – szepnąłem zachrypniętym głosem. Chłopak gładził mój policzek, uśmiechając się delikatnie. – Jesteś zmęczony. Prześpij się kochanie. Będę tutaj ciągle. – szepnąłem i uniosłem się, muskając jego czoło.

- Na pewno tu będziesz? – zapytał, zamykając oczy i nim zdążyłem odpowiedzieć, chłopak pomrukiwał przez sen. Ucałowałem po raz ostatni jego usta i wyszedłem na korytarz, kierując się do kawiarni na dole, chcąc zamówić coś do picia. Ogromny kamień spadł mi z serce, gdy Harry się obudził. Tak bardzo się o niego bałem. Tak strasznie. Zamówiłem gorącą czekoladę i powoli wróciłem na oddział.

- Lou! – usłyszałem za sobą i odwróciłem się na pięcie, dostrzegając idących w moją stronę przyjaciół. Liam i Niall oraz Zayn z Perrie. Uśmiechnąłem się, widząc ich wszystkich.

- Co tu robicie? – zapytałem, zerkając na zegarek. – Przecież powinniście być na lekcjach.

- Tak, ale zerwaliśmy się z dwóch ostatnich. – powiedział Liam i przytulił mnie lekko. Uśmiechnąłem się, oddając przytulasa.

- Nie chcieliśmy, żebyś siedział tutaj sam. Zawsze razem, pamiętasz? – uśmiechnęła się dziewczyna i musnęła mój policzek.

- Pamiętam. – uśmiechnąłem się i pogładziłem ją po plecach.

- Więc.. gdzie nasz loczek? – zapytał blondyn, jedząc batonika.

- Śpi. – powiedziałem i usiadłem na plastikowym krzesełku pod ścianą.

- Jak to śpi? – zapytał Zayn lekko zdziwiony.

- Normalnie. Lekarze podali mu leki, chwilę rozmawialiśmy i zasnął w pół słowa. – powiedziałem, popijając gorący napój.

- Skubany. – mruknął Niall i chrupał swoje słodkości. – A jak ty się czujesz, Lou?

- Całkiem okej. Rozmawialiśmy chwilę, wszystko mu opowiedziałem i cieszy mnie to, że mimo wszystko nie obwinia mnie o wypadek. Nie ma mi tego za złe. I nie kazał mi spierdalać. – westchnąłem cicho.

- Nigdy by ci nie kazał. Przecież widać, że mu zależy na tobie. Bardzo wyraźnie to widać. – powiedziała różowo włosa. – Poszedłby za tobą na koniec świata jeśli by trzeba było.  – spuściłem wzrok, przygryzając wargę. Moje serce wariowało na samą myśl o nim. Tak cholernie mi go brakowało. Tak się bałem. Cały czas miałem nadzieję. Warto mieć nadzieję. Mimo wszystko. Zawsze warto ją mieć.  Siedzieliśmy dłuższy czas na korytarzu, gdy nagle usłyszałem kaszlenie z Sali obok więc szybko wstałem i wbiegłem do sali chłopaka.

- Co się dzieje?! – zapytałem spanikowany, rozglądając się.

- Nic. Po prostu zakrztusiłem się. – zachichotał chłopak, obserwując mnie z wyraźnym rozbawieniem. Odetchnąłem i podszedłem, siadając obok.

- To dobrze. Jak się czujesz maluszku? – zapytałem czule.

- Całkiem dobrze. Wyspałem się i czuję się lepiej.

- To dobrze, bo mam niespodziankę dla ciebie. – uśmiechnąłem się i po moich słowach do sali weszli nasi przyjaciele, a na ustach chłopka pojawił się szeroki uśmiech.

- Cześć Hazz. – pisnęła dziewczyna i podbiegła, przytulając go, a reszta poszła za jej przykładem. – Jak się czujesz? – zapytała, gdy wszyscy zajęli miejsca dookoła lokowatego.

- Całkiem dobrze. Fajnie was widzieć. – powiedział z szczerym uśmiechem.

- Ciebie jeszcze lepiej. – powiedziała i wszyscy zaczęli opowiadać mu, co się działo podczas jego „nieobecności”, a ja po prostu przyglądałem mu się, podziwiając jego cudowną twarz. Nie wiem nawet kiedy moja głowa oparła się na materacu i zasnąłem.

~ * ~

Usłyszałem zgrzyt krzesła i powoli uniosłem powieki, rozglądając się po pomieszczeniu. Za oknami było ciemno, w sali panował półmrok. Gdzie jestem? – pomyślałem i ziewnąłem, przecierając twarz. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że musiałem zasnąć, gdy byli jeszcze moi przyjaciele. Spojrzałem na zegarek i dochodziła już godzina 11 pm. Dopiero wtedy mój wzrok spoczął na chłopaku, który obserwował mnie z czułym uśmiechem.

- Dobry wieczór. Wyspałeś się, kochanie? – zapytał czule, a ja kiwnąłem głową i ziewnąłem.

- Dobry. Czemu mnie nie obudziłeś? – zapytałem, przeciągając się lekko.

- Spałeś tak słodko i widziałem, że byłeś wręcz padnięty. – powiedział ze zrozumieniem chłopak. – Chciałem, żebyś odpoczął, bo z opowieści chłopaków wynikało, że ostatnio nie za bardzo spałeś.

- To nic. – westchnąłem. - A właśnie. Gdzie wszyscy? – rozejrzałem się, nie dostrzegając nikogo.

- Perrie i reszta wyszli po południu, a zaraz po nich przyszła moja mama i Gemms i wyszły jakąś godzinkę temu. Och i jeszcze babcia i twoja mama też były. – powiedział, a ja westchnąłem.

- A ja wszystko przespałem. – westchnąłem.

- To nic. Należało ci się. – powiedział i złapał moją dłoń, ściskając ją. Uśmiechnąłem się delikatnie, spoglądając mu w oczy. – Dziękuję ci, Lou. Za to, że tu jesteś, za wszystko co dla mnie robisz. – szepnął i pogładził moją dłoń.

- Nie masz za co skarbie. – odpowiedziałem i nachyliłem się, muskając jego policzek. Chłopak uśmiechnął się i westchnął cichutko, patrząc mi prosto w oczy.

- To, ze tutaj siedzisz, musi oznaczać, że bardzo się o mnie troszczysz. A mi się to bardzo podoba. – puścił mi oczko, a ja zachichotałem.

- Lubię się o ciebie troszczyć. – pokiwałem głową.

- Wiem, ale dziękuję ci za to tak bardzo. – powiedział i usiadł powoli, opierając się o poduszki i pociągnął mnie do siebie. Delikatnie go objąłem, nie chcąc by coś go zabolało. Wtulił się w moją szyje. Zamruczałem cicho, czując jego gorący oddech na skórze. – Bardzo, bardzo dziękuje. – szepnął i uniósł głowę, patrząc mi w oczy po czym nachylił się i naparł na moje wargi, powoli i delikatnie. Przymknąłem oczy, rozkoszując się tym dotykiem. Oddałem całusa, przesuwając językiem po jego suchych wargach. Chłopak rozwarł je nieznacznie, pozwalając mi wsunąć swój język w jego usta. To było takie erotyczne. Jęknąłem cicho i po chwili odsunąłem się, szepcząc w jego usta.

- Nie serio nie ma za co. – po czym musnąłem je raz jeszcze.
_______________________________________________________
Witam Was kochani moi! Przybywam z nowym rozdziałem. Wiem, że miał być tydzień temu, ale mam nadzieję, że treść Wam to wynagrodzi. Miałam małe urwania głowy ostatnio. Ale jutro wreszcie zacznę mieć więcej czasu. Mam bierzmowanie o 17 i koniec tego. Wreszcie zacznę się uczyć, bo oceny coś mi spadają ostatnio i gdy znajdę chwilę to będę pisać rozdziały. Nie gniewajcie się na mnie. Staram się jak mogę. Obiecuje, że rozdział na miliardy procent będzie minimum raz na dwa tygodnie, a może nawet częściej, jak tylko wyrobie się czasowo. Komentujcie, czytajcie, polecajcie! Kocham Was < 3