poniedziałek, 27 stycznia 2014

Chapter 15.

Adore you..



 Obudziło mnie dziwne pikanie. Powoli uniosłem głowę i rozejrzałem się. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że nadal jestem w szpitalu. Zasnąłem na siedząco przy chłopaku. Przeciągnąłem się, rozprostowując swoje zbolałe kości, po dość niewygodnej pozycji. Powoli przetarłem oczy i spojrzałem na Harry’ego. Wyglądał tak spokojnie. Wydawać by się mogło, że tylko śpi. Westchnąłem smutno i dotknąłem jego dłoni w czuły sposób. Wyglądał jak mały chłopiec. Blade policzki, rozwiane włosy na białej poduszce. Wyglądał tak słabo. Tak chciałem mu pomóc, a nie wiedziałem jak.

- Proszę pana. – usłyszałem nagle za sobą. Odwróciłem się i dostrzegłem dość młodą kobietę, koło trzydziestki, która uśmiechała się do mnie niepewnie.

- Tak? – mruknąłem zachrypniętym głosem. Odchrząknąłem lekko, obserwując kobietę.

- Siedział tu pan całą noc? Musi być pan wykończony. – powiedziała, posyłając mi uprzejmy uśmiech.

- Dla niego warto.. czy może mi pani powiedzieć jak z nim? – szepnąłem cicho.

- Cóż.. za chwilę zabierzemy pana Styles’a na badania i wszystko się okaże. Ale do tej pory mogę stwierdzić na pewno, że jego życiu nic nie zagraża i ze śpiączki powinien wybudzić się tak do dwóch dni.

- Dziękuję. – kiwnąłem głową.

- Niech pan sobie kupi coś do jedzenia, bo marnie pan wygląda, a ja w tym czasie go obejrzę. – powiedziała i ruchem ręki wygoniła mnie z sali. Posłusznie wyszedłem i ruszyłem korytarzem w stronę automatów z napojami, spuszczając głowę w dół. To co się działo nadal do mnie nie docierało. Ten wypadek, to, że Harry był teraz w szpitalu. Boże, czym sobie zasłużyłem!?

- Swoją głupotą debilu. – warknąłem sam do siebie i kupiłem sobie kawę rozpuszczalną. Usiadłem na krzesełku i upiłem łyk napoju, krzywiąc się. Ohydna ta kawa, ale mimo wszystko wypiłem wszystko, chcąc trochę wytrzeźwieć. Czy naprawdę trzeba było takiego wypadku, takiej tragedii, żebym zrozumiał co czuje do tego lokatego, uroczego chłopaka? Teraz nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego, bez jego cudownego uśmiechu, jego hipnotyzującego głosu, bez jego dotyku czy słodkich pocałunków. I choć znam go tak krótko uzależniłem się od niego. Od Harry’ego biła taka delikatność oraz tajemniczość. Był nieśmiały, ale zabawny. Cudowny. – Co ja najlepszego narobiłem? – wyszeptałem, chowając twarz w dłoniach. Poczułem łzy w oczach, ale starałem się je powstrzymać i nie rozkleić się, ale nie udało mi się. Po chwili słone kropelki spływały po moich policzkach. Czułem się tak bardzo winny. To wszystko przeze mnie. Boże, jeśli coś mu się stanie, ten wypadek będzie miał konsekwencje. Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Harry mnie znienawidzi i zostawi, posyłając w diabły. Otarłem mokra skórę i wstałem, podchodząc do kosza i wyrzuciłem pusty kubeczek. Pociągnąłem nosem i wziąłem pare głębszych oddechów, po czym wróciłem do sali i zająłem swoje miejsce przy chłopaku. Złapałem jego chłodną dłoń w swoje i głaskałem.

- Och Harry. Proszę obudź się. – szepnąłem i złożyłem lekki pocałunek na skórze. Będę z nim siedział dopóki się nie obudzi, będę się nim opiekował. Nie pozwolę by coś się mu stało. A jeśli się zgodzi, zostanę z nim już do końca życia.

~ * ~

 

Siedziałem z głowa ułożoną na udzie nieprzytomnego chłopaka, cały czas obserwując jego spokojną twarz. Liczyłem na to, że się chociaż poruszy. Niemal jak na filmach. Żeby poruszył chociaż palcem dłoni albo mrugnął. Tyle. Żebym wiedział, ze żyje.

- Dzień dobry. – usłyszałem za sobą aksamitny, przyjemny dla ucha głos. Powoli uniosłem się i spojrzałem zmęczonymi oczyma na naszego gościa. Babcia Harry’ego.

- Dzień dobry. – szepnąłem i wstałem, posyłając jej smutny uśmiech.

- Och Louis. – uśmiechnęła się smutno i podeszła, przytulając mnie, a ja wtuliłem się w jej bezpieczny uścisk.  Znałem ją już dość długo, bo często pomagałem jej z jakimiś drobnymi pracami w jej rozległym ogrodzie. Była naprawdę cudowna kobietą. – Co się wam stało, chłopcy? – zapytała cicho, powoli odsuwając się i złapała mnie za dłonie.

- Boże.. ja nie chciałem. – wyszeptałem cicho i usiedliśmy na krzesełkach przy łóżku chłopaka i opowiedziałem kobiecie całą historię, pomijając oczywiście elementy dotyczące naszego.. hmm prywatnego zachowania. Babcia Harry’ego wysłuchała mnie do końca, po czym lekko ścisnęła moją dłoń.

- Nie winie cie skarbie, choć obaj mogliście mieć więcej rozumu. Ale co się stało to się nieodstanie. Nie mogliście przewidzieć co się stanie, więc nie obwiniaj się Lou. – gładziła moje ramię w opiekuńczym geście, a ja załkałem cicho.

- Po prostu.. chciałem, żeby było idealnie.. a co wyszło? – szepnąłem, chowając twarz w dłoniach. Nie potrafiłem sobie tego wybaczyć. – Umrę, jeśli on mnie znienawidzi za to. – załkałem.

- Skarbie, on nie może cie znienawidzić. Harry’emu bardzo na tobie za leży. Nawet nie wiesz jak. Był tak szczęśliwy przez ostatnie dni. Tak strasznie cieszył się na to wasze spotkanie. Nigdy nie widziałam go tak uśmiechniętego. A powodem tego.. jesteś ty. – powiedziała, posyłając mi to „wszystkowiedzące” spojrzenie. Pociągnąłem nosem i kiwnąłem głową. – A teraz uważam, że powinieneś wrócić do domu. Jutro masz szkołę. Musisz się umyć, odświeżyć, a przede wszystkim wyspać.

- Ale.. – zacząłem. Nie chciałem go zostawiać.

- Żadnego ale. Wracasz do domu. Ja tu z nim do wieczora posiedzę, a z resztą niedługo przyjedzie mama Harry’ego i jego siostra, więc nie będzie sam. – uśmiechnęła się, a ja westchnąłem i wstałem. Nachyliłem się nad chłopakiem i złożyłem czuły pocałunek na jego czole.

-Do zobaczenia skarbie. – szepnąłem, po czym pożegnałem się z jego babcią i chcąc nie chcąc wyszedłem i zadzwoniłem po Niall’a by po mnie przyjechał.

~ * ~

- Może jednak chcesz zostać dziś w domu? – zapytała mnie mama, gdy kończyłem śniadanie.

- Nie. Muszę iść. Mamy treningi przed zbliżającym się meczem. Z resztą chcę spotkać się z przyjaciółmi.

- No dobrze. Ale jeśli tylko byś chciał wrócić to zadzwoń, a ja cię zwolnię. – uśmiechnęła się i ucałowała mnie w czoło.

- Dziękuje mamuś. Acha i po szkole jadę do szpitala. – westchnąłem i wstałem, poprawiając swoje ubranie. Miałem na sobie czarne rurki, białą bokserkę i szary sweter na to. Założyłem torbę i wyszedłem z domu, żegnając się wcześniej z mamą. Postanowiłem się przejść, bo nie miałem jakoś daleko, więc wsadziłem słuchawki do uszu i ruszyłem przed siebie. Byłem, strasznie zmęczony. Nie wyspałem się w ogóle w nocy. Ciągle myślałem o chłopaku. Byłem tak zrozpaczony, ze niemal o drugiej w nocy byłem gotowy biec do niego do szpitala, ale bałem się, ze zastane tam jego rodzinę, a nie zniósłbym tych spojrzeń ani płaczu. W dość szybkim tempie dotarłem do szkoły i przekroczyłem jej próg, a spojrzenia wszystkich momentalnie spoczęły na mnie. No cóż.. wieści szybko się rozchodzą. Ruszyłem przed siebie z uniesioną głowa. Widziałem jak ludzie zaczęli szeptać między sobą subtelnie lub mniej. Kilka osób skinęło mi głowa, ale nie odpowiedziałem. Szybki krokiem ruszyłem do swojej szafki, zostawiłem niepotrzebne rzeczy, zabrałem kilka książek do torby i ruszyłem w stronę sali gimnastycznej.

- Louis! – usłyszałem za sobą i odwróciłem się ,widząc biegnącego w moją stronę Zayn’a i Liam’a. Wyciągnąłem z uszu słuchawki i posłałem im słaby uśmiech. Brunet podszedł i przytulił mnie mocno, a ja ukryłem twarz w jego szyi. Westchnąłem cicho i powstrzymywałem się od łez.

- Jak się trzymasz, LouLou? – zapytał szatyn, gładząc mnie po ramieniu. Po chwili odsunąłem się od chłopaka i westchnąłem cicho, mówiąc.

- Źle. Nie wyspałem się. Boli mnie głowa i nie mogę przestać myśleć o Hazzie. – spuściłem głowę w dół, powstrzymując napływające łzy. – Tak bardzo się martwię o niego. – szepnąłem słabo.

- Ej spokojnie. Nie smuć się tak. Harry jest w szpitalu, obserwują go ciągle lekarze. Nic mu nie zagraża. Zobaczysz, że szybko wydobrzeje. Jest silny. – pocieszał mnie Zayn, a ja jedynie mogłem kiwnąć głową.

- Chodźmy na wf. – szepnąłem i ruszyłem do szatni, przebierając się szybko i pobiegłem na rozgrzewkę. Piłka nożna była moją jedyną miłością. Uwielbiałem grać. Uwielbiałem te adrenalinę. Była moja odskocznia, więc przez następne dwie godziny udało mi się nie myśleć tyle o chłopaku. Lecz po wzięciu prysznica, gdy przebierałem się w szatni ten strach wrócił.

- Dobrze grałeś, Lou. – poklepał mnie po ramieniu Liam, posyłając lekki uśmiech.

- No, jeszcze lepiej niż zawsze. – dodał Zayn, a ja uśmiechnąłem się. Wiedzieli co powiedzieć, żeby poprawić mi nastrój. Nie, żebym był jakimś narcyzem, który myśli tylko o sobie. Nie, nie. Wiedziałem, ze jeśli moi przyjaciele mówią mi, że grałem dobrze, to grałem. Oni nigdy mnie nie okłamują. I właśnie dlatego tak bardzo ich uwielbiam. Nie można mieć lepszych przyjaciół.

- Dzięki. – uśmiechnąłem się delikatnie i ubrałem do końca, poprawiłem włosy, po czym ruszyliśmy w stronę sali biologicznej. Nienawidziłem tego przedmiotu, a nauczycielki jeszcze bardziej. Była zawzięta i uwzięła się na mnie. Raz nie pasowało jej, ze się podlizuje, innym razem to, że olewam wszystko i wszystkich. I weź tu zrozum kobietę?! Po dzwonku weszliśmy do klasy i zająłem ostatnia ławkę pod oknem, a obok mnie usiedli chłopcy. Wyciągnąłem zeszyt i długopis. Na ten przedmiot nie nosiłem nic więcej.

- Cześć Loui. – usłyszałem piskliwy głosik. Westchnąłem cicho. Tylko nie to, po czym uniosłem głowę
i mruknąłem.

- Cześć El. – posłałem jej słaby uśmiech, a ona ucałowała mój policzek swoimi ustami, pokrytymi gruba warstwą błyszczyku.  – Co robiłeś na weekendzie? Czemu się nie odzywałeś, mieliśmy iść przecież na imprezę?

- Miałem trochę na głowie. – mruknąłem wymijająco. Nie miałem ochoty rozmawiać o wypadku.

- Proszę o cisze. – usłyszeliśmy podniesiony głos nauczycielki. Skanowała nas wszystkich wzrokiem, po czym zajęła swoje miejsce i zaczęła sprawdzać obecność. Była kobieta po czterdziestce. Ubierała się dość.. dziwnie. I miała rude włosy. Mało kto ja lubił, ze wzajemnością. Otworzyła rubrykę z ocenami i już wiedziałem co się szykuje. – Dobrze.. to może trochę się popytamy. – mruknęła i założyła okulary, spojrzała w dziennik, a po jej złośliwym uśmiechu wiedziałem, ze osobą która zapyta.. – Mamy szczęśliwca. Mój ulubiony.. pan Tomlinson. - .. będę ja. – Zapraszamy na środek. – wstałem i powiedziałem z ławki niepewnie.

- A nie mogłaby pani, zapytać mnie na następnej lekcji?

- A to dlaczego? Nie jest pan przygotowany na dziś? – zapytała, a ja już widziałem błysk w jej oku. Wredne babsko.

- Nie jestem. – powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie miałem kiedy uczyć się w weekend.

- A to dlaczego? Czyli mam panu wstawić jedynkę, tak? – zapytała z wyraźną satysfakcją, a we mnie zaczęło się wręcz gotować.

- Bo nie miałem się kiedy nauczyć. – odpowiedziałem jeszcze spokojnie, ale czułem, że lada moment mogę wybuchnąć, jeśli ta stara jędza nie zacznie zachowywać się normalnie.

- Nie miał pan kiedy? – roześmiała się nie miło, a ja złapałem się kurczowo ławki. – Miał pan dwa dni wolnego, no ale jeśli sport i bezsensowne bieganie przekłada się wyżej niż swoje wykształcenie to tak się niestety dzieje. Czyż nie mam racji i mylę się, że nie spędził pan tych dni kopiąc bezmyślnie w piłkę i tarzając się po trawie z kolegami?

- Myli się pani. – warknąłem, zaczynając tracić nad sobą panowanie. Jak ktoś mógł być tak bezczelny?! Wszystkie pary oczu spojrzały na mnie w niemym szoku. Nikt nie odważył się nigdy podnieść głosu na tę nauczycielkę, bo później nie miałby życia w tej szkole, ale to w tej chwili najmniej mnie obchodziło.

- To co pan takiego robił? – zapytała, mrużąc oczy i wstała, obserwując mnie.

- Dla pani wiadomości cały weekend spędziłem w szpitalu, czuwając przy bliskiej mi osobie, która leży nieprzytomna, podpięta do różnych maszyn i tysiąc kabelków. – warknąłem, patrząc jej prosto w oczy. Nie bałem się jej. W tej chwili jedyne czego chciałem to, to by poczuła się źle. Tak jak zawsze my się czuliśmy w jej towarzystwie. – Ale kogo to obchodzi w tym miejscu, prawda? Tutaj liczą się tylko te jebane oceny
i kasa, która pani ciągnie za „nauczanie nas”. – warknąłem. – Więc tak, niech mi pani wstawi te jedynkę,
a nawet pięć. Mało mnie to w tej chwili obchodzi. – warknąłem i zająłem swoje miejsce.

- Jak śmiesz, odzywać się do mnie w ten sposób?! – wykrzyczała, podchodząc powoli do mojej ławki. Wszystkie oczy skierowane były w tej chwili na nią. – Należy mi się szacunek i wymagam go! Kim ja jestem? Jakąś twoją koleżaneczką, że wolno ci się do mnie zwracać w ten sposób?! – warknęła w moją stronę, a ja nie wytrzymałem.

- Szacunek? Należy się pani szacunek i zrozumienie?! Dobre sobie. – warknąłem i patrzyłem jej w oczy. Nie bałem się. Już nie. – I mówi to osoba, która w ogólnie szanuje nas! Ile razy jest tak, że obrywamy za nic?! Ile razy zdarza się tak, że potrafi nas pani upokorzyć przy wszystkich, a szczególnie mnie?! Ile razy jest tak, że wydziera się pani na nas za nic! ZA NIC! Pewnie dlatego, ze mąż nie chciał pani w nocy przeruchać, czemu w ogóle się nie dziwię. – mówiłem, a jej twarz po moim ostatnim zdaniu przybrała kolor czerwony. Widziałem jak drga jej żyłka na szyi. – Jak może pani liczyć, ze będziemy panią lubić za coś takiego?! Zniechęca nas pani samym swoim podejściem i znudzeniem. Więc niech się pani nie dziwi, że tyle jest jedynek i nikt nie lubi przedmiotu oraz pani. – zakończyłem i patrzyłem jej prosto w oczy. Słyszałem jak niektórzy ciężko przełykają i obserwują nas.

- Jak.. jak jak śmiesz?! – wykrzyczała i widziałem jak podnosi na mnie rękę, ale opanowała się w ostatniej chwili. – Nie wybaczę. Nie pozwolę nikomu tak do siebie mówić, a tym bardziej jednemu z uczniów. Małolatów, którzy nie mają o niczym pojęcia. Tym bardziej gówniarzowi, który o mało nie zabija swojego kolegi. – wykrzyczała mi w twarz, a ja poczułem ucisk w brzuchu. Wiedziała.. wiedziała i zrobiła wszystko, żeby znowu mnie upokorzyć. – Nie zostawię tak tego. Idę do dyrektora, więc Tomlinson. Przygotuj się, że twoja noga długo nie zostanie w tej szkole. – po czym odwróciła się i z trzaskiem wyszła z klasy. Jęknąłem i zająłem swoje miejsce, chowając twarz w dłonie. Nawet nie zauważyłem kiedy wstałem. Westchnąłem cicho.

- Spokojnie, Lou. – usłyszałem obok siebie i po chwili Zayn objął mnie, a ja jęknąłem, próbując się nie rozpłakać.

- Boże.. przegiąłem tym razem. – westchnąłem cicho.

- I to bardzo, ale należało jej się, po tych wszystkich latach. Ktoś w końcu musiał powiedzieć jej prawdę.

- A jeśli mnie wywalą? – szepnąłem cicho, zdając sobie sprawę, ze w tedy mama mnie po prostu zabije.

- Nie wywalą. Znasz dyrektora, zawsze wysłuchuje obu stron i staje po naszej. – powiedział Liam i pogłaskał mnie po ramieniu. Jęknąłem cicho, gdy usłyszałem głoś wydobywający się radiowęzła.

- Louis Tomlinson proszony jest do gabinetu dyrektora. Natychmiast.

- No to przesrane. – jęknąłem i podniosłem się, ruszając jak na skazanie.

 _______________________________________________________

Nie niedziela, ale poniedziałek. Witam Was z nowym rozdziałem ;) Nie będę się rozpisywać za bardzo dziś. Dziękuję Wam za komentarze, za wyświetlenia, których jest już ponad sześć tysięcy. Dziękuję Wam bardzo! Jednocześnie trochę mi przykro, ze pod ostatnim rozdziałem tylko dziesięć komentarzy, podczas gdy przy wcześniejszym jest ich 14 czy 15. Nie podobał Wam się ;cc Co nie tak z nim? Mam nadzieje, że pod tym nabijecie komentarzy duuuużoo < 3 Kocham Was i do zobaczenia przy kolejnym, ale nie wiem kiedy on się pojawi.. postaram się na niedzielę, ale nie obiecuję! Kocham Was < 33

czwartek, 23 stycznia 2014

Wybaczcie ;)

cześć... pewnie jesteście na mnie źli, prawda? ;c wiem, że rozdział miał być w sobotę, a dziś jest już czwartek, ale jakoś nie mogę się zebrać, żeby go napisać.. wybaczcie mi.. mam teraz ferie, dużo czasu spędzam z rodziną.. braciszkiem i przyjaciółmi ;) nie gniewajcie się, ale nie wiem kiedy pojawi się następny, postaram się go jakoś napisać i wstawić do niedzieli ale nie obiecuję. kocham Was mocno i proszę, zrozumcie ;) do zobaczenia < 3 jeśli jakieś pytania to piszcie na TT czy coś ;)

sobota, 11 stycznia 2014

Chapter 14.

 
 
 
 
- Louis zaczekaj! – usłyszałem za sobą, ale nie zatrzymywałem się, biegnąc przed siebie, aż dotarłem do recepcji.
- Przed chwila przywieziono tu chłopaka.. wypadek samochodowy.. kręcone włosy.. szczupły.. rozcięta głowa.. – mówiłem chaotycznie, gestykulując. Starsza kobieta spojrzała na mnie znad swoich okularów i zapytała.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Narzeczony. – odpowiedziałem automatycznie. – Gdzie on jest?! – wykrzyczałem zdenerwowany.
- Louis, spokojnie. Pani zaraz nam wszystko powie. – usłyszałem nad swoim uchem uspokajający głos Irlandczyka.
- Pan Styles znajduje się na bloku operacyjnym, na pierwszym piętrze. – odpowiedziała spokojnie, sprawdzając coś w komputerze. Słysząc to zachwiałem się, a gdyby nie Niall zaliczyłbym posadzkę. Boże.. co ja mu zrobiłem!? Poczułem świeże łzy na policzkach i rzuciłem się do windy, naciskając przyciski, by któraś przyjechała.
- Ej, spokojnie. – usłyszałem za sobą głos szatyna, który objął mnie ramieniem, a ja wtuliłem się w niego, łkając.
- To moja wina.. on przeze mnie.. Liam.. – szeptałem nieskładnie. Chłopak jedynie westchnąłem i przytulił mnie mocno, po czym weszliśmy do windy i ruszyliśmy na piętro. Gdy tylko drzwi się rozsunęły, wybiegłem i skierowałem się w stronę bloku operacyjnego. Niewiele myśląc złapałem za klamkę, ale odbiłem się od drzwi. Były zamknięte. – Harry.. Harry – krzyczałem, po czym upadłem na kolana, chowając twarz w dłoniach. Dopiero teraz dochodziło do mnie, że przeze mnie chłopak może.. umrzeć. Boże.. jeśli cos mu się stanie, ja tego nie przeżyje. Dlaczego zawsze musze coś zjebać? Mogłem wziąć inny samochód, ale ja nie.. Ja musiałem chcieć zrobić na nim wrażenie. Jaki byłem głupi! I Jeszcze ta jazda.. Mój boże on mógł przeze mnie zginąć. Łkałem w swoje dłonie, oddychając urwanie.
- Skarbie. – usłyszałem szept nad swoim uchem i uniosłem spojrzenie. Nade mną pochylała się Perrie. – Już spokojnie Lou. – szepnęła i uklęknęła obok mnie, przytulając mocno.
- Co ty tutaj.. – zacząłem drżąco.
- Niall dzwonił, więc natychmiast przyjechałam z Zayn’em. – powiedziała i powoli pomogła mi wstać. Dopiero teraz zauważyłem jak wyglądała. Włosy spięte w koka, bez makijażu, zwyczajne dresy oraz bluza. Jej oczy były opuchnięte, więc pewnie też płakała. Po chwili dołączył do nas mulat, również mnie przytulając. Westchnąłem cicho, próbując opanować łzy. – Chodź, usiądziemy. – szepnęła dziewczyna, ciągnąc mnie na krzesełka. Usiadłem, a oni obok mnie. Po chwili dołączyła do nas druga parka. Szatyn podał mi kubek z gorącą czekolada. Wziąłem go w dłonie i dopiero zdałem sobie sprawę jak bardzo było mi zimno.
- Louis.. co się stało? Dlaczego Harry tutaj trafił? – zapytała delikatnie dziewczyna. Zadrżałem i szepnąłem.
- Mieliśmy wypadek na autostradzie. Wjechał w nas pijany kierowca, jadący po prąd naszą częścią ulicy. Wjechał prosto w stronę po której siedział Harry.. boże to wszystko moja wina. – spuściłem głowę, przełykając słone krople. – Po co to proponowałem.. mogliśmy wrócić spokojnie do domu.. odstawiałbym go.. pocałował na do widzenia i umówilibyśmy się na jutro.. ale nie.. ja musiałem zaszaleć.. musiałem.. – jęknąłem, mając do siebie ogromny żal. Naraziłem go na ogromne niebezpieczeństwo, przez moją głupotę.
- Skarbie, co się stało? – zapytała cicho, przytulając mnie.
- Gdy.. podjechałem po niego był zachwycony moim Audi.. strasznie mu się podobał.. i ja.. obb..obiecałem, ze gdy będziemy wracać.. pojedziemy autostradą.. żeby wypróbować jego możliwości..  jechaliśmy tak szybko.. i weszliśmy w zakręt.. a tam ten mężczyzna.. nie miałem nawet szansy skręcić.. nie dało się.. on.. wjechał prosto w .. Harry’ego.. – szepnąłem, łkając cicho. 
- A tobie nic nie jest skarbie? Jak się czujesz? – zapytał Zayn, obserwując mnie uważnie.
- Nie.. ze mną jest okej. – szepnąłem i spuściłem głowę, ocierając policzki.  – Jeśli jemu.. coś się stało.. cos poważnego.. ja tego..
- Louis, dość! Nie możesz myśleć w taki sposób! Musimy być pozytywnie nastawieni! Może po prostu złamał sobie palec i po to go zabrali! – powiedział stanowczo Liam.
- Ale jeśli coś mu się stało.. ja sobie nie wybaczę. – szepnąłem cicho, pociągając nosem.
- A tak w zasadzie.. to gdzie wy razem do chuja byliście do tej pory? – zapytał zdziwiony Niall, a moje policzki mimowolnie zaczerwieniły się, przypominając sobie wszystko. Każdy pocałunek i dotyk jego dłoni. Tak delikatnych, gdy głaskały mój policzek. Miękkość jego skóry i nagle zdałem sobie sprawę, ze mogłem doprowadzić do tego, ze już nigdy bym go nie pocałował, a to mną wstrząsnęło. – Więc? – pytał chłopak, a ja uniosłem niepewnie wzrok, tak iż na pewno zauważyli moje rumieńce. – No mów! – pospieszał mnie.
- Przestań na niego naciskać! – fuknęła na niego dziewczyna, trzymając mnie za rękę. – Harry i Louis byli na randce skoro już tak koniecznie chcesz wiedzieć! – powiedziała na głos, a ja zarumieniłem się jeszcze bardziej. Wszyscy trzej spojrzeli na mnie zszokowani.
- Na randce? Harry był na randce z Lou. – powtórzył tępo blondyn.
- Tak, byli na randce. Najpierw w teatrze gdzie występowały jego siostry, a następnie na kolacji rodzinnej. Coś jeszcze chcecie wiedzieć, debile? – warknęła na nich dziewczyna, a ja uśmiechnąłem się słabo.
- Skąd wiesz? – zapytałem, spoglądając na nią.
- Pomagałam Harry’emu się ogarnąć, bo świrował przed spotkaniem. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok.
- Czyli.. podoba ci się Harry, tak? – zapytał Zayn, a ja spojrzałem na niego i niepewnie kiwnąłem głową. – Od kiedy i dlaczego ja nic nie wiedziałem!? – obruszył się chłopak.
- Od kiedy tylko się tutaj przeprowadził. – szepnąłem, spuszczając zmieszany wzrok.
- AHA! – wykrzyczał Liam, do tej pory dziwnie milczący. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni, a on spojrzał na swojego chłopaka i powiedział z szerokim uśmiechem. – Wisisz mi ostry seks, kochanie! 
- Co? – jęknąłem zdezorientowany.
- Założyłem się z tym debilem jeszcze pod koniec zeszłego roku szkolnego, że jesteś gejem, wiesz? Gdy tylko do naszej drużyny dostał się Tom. Widziałem jak patrzyłeś na jego tyłek! Powiedziałem Niall’owi o swoich podejrzeniach, ale on stwierdził, ze przesadzam, po czym się założyliśmy o no cóż.. coś perwersyjnego, a teraz? Wygrałem! – powiedział i odtańczył swój dziki taniec radości, a ja nie mogłem się nie uśmiechnąć. Jak dobrze mieć kogoś takiego przy sobie w tej chwili. Odkąd pamiętam zawsze byli przy mnie gdy ich potrzebowałem. Zawsze mogłem liczyć na ich wsparcie, a czasem wystarczyło, żeby pojawili się obok, a ja już nie mogłem przestać się uśmiechać. Byli dla mnie jak rodzina. Najlepsza rodzina. Tak się cieszyłem, że są przy mnie. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, tak iż wszyscy podskoczyliśmy i jak jeden mąż spojrzeliśmy w stronę bloku operacyjnego z którego wyjechało łożko.. a na nim chłopak. Wstałem, chcąc podbiec, ale lekarze skręcili, wjechali do windy i zaraz ich nie było.
- Harry.. - szepnąłem przerażony, widząc to, a na moich policzkach pojawiły się łzy. Starłem je jednym ruchem i zobaczyłem mężczyznę w średnim wieku, wychodzącego z bloku. Miał na sobie biały fartuch i okulary. Podszedł do nas i zapytał.
- Czy któreś z Was jest rodziną pana Styles’a?
- Jestem jego narzeczonym. – powiedziałem natychmiast, patrząc na mężczyznę. Zmierzył mnie wzrokiem, po czym zaprosił za chwilę do swojego gabinetu.
- Jak to narzeczonym?! Zaręczyliście się?! – pisnęła podekscytowana dziewczyna, a ja jedynie pokręciłem głową, idąc za mężczyzną.
 - Coś musiał powiedzieć, żeby pozwolono nam wejść. – usłyszałem jeszcze jak tłumaczył jej Niall. Zapukałem do drewnianych drzwi, zaglądając do środka. Lekarz ruchem dłoni wskazał mi fotel naprzeciwko biurka.
- No cóż. – zaczął, gdy zająłem miejsce. – Stan Harry’ego jest poważny. Jego noga została złamana w dwóch miejscach, ma złamane żebro oraz wstrząs mózgu. Musiał bardzo mocno uderzyć o szybę podczas wypadku. Jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, ale nie mniej jednak stan jest poważny. – zadrżałem, słysząc to wszystko. – Czy pan także brał udział w wypadku? – zapytał.
- Tak.. ja prowadziłem. – powiedziałem cicho.
- Tak mi się właśnie wydawało. Ma pan dużego siniaka na skroni. Zaprowadzę pana teraz na badania, trzeba sprawdzić czy nie jest ci nic poważnego. – powiedział i wstał, po czym wyszliśmy z gabinetu, kierując się do zabiegowego. – Drogie panie, proszę zbadać tego młodego człowieka, zmierzyć ciśnienie, obejrzeć czy nie ma żadnych ran powypadkowych. – polecił dwóm pielęgniarkom, po czym powiedziało mnie. – Nie martw się Harry’m jest w dobrych rękach. Wszystko będzie dobrze, tylko trzeba wierzyć. Wiara często czyni cuda. Szczególnie w tym miejscu. – po czym wyszedł, a ja zostałem zabrany do innego pokoju. Po wszystkich badaniach i pewnym stwierdzeniu, iż poza kilkoma siniakami, rozciętą nogą oraz kilkoma ranami na dłoni nic mi nie jest.
- Przepraszam, czy mógłbym pójść go zobaczyć? – zapytałem cicho jednej z kobiet. Ta uśmiechnęła się pocieszająco i kiwnęła głowa.
- Tylko cicho, dobrze? – pokiwałem twierdząco i wyszedłem, idąc do reszty przyjaciół. Gdy tylko mnie zobaczyli rzucili się z pytaniami. Westchnąłem cicho, a gdy mówiłem z moich oczu polały się kolejne łzy.
- Złamana noga, żebro i wstrząśnienie mózgu.
- O boże. – szepnęła dziewczyna i przytrzymała się swojego chłopaka, a ja skinąłem jedynie głową.
- Możecie jechać do domu. Ja zostaje. – szepnąłem cicho.
- Na pewno? Może jednak zostaniemy z tobą? – zapytała Perrie, podchodząc do mnie i objęła mnie mocno.
- Nie trzeba. Co będziemy tu wszyscy robić? Dam sobie rade sam. – posłałem jej słaby uśmiech. – Zobaczymy się w szkole. – kiwnęli głowami i pożegnałem się z każdym, a po chwili już ich nie było. Zostałem sam w tych pustych, białych ścianach. Westchnąłem cicho i otarłem policzek, po czym wziąłem telefon i zadzwoniłem do mamy.
- Lou? Co się stało? – zapytała zaspanym głosem, odbierając po chwili.
- Mamuś.. ja.. mieliśmy wypadek. – zaszlochałem cicho.
- Co?! Jaki wypadek?! O czym ty Louis mówisz?! – powiedziała przestraszona.
- Jechaliśmy autostradą.. dość szybko.. wjechał w nas pijany facet.. – szepnąłem.
- Nic ci nie jest!? – zapytała przerażona.
- Mi nie.. ale Harry.. on leży nieprzytomny w szpitalu.. ma złamaną nogę.. żebro.. coś z mózgiem.. mamo jeśli on nie przeżyje.. – szlochałem do telefonu.
- Boże, Lou.. – powiedziała cicho. – Boże, przyjadę tam zaraz do was.
- Nie. Zostań w domu z dziewczynkami. Nie mów im nic, a same nie mogą zostać przecież. Zobaczymy się jutro. Przyjadę może wieczorem do domu. Nie wiem.. musze z nim zostać.. To moja wina. – westchnąłem słabo do telefonu.
- Skarbie spokojnie. Siedź z nim, a ja powiadomię jego babcię. – powiedziała cicho. – Lou, będzie dobrze. Pamiętaj, musisz wierzyć. – powiedziała mi czule do słuchawki. Kiwnąłem jedynie głową, choć ona i tak nie mogła tego zauważyć i rozłączyłem się. Odetchnąłem głęboko i powoli ruszyłem w stronę recepcji, zapytać gdzie leży chłopak.
- Przepraszam. – szepnąłem do kobiety siedzącej po drugiej stronie. – Czy mogłaby mi pani powiedzieć gdzie leży Harry Styles?
- Oczywiście.. momencik. – powiedziała i sprawdziła coś w komputerze. – Piętro wyżej, sala dziesiąta.
- Dziękuję. – powiedziałem i skierowałem się do windy, jadąc na górę. Bałem się tego co mogę zobaczyć. Bałem się co z Harry’m. gdy winda się zatrzymała, a drzwi rozsunęły, zamarłem. OIOM – oto co widniało nad wielkimi, szklanymi drzwiami. Zadrżałem. Boże, skoro on jest tutaj to jak bardzo jest źle? Powoli ruszyłem, założyłem na siebie specjalny zielony fartuch i wszedłem powoli, kiwając głową pielęgniarkom
i skierowałem się do sali dziesiątej. Odetchnąłem głęboko i powoli pchnąłem je, wchodząc. Pierwsze co zauważyłem to mrok, paliła się tylko mała lampka w kącie. Ściany pomalowane na blado żółto, a sufit śnieżnobiały. Zadrżałem i powoli przeniosłem wzrok na chłopaka, a z moich oczu automatycznie polały się łzy. Wyglądał tak biednie na tle białej pościeli. Jego brązowe loczki w nieładzie. Bandaż miał owinięty wokół całej głowy, a na policzkach pojedyncze rany. Był podłączony do maszyny sprawdzającej czynności sercowe jak sądzę. Powoli podszedłem bliżej i niepewnie dotknąłem jego dłoni. Był taki blady, rzęsy opadały mu na jasne policzki, tworząc cienie. Usiadłem na taborecie obok łóżka i chwyciłem lekko jego dłoń w swoją.
- Boże, Hazza. – szepnąłem przez łzy. – Boże.. co ja ci najlepszego zrobiłem. Tak strasznie przepraszam. – szeptałem. Patrzyłem na jego spokojną twarz oraz powoli i spokojnie unoszącą się klatkę piersiową. Chyba dopiero teraz uświadomiłem sobie, co do niego czuje. Jak bardzo ważny stał się dla mnie przez tak krótki okres czasu. Czułem skręty w żołądku na myśl co mogło mu się przeze mnie stać. Nie zniósłbym tego. – Tak bardzo cię przepraszam Harry. Wybacz mi, błagam. – szeptałem. – Tak bardzo nie chciałem cię zranić. Tak wiele dla mnie znaczysz. Nie zostawiaj mnie. Błagam cię.
______________________________________________________
Witam Wszystkich < 3 Co tam u Was ciekawego!? U mnie w miarę dobrze. Kończy się pierwsze półrocze. W poniedziałek mam konferencje, więc ten tydzień będzie dość luźny. W piątek jedziemy do kina na Hobbitaaa *..* Muszę się Wam pochwalić, że mam średnią.... 4.9! Jestem z tego strasznie dumna, bo w 3 klasie gimnazjum to serio dobrze! *..* A teraz wracając do rozdziału.. Co myślicie? Mi te rozdziały pisze się jakoś wyjątkowo łatwo, nie wiem dlaczego. Jestem Wam ogromnie wdzięczna za 14 komentarzy pod poprzednim! Moje zdolne pyszczki! A co Wy na to, żeby pod tym było 15-16? Dacie radę to zrobić, co nieee?! Pewnie, że tak! Jestem Wam niezmiernie wdzięczna, że czytacie! Tak więc komentować, polecać bloga i nabijać wyświetleń! *..* Do zobaczenia za tydzień ;))


sobota, 4 stycznia 2014

Chapter 13.




Restauracja w której mieliśmy zjeść kolację okazała się być przytulnym i bardzo osobistym miejscem. Skąpana w jasnych, ciepłych barwach. Stoliki rozrzucone po sali, a przy każdym z nich stało po cztery krzesła. Nad każdym wisiała lampka z białym abażurem, dodająca uroku temu miejscu. Zajęliśmy dwa stoliki obok siebie i usiedliśmy. Siedziałem po jednej stronie obok Lou, a koło niego usiadła Fizzy. Reszta rodziny po drugiej stronie. Czułem się dość niepewnie, ponieważ nie bardzo wiedziałem co mówić.

- Mogłeś mnie na to przygotować. – mruknąłem cicho do chłopaka, gdy reszta przeglądała kartę dań.

- Na co? – zapytał Louis, spoglądając na mnie.

- Na to, że poznam od razu całą twoją rodzinę. – mruknąłem cicho, by nikt mnie nie usłyszał.

- Oj przesadzasz, Harry. – zaśmiał się cicho chłopak. – Przecież jesteśmy tylko na głupiej kolacji. Zjemy coś dobrego, porozmawiamy, pośmiejemy się, a później odwiozę cię do domu. – przedstawił mi plan działania na wieczór.

- Ale się denerwuje. – westchnąłem. Naprawdę byłem zestresowany. Bałem się, że powiem coś głupiego albo że mnie nie polubią. Nagle poczułem dłoń Lou na swoim kolanie i uśmiechnąłem się do siebie. To ci się między nami działo było dość nietypowe. Nie wiedziałem jak to nazwać, ale czułem się wspaniale. To jak na mnie patrzył, jak mnie dotykał i to tylko w ciągu tych ostatnich dwóch godzin. Czułem motylki w brzuchu za każdym razem gdy mówił coś do mnie. Moje serce biło mocniej z każdym jego delikatnym uśmiechem.

- Nie masz czym. – wyszeptał mi do ucha i ścisnął moją dłoń, posyłając mi uroczy uśmiech. Odetchnąłem cicho i kiwnąłem głową. – Więc rodzinko, co zamawiamy? – zapytał, unosząc wzrok na resztę.

- Ja biorę sałatkę grecką oraz zieloną herbatę. – powiedziała Lottie, a wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.

- Będziesz jadała jak królik? – zapytał szatyn, a reszta zachichotała.

- Co masz do królików? – zapytałem tym razem ja, nieco pewniejszym głosem. – Dziewczyna ma dobry gust. Przynajmniej nie utyje od tego, a na dodatek to zdrowe.

- No właśnie. – zgodziła się ze mną i posłała mi uśmiech. – Nie będę mieć takiego tyłka wielkiego jak ty. – fuknęła, wskazując na swojego brata, a ja zachichotałem.

- Moje pośladki są boskie. Chciałabyś takie. – powiedział niemal ze czcią. – Prawda, Harry? – zapytał mnie nagle.

- Ale.. co? Wybacz nie słuchałem cię. – powiedziałem przepraszająco.

- Moje pośladki są boksie, prawda? – zapytał, patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Co miałem mu odpowiedzieć? Przecież nie to, iż wpatrywałem się w jego pupę i na serio są mega cudowne i takie jędrne.

- Em wybacz mi, Lou. Ale ja nie przyglądałem się twoim pośladkom. – wybrnąłem jakoś. Chłopak popatrzył na mnie, unosząc delikatnie swoją brew, ale nie odezwał się.

- Okej. Co dalej? – spojrzał na dziewczynki.

- My bierzemy ravioli z grzybami i zapiekane tosty z serem. – powiedziała jedna z nich.

- Ja to samo. – powiedziała ich mama, a Fizzy poprosiła o sałatkę z kurczaka.

- Harry? – zapytał łagodnie chłopak, spoglądając na mnie.

- Ja poproszę sałatkę owocową i sok. – uśmiechnąłem się. Nie byłem w stanie przełknąć nic więcej.

- Okej. – powiedział i skinął na kelnera, zamawiając nasze dania oraz swoje pierogi ruskie.

- Co? – mruknąłem zdziwiony. – Co to jest.. te pierogi? – zapytałem po chwili.

- Najlepsze polskie danie, zaraz po bigosie rzecz jasna. – odpowiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Aha. – odpowiedziałem, uśmiechając się niepewnie.

- Nie mów, że nie jadłeś nigdy?! – powiedział, ewidentnie zdziwiony.

- Nigdy. – potwierdziłem.

- Boże. Nie wiesz co tracisz. – powiedział, a ja jedynie wzruszyłem ramionami.

- LouLou ma taką swoją manie próbowania potraw z każdego kraju. – powiedziała jego mama, a ja skinąłem głową, rozumiejąc.

- LouLou..? – zamruczałem, chichotając cicho.

- Mamo! – jęknął chłopak. – I widzisz co zrobiłaś? Teraz się będą ze mnie śmiać! – westchnął.

- Ale ja się nie śmieje! – powiedziałem od razu. – Broń boże! To strasznie urocze przezwisko. – zachichotałem, ściskając pod stolikiem jego dłoń.

- Cieszę się, że ci się podoba. Możesz mnie tak nazywać. – zaśmiał się chłopak, a po chwili przyniesiono nasze dania. Powoli zacząłem konsumować swoją sałatkę, obserwując resztę towarzystwa.

- Harry? – usłyszałem w pewnej chwili głos pani Tomlinson. Uniosłem wzrok.

- Tak? – zapytałem z uśmiechem.

- Chodzisz z Lou do szkoły, prawda? – zapytała.

- Tak, tak. Jesteśmy w jednej szkole, tylko Louis jest rok starszy. – odpowiedziałem grzecznie.

- Och, czyli jesteś z roku naszego Niall’a? – zapytała z uśmiechem.

- Tak. Chodzimy razem do klasy i nawet się dość dobrze kolegujemy. Jest niesamowity. – dodałem.

- Oo tak. To naprawdę wspaniały chłopak. Pomocny i uczynny, nie to co ty. – mruknęła do Louis’a, który jedynie pokręcił głowa.

- Nikt nie jest idealny mamuś. – odpowiedział i jadł te swoje pierogi. Uśmiechnąłem się. Dokładnie tak jak powiedział Louis. Nikt na tym świecie nie jest idealny. Nikt.

- Ale mógłbyś być bardziej pomocny. – skarciła go lekko kobieta, a on jedynie westchnął.

- Mamo. Już nie kompromituj mnie. Proszę cie, - jęknął cicho, a ja zauważyłem jak jego policzki zaczerwieniły się. Kobieta roześmiała się, kręcąc głową.

- Oj LouLou. – po czym wróciliśmy do jedzenia.

~ * ~

 

- Mam nadzieję, że ci się podobało. – powiedział Louis, gdy kierowaliśmy się do jego samochodu po zjedzonej kolacji oraz pożegnaniu się z resztą rodzinki, obiecując dziewczynkom, że szybko przyjadę.

- Bardzo. Masz wspaniałą rodzinę. – powiedziałem z uśmiechem, wciskając dłonie do tylnych kieszeni spodni. Chłopak posłał mi uśmiech i objąłem mnie ramieniem w pasie, przytulając do siebie, a ja zamknąłem lekko oczy, wzdychając. Jego zapach działał na mnie oddłużająco. Stanęliśmy koło samochodu i przytuliłem go do siebie. Mimo, iż byłem młodszy to chłopak był ode mnie lekko niższy, wiec swobodnie mogłem go przytulać. – Dziewczynki są cudowne, a mama wspaniała. – powiedziałem cicho.

- Ty również im się spodobałeś. – powiedział chłopak w moją szyje, trącając ją nosem, a ja westchnąłem.

- Tak myślisz?

- Jestem pewny. Wiem, ze dziewczynki już cię pokochały, a mama jest zadowolona, że spotykam się z kimś takim. – szepnął cicho, a ja nad czymś zacząłem się zastanawiać. Czy my się teraz spotykamy? W sensie, że jesteśmy parą? Czy tak czy nie?

- Bardzo mnie to cieszy. – szepnąłem i postanowiłem nie poruszać na razie tego tematu, chcąc by samo to wynikło z siebie. Niczego nie przyśpieszać. – Jedziemy? – zapytałem w jego włosy i przejechałem po nich policzkiem. Były miękkie i puszyste. Delikatne i tak ładnie pachniały.

- Pewnie. – mruknął chłopak i powoli się odsunął ode mnie, po czym stanął na palcach i musnął mój policzek. Uśmiechnąłem się delikatnie i złapałem jego dłoń, splatając nasze palce. Pasowaliśmy do siebie. Nasze dłonie idealnie ze sobą współgrały. Chłopak zachichotał, a ja zniżyłem się i musnąłem jego usta, przejeżdżając językiem po dolnej wardze, a on rozchylił je ochoczo, wpuszczając mnie do środka. Nie miałam doświadczenia w całowaniu, ale zdawałem się na intuicję oraz na te wszystkie obejrzane filmy romantyczne. Poczułem jak jego dłonie zaciskając się na moich biodrach, wiec sam położyłem swoją na jego policzku gładząc go. Nasz pocałunek był powolny i delikatny, a z każdą sekunda przerażał się w coś namiętniejszego i gwałtownego. Czułem jak przygryza moją dolną wargę i ciągnie za nią lekko, na co jęknąłem. Zarumieniłem się po chwili, zdając sobie sprawę jak to musiało zabrzmieć. Czułem jak jego dłoń zaciska się na moim pasie i przyciska mnie bardziej do siebie. Wplotłem dłoń w jego włosy i masowałem skórę jego czaszki, uśmiechając się szeroko w jego usta. Po sekundzie oderwałem się, łapiąc powietrze. Chłopak przygryzł wargę i otworzył mi drzwi, wpuszczając mnie do środka. Uśmiechnąłem się delikatnie wsiadając i po chwili ruszyliśmy.

- Pamiętasz co mi obiecałeś? – powiedziałem z uśmiechem.

- Pamiętam. Dlatego teraz jedziemy autostradą. – powiedział radośnie i czułem jak z każdą sekundą jechaliśmy coraz szybciej i szybciej.

- Ale cudownie! – pisnąłem. – Ten samochód mam moc. – uśmiechnąłem się i obserwowałem szybko poruszający się krajobraz za oknem.

- Cieszę się, że ci się podoba. – powiedział chłopak, przyśpieszając jeszcze bardziej, a ja obserwowałem jaką radość sprawia mu prowadzenie samochodu. Skręciliśmy gwałtownie, a ja zaśmiałem się, po czym przeniosłem wzrok na drogę i zamarłem. Tuż przed nami znajdował się samochód jadący w naszym kierunku. Jechał po prąd.

- Louis! Uważaj! – krzyknąłem i po chwili poczułem ostre szarpnięcie i przerażający ból w klatce piersiowej oraz lewej nodze. Usłyszałem jeszcze krzyk mojego towarzysza, po czym straciłem przytomność.

~ * ~

- Harry! Harry otwórz oczy! – wykrzyczałem, ciągnąc go za ramię. Chłopak siedział oparty o siedzenie z zamkniętymi oczami, a z jego głowy ciekła krew. Boże jak to się stało? Jak mogłem nie zauważyć tego samochodu?! Szybko wysiadłem,  okrążając samochód i wyciągnąłem chłopaka na zewnątrz. – Harry! Skarbie otwórz oczy! Harry nie możesz mi tu umrzeć, słyszysz!? – krzyczałem, a wokół nas zaczęły zatrzymywać się samochody. Ludzie zaczęli wychodzić z nich i podchodzić, chcąc zobaczyć co się takiego stało. czy ktoś był ranny.

- Niech ktoś zadzwoni na pogotowie i policje! – usłyszałem obok siebie.

- Harry, nie możesz mi tutaj umrzeć, słyszysz?! Nie możesz! – mówiłem do niego, kładąc go na asfalcie. Klepałem go po policzku, błagając by otwarł oczy. Ledwo widziałem przez łzy, które wszystko mi zasłaniały. Jak mogłem być taki głupi! Jak mogłem jechać z taką prędkością!?Boże, a jeśli przeze mnie coś mu się stało?! Rozglądnąłem się dookoła, gdzie stało tyle osób, wszyscy patrzyli na nas oraz na ten drugi samochód, który uderzył w nas z ogromną prędkością. Cały jego przód oraz mój był skasowany. Nagle usłyszałem jak ktoś do mnie podbiegł.

- Louis! – uniosłem załzawione spojrzenie i dostrzegłem Liam’a oraz Niall’a. – Boże co się tutaj stało?! – zapytał przerażony szatyn, klękając obok nas.

- Ja… Liam.. – szepnąłem, wybuchając płaczem i pogłaskałem loczka po twarzy. – Pogotowie.. – szepnąłem, widząc jak karetka przyjeżdża, a sanitariusze szybko biegał w naszą stronę. Siłą zostałem odepchnięty od chłopaka, którym natychmiast się zajęli. Irlandczyk i jego chłopak przytulili mnie, trzymając mocno. – Jeśli jemu coś się stało.. ja.. to moja wina. – szeptałem w agonii, próbując się wyrwać i podbiec do Harry’ego. – On mnie teraz potrzebuje.. puśćcie mnie..  – krzyczałem wręcz, widząc jak owijają go czymś i przekładają na nosze.

- Szybko.. proszę się przesunąć! – krzyknął jeden z lekarzy, gdy nieśli chłopaka do karetki.

- Gdzie oni go zabierają! Harry.. Harry nie.. – łkałem, trzęsąc się. Wyrwałem się z objęć Liam’a i pobiegłem za sanitariuszami.

- Gdzie go zabieracie?! – zapytałem jednego z nich, trzęsąc się.

- Szpital miejski w Doncaster. – odpowiedział. – Kim pan jest?

- Ja.. jechaliśmy razem tym samochodem.. – szepnąłem, płacząc jeszcze bardziej.

- Boże.. nic panu nie jest? – zapytał, podchodząc do mnie.

- Nie.. ten.. ten samochód uderzył w stronę po której siedział.. Haa..Harry.. – wyłkałem.

- Dobrze.. ma pan jak dostać się do szpitala? – zapytał, a ja kiwnąłem głową. – Proszę przyjechać, musi pan poddać się badaniom i sądzę, że policja będzie chciała rozmawiać z wami obydwoma, a teraz przepraszam, ale musze jechać.. – powiedział i pobiegł do karetki, która po chwili odjechała na sygnale.

- Harry.. – szepnąłem, wybuchając spazmatycznym płaczem. Po chwili poczułem jak ktoś przytula mnie do siebie.

- Lou.. spokojnie.. będzie dobrze.. jest silny.. zobaczysz.. – szeptał mi do ucha szatyn, a ja jedyne co mogłem zrobić to kiwnąć głową. – Chodź.. przyjechała policja.. – szepnąłem i pociągnął mnie w stronę radiowozu. Musiałem z nimi porozmawiać. Ale jedyne co w tej chwili potrafiłem to myśleć o chłopaka. Błagam, niech nic mu nie będzie..
____________________________________________________
Dobry wieczór! Przedstawiam Wam rozdział 13 już! Wydaje mi się, że jesteśmy w połowie tego opowiadania ;) Nie przewiduje więcej niż góra 30 rozdziałów. Wszystko to co mam zaplanowane w głowie mieści się w góra jeszcze 14 rozdziałach, ale może nawet uda mi się to trochę skrócić ;) I niezmiernie Wam dziękuję za tyle komentarzy! Jest ich 14, minus jeden bo to moja odpowiedź, a jedna z Was napisała dwa więc no ;)) Ale dziękuję, że spełniliście moją prośbę oraz dziękuję za ponad 5.150 wejść! < 3 Kocham Was niezmiernie! A co wy na to, żeby dotrzeć pod tym rozdziałem do 15 komentarzy? Dacie radę?! Ba.. pewnie, że dacie! Wierzę w Was pyszczki ! Komentujcie, polecajcie, udostępniajcie na swoim tt link do mojego opowiadania jeśli możecie! Kocham Was myszki! Do zobaczeniaaa < 33