wtorek, 12 listopada 2013

Chapter 09.

| Michael Bolton - When a man loves a woman |



Kolejne trzy tygodnie mijały spokojnie. Zadomowiłem się w Doncaster, przyzwyczaiłem do nowej szkoły i tego, że mam tu swoich przyjaciół i znajomych. Uczyłem się, pisałem sprawdziany i kartkówki na bardzo dobre oceny. Sprawa z moją wizją też się trochę uspokoiła i miałem ją tylko raz podczas ostatniego czasu i to podczas snu. Cieszyło mnie to, ponieważ nie musiałem nikomu tłumaczyć mojego chwilowego omdlenia. Wszystko wydawałoby się, że zaczęło się układać. Jednak nadal była jedna rzecz.. a dokładniej osoba, która budziła we mnie mieszane uczucia. Mianowicie Louis. Był tak niesamowitą osobą. Przez ten krótki czas zdążyliśmy się zakolegować. Często gdy mieliśmy tyle samo lekcji wracaliśmy razem. Rozmawialiśmy o wszystkim. O muzyce, aktorach, o czymkolwiek. Był dla mnie taki miły, przyjacielski. Lecz sam nie wiedziałem jak się przy nim zachowywać. Czasem był dla mnie taki ciepły, wręcz czuły. Głaskał moje ramię czy łapał na moment moją dłoń w swoją, a czasem był oschły i nieskory do rozmów. Czasem traktował mnie jak najważniejszą osobę na ziemi, a czasem całą tę uwagę poświęcał Eleanor. Czasem patrząc na nich można by pomyśleć, że są parą, a czasem, że wręcz się nienawidzą. Nie rozumiem tego. Jego osobę, ogólnie ciężko jest zrozumieć.

Wrzuciłem długopis do piórnika, wpatrując się przez moment w co dopiero napisaną notatkę, po chwili pamiętnik ukrywając pod materacem i spojrzałem na zegar.

- Boże to już po 7?! – powiedziałem zdziwiony i szybko wstałem, pakując szybko książki do torby. Narzuciłem na siebie jeszcze czarną kurtkę oraz wziąłem czapkę-misia i zbiegłem na dół. Po drodze założyłem czapkę oraz owinąłem się chustką i wszedłem do kuchni.

- Cześć babciu. – powiedziałem, całując ją w policzek i szybko wypiłem kakao oraz wrzuciłem kanapki do torby, biorąc rogalika. – Wybacz, że nie usiądę, ale nie mam czasu. – westchnąłem. – Nie wiedziałem, że już jest tak późno.

- Rozumiem kochanie. Masz tu drobne, jakbyś był głodny. – powiedziała i wrzuciła mi do kieszenie parę funtów.

- Ale babciu.. nie trze.. – zacząłem, lecz kobieta mi przerwała, uśmiechając się.

- Trzeba, trzeba. Uciekaj już, bo się spóźnisz. – powiedziała i cmoknęła mnie w policzek.

- Dziękuję. – szepnąłem i szybko wyszedłem z domu, zapinając kurtkę gdy owiał mnie chłodny wiatr. Naciągnąłem czapkę bardziej na uszy i skierowałem się do szkoły. Po chwili byłem na miejscu i z ulgą wszedłem do środka. Czując to ciepło, odetchnąłem i skierowałem się do swojej szafki, zostawiając kurtkę oraz czapkę.

- Słodziutko. – usłyszałem za plecami i niemal podskoczyłem, odwracając się. Louis spoglądał na mnie z uśmiechem, a za nim stał Zayn.

- Cześć. – westchnąłem cicho.

- Cześć. Wystraszyliśmy cię? – zapytał mulat.

- Trochę. – westchnąłem.

- Wybacz. Przyszedłem się tylko przywitać, bo wezwał mnie trener. – powiedział Louis i lekko mnie uścisnął, uciekając. Uśmiechnąłem się i wziąłem torbę, zamykając szafkę.

- Więc, Harry. Mam dla ciebie propozycję. – powiedział Zayn, uśmiechając się szeroko. – Miała ci to powiedzieć Perrie, ale skoro jej nie będzie dziś, to aj powiem.

- Och, a czemu jej nie będzie? – zapytałem zdziwiony. – Nic wczoraj nie wspominała.

- Musiała zostać w domu. Jakaś sprawa rodzinna. – wyjaśnił. – Ale no. Przechodząc do setna. Dziś jest piątek, więc z racji tego, że jutro nie ma szkoły, pomyśleliśmy, żeby wybrać się na imprezę.

- Imprezę. – powtórzyłem głucho za nim.

- Tak. Niedaleko jest taki dość miły klub. Często tam bywaliśmy na wakacjach. To jak? Dasz się wyciągnąć?

- Em.. – westchnąłem i przygryzłem wargę, myśląc. – W sumie, czemu nie. Mógłbym iść.

- Serio? To świetnie! – powiedział chłopak, uśmiechając się szeroko. – Wszystkie szczegół opowiemy ci na lunchu. W teraz wybacz, ale uciekam na wos. Do zobaczenia. – powiedział i poklepał mnie po ramieniu. Kiwnąłem głową i skierowałem się do sali matematycznej.

 

        Po lekcjach, ubrany już czekałem na Niall’a i Louisa. Blondynek po długiej rozmowie ze mną i na temat wątpliwości wyjścia do klubu, stwierdził, ze razem z Perrie pomogą mi się ogarnąć. Staliśmy na dziedzińcu, rozglądając się za szatynem.

- Wybaczcie spóźnienie. – powiedział nagle chłopak, podbiegając do nas. Uśmiechnąłem się czule.

- Nic się nie stało. – powiedziałem, patrząc na niego. – Możemy już iść. prawda?

- Tak, tak. Nie mamy za dużo czasu. – powiedział blondyn i ruszyliśmy w stronę parku. Chłopaki zaczęli rozmawiać o zbliżającym się meczu, a ja jedynie słuchałem ich, przeczesując umysłem zawartość mojej szafy. Nie wiedziałem jak mam się ubrać na tę całą dyskotekę. Nie wiedziałem, czy w ogóle powinienem iść. Niby z przyjaciółmi to dobry pomysł, ale nie byłem pewien. Bałem się, że stanie się coś złego albo ktoś mnie wyśmieje, a tego bym nie zniósł. Nagle ktoś potrząsnął moim ramieniem, a ja spojrzałem nieprzytomnie na blondyna.

- Co? – zapytałem.

- Odleciałeś. Znowu. – powiedział Louis, uśmiechając się do mnie.

- Wybaczcie, myślałem o tej imprezie. – odpowiedziałem, wciskając dłonie w kieszenie.

- Będzie super. Te imprezy w tym klubie są świetne. – powiedział entuzjastycznie Niall, a ja jedynie uśmiechnąłem się nikle.

- To prawda. Dobra panowie, widzimy się wieczorem. – powiedział Louis i delikatnie uściskał blondyna, a później mnie. – do zobaczenia. – i uciekł w stronę swojego domu, a my poszliśmy w przeciwną stronę.

- Nie masz ochoty tam iść? – zapytał mnie w pewnym momencie chłopak. Westchnąłem cicho.

- Nie wiem. Nigdy nie byłem w klubie. Nie wiem nawet jak się zachować.

- To proste. Rób to co my. – podpowiedział mi i wyciągnął, dzwoniący telefon. Wysłuchał kogoś i schował go z powrotem. – Harry, spotka się z tobą Perrs, bo ja musze uciekać. – powiedział i uściskał mnie szybko, uciekając.

- Cześć. – powiedziałem już do siebie, bo zniknął mi z pola widzenia. Westchnąłem i skierowałem się do domu, rozmyślając. Chciałem iść, ale jednocześnie nachodziły mnie pewne wątpliwości. Po jakimś czasie otworzyłem drzwi i zawołałem.

- Cześć babciu! Już wróciłem. – lecz nikt mi nie odpowiedział. Zdziwiony zacząłem szukać jej, ale nie znalazłem. Wzruszyłem ramionami i poszedłem na górę, wchodząc do sypialni. Rzuciłem robę w kąt i podszedłem do szafy, otwierają ją i zacząłem przeszukiwać jej zawartość. Nagle dostrzegłem coś dziwnego. W lustrze gdzie odbijało się moje imponujące łóżko, dostrzegłem kwadratowy pakunek. Podszedłem powoli i zauważyłem na nim karteczkę.

Hazzaa J
Wybacz, ale nie mogłam się pojawić, bo mam pewne problemy. To dla ciebie.
Będziesz wyglądał w tym cudnie!
pozdrawiam, Perriee xx

Powoli zdjąłem przykrywkę i moim oczom ukazał się czarny materiał. Uniosłem go i dostrzegłem czarną bokserkę z dość dużym dekoltem, pod nią wycierane jeansy oraz kurtkę skórzaną. Patrzyłem oniemiały. Ja mam to ubrać? Uch. Jęknąłem cicho i spojrzałem na zegar.

- To już po 5pm? – powiedziałem do siebie i zostawiając ubrania, podbiegłem do łazienki. Wziąłem gorący prysznic oraz umyłem włosy. Następnie wytarłem się i lekko podsuszyłem włosy.  Owinąłem ręcznik wokół bioder i wróciłem do sypialni.

- Harry? To ty? – usłyszałem z dołu, gdy przechodziłem korytarzem.

-  Tak, tak. – odkrzyknąłem i wszedłem do sypialni, momentalnie zatrzymując się w drzwiach. Przy oknie, tyłem do mnie stał.. Louis. Gdy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi, odwrócił się i z rozchylonymi ustami lustrował moje ciało. Prawie nagie ciało. Instynktownie przytrzymałem ręcznik, czując wpełzające na policzki rumieńce.

- Louis. – powiedziałem elokwentnie.

- Haa..Harry. Wybacz to najście, ale przez przypadek wziąłem twoją czapkę. – powiedział, wyciągając ręce w moją stronę, gdzie spoczywało nakrycie głowy.

- Och.. nie musiałeś się fatygować. – powiedziałem cicho. – Mogłeś mi oddać na imprezie.

- Wiem. Ale byłem w okolicy.. wiec pomyślałem.. że wpadnę. – powiedział, jąkając się lekko. Widziałem, jak jego spojrzenie uciekało w dół, ale starał się patrzeć na moją twarz. Jego policzki przyozdobił delikatny rumieniec. Wygląda tak słodko.

- Och. To miłe. – westchnąłem cicho i wziąłem od niego czapkę. Nasze palce zetknęły się delikatnie, a ja spojrzałem na niego, wstrzymując oddech. On uczynił to samo i nasze oczy się spotkały. Takiej głębi błękitu nigdy nie widziałem. W całym swoim życiu. Wokół źrenicy dość jasny, jak niebo latem, a im dalej tym ciemniejszy. Czułem jak moje nogi miękną. Drżałem wręcz, czując jego dotyk na mojej dłoni. Był ode mnie odrobinę niższy, ale było to tylko 3-4 centymetry. Przygryzłem wargę, czując coraz większe czerwone plamy na policzkach. Chłopak posłał mi czuły uśmiech, a moje nogi zadrżały, więc złapałem się jego ramienia, by nie upaść, a on oplótł mnie ramieniem w tali, przytrzymując. Zamknąłem oczy, będąc w jego ramionach. Czułem się niesamowicie. Jakby już nic nie mogło mnie dopaść. Jakbym już zawsze miał być bezpieczny. Nagle zdałem sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajdujemy. Jestem prawie nagi i tule się do swojego znajomego ze szkoły. Powoli odsunąłem się, trzymając ręcznik dla pewności.

- Ja..um dziękuję za czapkę..i tego.. – mruknąłem, jąkając się.

- Ja.. Em nie ma za co. To co? Widzimy się później? – powiedział i zaczął się wycofywać z pokoju.

- Tak, tak. Jeszcze raz dziękuje. – powiedziałem, chłopak uśmiechnął się i szybko wybiegł z mojego pokoju. Zamknąłem oczy, czując jak napięcie uchodzi ze mnie. Boże co to było!? Podszedłem do okna i zobaczyłem chłopaka, jak idzie ze spuszczoną głową, kopiąc jakiś patyk. Śledziłem go wzrokiem, jak szedł przed siebie chodnikiem. Westchnąłem i podszedłem, rzucając się w łóżko, zatapiając nos w poduszkach.

- Boże. Co to było? – jęknąłem do siebie. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy?
_______________________________________

Witajcie ;) Dziś mamy 12 listopada. Ale ten czas leci. Dopiero zaczynał się wrzesień, a tu już prawie połowa listopada. Tak sobie pomyślałam, że za miesiąc mamy świętaa *...* Z racji tego mogłabym napisać jakiegoś specjalnego shota, gdybyście chcieli. Co Wy na to? Piszcie w komentarzach czy podoba Wam się ten pomysł i co byście chcieli przeczytać, oczywiście Larry obowiązuje ;D Może macie jakiś fajny pomysł, a ja mogłabym go zrealizować ;) Piszcie śmiało! A teraz, czy podoba Wam się rozdział? Ma tylko 1487 słów, ale to dlatego, ze nie mogłam dalej pociągnąć tego wątku, ale następny będzie dłuższy i uwierzcie zaciekawi Was ! Kocham Was i do zobaczenia w niedziele lub gdzieś na początku przyszłego tygodnia! Kocham Was <3

sobota, 2 listopada 2013

Chapter 08.

 | Olly Murs - Dear Darlin' |


Lekcje tego dnia bardzo szybko dobiegły końca i po angielskim, który miałem ostatni, wsadziłem słuchawki do uszu i skierowałem się do wyjścia ze szkoły. Pożegnałem się ze znajomymi wcześniej i teraz spokojnie wyszedłem przed szkołę, kierując się chodnikiem do domu. Zastanawiałem się nad wszystkim co stało się podczas jedzenia obiadu. Po tym gdy przyszedł Louis, usiadł obok Eleanor i wszyscy rozmawiali, śmiali się. Wszyscy oprócz mnie. No i oprócz niego. Siedział i jadł swoją kanapkę, nie odzywając się słowem. Teraz rozumiałem o co chodził Lottie. Wydawał się przybity. Raz przyłapałem go na spoglądaniu na mnie. Poczułem wtedy rumieniec, wkradający się na moją szyję i sam szybko spuściłem wzrok. To było dość niepewne i krepujące. Nie wiedziałem jak się zachować, choć było to tylko jedno, krótkie spojrzenie. Westchnąłem cicho i kopnąłem mały kamyczek leżący pod moimi stopami i wszedłem na ścieżkę prowadzącą przez park. Zazwyczaj, gdy miałem trochę czasu wybierałem tę drogę. Była trochę dłuższa, ale niezwykle przyjemnie mi się nią chodziło. Tak wiele zieleni, żółci, czerwieni o tej porze roku. Podziwiałem różnokolorowe liście na drzewach, uśmiechałem się do matek, które spacerowały z dziećmi lub obserwowałem zakochane pary, które siedziały na ławeczkach, przytulając się, karmiąc kaczki lub po prostu rozmawiając. O tej porze zazwyczaj było tu mało osób, więc spokojnie szedłem, rozglądając się. Nuciłem cicho pod nosem i omal nie dostałem zawału, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię. Zamarłem i niepewnie odwróciłem głowę i zesztywniałem, widząc kto to.

- Louis. – powiedziałem tępo, patrząc na niego.

- Cześć Harry. – powiedział pogodnie, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. – Wracasz do domu? – zapytał grzecznie.

- Emm.. tak, właśnie wracam. – odpowiedziałem, lekko drżącym głosem, więc odchrząknąłem cicho.

- A mogę iść z tobą? Miałem zajęcia dodatkowe, więc Lottie pewnie już w domu, a nie chce wracać sam.

- Okej. Pewnie, możesz iść ze mną. – powiedziałem i zaczęliśmy iść. Czułem się dość niezręcznie. Nie wiedziałem co powiedzieć, a cisza była dość męcząca. Nie wiedziałem jaki temat zacząć. W końcu zdecydowałem się na coś neutralnego.

- Na jakie zajęcia dodatkowe chodzisz? – zapytałem grzecznie.

- Jestem w reprezentacji naszej szkoły w piłkę nożną. Jestem kapitanem drużyny. – powiedział z wyraźną dumą, a ja uśmiechnąłem się. – Nie żebym się chwalił. – dodał szybko.

- Nie, nie. Spokojnie, nie zinterpretowałem tego w ten sposób. – zaśmiałem się lekko. Chłopak zawtórował mi. – Ale to imponujące. Może kiedyś przyjdę zobaczyć jak gracie. – powiedziałem.

- Może. W przyszłym miesiącu będziesz miał okazję.

- Tak? Gracie jakiś mecz czy coś? Wybacz, ale nigdy dotąd nie interesowałem się piłką. – powiedziałem, a chłopak popatrzył na mnie zdziwiony.

- Nigdy? – zapytał szczerze zszokowany.

- Nigdy. – odpowiedziałem szczerze, lekko rumieniąc się na policzkach.

- Wow. – skomentował szatyn. – Rzadko spotyka się chłopaka, który nie interesuje się piłką.

- Jestem jakimś wyjątkiem. – szepnąłem i szedłem przed siebie, spuszczając wzrok. Czułem się trochę głupio. Chłopak, który nigdy w życiu nie grał w nogę? Albo debil albo ciota.

- Hej. – powiedział cicho i poczułem jak kładzie dłoń na moim ramieniu. – Nie przejmuj się tym. Zawsze można to nadrobić. –powiedział pokrzepiająco.

- Nawet nie znam zasad tej gry. Beznadzieja. – westchnąłem i zatrzymałem się przed domem babci. – Ale nie ważne. Ja już uciekam. – powiedziałem cicho. – Do zobaczenia Louis.

- Do jutra. – powiedział chłopak, więc szybko się odwróciłem i ruszyłem w stronę domu, nie dostrzegając już, jak chłopak patrzy na mnie przez dłuższą chwilę. Wszedłem do domu i zobaczyłem babcię, która stała na stole i myła ścianę. Zaraz, zaraz. Ścianę!?  

- Babciu.. Em co ty robisz? – zapytałem niepewnie, kładąc torbę w kącie.

- Myję ścianę, nie widzisz?

- Widzę. Ale.. po co? – zapytałem, a kobieta spojrzała na mnie jak na idiotę.

- Bo była brudna?

- Ale.. to się raczej nie myje, tylko maluje od nowa farbą. – powiedziałem, nalewając sobie soku do szklanki.

- Ty się nie znasz. – mruknęła, wracając do swojego zajęcia, a ja wzruszyłem ramionami, idąc na górę. – Idę się uczyć. – krzyknąłem ze schodów, ale nie otrzymałem odpowiedzi, więc wszedłem do sypialni. Rzuciłem swoje rzeczy na łóżko i wszedłem do łazienki, rozbierając się i wszedłem pod prysznic. Byłem tak zmęczony, że omal nie zasnąłem pod bieżącą wodą. Po dłuższym czasie wyszedłem, zakładając czystą bieliznę, dresy oraz koszulkę i ruszyłem do lekcji. Dla niektórych wydawać by się mogło, ze spędzenie całego dnia w książkach to już przesada, ale takie było moje życie. Czasem poza nauką nie widziałem innego sensu mojego istnienia. Bardzo chciałem w przyszłości być lekarzem. Być kimś, kto będzie mógł ratować innych. Wszystko jedno jaki lekarz, ale najbardziej chciałbym być psychologiem. Być osobą, która będzie pomagała innym w rozwiązywaniu ich problemów. Tylko jak można pomóc komuś, samemu mając problemy. Nierozwiązane problemy i brak pomysłów na ich rozwiązanie. Westchnąłem i zacząłem wkuwać na historię, z której jutro miałem sprawdzian.


~ * ~

- To było banalne. Takie sprawdziany to ja mogę pisać. – stwierdził blondyn, gdy wyszliśmy następnego dnia z sali historycznej.

- Żartujesz?! To była masakra! – kłóciła się z nim Perrie. Westchnąłem i pokręciłem jedynie głową. To jak oni się często kłócą jest wręcz chore. Nie obeszło by się, jeśli w ciągu jednego dnia nie pokłócili by się ze cztery razy.

- Już dość. Nie kłóćcie się. – westchnąłem, gdy wyszliśmy na dziedziniec. – Jest taki piękny dzień, co tu jest rzadkością, więc wykorzystajmy to.

- Co masz na myśli? – zapytał chłopak.

- Mamy teraz godzinę przerwy, więc może chodźmy do tej kawiarni nie daleko. Mam ochotę na lody włoskie. – westchnąłem z uśmiechem, poprawiając torbę na ramieniu.

- Tak, na włoskie. Na pewno. – roześmiał się Niall, a ja spojrzałem na niego niepewnie.

- No na włoskie. – potwierdziłem.

- Chyba raczej, żeby ktoś tobie loda postawił. – śmiał się chłopak, a ja zarumieniłem się, słysząc tę aluzję.

- Niall. – skarciła go dziewczyna. – Przestań się tak zachowywać. Ty we wszystkim musisz widzieć podteksty. To wszystko przez Liam’a. Za dużo seksu było w nocy. – zaśmiała się dziewczyna, a ja z nią, tym czasem blondyn zarumienił się, przez co różowo włosa śmiała się jeszcze głośniej. – Czyli to prawda.

- Przestań! – krzyknął blondyn, ale dziewczyna wręcz zachodziła się ze śmiechu, łapiąc mnie za ramię.

- O mój.. hahaha boże…. Musze to powiedzieć Liam’owi..hahaha jak jego chłopak…hahaha się rumieni..hahah na wzmiankę o seksie.. – śmiała się głośno, a ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem.

- Już, Perrie. Spokojnie. Oddychaj. – poleciłem dziewczynie, uśmiechając się. Po chwili ta uspokoiła się, chichotając tylko, więc zapytałem. – To idziemy?

- Ja zostaję. Drużyna ma teraz trening, więc chcę iść pooglądać Liam’a, - powiedział Niall, a jego oczy zamigotały z radości.

- To może my też zostańmy? A na lody skoczymy po lekcjach? – zapytała dziewczyna, a ja skinąłem jedynie głową. – To chodźmy na boisko.

- Za chwilkę do was dołączę. Tylko skoczę na moment do sklepu. – powiedziałem i skierowałem się na drugą stronę ulicy, wchodząc do jakiegoś sklepu spożywczego. Ruszyłem między regałami, szukając wody oraz drożdżówek. Nagle poczułem uderzenie i zachwiałem się, ale w ostatniej chwili ktoś złapał mnie w pasie, ratując tym samym od bolesnego upadku na pośladki. Powoli uniosłem oczy, napotykając te znajome błękitne tęczówki.

- Chyba spotykanie w takich okolicznościach jest nam już przypisane. – zaśmiał się delikatnie Louis, pomagając mi stanąć w pionie. Przygryzłem wargę, spoglądając na niego, czując jak jego dłonie, ściskają lekko moje biodra, wysyłając przyjemne dreszcze na całe ciało. Patrzył na mnie z lekko rozchylonymi ustami, formującymi się w przyjazny uśmiech. Przez dłuższy czas po prostu wpatrywał się w moje oczy, trzymając blisko siebie, lecz chyba zdał sobie sprawę, bo odsunął się szybko, rumieniąc na policzkach. Jakie to urocze. – westchnąłem w myślach.

- Chyba tak. – odpowiedziałem po dłuższej chwili, a chłopak kiwnął głową. – Dzięki.

- Za co? – zapytał, obracając w dłoni butelkę wody i jabłko.

- Za uratowanie moich pośladków od bolesnego upadku. – odpowiedziałem, posyłając mu uśmiech.

- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. – powiedział, puszczając mi oczko.

- Zapamiętam. –zachichotałem. Rozglądnąłem się po regale i odnalazłem wodę i wziąłem ją. – Wychodzisz?

- Tak, tylko zapłacę. – odpowiedział i obaj podeszliśmy do kasy, biorąc jeszcze po drodze drożdżówkę. Zapłaciłem za swoje zakupy i schowałem do torby, czekając na szatyna.

- To co? Idziemy? – zapytał po chwili. Kiwnąłem głową i wyszliśmy, kierując się do szkoły. Rozejrzałem się na boki i przeszliśmy przez ulicę, wchodząc na dziedziniec. – Musze uciekać na trening. – powiedział chłopak.

- Wiem, ale też idę. Znaczy nie na trening, tylko na trybuny. – powiedziałem niezręcznie. Nie chciałem by pomyślał, że go prześladuję czy coś.

- Serio? Ale fajnie. – powiedział szczerze i złapał mnie za dłoń, ciągnąc w stronę boiska. Zadrżałem lekko na dotyk jego delikatnej skóry. Uśmiechnąłem się, idąc za nim.  – Jak się domyślam, Niall i Pezz też będą?

- Tak, tak. To ich pomysł, więc pomyślałem, że się przyłącze. – powiedziałem, a chłopak kierował się w stronę różowo włosej, która rozmawiała właśnie ze swoim chłopakiem.

- Gdzie Niall? – zapytałem, gdy zatrzymaliśmy się obok nich. Dziewczyna spojrzała na mnie z uśmiechem
i powiedziała.

- Pewnie ze swoim chłopakiem w szatni.  – uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej, przygryzając wargę. Louis zamienił kilka słów z dziewczyną, po czym powiedział.

- To my już uciekamy. Do zobaczenia później. – już mieli odchodzić, gdy szatyn zatrzymał się i posłał mi uśmiech, mówiąc. – Mam nadzieję, że ci się spodoba. – kiwnąłem głowa i po chwili chłopaki wbiegli już do szatni, a ja wyjąłem wodę i upiłem łyka.

- Lubisz Lou, prawda? – zapytała mnie koleżanka, siadając obok.

- Owszem. Jest sympatyczny. – odpowiedziałem po prostu, wyciągając pusty zeszyt oraz długopis.

- Sympatyczny czy sympatyczny-sympatyczny? – zapytała z uśmiechem, a ja spojrzałem na nią niezrozumiale.

- Co przez to rozumiesz? – zapytałem.

- Ależ nic, nic. – powiedziała szybko. Wzruszyłem jedynie ramionami i po chwili dołączył do nas Niall, zajmując miejsce obok dziewczyny i oboje zaczęli zachwycać się swoimi połówkami, gdy drużyna zaczynała od rozgrzewki. Uniosłem nieśmiało wzrok, odszukując w tłumie Lou. Przygryzłem wargę i posłałem mu lekki uśmiech, zaczynając skrobać coś w zeszycie. Naszła mnie wena i zacząłem tworzyć, zerkając co chwila na boisko, by sprawdzić czy jeszcze nie grają. Po chwili odłożyłem notatnik z kilkoma wersami i oparłem brodę na dłoniach, patrząc na boisko, gdzie właśnie rozpoczynali swój codzienny mecz. Drużyna miała biało granatowe stroje, wyglądali serio dobrze. Ustawili się i rozpoczęli. Nie wiedziałem
o tej grze nic. No może po za tym, że strzelamy do przeciwnej bramki. Dla mnie wręcz czarna magia, ale gdy przyglądałem się zawodnikom, widziałem emocje towarzyszące im pod czas gry. Widziałem radość, złość, przygnębienie i euforię. Tak wiele różnych emocji na twarzach 22 graczy. Och czyli jeszcze jedna wiadomość. Każda drużyna liczy po 11 zawodników. – westchnąłem sarkastycznie w głowie. Gdy przyjrzałem się wszystkim chłopakom, mój wzrok spoczął wreszcie na Lou. Utrzymywał się właśnie przy piłce i zwinnym slalomem omijał przeciwników, biegnąc do bramki, gdzie po chwili wylądowała piłka, pozwalając tym samym jego drużynie przejąć prowadzenie. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy koledzy podbiegli do niego, przybijając mu piątki lub poklepać po plecach. Jego twarz wyrażała w tamtej chwili tylko radość, zadowolenie, szczęście. Jego oczy wręcz się śmiały. Gdy mieli chwilę przerwy chłopak spojrzał na nas i uśmiechnął się, a ja pomachałem mu lekko, unosząc kciuki w górę, chcąc ukazać swoje zadowolenie. Szatyn zaśmiał się i podbiegł do nas truchtem.

- Czy wy czasem nie powinniście już uciekać na zajęcia? – zapytał zdyszanym głosem, patrząc na nas.

- Powinniśmy. – powiedział blondyn i zerwał się z miejsca, biorąc torbę, to samo zrobiła Perrie, a ja powoli tez to uczyniłem. Przyjaciele zaczęli schodzić z trybun, lecz ja stałem i uśmiechałem się lekko do Lou.

- Jak podoba cię piłka nożna? – zapytał radośnie szatyn, na co zachichotałem nieśmiało.

- Brutalnie, ale widzę ile radości ci.. wam to sprawia. – powiedziałem delikatnie.

- Bardzo dużo szczęścia, zadowolenia, poczucia wartości. – powiedział, kiwając głowa.

- Harry! Bo się spóźnimy. – krzyknęła dziewczyna, czekając na mnie na samym dole. Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na Lou.

- Wybacz, ale musze już uciekać. – powiedziałem, zakładając torbę na ramię.

- Rozumiem, ale zapraszam cię jeszcze kiedyś ponownie. Może polubisz ten sport. – powiedział chłopak i lekko musnął moją dłoń, po chwili uciekając na boisko, a ja westchnąłem, czując dreszcze na moim ciele.

- Och, Lou. Co ty ze mną robisz? – westchnąłem cichutko i ruszyłem do przyjaciół.

__________________________________________________________

Tak więc jest ósemka ;) Co myślicie? Wybaczcie te odstępny czasowe, ale trudno mi jest pisać teraz i się uczyć i w ogóle. Ale teraz będzie już lepiej, bo nie muszę codziennie być na różańcu, będzie więcej czasu. Postaram się coś pisać i tak rozplanowywać czas by przynajmniej raz na tydzień był rozdział, lecz nie gniewajcie się, gdy to nie wypali. Czasem po prostu po całym dniu w szkole mam dość i nie mam siły na pisanie ;) A wracając do rozdziału. Komentujcie, piszcie, pytajcie na asku ;) Kocham Was < 3