poniedziałek, 30 września 2013

Chapter 05.

| Kamil Bednarek - Cisza |



Niebieskie tęczówki szatyn  wpatrywały się we mnie z czułością, gładząc dłonią powoli, delikatnie mój policzek. Czułem jak moja skóra oblewa się rumieńcem na ten jakże intymny dotyk. Czułem pieczenie w miejscu gdzie byłem dotykany. Jego oczy wpatrywały się w moje, prześwietlając moją duszę na wylot. Już miałem się odezwać, gdy położył palec na moich ustach, szepcząc.

- Ci… nic nie mów. Nie wszystko co wydaje się nam być właściwe, takie właśnie jest. Zapamiętaj to Harry.

- Ale.. o czym mówisz? O co chodzi? – zapytałem cicho, lecz on musnął opuszkami palców mój policzek ostatni raz i odsunął się, po chwili odwracając i odchodząc. – Nie! Zaczekaj! Ale o co chodzi!? – lecz on nie odpowiedział, znikając za pniami drzew.

- Zaczekaj! – krzyknąłem i nagle usiadłem, oddychając szybko. Rozglądnąłem się panicznie po miejscu gdzie się znajdowałem i westchnąłem z ulgą. Byłem w pokoju. W swoim nowym pokoju. Bezpieczny. Spojrzałem na zegarek i widząc 5.48, opadłem ponownie na poduszki, wzdychając. Co ten chłopak robił w moim śnie? Swoją drogą dużo o nim myślałem ostatnio i nie wiedziałem czym to jest spowodowane. Po prostu nie mógł wyjść z mojej głowy. Ciągle miałem przed oczami jego twarz, jego roztrzepane włoski, uroczy uśmiech i melodyjny śmiech. Ciągle o nim myślałem i nie potrafiłem przestać. To takie dziwne. Jeszcze nigdy nie myślałem o kimś tak intensywnie, a tym bardziej o kimś kogo imienia nawet nie znam. Westchnąłem i potarłem palcami skronie.

- Za wcześnie na myślenie. – jęknąłem i usiadłem na łóżku, przecierając oczy i spuściłem nogi na mięciutki dywan, wstając i przeciągnąłem się. Podszedłem do okien i odsłoniłem rolety, otwierając je na oścież, wpuszczając odrobinę świeżego powietrza, bo choć było tak wcześnie, na dworze było już ciepło. Wyjrzałem przez nie na zewnątrz, spoglądając na wschodzące słońce. Niebo odznaczało się pomarańczem, wchodzącym w czerwień, a pod nimi jaśniało słońce, ukazując świat w jasnych, ciepłych barwach. Uśmiechnąłem się i zostawiwszy otwarte okna, wszedłem do łazienki, przemywając twarz wodą. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i przejechałem palcami po opalonej skórze.

- Nie jest tak źle. – powiedziałem, po czym zdjąłem spodnie od piżamy i wszedłem pod orzeźwiający prysznic, myjąc przy okazji włosy. Po dłuższej chwili wyszedłem, owijając się w ręcznik i umyłem zęby, wchodząc do garderoby i wybrałem ubranie do szkoły. W końcu dziś mój pierwszy dzień, więc długo zastanawiałem się w co się ubrać, ale w końcu zdecydowałem się na czarne rurki, zwykłą białą bokserkę oraz koszulę w kratę, a do tego białe trampki. Luźnie i prosto. Wziąłem wszystko do sypialni i założyłem bieliznę, po czym wybrany zestaw i znowu udałem się do łazienki, susząc włosy i ułożyłem je a nieład, wcierając odrobinę żelu. Po wszystkim wziąłem torbę z książkami, swój nieodłączny skórzany, brązowy zeszyt oraz telefon ze słuchawkami, schodząc na dół. Spojrzałem na wiszący w korytarzu zegar i było już za piętnaście siódma. Starałem się zachowywać cicho, by przypadkiem nie obudzić babci i wszedłem do kuchni.

- Dzień dobry, kochanie! – powiedziała nagle starsza pani, wyłaniając się zza otwartych drzwi lodówki, a ja instynktownie złapałem się za serce.

- Boże, babciu. Bo dostanę zawału. – jęknąłem cicho, powoli oddychając i położyłem torbę pod ścianą. Kobieta zachichotała i postawiła na stole kubek herbaty oraz kilka kanapek.

- Już, cicho, siadaj i zajadaj. – powiedziała z szerokim uśmiechem, siadając po drugiej stronie stołu. Kiwnąłem głową i zająłem swoje miejsce, zabierając się za śniadanie. – Więc, pierwszy dzień w nowej szkole. Jak się czujesz?

- Niepewnie, przerażony, a jednocześnie podekscytowany. – powiedziałem, uśmiechając się szeroko, jedząc jedną z kanapek.

- Będzie dobrze. Ludzie tutaj są zawsze przyjaźni dla innych, więc nie martw się. Dasz sobie radę, jestem pewna. – zapewniła mnie, a ja uśmiechnąłem się w odpowiedzi, spożywając śniadanie do końca. Wstałem, odkładając talerze do zlewu i już miałem się pożegnać, gdy kobieta dodała. – Zdajesz sobie sprawę, że możesz ją spotkać w szkole, prawda? – przez moment zastanawiałem się o co chodzi, lecz gdy zrozumiałem, zamarłem. O tym nie pomyślałem. Znaczy pomyślałem, ale nie zagłębiałem się w to. Nie wiedząc czemu od razu stwierdziłem, że tam na pewno jej nie spotkam, ale myśląc racjonalnie to największy procent prawdopodobności był właśnie tam. Przecież dziewczyna jest w moim wieku, więc na sto procent chodzi do szkoły. I jest dość duża szansa, że do tej samej co ja. – Spokojnie, Harry. – powiedziała nagle babcia, a ja wzdrygnąłem się na dźwięk jej głosu. – Dasz sobie radę, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze.

- Tak, będzie. – powiedziałem, choć trochę bez przekonania i ucałowałem ją w policzek, biorąc torbę. – Do zobaczenia po południu.

- Powodzenia, kochanie. – powiedziała, uśmiechając się ciepło, a ja kiwnąłem głową i wyszedłem z domu, wsadziłem słuchawki do uszu i ruszyłem chodnikiem w stronę szkoły. Droga zajmowała mi dość krótko, bo tylko 15 minut spacerkiem, więc w budynku byłem dwadzieścia minut przed czasem. Powoli przemierzałem dziedziniec, rozglądając się na boki. Kilkoro uczniów siedziało na schodach przy wejściu, rozmawiając i śmiejąc się z czegoś. Spojrzałem na nich. Była to jak sądzę grupa przyjaciół. W ogóle nie zwrócili na mnie uwagi, gdy przechodziłem obok nich. Wszedłem do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to przestrzeń i jasność. Korytarze były długie i w jasnych barwach. Gdzieniegdzie znajdowały się prace uczniów lub jakieś obrazy, czy też plany szkoły. Spojrzałem na jeden z nich i zlokalizowałem sekretariat, udając się w tamtym kierunku. Zapukałem nieśmiało i usłyszawszy ciche „proszę”, zaglądnąłem ośrodka.

- Dzień dobry. – przywitałem się grzecznie.

- Dzień dobry, kochanie. Potrzebujesz czegoś? – zapytała miła kobieta, siedząca za biurkiem. Wyglądała na panią około czterdziestki, krótkie czarne włosy zaczesane miała na jedną stronę, a na oczach okulary.

- Ja.. nazywam się Harry Styles i jestem tu nowy. Chciałem zapytać.. – zacząłem, ale kobieta przerwała mi.

- Ach, to pan, panie Styles. Proszę. Tutaj ma pan swój plan lekcji i ogólny plan szkoły. Jest pan w klasie IIb, a wychowawcą jest pan Grimshaw.

- Dziękuję. – powiedziałem, biorąc od niej plik kartek i uśmiechnąłem się, wychodząc z pomieszczenia na korytarz, gdzie zaczęło już przybywać uczniów. Spojrzałem na swój plan i pierwsze co miałem to geografię z panią o dość długim i niezrozumiałym nazwisku, na pierwszym piętrze. Powoli udałem się tam, chowając słuchawki do torby, a telefon do kieszeni rurek i skręciłem w boczny korytarz, szukając sali 203. Dostrzegłem ją w końcu korytarza i zapukałem cicho, zaglądając do środka. W środku, zobaczyłem za biurkiem panią w średnim wieku o blond włosach, notującą coś w dzienniku.

- Dzień dobry. – powiedziałem głośniej, podchodząc do niej niepewnie. Po chwili uniosła na mnie swój wzrok, patrząc przez okulary.

- Witam. W czym mogę pomóc? – zapytała delikatnym głosem.

- Ja.. Em jestem nowym uczniem. Nazywam się Harry Styles. – przedstawiłem się.

- Ach tak, Harry. – powiedziała z uśmiechem. – Miło cię poznać, mamy teraz razem lekcję?

- Tak, teraz. Dwie godziny. – powiedziałem, spoglądając na plan. – Chciałem tylko zapytać, czy obowiązują mnie na pani lekcji jakieś dodatkowe rzeczy oprócz książek i zeszytów?

- Nie, kochanie. Choć niektórzy dokupują jakieś repetytoria, lecz na razie nie jest to konieczne. – powiedziała, po czym zapytała z miłym uśmiechem. – Chcesz, żebym przedstawiała się jakoś na forum?

- Nie! – zaprzeczyłem, po czym dodałem szybko. – Wolałbym nie, nie chce robić przedstawienia.

- Rozumiem. W taki razie usiądź sobie gdzieś, bo za chwilę rozpoczniemy zajęcia. – powiedziała.

- Dziękuję. – powiedziałem grzecznie i udałem się na skraj klasy, siadając w ostatniej ławce pod oknem. Wyciągnąłem książkę, zeszyt oraz długopis, kładąc na stoliku i wyjrzałem przez dużą okiennice. Miałem stąd widok na dziedziniec przed szkołą. Kłębiło się tam teraz większość uczniów, witając z przyjaciółmi. Moją uwagę przykuła dziewczyna o różowych włosach. Niska, dość drobna. Uśmiechała się, przytulona do boku wyższego bruneta, który trzymał ją w pasie. Obok nich stał blondyn oraz dziewczyna o ciemnych włosach, która właśnie witała się z jakimś chłopakiem, przytulając go. Westchnąłem i odwróciłem wzrok, spuszczając go na swój telefon, który obracałem w dłoniach. Chciałbym tak jak oni, mieć swoich przyjaciół. Moje rozmyślania przerwał dzwonek i uczniowie zaczęli wlewać się do szkoły, znikając z dziedzińca. Po chwili drzwi do klasy otworzyły się z hukiem i chłopcy oraz dziewczyny zaczęli wchodzić i zajmować swoje miejsca. Niepewnie uniosłem na nich swój wzrok, przygryzając wargi. Niektórzy spoglądali na mnie z uśmiechem, inni z zainteresowaniem, a jeszcze inni w ogóle na mnie nie patrzyli. Gdy drzwi się zamknęły, pani zaczęła sprawdzać obecność. Z każdym czytanym nazwiskiem, spoglądałem na daną osobę.

- Edwards? – powiedziała pani profesor.

- Jestem! – odezwała się dziewczyna o różowych włosach. Miała przyjemną barwę głosu z wyraźną chrypką oraz dość niski ton.

- Horan? – sprawdzała nadal obecność kobieta.

- Obecny. – powiedział przyjemny głos, z widocznie słyszalnym akcentem irlandzkim. Spojrzałem w jego stronę, patrząc na dość uroczego blondyna z aparatem na zębach oraz wesołym spojrzeniem, który siedział obok różowowłosej dziewczyny i w ukryciu jadł chipsy, lezące na jego kolanach. Uśmiechnąłem się, widząc ich. Dziewczyna pochyliła się do blondyna i powiedziała mu coś na ucho, a ten parsknął śmiechem, plując przed siebie, przeżuwanym chipsem. Zachichotałem cicho i odwróciłem od nich wzrok, słysząc swój nazwisko.

- Harry?

- Jestem. – powiedziałem niepewnie, posyłając nauczycielce słaby uśmiech. Kiwnęła głową i kontynuowała sprawdzanie, a ja spojrzałem na klasę. Kilka głów zwróconych było w moją stronę, przyglądają mi się. Speszyłem się i natychmiast spuściłem wzrok w dół, na swoje dłonie. Nie lubiłem być w centrum uwagi. Nie lubiłem gdy wszyscy patrzyli na mnie. Zawsze miałem wrażenie, że myślą o mnie coś złego, że jestem dla nich nikim. A od pewnego czasu zawsze wydawało mi się, że oni znają moją tajemnicę, że wiedzą o mnie więcej niż bym chciał i w każdej chwili mogą powiedzieć to na głos i zacząć się ze mnie wyśmiewać. To nie tak, że wstydziłem się tego, iż byłem inny. Nie, nie. Po prostu bałem się reakcji innych, gdyby się dowiedzieli. Zaczęli by się ze mnie śmiać, nabijać, że jestem odmieńcem, a ja bardzo tego nie chciałem. Pokręciłem lekko głową i spojrzałem na nauczycielkę, zaczynając słuchać tego co ma do powiedzenia. Zaczęliśmy temat o  warunkach naturalnych państw afrykańskich, więc była to ciekawa lekcja. Wsłuchiwałem się w to co miała do powiedzenia, robiąc notatki ołówkiem na jakiejś wolnej kartce. Lekcja minęła bardzo szybko, więc nie wiem nawet kiedy zadzwonił dzwonek, ogłaszający przerwę dziesięciominutową. Wszyscy wstali i wręcz wybiegli na korytarz, a ja siedziałem w ławce i powoli przepisywałem notatki do zeszytu. To nie tak, że byłem kujonem. Nie, nie. Wcale nie byłem najlepszym uczniem, ale lubiłem mieć wszystko uzupełnione. Lubiłem mieć wszystko w zeszycie, bo właśnie z niego najlepiej było mi się uczyć.

- Harry? – przerwał mi głos pani profesor. Uniosłem spojrzenie, spoglądając na nią.

- Tak?

- Dlaczego nie wyjdziesz na przerwę? – zapytała.

- Em.. chce uzupełnić notatki z lekcji, żeby nie mieć zaległości. Z resztą i tak musze uzupełnić poprzednie lekcje. – powiedziałem, wykręcając palce ze zdenerwowania.

- Poproś kogoś o zeszyt, na pewno chętnie ci pożyczą. – powiedziała, notując coś w dzienniku.

- Tak zrobię. – szepnąłem cicho.

- Jeśli chcesz, to mogę poprosić kogoś o zeszyt, by ci pożyczył. – zaproponowała.

- Nie trzeba, ale dziękuję. – powiedziałem, posyłając jej delikatny uśmiech.

- Nie ma za co. Polecam pożyczyć zeszyt od Niall’a. Jest najlepszym uczniem, jeśli chodzi o geografię, więc na pewno ma wszystko uzupełnione, a do tego jest niezwykle przyjacielski, więc na pewno ci go pożyczy. 

- Dziękuję, zapytam go. – powiedziałem, kiwając głową i kontynuowałem przepisywanie. Nawet nie spostrzegłem się, a już zadzwonił dzwonek i pani zaczęła prowadzić  lekcje. Pod koniec, gdy wszyscy  pisaliśmy zadanie w zeszycie, wstałem i podszedłem do nauczycielki.

- Proszę pani? – powiedziałem cicho.

- Tak, Harry?

- Niall… który to? – zapytałem nieśmiało. – Jeszcze nie bardzo wiem, kto jest kim.

- Oczywiście, oczywiście. – powiedziała z roztargnieniem. – Niall, kochanie podejdź tu. – powiedziała pani profesor, a blondyn z aparatem na zębach szybko schował batonika do kieszeni bluzy i przełknął szybko, podchodząc.

- Tak? – zapytał swoim anielskim głosem. Skąd to porównanie? – jęknąłem do siebie w duchu.

- To jest Harry, wasz nowy kolega. Mógłbyś pożyczyć mu swój zeszyt, żeby uzupełnił lekcje? – zapytała, a ja uśmiechnąłem się w jego stronę niepewnie.

- Oczywiście. – powiedział radośnie, uśmiechając się do mnie szeroko. – Pewnie, że pożyczę ci zeszyt. Czekaj. – powiedział i wziął zeszyt, podając mi go. – Proszę, mam nadzieję, że się odczytasz.

- Na pewno. Bardzo dziękuję. Oddam ci jutro. – zapewniłem, biorąc go od niego.

- Nie ma pośpiechu. – powiedział, klepiąc mnie po ramieniu i wrócił do swojej ławki, od razu pochylając się do rozmowy z dziewczyną o różowych włosach. Skinąłem głową w podziękowaniu pani Livingstone ( w końcu zapamiętałem jej nazwisko) i udałem się na miejsce, pakując się i zadzwonił dzwonek, więc szybko, jako pierwszy wyszedłem z klasy, zerkając na plan. Historia z panią Lewis na parterze. Spuściłem głowę w dół i udałem się w kierunku schodów.

- Harry! – usłyszałem nagle i instynktownie zatrzymałem się.

- Nie, to nie do mnie. – mruknąłem do siebie i zacząłem schodzić na dół.

- Harry, zaczekaj! – krzyknął ktoś znowu i instynktownie zatrzymałem się, rozglądając na boki. Nikogo nie zauważyłem, więc chciałem iść dalej gdy nagle spomiędzy ludzi wyłoniła się różowa czupryna, machająca intensywnie w moją stronę. Rozglądnąłem się, uważając, że to do kogo innego, ale obok mnie nie było nikogo, kto patrzył w tamtym kierunku.  – Harry! – powiedziała i podbiegła do mnie, ciągnąc za sobą blondyna.

- Em.. hej. – powiedziałem niepewnie.

- Wołam cię i wołam, a ty mi uciekasz. Nieładnie. – zachichotała dziewczyna, uśmiechając się do mnie szeroko. – Tak w ogóle to jestem Perrie. Perrie Edwards. – przedstawiła się, wyciągając do mnie dłoń, którą uścisnąłem delikatnie.

- Harry. Harry Styles. Miło cię poznać. – powiedziałem grzecznie.

- Ciebie też. Łał.. ale masz duże dłonie. – powiedziała, unosząc jedną z nich i zaczęła jej się przyglądać, a ja spojrzałem lekko zmieszany na blondyna obok.

- Perrs. Przestań, nie strasz go od razu. Musisz jej wybaczyć. Mówi wszystko co jej ślina na język przyniesie. – przeprosił chłopak, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.

- Nie prawda, ale spójrz! Patrz jakie ma duże dłonie i jakie zadbane! – mówiła dziewczyna, wpatrując się w moje dłonie.

- Em.. dziękuję. – powiedziałem niepewnie, a ona uniosła głowę i uśmiechnęła się, puszczając moje dłonie.

- Wybacz. – zachichotała.

- Więc, miło cię poznać Harry. Mam nadzieję, że podoba ci się u nas. – powiedział Niall, pokazując na szkołę.

- Tak, jest super. Inaczej niż w poprzedniej. – powiedziałem niepewnie. Nie wiedziałem, czego spodziewać się po nich, ale wyglądali na bardzo przyjaznych i miłych.

- To dobrze. Wszyscy są mili, choć trafiając się wyjątki jak pewne osoby z trzecich klas. – mruknęła dziewczyna.

- Nie przesadzaj. One nie są takie złe. – zaprotestował Niall.

- Ja i tak wiem swoje, więc cicho. – przerwała mu dziewczyna, spoglądając na mnie i wzięła mnie pod ramię, kierując na dół, a chłopak szedł po mojej drugiej stronie. – Mamy teraz historie z panią Lewis.

- Tak, wiem. – powiedziałem, czując się dziwnie swobodnie w ich towarzystwie. Zawsze miałem problemy z zawieraniem znajomości, a teraz nie przeszkadzało mi, gdy dziewczyna trzymała mnie za ramie, ciągnąc do klasy.

- Na kolejnej przerwie oprowadzimy się z Niallerem po szkole, a później pójdziemy na stołówkę na obiad, na który mamy 20 minut. – powiedziała, gdy weszliśmy do klasy i zaczęła mnie ciągnąc w stronę tylnich ławek.

- Em.. za chwilę przyjdę, musze porozmawiać z panią profesor. – powiedziałem, uśmiechając się niepewnie i podszedłem do biurka, przedstawiając się i odpowiadając na kilka pytań dotyczących poprzedniej szkoły, po czym ruszyłem w stronę ławek przy oknie.

 - Harry, chodź do nas. – zawołała Perrie, a ja spojrzałem na nią z delikatnym uśmiechem i posłusznie podszedłem, siadając między nią, a blondynem.

- Ostrzegam, że możesz czasem nic nie wiedzieć z lekcji, bo ona cały czas musi coś mówić. – mruknął chłopak, wskazując na dziewczynę, która wyciągnęła długopis z Hello Kitty.

- Odezwał się. – prychnęła. – Ty za to ciągle jesz.

- Bo lubię. – mruknąłem chłopak, żując gumę.

- Bo lubię. – zaczęła przedrzeźniać go dziewczyna i zaczęli się kłócić, a ja jedynie zachichotałem czule, patrząc na nich.

- O mój boże! – krzyknęła nagle, a ja spojrzałem na nią niepewnie.

- Coś się stało? – zapytał blondyn.

- Harry ma dołeczki w policzkach. Awww to jest słodkie. – powiedziała, wciskając mi dwa palce w policzki. Pokręciłem jedynie głowa i roześmiałem się, a w tym akurat momencie zadzwonił dzwonek i spojrzałem na nauczycielkę, starając się nie słuchać trajkotania dziewczyny za uchem, co jednak wychodziło mi dość kiepsko i po chwili wdałem się w cichą rozmowę z moimi nowymi znajomymi.
_________________________________________

Nie wiem jak mi się to udało, ale w piątek i sobotę dostałam takiej weny, ze napisałam dwa najdłuższe rozdziały jak do tej pory.  Soo... jak Wam się podoba? Co myślicie? Podoba Wam się czy nie bardzo? Komentujcie, polecajcie bloga! Kocham Was < 3

środa, 25 września 2013

Chapter 04.

| Westlife - Home |



Babcia była tak podekscytowana moją decyzją, że kazała pakować mi się od razu i już wieczorem mieliśmy pojechać. Widziałem smutek na twarzy mamy, ale także szczęście w jej oczach. Była ze mnie dumna, a to najcudowniejsze uczucie jakie tylko mogło być. Z delikatnym uśmiechem pobiegłem na górę, dopiero zauważając, że już lepiej się czuję. Zaśmiałem się ze swojej spostrzegawczości i spod łóżka wyciągnąłem swoją torbę, kładąc ją na łóżku. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją na oścież, przyglądając się jej zawartości. Wyciągnąłem kilka par spodni, ubierając się uprzednio w rurki i koszulkę, po czym wsadziłem je na spód walizki, obok układając swój ulubiony, brązowy płaszcz, jeansową kurtkę i dwie pary brązowych butów, dwie pary zwykłych trampek i zapiąłem pierwszą część. Do następnej zacząłem wkładać równo poskładane koszulki, bokserki oraz koszule. Na to położyłem swój kapelusz, bandamki oraz ładowarkę do telefonu, podstawowe dokumenty. Spojrzałem na pustą szafę i uśmiechnąłem się, wchodząc do łazienki. Spakowałem szczoteczkę, pastę, perfumy oraz wszystkie kosmetyki do mojej kosmetyczki i wrzuciłem na wierzch obok kilku książek. Zasunąłem torbę, stawiając ją przy drzwiach i wziąłem z szafki nocnej zdjęcie z mamą. Pogładziłem jej twarz na nim opuszkiem palca. Delikatnie wsadziłem je do bocznej kieszeni, uważając, by się nie rozbiło. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się, po tak dziwnie pustym pokoju. Mimo wszystko spędziłem tu wiele czasu i trudno jest mi się rozstać z tym miejscem. Westchnąłem, przypominając sobie sytuacje z dzieciństwa.


- Harry! Zostaw to moja lalka! – wykrzyczała dziewięcioletnia, ciemnowłosa dziewczyn, wbiegając za swoim młodszym bratem do jego pokoju i rzuciła się na niego, przygniatając go do dywanu.

- Aaaa! Gemma! Zejdź ze mnie! – wykrzyczał malec, próbując się spod niej wydostać.

- Nie, dopóki nie oddasz mi Belli! –krzyczała dziewczynka na malucha, ciągnąc go za włosy.

- Ale ona mi jest potrzebna! – piszczał chłopiec, szamotając się pod nią.

- To weź inną, ale nie ją! – mówiła Gemma, powstrzymując cisnące się jej łzy do oczu. – Ona ma najładniejsze włosy!

- Właśnie dlatego ją wziąłem!

- Po co ci jej włosy!? – krzyczała przerażona. – Nie pozwalam ci ich obciąć! Nie, nie, nie!

- Chce je tylko zakręcić! – krzyczał malec, wydostając się spod siostry i zaczął uciekać przed nią po pokoju.

- Nie zgadzam się! – krzyczała za mną, po czym rzuciła się na plecy chłopca, powalając go na panele, siadając na jego plecach i zaczęła go łaskotać.  Śmiał się głośno, odrzucając lalkę na bok i wiercił  się pod starszą dziewczynką.

- Gemma…. Przestań hahaha.. – prosił, a po chwili przestała, kładąc się obok, również chichotając  głośno. – Możesz ją wziąć, ale razem zakręcimy jej włosy, dobrze?

- Dobrze Gem! Dziękuję. – powiedział ucieszony Harry.


Roześmiałem się cicho, przypominając sobie tę scenę i pokręciłem głową, wzdychając. Powoli wstałem i po raz ostatni omiotłem pomieszczenie spojrzeniem, po czym chwyciłem torbę i powoli zszedłem na dół, ubierając wcześniej lekko podniszczone białe Converse. Postawiłem bagaż w korytarzu i wszedłem do kuchni, zastając w niej mamę i babcię, siedzące przy stole.

- Ja.. już jestem gotowy. – powiedziałem, podchodząc do lodówki i nalałem sobie soku.

- Czyli możemy jechać, tak? – zapytała starsza kobieta, wstając od stołu.

- Tak, myślę, że tak. – odpowiedziałem po chwili, odkładając już pustą szklankę. Babcia wstała i wyszła na korytarz, a ja podszedłem do mamy i spojrzałem jej w oczy, wtulając się w jej ramiona. - Będę bardzo tęsknił. – wyszeptałem.

- Też będę tęskniła synku, bardzo mocno. – powiedziała cicho i czule pocierała moje plecy. – Zabrałeś wszystkie potrzebne rzeczy? Ciepłe ubrania i kurtki? Buty?

- Tak, mamo. Wziąłem wszystko. – szepnąłem i przypomniałem sobie jeszcze o oszczędnościach. – Jeszcze coś. – mruknąłem i odsunąłem się, biegnąc na górę. Wszedłem do pokoju i wyciągnąłem duże pudło spod łóżka. Zdjąłem przykrywkę i spojrzałem na jego zawartość. Wyciągnąłem zeszyt w czarnej, skórzanej oprawce oraz białą kopertę i uśmiechnąłem się, zamykając pudełko, wsadzając je tym razem do szafy.  Zaglądnąłem do środka koperty i uśmiechnąłem się lekko, widząc dość dużą sumę pieniędzy. Zbiegłem na dół i schowałem między ubrania zeszyt oraz oszczędności, upewniając się, by nie zginęły i wróciłem do kuchni.  – Teraz mam już wszystko. – powiedziałem, przytulając mamę.

- To dobrze. Uważaj tam na siebie. Słuchaj babci, ale rozsądnie. – dodała ciszej, a ja zachichotałem.

- Tak cię kocham i będę mocno tęsknił. – westchnąłem, całując ją w policzek.

- Ubieraj się stosownie do pogody, uważaj jak przechodzisz przez ulicę, zawsze sprawdzaj czy wziąłeś telefon i czy jest naładowany, bierz ze sobą pieniądze na wszelki wypadek i zawsze bądź pod telefonem. – zaczęła wymieniać, a ja jedynie przewróciłem oczami z uśmiechem. Pozwoliłem je powiedzieć to wszystko, bo wiedziałem, że dzięki temu będzie spokojniejsza. – Uważaj na siebie i używaj prezerwatyw, tak w razie czego. – dodała, a ja zarumieniłem się, mrucząc speszony.

- Mamo.

- Wiem, wiem. Ty to wszystko wiesz, ale uważaj na siebie tak? – powiedziała, szczypiąc mnie w policzki, a ja uśmiechnąłem się czule.

- Tak, tak. Będę uważał, mamuś. Kocham cię i dziękuję za wszystko. Jesteś najlepszą mamą na świecie.

- A ty najlepszy synkiem. – szepnęła i ucałowała mnie w czoło, po czym wsadziła coś do mojej tylnej kieszeni, mówiąc. – Otwórz to dopiero jak będziesz w Doncaster. To ważne. Dopiero tam, proszę.

- Dobrze. Jak tam już dojadę to otworze. – obiecałem i wyciągnąłem kopertę, chowając ją do torby. Mama uśmiechnęła się i pocałowała mnie po raz ostatni w policzek, po czym pożegnała się z babcią i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie stał samochód starszej kobiety. Podszedłem i wrzuciłem torbę na tylne siedzenie, wyciągając z niej słuchawki i biorąc telefon i podszedłem do mamy, przytulając ją jeszcze raz.

- Kocham cię, Pamiętaj, mamusiu.

- Ja ciebie też. A teraz uciekajcie już. – szepnęła i  odsunęła się. Uśmiechnąłem się i starłem łzę z jej policzka, wsiadając do samochodu, gdzie czekała już babcia.

- Jedziemy? – zapytała.

- Tak. – przytaknąłem, machając mamie, która robiła się coraz mniejsza im dalej odjechaliśmy. Westchnąłem i oparłem się o siedzenie, zapinając pas.

- Prześpij się. Przed nami długa droga. – powiedziała babcia, a ja kiwnąłem głową i wsadziłem słuchawki w uszy, puszczając sobie The Fray i zamknąłem oczy, rozpływając się w delikatnej muzyce.

~ * ~

Po kilku godzinach poczułem jak ktoś ciągnie mnie za ramie. Mruknąłem przez sen i powoli otwarłem oczy, dostrzegając nad sobą uśmiechniętą twarz babci.

- Jesteśmy na miejscu! – zaświergotała radośnie i wysiadła, a ja pokręciłem jedynie głową i odpiąłem pas, wychodząc na zewnątrz. Przywitały mnie przyjemne promienie słoneczne, ogrzewające moją skórę. Westchnąłem i przeciągnąłem się, ziewając. Spojrzałem na dom i zagwizdałem lekko. Zawsze jego widok wprowadzał mnie w zachwyt. Był ogromny. Z pięknym ogrodem kwiatowym z tyłu, altanki, grządki, alejki, ławeczki i wiele, wiele innych. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem torbę z samochodu, idąc za starszą panią do drzwi wejściowych.

- Wchodź, Harold. – powiedziała, otwierając je na oścież.

- Nie mów do mnie Harold. Nie lubię tego. – mruknąłem kapryśnie, wchodząc do środka i stanąłem w długim korytarzu. Łatwo było się tu zgubić. Na samym parterze znajdowało się kilka pokoi, salon, kuchnia połączona z jadalnią i mała łazienka z pralnią, a o piętrze lepiej nie wspominać. Położyłem torbę w kącie i ściągnąłem bluzę, wieszając na wieszaku.

- Wiem, ale lubię się z tobą droczyć. – zaśmiała się łagodnie, a ja pokręciłem głową rozbawiony. Babcia czasem zachowywała się jak nastolatka. Zupełnie jakby miała 16 lat, a nie o pięćdziesiąt więcej. – Twój pokój jest na piętrze. Ostatnie drzwi po lewej stronie, a ja swój mam tu na parterze. – powiedziała i weszła do kuchni, krzycząc po chwili. – Idź i się rozpakuj, a później jedziemy na zakupy. – po czym usłyszałem jak zaczyna coś nucić, więc zabrałem torbę i wszedłem po krętych schodach na górę, z trudem odnajdując swój pokój w tym krętym korytarzu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, kładąc torbę na dużym, dwuosobowym łóżku. Pokój był piękny i bardzo przytulny. Łóżko stało w kącie, obok niego mała szafka nocna. W kącie obok, tuż przy oknie drewniane, brązowe biurko z fotelem. Naprzeciwko komoda, a obok niej dwie pary drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem łazienkę oraz garderobę. Westchnąłem i zaciągnąłem torbę do pomieszczenia, zaczynając się rozpakowywać i układałem ubrania na pułkach, wieszakach. Do osobnej szafki wsadziłem buty. Bieliznę ułożyłem w jednej z szuflad w sypialni, a torbę wrzuciłem na spód szafy w garderobie, lecz po chwili przypomniałem sobie jeszcze o kilku drobiazgach i wyciągnąłem z bocznej kieszeni kopertę od mamy oraz swój zeszyt, oszczędności i kilka zdjęć, które zabrałem. Ustawiłem je w sypialni i usiadłem na łóżku, otwierając niespodziankę od mamy, a na błękitną pościel wyleciało kilka banknotów. Pokręciłem głową, a po chwili wypadł mały zwitek papieru.


 Harry,
 domyślam się, że teraz kręcisz głową na znak protestu, ale proszę weź te pieniądze. Będą ci potrzebne, a mi nie. Więc proszę wykorzystaj je dobrze i nie martw się o mnie.
kocham, mama xx

 

Uśmiechnąłem się delikatnie i wybrałem numer rodzicielki, lecz włączyła się poczta.

- Hej mamuś. Pewnie jesteś w pracy, ale dzwonie, żeby bardzo ci podziękować za te pieniądze, choć nie były konieczne, bo mam trochę swoich oszczędności. Kocham cie i już tęsknie. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. Odezwij się jak będziesz miała chwilkę. – zakończyłem i odłożyłem telefon na półkę, przebierając się w dresy i koszulkę, schodząc na dół. Powoli wędrowałem korytarzem, przyglądając się zdjęciom i obrazom na ścianach. Moja babcia ewidentnie była wielbicielką sztuki. Wiele znakomitych dzieł znajdowało się w jej rezydencji. W końcu dotarłem do salonu, gdzie babcia szukała czegoś w komodzie. – Jestem już i możemy jechać, babciu. – powiedziałem grzecznie, siadając na rogu kremowej kanapy.

- Okej, już jedziemy. – powiedziała po chwili i wzięła torebkę. Po chwili już jechaliśmy do najbliższego Tesco. – Musimy kupić trochę rzeczy do jedzenia, a później pojedziemy do księgarni po twoje książki.

- Książki? – zapytałem zdziwiony.

- No tak. Do szkoły. Od poniedziałku pójdziesz do liceum, tutaj w Doncaster. – powiedziała, a ja kiwnąłem głową. Nowa szkoła oznaczała nowych ludzi i nowe znajomości, ale czy byłem na to gotowy? Pokręciłem głową, zostawiając te myśli na później i razem ze starszą panią wszedłem do marketu, rozpoczynając zakupy, co zajęło nam dość długą chwilę. Babcia właśnie płaciła przy kasie, gdy wziąłem trzy reklamówki, idąc do samochodu. Wyszedłem ze sklepu, okręcając się jeszcze, by zobaczyć czy kobieta idzie za mną, gdy poczułem jak wpadam na coś z impetem i moje pośladki stykając się z brukowaną, twardą kostką.

- Ałć.. – jęknąłem cicho i powoli uniosłem wzrok, chcąc zobaczyć winowajcę tej małej stłuczki, nagle zamierając. Patrzyłem właśnie w najpiękniejsze tęczówki, jakie kiedykolwiek widziałem. Błękitne, niczym niebo lub ocean, z plamkami dookoła źrenic, które nadawały pewnej nutki wesołości temu spojrzeniu. A owe cudowne oczy należały do uroczego.. Chwila, czy ja właśnie pomyślałem uroczego!? Boże. W każdym bądź razie. Spojrzenie to należało do chłopaka, który pochylał się nade mną z delikatnym uśmiechem na ustach.

- Wybacz, nie chciałem cię przewrócić. – powiedział melodyjnym, delikatnym głosem, na dźwięk którego moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Wpatrywałem się w niego z rozwartymi ustami i nagle uświadomiłem sobie, jak dziwnie mogło to wyglądać i zamknąłem je szybko, chwytając jego wyciągnięta dłoń i podniosłem się, szybko puszczając ją i pozbierałem zakupy, czując rumieńce wstępujące na moje policzki. A wszystko spowodowane dotykiem jego dłoni.

- Ja… nie, nic się nie stało. M..moja wina. – powiedziałem, odchrząkując cicho i przygryzłem wargę, patrząc na niego.

- Nasza wspólna. – zaśmiał się dźwięcznie, a ja próbowałem się jakoś opanować. To jakie reakcje wywoływał u mnie samym swoim spojrzeniem, przerażało mnie. – Wybacz, ale muszę już uciekać, śpieszę się na zajęcia. Może jeszcze kiedyś się spotkamy. – powiedział, a ja kiwnąłem głową.

- Może kiedyś. Do zobaczenia. – powiedziałem i ruszyłem w stronę samochodu.

- Ej! – zawołał jeszcze, a ja spojrzałem na niego przez ramię. – Mogę poznać twoje imię? – zapytał z delikatnym uśmiechem.

- Harry. – powiedziałem.

- Miło było cię poznać, Harry. – odpowiedział i po chwili zniknął mi z oczu. Stłumiłem westchnięcie i spakowałem zakupy do bagażnika, wsiadając i właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie, że nie znam nawet jego imienia.

________________________________________________________________

Cześć Wam ;) Na początku chcę wyjaśnić swoje opóźnienia z rozdziałem. Otóż, jak wszyscy wiecie zaczęła się szkoła i choć to dopiero pierwszy miesiąc to nie dają nam nawet chwili wytchnienia. Już sprawdziany, testy, kartkówki. A, że jestem w klasie 3 gimnazjum to jednak trzeba się uczyć, bo testy, później liceum. Sami wiecie jak to jest ;) Dlatego, nie udało mi się dodać go wcześniej. Wybaczycie mi? I też chcę zaznaczyć, że nie wiem czy uda mi się następny dodać w weekend. Ale obiecuję, że się postaram. A teraz co do rozdziału. Podoba się? Co myślicie? Komentujecie, będę bardzo wdzięczna, bo wielbię Wasze komentarze. Szczególnie te, kiedy zastanawiacie się co będzie dalej. Motywujecie mnie i dziękuję za to! Kocham Was < 3

niedziela, 15 września 2013

Chapter 03.

| LemON - Nice |



-  Witaj Anne. – powiedziała starsza kobieta.

-  Mama. Co tu robisz? – zapytała Anne.

- Przyjechałam odwiedzić wnuka, czyż nie wolno?

- Nie, nie. Oczywiście, że wolno. Masz prawo przyjeżdżać kiedy zechcesz.

- To ja poprosiłem, by babcia przyjechała, potrzebowałem z nią porozmawiać. – powiedziałem szybko, widząc „iskry” lecące między ich spojrzeniami.

- Rozumiem. – powiedziała mama zdystansowanym tonem, po czym dodała. – Idę do kuchni. Zrobię obiad. Dołączcie za chwilę. – po czym wyszła, trzaskając drzwiami. Westchnąłem i opadłem na poduszki.

- Czy nie możecie się jakoś dogadać. Przyprawiacie mnie o ból głowy. – jęknąłem, przejeżdżając dłonią po twarzy.

- Dobrze wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej, Harry. Nie mogę pozwolić, byś właśnie teraz był sam. Zrozum to.

- Rozumiem, tylko nie lubię gdy się kłócicie z mamą. Jesteście najważniejszymi kobietami w moim życiu i wolałbym, byście zachowywały się normalnie. I nie przyprawiały mnie o ból głowy. – westchnąłem, patrząc na kobietę, na co ta tylko roześmiała się cicho.

- Oj Harry, Harry. Masz tylko osiemnaście lat, a czasem wydaje mi się, że jesteś straszy ode mnie i mądrzejszy. – powiedziała, czochrając moje loki.

- Oj babciu. Po prostu jesteście dla mnie bardzo ważne. Ty, mama i Gemma. I nie lubię kiedy się kłócicie.

- Już niedługo. – powiedziała, uśmiechając się do mnie.

- Co przez to rozumiesz? – zapytałem.

- Już niedługo to nie my będziemy tymi najważniejszymi. – wyjaśniła, puszczając oczko w moją stronę z znaczącym uśmiechem.

- To znaczy?

- Masz osiemnaście lat, kochanie. Niedługo się zakochasz i znajdziesz sobie dziewczynę. – powiedziała, a ja przygryzłem wargę, odwracając wzrok, po czym powiedziałem.

- Raczej nie. Dziewczyny mnie nie interesują.

- Ale chłopcy tak, prawda? – powiedziała nagle, a ja spojrzałem na nią tak szybko, że mój kark „jęknął”, gdy obróciłem głowę w zawrotnej prędkości.

- Babciu. Coś mi sugerujesz? – zapytałem ostrożnie, nie chcąc powiedzieć nic głupiego.

- Oj, no przecież widzę, że wolisz chłopców. Nie ma w tym nic złego, oczywiście.

- Nie.. to nie prawda. – mruknąłem cicho, drapiąc się po szyi, chcąc ukryć wstępujący na moją skórę rumieniec.

- Mów sobie co chcesz, ale ja i tak wiem swoje – powiedziała, po czym wstała i przygładziła swoją bluzkę, mówiąc. – Idę pomóc twojej matce z tym obiadem, a ty przyjdź za chwilę. – po czym wyszła. Westchnąłem cicho i opadłem bezwładnie na poduszki, zamykając oczy. Babcia myśli, że wolę chłopców? Na serio? Znaczy, nie żebym miał coś do osób innych orientacji. Nie, nie. Szanuję takie osoby i szczerze to nawet podziwiam, że są zdolne okazywać swoją miłość do tej samej płci, nie wstydząc się tego. Że potrafią iść przez ulicę trzymając swoje dłonie w ciasnym uścisku, że potrafią patrzeć na siebie z tak wielką dozą czułości. Ich miłość jest głębsza. Jest naprawdę prawdziwa. To widać. Po ich spojrzeniach wymienianych między sobą, po subtelnym dotyku. W mojej szkole jest para homoseksualistów i nie boją się okazywać swojego uczucia względem siebie. Nigdy nie zastanawiałem się nad swoją orientacją. Od dziecka mama śmiała się ze mnie, że w szkole pewnie dziewczynki padają mi do stóp, widząc te loczki i dołeczki w policzkach. Zawsze wtedy rumieniłem się i mruczałem coś niezrozumiałego pod nosem, w ramach swojej obrony, więc tak jakby od dziecka wpajano mi, że lubię dziewczyny, a ja nigdy nad tym głębiej nie myślałem. Co prawda nigdy nie wiedziałem w żadnej kobiecie potencjalnej kandydatki na swoją ukochaną. Lubiłem je, czasem dużo łatwiej jest się z nimi dogadać niż z chłopakami, ale żadna mnie nie pociągała fizycznie. Żadna. Czasem czułem się przez to dziwnie, ale nie na tyle, by jakoś to rozważać. Lecz teraz, babcia swoimi słowami zasiała we mnie pewne wątpliwości. Mogłem lubić chłopców? A może i chłopców i dziewczyny? Westchnąłem cicho.

- Teraz mnie wzięło, żeby o swojej orientacji myśleć? – jęknąłem do siebie i wstałem powoli z łóżka. Owinąłem się w koc i powoli zszedłem na dół, stając w progu i przypatrywałem się poczynaniom babci oraz mamy. Obie próbowały gotować, ale nie potrafiły się zgodzić. Nagle jedna wpadła na drugą i z rąk mamy wyleciały dwa talerzy, rozbijając się na płytkach. Jęknąłem cicho, słyszac to i czułem już nadchodzącą kłótnię.

- Uważaj jak chodzisz! – warknęła mama, patrząc na babcię groźnie.

- Ty lepiej uważaj, żebyś się nie pokaleczyła. – odwarknęła starsza i zaczęły się kłócić. Stałem i wpatrywałem się w nie, czując rosnący ból głowy. W końcu nie wytrzymałem i rzuciłem koc na krzesło, wchodząc do środka.

- Jeszcze jedno słowo, której kol wiek z was, a zacznę krzyczeć. – powiedziałem ostrzegawczo, a obie kobiety spojrzały na mnie w tej samej chwili, zdziwione moimi słowami. – Siadać i ani słowa! – powiedziałem groźnie i wziąłem zmiotkę, zamiatając wszystkie szkła i wyrzuciłem do kosza.

- Ale.. – zaczęła mama, ale przerwałem, mówiąc.

- Zanim powiesz choćby jedno słowo ostrzegam, że moja głowa aż pulsuje i nie zniosę jeszcze jednej kłótni! – powiedziałem i wrzuciłem makaron do wody, gotując go. – Zawsze się kłócicie. Jakbyście choć raz nie mogły zachowywać się normalnie. Zawsze tylko kłótnie i nic więcej. – westchnąłem i zrobiłem sos, po czym nałożyłem na trzy talerze spaghetti i podałem do stołu. Usiadłem i zacząłem powoli jeść, mówiąc do nich. – Smacznego. – przez chwile spożywaliśmy posiłek w spokoju, gdy babci się odezwała.

- Co masz zamiar teraz zrobić, Anne?

- Co masz na myśli? – zapytała młodsza, a ja spojrzałem na babcię.

- No teraz, kiedy Harry ma misję do spełnienia. – odpowiedziała, a ja jęknąłem w duchu. Nie chciałem by tak się dowiedziała. Mama patrzyła na starszą kobietę zaskoczona, po czym przeniosła wzrok na mnie.

- Miałeś wizję? – zapytała szeptem.

- Ja… tak, wczoraj w nocy. – powiedziałem cicho, spuszczając wzrok.

- Nie wiedziałaś? – zapytała, wyraźnie zdziwiona babcia. – Byłam pewna, że Harry od razu ci powiedział.

- Ja.. nie, nie mówiłem mamie. Chciałem najpierw uzyskać pewność, że na pewno to jest wizja. Że się nie pomyliłem. – powiedziałem cicho.

- Rozumiem. – powiedziała po chwili babci, dodając. -  więc. Harry ma misję. Prawdopodobnie w Doncaster.

- W Doncaster? Skąd ta pewność? – zapytała mama, a Elżbieta zaczęła jej wszystko od początku tłumaczyć, a ja się wyłączyłem. To nie jest tak, że nie ufam swojej mamie. Ufam jej, bardzo, ale wiem, że gdy by tylko się dowiedziała, zaczęła by się martwić. Próbowała by wziąć winę na siebie. Mówiłaby, że to jej wina, że to przez nią teraz mogę zginąć. Nie chciałem tego. Nie chciałem by przeze mnie nie spała po nocach, by przeze mnie się martwiła. Za bardzo ją kochałem, by przeze mnie płakała. Nie zniósłbym jej łez. Nie zniósłbym. To by było jak cios. Mama zawsze była ze mną. Zawsze wspierała i ocierała każda moją łzę, obiecując, że kiedyś będzie lepiej. Że kiedyś przestanie boleć. Że każda rana się zagoi. I ta fizyczna i psychiczna. Zawsze przytulała mnie i całowała w czoło. Czułem się w jej ramionach tak bezpiecznie. Czułem, że z nią nic mi nie grozi. Zawsze była. Zawsze będzie.

- Sądzę, że Harry teraz powinien mieszkać ze mną. – powiedziała nagle babcia, a ja zakrztusiłem się kawałkiem marchewki. Zacząłem kaszleć, aż w końcu wyplułem warzywo z powrotem na talerz i otarłem cieknące mi po policzkach pojedyncze łzy. – Wszystko okej, Harry? – zapytała starsza kobieta.

- Ja.. tak. – powiedziałem i masowałem piekące gardło. – Po prostu.. twoja propozycja mnie zaskoczyła. – powiedziałem, biorąc szklankę i zacząłem pić wodę.

- Ale uważam, że to idealny pomysł. Wrzesień dopiero się zaczął, więc ze zmianą szkoły nie będzie problemu, a dzięki temu będziesz blisko mnie i ci pomogę. – mówiła, a ja patrzyłem na nią niepewnie. Przeprowadzić się? Do babci? Cóż, nie powiem, że nigdy o tym nie marzyłem. Jej dom był duży, wygodny
i dość luksusowy. Uwielbiałem jeździć do niej na wakacje. Zawsze było tak wyjątkowo, ale zostawić mamę samą? Tak po prostu wyjechać? No nie wiem. Uniosłem spojrzenie na swoją rodzicielkę i moje serce się ścisnęło. Miała takie smutne spojrzenie. Wręcz jakby miała wybuchnąć płaczem, choć próbowała się uśmiechać. Nie chciałem jej zostawiać. Nie lubiłem tego. Zawsze gdy zostawała sama bałem się o nią. Bałem się, że sobie bez mnie nie poradzi, a teraz miałbym ją zostawić całkiem samą? Znaczy no nie całkiem, bo jest jeszcze Gemma. Mimo to, byłem przerażony perspektywą, że coś mogło by się jej stać.

- Więc co o tym myślisz Harry? – zapytała starsza pani.

- Ja… czy mógłbym najpierw porozmawiać z mamą? W cztery oczy? – zapytałem cicho, wyłamując nerwowo swoje palce.

- Oczywiście. To ja pójdę na spacer. – powiedziała babci i wstała, biorąc torebkę i wyszła. W pomieszczeniu panowała martwa cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegarka.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, Harry? – zapytała cicho Anne. Westchnąłem i stałem, kucając przed nią i złapałem jej dłonie w swoje.

- Bo nie chciałem byś się obwiniała. Wiem na jakiej zasadzie by to było. Brałabyś całą winę na siebie, a ja tego nie chcę. Nie chcę cię zawieść, wiesz o tym.

- Ale nie robisz tego kochanie. A martwię się jak każda matka o swoje dziecko. A ja mam nawet więcej powodów. Mój mały synek ma swoją misję. Niebezpieczną na dodatek. To normalne, że się martwię.

- Ale nie masz powodów. Jestem już duży. Poradzę sobie, mamuś. – powiedziałem, całując wierzch jej dłoni.

- Tak trudno jest mi pogodzić się z tym, że jesteś prawie dorosły. – westchnęła i pogłaskała mój policzek. – Dla mnie zawsze będziesz małym chłopcem z grzyweczką i pulchnymi policzkami.

-  Mamo. – jęknąłem, rumieniąc się, a kobieta zachichotała. – Proszę, nie martw się o mnie. Ja sobie poradzę, zobaczysz. Będziesz jeszcze ze mnie dumna. – powiedziałem.

- już jestem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo, kochanie. Poradziłeś sobie ze stratą ojca, z nową szkołą, z tym jak byłeś tam traktowany, choć ani słowa mi na ten temat nie powiedziałeś. – kontynuowała, a ja spojrzałem na nią zdziwiony.

- Skąd o tym wiesz?

- Często dostawałam telefony od twojej wychowawczyni, od nauczycieli na temat tego jak cię traktują. Dlaczego nigdy mi sam nie powiedziałeś? Przecież zmienilibyśmy ci szkołę. -  powiedziała zmartwiona.

- Bo nie chciałem robić ci kłopotów. Zbyt zależało mi na tobie, by jeszcze sprawiać problemy. Miałaś ich wystarczająco i bez mojego udziału. – westchnąłem.

- Dlatego teraz myślę, że zmiana otoczenia ci się przyda. Babci ma rację. Wyjedź z nią do Doncaster. Tam teraz będzie twoje życie.

- Ale ja nie chcę cię zostawiać. – powiedziałem płaczliwie.

- Hej, Harry. Jestem duża, poradzę sobie, tak? – powiedziała, całując mnie w czubek głowy i przytuliła mocno do siebie.

- Jesteś pewna? Nie chcę cię zostawić samej. – powiedziałem zduszonym głosem w jej ramie.

- Nie jestem sama. Mam Gemmę, poradzimy sobie we dwie. – szepnęła.  – A ty dasz radę z babcią. Ona pomoże ci we wszystkim. W misji, w zadaniu, w zrozumieniu. Ja tego nie potrafię, ale ona tak. Z nią dasz sobie radę.

- Wiem, ale będę bardzo tęsknić. – powiedziałem cicho, powstrzymując łzy.

- Będziesz przyjeżdżał w weekendy albo my do ciebie. Damy sobie radę. Pójdziesz do nowej szkoły. Poznasz kogoś nowego. Znajdziesz przyjaciół, znajomych. Może kogoś wartego zainteresowania pod względem uczuciowym, kto wie. – powiedziała, a ja po raz kolejny poczułem rumieniec.

- Mamo. – jęknąłem cicho, zamykając oczy. – Tak bardzo chcesz, bym sobie znalazł dziewczynę? – zapytałem.

- Chcę byś był szczęśliwy i myślę, że już najwyższy czas byś kogoś poszukał. Nie możesz zawsze na pierwszym miejscu stawiać mnie, musisz mieć swoje życie uczuciowe. – powiedziała czule, czochrając mi włosy.

- Kiedy mi jest dobrze tak jak jest. Nie potrzebuję dziewczyny, żeby być szczęśliwy. Mam ciebie, Gemm, babcię.

- Wiem, wiem, ale mimo wszystko, gdy zauważysz kogoś wartego zainteresowaniem, nie broń się.

- Uch.. dobra, dobra. – mruknąłem, pocierając niezręcznie kark, a Anne zachichotała.

- No już, już. Nie rumień się tak.

- Po prostu mnie zawstydzasz. – mruknąłem cicho.

- Nie taki był mój zamiar. – zaśmiała się i wstała, podciągając  mnie do góry i złapała za policzki, mówiąc. – Wiesz, że babci jest szalona, prawda? Więc nie zawsze musisz się z nią zgadzać. Miej swoje zdanie, ale mów to delikatnie by jej nie zranić i uważaj tam na siebie. – powiedziała opiekuńczo.

- Dam radę, nie martw się. – szepnąłem i przytuliłem się do niej. – Bardzo cię kocham, mamusiu. – szepnąłem. Staliśmy tak długa chwilę, gdy rozległ się huk zamykanych drzwi.

- Delikatniej! – krzyknęła mama, a do kuchni weszła babcia.

- Oj tam, Anne. Nie przeżywaj. – powiedziała, zdejmując z oczu okulary i spojrzawszy na mnie, zapłata. – I jak? Jaka jest wasza decyzja?

- To kiedy jedziemy? – zapytałem, patrząc na kobietę, a na jej ustach uformował się szeroki uśmiech.
_____________________________________________________________

Witam Was z rozdziałem 3 ;) Wiem, że akcja toczy się dość powoli, ale no cóż. Taka jest moja wizja. Ale obiecuję Wam, że w następnym rozdziale, zdarzy się coś ciekawego i od tego momentu będzie już tylko lepiej ;) Więc... co myślicie? Podoba Wam się czy nie bardzo? Komentujcie, piszcie na TT jeśli macie pytania lub na asku ;) Dziękuję Wam za 8 komentarzy pod ostatnim rozdziałem i ponad 1100 wyświetleń. Jesteście kochani! Do zobaczenia za tydzień! Kocham Was ;) < 3