sobota, 28 grudnia 2013

Chapter 12.




- Harry, na litość boską! – westchnęła dziewczyna do telefonu. – Jeszcze raz, spokojnie.

- Perrie! – jęknąłem podekscytowany. – Musisz mi pomóc!

- Ale w czym? – zapytała.

- Za półtorej godziny mam randkę i nie mam pojęcia co ubrać, a musi być elegancko. – jęknąłem zrezygnowany.

- Randka? – pisnęła. – O boże, z kim?!

- Em.. z Lou? – powiedziałem trochę niepewnie, nie bardzo wiedząc jakiej reakcji mogę spodziewać się po przyjaciółce.

- O boże, boże, boże! Wiedziałam! – piszczała. – Och moje serduszko. Będę za dziesięć minut! – powiedziała i rozłączyła się. Westchnąłem i ruszyłem do łazienki, biorąc szybki prysznic. Umyłem włosy, założyłem bokserki i szlafrok, po czym wróciłem do sypialni. Muszę być czyściutki i pachnący. Wszedłem do garderoby i patrzyłem tępo w te wszystkie ubrania.

– Przecież nie założę garnituru. – jęknąłem.

- Na pewno nie! – usłyszałem za sobą i zobaczyłem różowo włosą przyjaciółkę.

- Perrie! – westchnąłem z ulgą i podszedłem, całując ją w policzek.

- Cześć Harry. Przyjechałam najszybciej jak się dało. – powiedziała i musnęła mój policzek an powitanie. – Musisz wyglądać perfekcyjnie! – pisnęła, po czym przybrała poważny wyraz twarzy i zapytała rzeczowym tonem. – Więc. Gdzie idziecie?

- Do teatru. – odpowiedziałem.

- Teatr? – mruknęła zdziwiona. – A to się Tommo wysilił. Nie mógł cię na spacer po prostu wziąć?

- Ale.. jego siostry mają tam jakieś przedstawienie i on postanowił wziąć mnie jako swoją osobę towarzyszącą. – powiedziałem w skrócie.

- Ach..! To zupełnie zmienia postać rzeczy! – pisnęła radośnie, niemal podskakując. – To oznacza, że musi mu bardzo zależeć na tobie! Skoro od razu pozna cię z rodziną. – powiedziała, a ja zamarłem. O tym nie pomyślałem. Miałem poznać jego rodziców, siostry. Ale ja nie byłem gotowy by kogokolwiek poznawać! Boże, przecież my nawet ze sobą nie jesteśmy. A jeśli mnie nie polubią? Albo wydam im się nieodpowiedni? Boże! Dziewczyna chyba zauważyła, że nieco pobladłem. – Ej Harry, wszystko okej? – zapytała mnie, dotykając mojego ramienia.

- Tak, tak. Tylko nie przemyślałem tego wszystkiego. A jeśli jego rodzina mnie nie polubi? Albo zrobię coś źle? Albo się wygłupie? – mówiłem, patrząc na dziewczynę.

- Harry, spokojnie. Oni nie są tacy źli, na serio. Znam ich i są serio bardzo mili. – powiedziała Perrie. – Tylko jeśli będziesz rozmawiał z Lou o rodzicach uważaj na temat jego..em taty, okej? – niepewnie spojrzała na mnie.

- Dlaczego? – zapytałem.

- To..dość osobista sprawa i jeśli Lou będzie chciał to ci opowie. Po prostu.. to dość smutna historia. – powiedziała. – Ale wystarczy o tym. Musimy zdecydować w co cię ubrać. – powiedziała i natychmiast ruszyła do szafy, wyciągając wszystko po kolei. Jak się okazało po pięciu minutach połowa moich rzeczy nie nadawała się do użycia na taką okazję. – Zdecydowanie jutro biorę cię na zakupy! – mruknęła i wyciągnęła czarne rurki. – Ubierz je. – rzuciła mi je i zaczęła szukać dalej. Wzruszyłem jedynie ramionami i ściągnąłem szlafrok, naciągając na bokserki spodnie. Zapiąłem je i spojrzałem na siebie w lustrze. Były ciasne. Niewiarygodnie ciasne i obcisłe, ale nie na tyle by krępować ruchy. – Do tego to. – powiedziała i podała mi zwykłą, prostą, białą koszulę na guziki. – Boże. Ale ty masz klatę i te tatuaże. Lou padnie jak to zobaczy. – mruknęła z podziwem, a ja uśmiechnąłem się i założyłem ją. Zapiąłem, zostawiając dwa guziki od góry i włożyłem w spodnie. Dziewczyna podała mi jeszcze skórzany pasek oraz granatową marynarkę. Założyłem wszystko i stanąłem przed nią.

- I jak? – zapytałem niepewnie. Dziewczyna zlustrowała mnie od stup do głowy krytycznym wzrokiem. Wstrzymałem oddech, gdy odwróciła się na moment do szafy. Bez słowa podała mi czarne skarpetki
i brązowe buty. Założyłem wszystko i stanąłem raz jeszcze. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko, piszcząc.

- Jesteś booooski! – po czym podeszła i przytuliła mnie mocno. Uśmiechnąłem się, obejmując ją.

- Serio? Wyglądam dobrze? – zapytałem dla pewności.

- Wyglądasz cudownie. Te spodnie podkreślają długość twoich nóg, koszula idealnie współgra z opaloną skórą, a marynarka dodaje uroku. Wyglądasz cudnie. – powiedziała, wygładzając mi kołnierzyk.

- To dobrze. Dziękuję ci bardzo. – zamruczałem, przytulając ją jeszcze raz.

- Podziękujesz mi za chwilę. Chodź. – powiedziała i pociągnęła mnie do sypialni, sadzając na krześle, po czym zniknęła na chwilę w łazience. Spojrzałem lekko zdziwiony za nią, ale ona wyszła z pełnymi rękami kosmetyków. – Siedź prosto. – mruknęła i zaczęła mnie czesać. Uśmiechnąłem się i siedziałem spokojnie. Czułem jak pryska mi czymś włosy, wciera w nie coś, po czym suszy. Po chwili spryskała mnie perfumami i kazała wstać. Przyjrzała mi się uważnie, wprowadzając parę poprawek do mojego stroju, odpinając jeszcze jeden guzik i zakładając delikatny srebrny łańcuszek. – I teraz wyglądasz bosko! Cały do schrupania. – powiedziała, piszcząc. – Boże. Wyglądasz gorąco. Lou po prostu padnie gdy cię zobaczy.

- Dziękuję ci bardzo. – szepnąłem i podszedłem do lustra, przeglądając się. Byłem nie do poznania. Wyglądałem naprawdę elegancko i przystojnie. Strój był idealnie dobrany i podkreślał moje szczupłe, aczkolwiek umięśnione ciało. Włosy nie opadały mi na czoło, lecz zaczesane były lekko do góry, odsłaniając czoło. – Wyglądam serio dobrze. – powiedziałem, kiwając głową z uznaniem. Przytuliłem ja raz jeszcze.

- Nie ma za co, kochany. – odpowiedziała. – Ja już będę uciekać. Z resztą za dziesięć minut przyjeżdża twój książę. Miłej zabawy i bądźcie grzeczni. – zachichotała, całując mnie w policzek. Odprowadziłem ją do drzwi, wracając szybko do sypialni. Wziąłem telefon oraz portfel, chowając do wewnętrznej kieszeni marynarki. Odetchnąłem, przeglądając się jeszcze raz w lusterku i zgasiłem światło, schodząc na dół. Już  będąc na schodach usłyszałem głosy z salonu. Wszedłem i zobaczyłem babcię oglądająca film. Słysząc mnie, odwróciła się i zamarła. Powoli wstała, podchodząc do mnie.

- Harold. Na litość boską to ty? – zapytała lekko zszokowana. Zachichotałem nerwowo.

- Tak. Ja. – mruknąłem.

- Ale z ciebie przystojniak. Uchuchu. Gdzieś się wybierasz? – zapytała, wygładzając mi kołnierzyk. Co oni wszyscy mają do tej koszuli?

- Tak. Idę z kolegą ze szkoły do teatru. Jego siostry wystawiają sztukę i poprosił, żebym z nim poszedł. – wytłumaczyłem. Kobieta spojrzała na mnie, przygryzając wargę,

- Dobrze. A co to za kolega? Jak się nazywa? Ile ma lat? Jest stąd? Kto to? – zadawała pytania.

- Babciu na litość boską, co to? Przesłuchanie? – mruknąłem. – To Louis Tomlinson, jest rok starszy. Wystarczy?

- Tak, tak. Wiem kto to. – powiedziała. – Miły chłopak, uczynny. – po jej słowach zabrzmiał dzwonek. – Ja mu otworze. – zaproponowała i ruszyła do drzwi, a aj szybko przejrzałem się w lustrze. Usłyszałem jak wita się z moją babcią. Wziąłem głębszy oddech i ruszyłem w stronę drzwi z lekkim uśmiechem. Gdy go zobaczyłem, zamarłem. Miał na sobie czarne vansy, obcisłe, czarne rurki, lekko podwinięte. Następnie błękitną koszulę, opinającą jego umięśnione ciało, a na to marynarkę czarną, z podwiniętymi rękawami. Zagryzłem wargę i z niepewnością spojrzałem na jego twarz. Boże. Jego oczy błyszczały swoim błękitem. Włosy miał ułożone w artystyczny nieład, a usta rozciągały się w uroczym uśmiechu gdy rozmawiał z moją babcią.

- Lou. – zachrypiałem cicho, szybko oczyszczając gardło. Chłopak dopiero mnie zauważył i uniósł na mnie spojrzenie, a słowa wydobywające się z jego ust zamarły. Wpatrywał się we mnie, a jego klatka piersiowa zaczęła unosić się coraz szybciej.

- Harry.. ja.. cześć. – powiedział, jąkając się. Uśmiechnąłem się niepewnie i podszedłem do niego, przytulając go lekko. Poczułem jego gorący oddech na mojej szyi i po chwili odsunąłem się.

- Babciu, to my już wychodzimy. – powiedziałem, całując kobietę w policzek.

- Bawcie się dobrze. – pożegnała nas.

- Nie wrócę za późno. – powiedziałem, po czym chłopak pocałował moją babcię w dłoń i wyszliśmy. Uśmiechnąłem się niepewnie i szedłem za chłopakiem. Wyszliśmy przed ogrodzenie i zobaczyłem coś, na co moje oczy o mało nie wyszły z orbit.

- O boże. – wyszeptałem. – To Audi R8! – pisnąłem, patrząc na czarny, sportowy samochód. Boże co za cudo! Od zawsze podobał mi się ten model. Cudowny, cichutki, szybki.

- Em.. tak. Dostałem je niedawno. – powiedział niezręcznie chłopak. Pokiwałem głową w lekkim szoku.

- Jest piękny. – westchnąłem i wręcz z nabożną czcią podszedłem i pogłaskałem maskę. Usłyszałem chichot chłopaka i spojrzałem na niego. – No co?

- Nic, nic. Po prostu to zabawne. – roześmiał się. – Przecież to tylko samochód.

- Ale jaki samochód! – pisnąłem, niemal podskakując. – Możemy już jechać? – zapytałem.

- Możemy. – powiedział chłopak i podszedł otwierając przede mną drzwi. Zarumieniłem się lekko, przygryzając wargę i wsiadłem do środka. Siedzenia obite były czarną skórą, wręcz lśniącą. Po chwili chłopak wsiadł i ruszyliśmy. Zapiąłem pasy i spojrzałem na niego kątem oka. Był taki skupiony gdy prowadził. – Dziękuję, że zgodziłeś się jechać. – powiedział po chwili.

- Nie ma za co. Zrobiłem to z przyjemnością. – uśmiechnąłem się lekko, siedząc wygodnie.

- To ważne dla moich sióstr, a że dostałem podwójne zaproszenie to musiałem kogoś zabrać. Pomyślałem o tobie i na serio cieszę się, ze to zrobiłem. – powiedział, posyłając mi uroczy uśmiech, a moje nogi zmiękły.

- Też się cieszę. Nawet bardzo. – dodałem ciszej. Poczułem wibracje telefonu i po chwili po samochodzie rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości.

- Ocho. Już się ktoś stęsknił za Tobą. – zachichotał chłopak, a ja wyciągnąłem telefon i parsknąłem śmiechem, odczytując wiadomość.

Perrie xx

Udanej zabawy w teatrze! Bądźcie grzeczni, bo ja
dzieci bawić nie będę i oby was pupy nie bolały ;D xx
Przekaż temu debilowi, że ma cię dobrze traktować,
bo jak nie to go uduszę. Dobrej zabawy zakochańce xx

- Więc? Kto się stęsknił? – zapytał chłopak. Roześmiałem się i zacytowałem mu sms’a od dziewczyny. – Oo mój boże. Ona jest nie normalna! – zachichotał chłopak, a jego policzki lekko się zaczerwieniły.

- No, więc słyszałeś? Masz mnie dobrze traktować. – śmiałem się.

- Oczywiście, książę. – mruknął chłopak i przyspieszył. Uśmiechnąłem się i obserwowałem go. Na serio był skupiony na prowadzeniu. Miał zaciśnięte wargi oraz dłoń na kierownicy, a drugą zmienił biegi.

- Ten samochód serio jest świetny. – zamruczałem z aprobatą.

- Wiem. Cichutki i szybki. Jak będziemy wracać to zaprezentuje ci co on może. – powiedział chłopak, puszczając mi oczko. Moje serce zatrzepotało, widząc to.

- Trzymam cię za słowo. – odpowiedziałem z uśmiechem.

 

~ * ~

 

- Twoje siostry są świetne. – szepnąłem do chłopaka, gdy siedzieliśmy już  na swoich miejscach w teatrze. Był to ostatni rząd, praktycznie pusty. A to dlatego, że mieliśmy mały poślizg i Louis zgubił drogę.

- Wiem. Uwielbiają być na scenie. – odszepnął, nachylając się w moją stronę, żeby nie przeszkadzać innym naszymi rozmowami. Poczułem jego oddech na moim policzku i od razu miejsce to zaczęło mnie piec. Głupie rumieńce. – Ale bardzo się cieszę, że ci się podoba. – mruknął.

- Bardzo. Dawno nie byłem w teatrze. – dodałem szeptem. Chłopak pokiwał głową i posłał mi delikatny uśmiech. Przygryzłem wargę i wpatrywałem się w jego błyszczące oczy. Chłopak zarumienił się pod moim spojrzeniem, ale nie opuścił wzroku. Wytrwale patrzył na mnie, a ja na niego. Nagle poczułem jak coś otarło się o moje udo. Spojrzałem w dół i zobaczyłem jego dłoń. Zrobiło mi się gorąco, a oddech przyspieszył. Jego dotyk na mojej nodze wywołał sztuczne ognie w moim brzuchu. Przygryzłem wargę mocniej, po czym wypuściłem ją z pomiędzy moich zębów i nachyliłem się, całując chłopaka delikatnie w szczękę.

- Ktoś jest pieszczoszkiem. – zamruczał cicho, ściskając moją nogę mocniej i pogładził ją od wewnętrznej strony, po szwie spodni.

- Wielkim. – zgodziłem się.

- Mmm.. lubię pieszczochów. – odszepnął do mnie, po czym dodał wprost do mojego ucha. – Wiesz, wyglądasz dziś naprawdę dobrze.

- Dziękuję, ale ty wyglądasz o wiele lepiej. – powiedziałem, patrząc mu w oczy.

- Nie prawda. – zamruczał. – Ty lepiej. Ten strój idealnie podkreśla twoją wspaniałą sylwetkę ciała. Mimo tego, że jesteś szczupły, to umięśniony. A twoje nogi wyglądają jakby miały z kilometr.

- To zasługa Perrs. Pomogła mi z dobraniem ciuchów. – przyznałem się.

- Cóż. Udało jej się. Nawet bardzo. – powiedział chłopak i sunął dłonią po moim udzie. Westchnąłem cichutko, spoglądając na niego kątem oka. Po chwili rozległy się gromkie brawa. Czyżby przedstawienie się skończyło już? Nawet nie zauważyliśmy. Szybko wstaliśmy i przyłączyliśmy się do braw. – Wyjdźmy stąd i zaczekamy na moją rodzinkę przy garderobie. – zaproponował chłopak. Kiwnąłem głową i skierowaliśmy się do wyjścia. Louis otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszego. Uśmiechnąłem się.

- Dżentelmen w każdym calu. – zachichotałem, czekając na niego. Podszedł do mnie i ruszyliśmy w stronę garderób. Oparłem się o poręcz schodów i patrzyłem na chłopaka, gdy czekaliśmy na resztę.

- Cóż. Jeśli mam dla kogo, to jestem dżentelmenem. – powiedział i podszedł do mnie, kładąc mi dłoń na biodrze. Posłałem mu uśmiech, mrucząc.

- Próbuje mnie pan poderwać, panie Tomlinson?

- A da się pan poderwać, panie Styles? – zapytał, kładąc drugą dłoń, po drugiej stronie i zbliżył się do mnie.

- Panu zawsze, panie Tomlinson. – odpowiedziałem

- Takiej odpowiedzi oczekiwałem, panie Styles. – szepnął i zbliżył się, nachylając lekko i naparł na moje usta. Westchnąłem zaskoczony i położyłem dłoń na jego ramieniu, rozchylając zachęcająco usta. Chłopak zamruczał z aprobatą i wsunął powoli język w moje wargi. I to był mój koniec. Poczułem jakbym rozpadał się od środka. Szczęście wypełniło mnie aż po brzegi. Westchnąłem i przyciągnąłem go delikatnie bliżej siebie, chłopak zacisnął dłonie na moich biodrach, a ja wplotłem dłonie w jego włosy, pogłębiając pocałunek. Przygryzł moją wargę, a ja jęknąłem cicho. Po chwili zaczęło brakować mi powietrza i odsunąłem się delikatnie. Oddychałem szybko, patrząc mu w oczy. Jego usta były opuchnięte i czerwone, a oczy błyszczały cudownie. – Jesteś kimś niesamowitym, wiesz? – szepnął cicho, ustami tuż przy moich.

- A ty jesteś kimś kto potwornie mnie uszczęśliwia, wiesz? – szepnąłem cichutko, przygryzając swoją wargę.

- Bardzo mnie to cieszy. – szepnął chłopak i delikatnie musnął moje usta, ale zaraz odsunął się, bo usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Poprawiłem marynarkę i oblizałem wargi, prostując się, a zza drzwi wyszły cztery blondynki oraz kobieta o kasztanowych włosach.

- Louis! – pisnęła jedna i rzuciła się na mojego..przyjaciela? chłopaka?

- Cześć księżniczki! Byłyście niesamowite! Po prostu cudowne! – pochwalił je, przytulając każda po kolei. Uśmiechnąłem się, widząc jak dobry ma kontakt z dziećmi. – A tak w ogóle. – zreflektował się i wstał, stając obok mnie, a wszystkie pięć par oczy spoczęło na mnie. – Mamo, to jest Harry. Mój.. przyjaciel ze szkoły. – powiedział, a kobieta uśmiechnęła się, podając mi dłoń.

- Witaj Harry. – przywitała się, a ja pocałowałem ją w dłoń.

- Miło panią poznać, pani Tomlinson. – powiedziałem z uśmiechem.

- Jaka tam pani. Mów mi Jay, skarbie. – zachichotała z uśmiechem. Louis był na serio bardzo podobny do niej. Te same oczy, te same usta, ten błysk w oku oraz kości policzkowe. Bardzo delikatne kości policzkowe.

- Harry. To moje siostry. Lottie, Fizzy, Daisy oraz Phobe. – powiedział, wskazując na każda po kolei.

- Cześć, jestem Harry. – powiedziałem z uśmiechem.

- Ale masz piękne loki! – powiedziała Daisy i podeszła do mnie. – Mogłabym ich dotknąć? – zapytała nieśmiało, a moje serce wręcz się rozpłynęło.

- Daisy! – oburzyła się jej mama. – Tak nie wypada.

- Nie. Spokojnie. Nic się nie stało. – zapewniłem ja i kucnąłem. – Możesz dotknąć. – powiedziałem jej z uśmiechem i po chwili poczułem małą rączkę, która przeczesała moje włosy.

- Ale super! – pisnęła i zabrała dłoń, przytulając mnie. – Dziękuję.

- Nie ma za co. – powiedziałem i stanąłem, gdy już mnie puściła. Spojrzałem na Lou, a jego oczy dziwnie błyszczały gdy popatrzył na mnie. Były..jakby zasnute łzami.

- Co powiecie na kolację? – zaproponowała Jay.

- Tak! – powiedziały dziewczynki wszystkie na raz.

- Chłopcy? – zapytała nas pani Tomlinson. Louis spojrzał na mnie, a ja kiwnąłem głową. Chciałem spędzić z nim najwięcej czasu jak się dało. – To my pojedziemy moim samochodem, a Lou ty jedź za nami. – powiedziała kobieta.

- Okej. – odpowiedział chłopak i ruszyliśmy do wyjścia. Dziewczyny szybko pobiegły do samochodu i zajęły swoje miejsca, a my skierowaliśmy się do Audi Louis’iego. – Moje siostry bardzo cię polubiły. – powiedział chłopak, uśmiechając się do mnie czule.

- Bardzo mnie to cieszy. – powiedziałem z uśmiechem. Chłopak podszedł i otworzył mi drzwi.

- Dziękuję ci bardzo, ze przyjechałeś tu ze mną. – powiedział cicho, patrząc mi w oczy.

- Nie ma za co. To dla mnie przyjemność. – szepnąłem i delikatnie musnąłem usta chłopaka. Poczułem jak się uśmiecha i oddaje całusa.

- Ten wieczór chyba nie może być już lepszy. – szepnął w moje usta.

- Udowodnię ci, że może. – wyszeptałem i ścisnąłem jego dłoń, po czym wsiadłem do samochodu i po chwili ruszyliśmy.

 ____________________________________________________
Dzień dobry/Dobry wieczór! Przybywam z obiecanym rozdziałem, nieco dłuższym niż inne, bo ma ponad 2.500 słów ; )) Jest słodkii < 3 Po raz pierwszy napisałam coś co na serio mi się podoba! A Wy co myślicie? Rozdział jest okej? Komentujcie proszę! Może złammy barierę tych 6-7 komentarzy do 10, co Wy na to? Dacie radę?! Proszę Was bardzo o to! A dostaniecie nagrodę! Dacie radę zrobić to? Dla mnie? Bardzo proszę! Kocham Was mocnoooo < 3

wtorek, 24 grudnia 2013

Świąteczny shot ;))


12.05.2006r.
 
 
 
- Louis.. muszę ci coś powiedzieć. – powiedział dwunastoletni chłopiec, siedząc na jednej z poduszek w ich wspólnym domku na drzewie. Piętnastolatek spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela
i wzrokiem kazał mu kontynuować. – Mama.. powiedziała mi dziś.. że się wyprowadzamy. – szepnął chłopak, a oddech w płucach starszego zamarł, a jego oczy zrobiły się ogromne.
- Ale.. jaa-jak to? – zapytał szatyn, a w jego oczach zbierały się powoli łzy, którym za wszelką cenę nie chciał pozwolić spłynąć po jasnych, lekko zarumienionych policzkach, które jednak teraz były blade, jak cały chłopiec.
- Wyprowadzamy się do Londynu. – powiedział smutnym głosem chłopiec o brązowych włosach, odgarniając je na bok.
- Zostawiasz..mnie? – szepnął drugi, przygryzając mocno wargę.
- Nie chcę, ale mama… ona kazała mi.. – powiedział młodszy, a po jego policzkach zaczęły spływać słone kropelki. Serce Louis’a zadrżało widząc te rozpacz u młodszego, usiadł obok niego i objął go ramieniem, starając się być silnym.
- Nie płacz, Curly. Tak nie lubię, gdy płaczesz. – powiedział opiekuńczo chłopak. – Kiedy..wyjeżdżacie?
- Dziś wieczorem…czyli za jakieś dwie godziny. – wychrypiał chłopiec, a szatynowi serce zacisnęło się jeszcze bardziej. Za chwilę miał stracić swojego najlepszego przyjaciela. Miał pozwolić mu odejść. Nie chciał tego, nie chciał, by młodszy go opuszczał.
- Będę tak tęsknił. – szepnął, przytulając go mocno do siebie. Młodszy wtulił nos w zagłębienie jego szyi, mocząc go słonymi łzami.
- Nie płacz już. Proszę. Będziemy pisać,… dzwonić.. – szeptał Louis, sam starając się nie rozpłakać, choć łzy mocno cisnęły mu się do oczu.
- Oo-obiecujesz? – zapytał szeptem, a starszy kiwnął głową. Przytulili się mocno, po czym brunet wstał i po cichym. - Do widzenia. – wyszedł i już nigdy więcej nie widzieli się, ani nie usłyszeli swoich głosów. Przyjaźń, która miała być na zawsze zakończyła się tak szybko.
23.12.2013r.
(poniedziałek)
 
- Na litość boską! – usłyszałem dźwięczny głos. – Co ty tutaj robisz!? – uniosłem głowę i spojrzałem prosto w brązowe oczy mojej przełożonej.
- Pracuje? – odpowiedziałem pytaniem, zapisując plik w swoim laptopie by czasem nie uległ kasacji za moment.
- Widzę i pytam dlaczego?! Dziś jest 23 grudnia, Louis! ŚWIĘTA! – wykrzyczała Danielle, uśmiechając się szeroko do mnie. – Powinieneś gotować w domu potrawy  i ubierać choinkę. Co ty tu jeszcze robisz?!
- Dani, wiesz przecież, że nie przepadam za świętami. – powiedziałem cicho i zacząłem sprzątać na biurku, wyłączając laptopa. Kobieta westchnęła i przysiadła na kancie biurka, patrząc na mnie.
- Wiem, skarbie, wiem. Dlatego znowu proponuje ci, żebyś spędził święta ze mną, Liam’em, naszymi rodzinami. – powiedziała zachęcająco, obserwując moje poczynania. Pokręciłem jedynie głową, zakładając płaszcz.
- Wiem, że chcesz mi umilić ten czas kochana, ale nie trzeba na serio. Zawsze sobie radziłem to i teraz dam radę. Spędźcie cudowne święta z rodziną. – powiedziałem i przytuliłem ją lekko. – Wesołych świąt, skarbie. – po czym narzuciłem na siebie szalik, kaptur, wziąłem torbę i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do windy. Korytarze wydawnictwa były puste, tylko w niektórych pomieszczeniach jeszcze ktoś się znajdował, ale to normalne. Dziś większość wzięła urlop, żeby móc spokojnie przygotować się do świąt. A ja? Ja dziś kończyłem artykuł na temat Taylor Swift. Od zawsze nie lubiłem świąt. Choć w zasadzie nie od zawsze. Nie lubię ich od dziesięciu lat. Straciły dla mnie swój blask, magię gdy straciłem osobę z która najchętniej te święta spędzałem. Gdy odeszła i już nigdy nie usłyszałem jego głosu. Westchnąłem cicho i wyszedłem przed wieżowiec, a w moją osobę uderzył chłodny podmuch wiatru. Z nieba leciał puszysty śnieg, obsypując swoją delikatnością wszystko dookoła. Lubiłem zimę. Wtedy wszystko było takie… spokojne. Zacząłem iść chodnikiem w stronę swojego domu. Mieszkałem w centrum Londynu w małym, przytulnym domku. Mieszkałem sam. Reszta rodziny zamieszkiwała nasz dom w Doncaster. Rzadko tam bywałem ze względu na atmosferę panującą w domu. Rodzice nie akceptowali moich wyborów, więc pojawiałem się tam tylko po to by odwiedzić siostry albo odwiedzić dziadków. Jedynie oni zawsze wspierali moje wybory. Mieszkali na obrzeżach Londynu i to tam zawsze spędzaliśmy święta. Tam zawsze była wigilia składająca się z wielu wykwintnych dań. Panowała świąteczna atmosfera. Wszyscy byli uśmiechnięci i radośni. Zawsze po zjedzonej kolacji śpiewaliśmy kolędy, a później wszyscy biegliśmy do salonu,  gdzie znajdowało się olbrzymie drzewko i rozpakowywaliśmy prezenty, by móc cieszyć się nimi wspólnie. Uwielbiałem ten czas. Byliśmy wszyscy razem. Później zasiadaliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy Kevina. Choć widziało się to tyle razy, to jednak zawsze tak samo bawiło.  Uwielbiałem ten czas. Tą radość. Westchnąłem cicho, chowając nos w szaliku i spojrzałem na świecące wystawy. Kiedy ostatnio spędzałem tak święta? Parę lat temu. Teraz mam te 24 lata, stałą pracę. Od kiedy poszedłem na studia w wieku 18 lat wszystko się zmieniło. Wyjechałem do Londynu, by móc chodzić do najlepszej szkoły dziennikarskiej. Rodzice nie pochwalali tego. Ich marzeniem było bym został prawnikiem i odziedziczył po nich firmę.  Nie chciałem tego. To mnie nie interesowało. Ja chciałem robić coś swojego. Coś co będzie dawało mi radość. Dlatego wyjechałem, znalazłem dorywkową pracę w kawiarni, dostałem się na studia, a za oszczędzone pieniądze wynająłem małą kawalerkę. Gdy skończyłem studia dostałem staż w gazecie „Times”. Wziąłem kredyt, kupiłem dom. Później przyjęli mnie na stałe. I oto jestem. Mieszkam w Londynie, mam pracę. Jestem na pozór szczęśliwy. Nawet kupiłem sobie psa. Ma na imię Haz. Miałem słabość do tego imienia. Wiązała się z nim moja przeszłość, ale rzadko wracałem do tego. Nie był to najszczęśliwsze wspomnienia. Westchnąłem cicho, a kłębek pary wyleciał z moich ust. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Skręciłem w swoją ulicę i coś przykuło moją uwagę. Na przystanku, niedaleko mojego domu ktoś siedział. Widziałem spuszczoną głowę, a ten ktoś wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że owa osoba siedziała jedynie w dresach, adidasach oraz jakiejś bluzie, a na dworze było pewnie z minus dziesięć. Przyglądnąłem się jej i coś wydało mi się znajome, lecz nie przywiązałem do tego zbyt dużej uwagi. Na tym przystanku często kręcili się jacyś ludzie. Wzruszyłem jedynie ramionami i otworzyłem bramkę, wchodząc na swoją posesję. Wyciągnąłem klucze i otworzyłem szybko drzwi, wchodząc do środka.
- Haza! – zawołałem od progu, a po chwili do przedpokoju przybiegł duży wilczur. – Cześć przyjacielu.
 Piesek usiadł i przekrzywił głowę, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po łbie. Zaszczekał radośnie i pobiegł w głąb domu. Zdjąłem płaszcz oraz buty i wstawiłem do szafy, ruszając do kuchni. Włączyłem wodę na herbatę i umyłem ręce, włączając przy okazji radio, gdzie leciały świąteczne piosenki. Wyciągnąłem z lodówki pieczeń z kurczaka oraz frytki i wstawiłem do mikrofalówki, robiąc sobie gorącą herbatę. Nalałem psu wody do miski i nasypałem karmy.
- Haz! – zawołałem, a mój przyjaciel po chwili pojawił się, zaczynając konsumować swój posiłek. Wyciągnąłem danie i usiadłem przy stole, zaczynając jedzenie. Po spokojnym posiłku, wypiłem herbatę i zacząłem przeglądać gazetę codzienną. Po zapoznaniu się z nią, wstałem i podszedłem do lodówki, otwierając ją.
- Uch.. pustka – westchnąłem. – Trzeba iść na zakupy. Haza, idziemy na zakupy! – powiedziałem do zwierzęcia i schowałem portfel do kieszeni razem z telefonem, idąc ubrać płaszcz i buty. Wziąłem jeszcze smycz, zapinając ją do obroży psa i wyszliśmy z domu, uprzednio go zamykając. Zamknąłem bramkę i mój wzrok po raz kolejny dziś padł na tego chłopaka. Siedział tam, zmarznięty. Już stąd widziałem jak się trząsł. Westchnąłem zrezygnowany i nieco smutny, ruszając w stronę pobliskiego sklepu spożywczego. Ciekawe czemu tak tam siedział? Dlaczego nie ubrał się, przecież na pewno wiedział, że będzie zimno, w końcu mamy zimę. A może cos się stało? Pokręciłem bezradnie głową
i przywiązałem psa do rurki przy sklepie, sam wchodząc do środka. Po otworzeniu drzwi uderzył mnie zapach piernika oraz świąteczny wystrój i lecące w tle kolędy. Wszędzie już była magia świąt. Było czuć je w powietrzu. W sumie zrobiło mi się bardzo przykro, że po raz kolejny nie będę mógł ich spędzić z rodziną. Że znowu będę sam. Westchnąłem cicho i zrobiłem zakupy, kupując podstawowe rzeczy do jedzenia i do przyrządzenia czegoś na jutro. Zapłaciłem starszej pani i życzyłem wesołych świąt, po czym wyszedłem. Odwiązałem psa i ruszyliśmy z powrotem.
 Skręciliśmy w moją ulicę, gdy usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Odebrałem, mrucząc.
- Louis Tomlinson, słucham?
- Lou! Cześć! – usłyszałem pisk dziewczęcych głosów po drugiej stronie. Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc to.
- Dziewczynki! Co tam, skarby?  Co u was? Jak się macie?
- Dobrze. Ubierałyśmy właśnie choinkę, a ty? Jak się masz, Lou? – zapytała Lottie, najstarsza z moich małych siostrzyczek.
- Dobrze. Byłem właśnie na zakupach i wracam do domu.
- Kiedy się zobaczymy? – zapytała Daisy.
- Och szkrabie. Przyjadę po was za trzy dni i pojedziemy na łyżwy, co wy na to? – zapytałem. Wiedziałem, że za mną tęskniły, widywaliśmy się tak rzadko. Ja też bardzo tęskniłem za nimi.
- Tak! – pisnęły wszystkie razem, a na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- To do zobaczenia, moje małe! Kocham was. – powiedziałem do telefonu, zbliżając się do domu.
- My ciebie też, Lou! – powiedziały i rozłączyłem się, chowając telefon do kieszeni. Otworzyłem bramkę i spuściłem psa ze smyczy. Już chciałem ją zamknąć, gdy spojrzałem na przystanek
i zobaczyłem tego chłopaka. Coś tknęło mnie w środku. Było tak zimno, a on siedział tam sam, zmarznięty. Położyłem reklamówki pod drzwiami i powoli ruszyłem w stronę przystanku. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, ale nie mogłem spokojnie patrzeć, gdy on tak marznie. Podszedłem ostrożnie, przyglądając mu się. Miał na sobie szare dresy, zwykłe adidasy, szarą bluzę z kapturem, którą naciągnął na głowę, ale spod niej wystawały poskręcane w spiralki włosy. Wziąłem głębszy oddech i powiedziałem niepewnie.
- Przepraszam.
 Chłopak drgnął i powoli uniósł na mnie swoje spojrzenie, a moje serce zamarło. Te oczy. Zielone, szmaragdowe oczy. Najpiękniejsze na świecie i tylko jedna osoba takie miała.
- Harry. – wyszeptałem cicho, patrząc na chłopaka totalnie w szoku. Spodziewałem się każdego, ale nie jego. Nie chłopaka, który kiedyś był dla mnie najważniejszy. Nie osoby, z którą spędziłem najcudowniejsze lata dzieciństwa. Nie osoby, która tak nagle mnie zostawiła i wyjechała, nie odzywając się więcej.
- Słucham? – zapytał cicho, drżącym głosem. Przyjrzałem mu się. Miał zaczerwienione policzki od mrozu, sine usta, zaczerwienione dłonie oraz oczy. Od zimna? Raczej nie. On chyba..płakał? – Skąd wiesz jak mam na imię? – zapytał mnie cicho, zerkając na mnie nie ufnie. Zauważyłem jak jego dłonie z trudem zaciskały się na materiale spodni. – Znamy się?
- Ja… tak. Em tak mi się wydaje. Jestem Louis. – szepnąłem niepewnie, patrząc na niego. Jego oczy lekko rozszerzyły się w szoku, a usta lekko rozwarły się.
- Louis? Louis Tomlinson? – zapytał dla pewności, spoglądając na mnie spod swojej grzywki.
- Tak to ja. – odpowiedziałem. – Boże, Harry co ty tu robisz? – zapytałem, patrząc na jego zaczerwienioną twarz. Chłopak zakaszlał cicho i odpowiedział.
- Ja.. w sumie to nie wiem. Nie mam co ze sobą zrobić. – szepnął cicho, spuszczając głowę w dół. Zrobiło mi się go żal. Nie mógł tu zostać. Nie na tym mrozie. Nie tutaj, bo zamarznie w te pogodę.
- Wstawaj. – powiedziałem, a chłopak spojrzał na mnie zaskoczonymi oczyma, przez łzy. – Nie będziemy tu rozmawiać, bo zamarzniemy obaj. Chodźmy do mnie. Mieszkam naprzeciwko. - mówiąc to, wskazałem na swój dom, a chłopak powiódł wzrokiem za moją dłonią.
- Mieszkasz tutaj? – szepnął, ściskając w dłoni telefon.
- Tak. To co, wejdziesz? – zapytałem. Było mi go strasznie szkoda, nie chciałem by siedział tu taki przemarznięty. Chciałem mu jakoś pomóc. Jednocześnie nadal byłem w szoku, widząc go po tylu latach. To prawie dziesięć lat przerwy.
- Ja.. tak, mogę wejść. – szepnął cicho i powoli podniósł się, biorąc spod ławeczki swój czarny, mały plecak, z trudem zarzucił go na ramię i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się niepewnie i ruszyłem w stronę swojej posiadłości, co chwilę zerkając na chłopaka, widząc jak się trzęsie. Moje serce zacisnęło się na ten widok. Nie chciałem by był chory, wziąłem zakupy i otworzyłem drzwi, przepuszczając go.
- Haza! – zawołałem, a piesek przybiegł, wchodząc do domu. Natychmiast podbiegając do chłopaka, obwąchując go.  – Nie bój się. Nie ugryzie cię. – powiedziałem szybko, widząc jego przerażone spojrzenie.  – Haza zostaw go. – powiedziałem do psa i pogłaskałem go po łbie, a on po chwili uciekł, szczekając radośnie. Uśmiechnąłem się i zdjąłem płaszcz oraz szal, czapkę, buty, odkładając je. Spojrzałem na Harry’ego i moje serce zacisnęło się, widząc jak przerażony i niepewny stoi w kącie pomieszczenia, nie wiedząc co ze sobą zrobić. – Harry? – powiedziałem delikatnie. Bolało mnie to, że osoba, która kiedyś była dla mnie kimś najważniejszym na świecie cierpi. Spojrzał na mnie nieufnie, pytając.
- Tak?
- Rozbierz się. Bo rozchorujesz się od tych przemoczonych ubrań. Poszukam ci czegoś swojego do przebrania. Weźmiesz prysznic, ubierzesz się, a ja w tym czasie zrobię ci coś gorącego do picia, co ty na to? – zapytałem nad wyraz delikatnie.
- Nie chcę ci robić kłopotu. – powiedział zachrypniętym głosem, kichając.
 - Nie robisz mi żadnego kłopotu, Harry. Nie mogę pozwolić byś zamarzł na zewnątrz, a widzę, że już nie czujesz się najlepiej. To nic takiego.
- Na pewno? – zapytał cicho.
- Na pewno. - chłopak skinął głową i powoli zdjął bluzę, odkładając ją na szafkę. – Chodź. Zaprowadzę cię teraz do łazienki. – szepnąłem i położyłem lekko dłoń na jego ramieniu, ale poczułem jak jego ciało spina się pod moim dotykiem, więc szybko cofnąłem dłoń. Nie chciałem by się mnie bał. Uśmiechnąłem się słabo i zaprowadziłem go na piętro do łazienki. – Napuszczę ci wody, a ty w tym czasie rozbierz się. – powiedziałem i nalałem pełną wannę gorącej wody z pianą, dodając jakieś olejki zapachowe, by trochę mógł się odprężyć. – Gotowe. – oznajmiłem i odwróciłem się. Chłopak nie ruszył się z miejsca. Widocznie wstydził się rozebrać przy mnie. – Em.. ja wyjdę i wrócę za chwilę, by przynieść ci coś do ubrania. – wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Ruszyłem do swojej sypialni, otwierając szafę. Wyjąłem dresy, grube skarpetki, koszulkę i bluzę oraz czystą parę bokserek. Wziąłem również czysty ręcznik i ruszyłem z tym do łazienki. Zapukałem cicho, chcąc ostrzec go, że wchodzę. Powoli otwarłem drzwi, zaglądając do środka. Harry siedział w wannie, a widać było mu tylko głowę. Miał zamknięte oczy.
- Kładę ci ręcznik oraz ubrania tutaj. – powiedziałem, odkładając je na pralkę obok. Powoli otworzył oczy i skinął głową. Posłałem mu delikatny uśmiech i skierowałem się do wyjścia.
- Louis? – jego głos zatrzymał mnie.
- Tak? – zapytałem, odwracając się i spojrzałem na niego.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję. – szepnął, po raz pierwszy dziś wymuszając u siebie coś na cień uśmiechu.
- Nie ma za co, Harry. – powiedziałem. – Będę na dole. – dodałem i wyszedłem, zamykając drzwi. Wziąłem głęboki oddech, schodząc do kuchni i włączyłem wodę w czajniku oraz wyciągnąłem dwa garnki, biorąc się za robienie rosołu i gotowanie makaronu. Westchnąłem cicho, gotując wodę na makaron. Możecie zastanawiać się czemu to zrobiłem, ale dla mnie, Harry nadal jest kimś ważnym. Mimo tego, ze zniknął z mojego życia tak dawno. Teraz gdy go zobaczyłem, poczułem się jakby nigdy mnie nie zostawił. Czułem w sercu, że nadal jest kimś bardzo ważnym. Nie mogłem pozwolić by zamarzł tam na dworze. Westchnąłem cicho. Tylko co teraz? Musze dowiedzieć się czemu tam siedział i jak mu pomóc. Nie mogę pozwolić mu teraz tak odejść. Gdy go zobaczyłem, poczułem, że pewna cząstka mnie jakby ożyła. Zrobiłem mu malinową herbatę z miodem oraz nalałem świeżego rosołu do miseczki, stawiając na stole. Nakarmiłem psa i oparłem się o blat, wpatrując w moje buty. Zastanawiałem się co dalej. Ale nic. Na razie musze dowiedzieć się co się stało, później pomyślimy co dalej. Jakby na moje zawołanie usłyszałem jak chłopak schodzi po schodach i po chwili ujrzałem go, wchodzącego niepewnie do kuchni. Wyglądał jak aniołek. Jego włosy były rozwiane, poskręcane w spiralki. Oczy lekko błyszczały, ale nadal były przestraszone, smutne i nieufne. Ubrany w moje ubrania wyglądał przeraźliwie uroczo. Rękawy bluzy były trochę za długie i opadały na jego dłonie. Byłem szczęśliwy, że już nie trząsł się z zimna jak wcześniej. A jego skóra przybrała czerwony odcień, ale od gorącej wody.
- Siadaj, Harry. Zrobiłem ci herbaty oraz rosół. Zjedz póki ciepłe, a na pewno poczujesz się lepiej. Gwarantuje ci to. Przepis babci. – chłopak skinął głową i zajął miejsce przy stole. W jego ruchach zauważyłem wielką dozę ostrożności. Jakby się bał, ze zaraz  cos mu się stanie. Powoli zaczął jeść, a ja usiadłem naprzeciwko.
- Dziękuję ci. – powiedział po chwili, unosząc spojrzenie znad parującego płynu.
- Nie ma za co.
- Jest. Zaprosiłeś mnie tu, choć wcale nie musiałeś. Ba.. nie zdziwiłbym się, jakbyś w ogóle się nie odezwał, po tym co się stało kiedyś. – powiedział cicho. Jego głos brzmiał teraz tak melodyjnie. Posłałem mu ciepły uśmiech.
- Harry. Było, minęło. Nie ma co się nad tym rozczulać. Lepiej opowiedz mi dlaczego tak tu siedziałeś. Dlaczego nie byłeś ubrany? – zapytałem delikatnie, nie chcąc go urazić. Po moich słowach jego oczy jeszcze bardziej posmutniały i zasnuły się łzami. Wstrzymałem oddech, widząc pojedynczą kropelkę spływającą mu po policzku.
- To.. długa historia. W skrócie zostałem wyrzucony ze swojego mieszkania, zostałem bez pieniędzy
i nie bardzo wiem co robić. – odchrząknął. 
- Ale co się stało? Ktoś ci coś zrobił? – zapytałem lekko przerażony.
- Nie.. ale to nic. – powiedział i ku mojemu zdziwieniu wstał po chwili.
- A gdzie ty się wybierasz? – zapytałem zdziwiony.
- Ja.. dziękuję za wszystko, na mnie już czas. – powiedział niepewnie.
- Ale ty się nigdzie nie wybierasz! Nie masz gdzie pójść, z resztą i tak bym cię nie wypuścił w ten mróz! Zamarzniesz!
- Ale..
- Żadne ale! – przerwałem mu. – Nie pozawalam ci nigdzie odejść. Zostajesz u mnie. Mieszkam tu sam, znaczy z Hazą, ale to pies. Możesz zostać u mnie, dopóki nie będziesz miał gdzie odejść. Będzie mi bardzo miło cię gościć.
- Na serio? – zapytał cicho.
- Na serio, Harry. Musimy nadrobić te prawie dziesięć lat. – powiedziałem z szerokim uśmiechem, 
a chłopak skinął głową. I po raz pierwszy dzisiejszego dnia na jego ustach rozkwitł delikatny, niewinny i bardzo uroczy uśmieszek. To było to.

23.12.2013r.
(poniedziałek, godzina 7pm.)
- Opowiedz mi o sobie. – powiedziałem, gdy godzinę później siedzieliśmy w moim salonie, z kubkami gorącej czekolady w dłoniach i oglądaliśmy jakiś nudny film
- Co ci powiedzieć? – zapytał chłopak, spoglądając na mnie.
- Wszystko. Opowiedz mi co działo się po twoim wyjeździe. – zaproponowałem.
- Więc.. wyjechaliśmy do Londynu. Zamieszkaliśmy w wielkim domu na obrzeżach. Całkiem niedaleko stąd. Mama zapisała mnie do miejscowej szkoły. Skończyłem ją, później poszedłem na studia, ale rzuciłem je po półtora roku. Studiowałem prawo. – powiedział cicho, siedząc w pewnej odległości ode mnie. Zauważyłem, że był bardzo ostrożny, by czasem jego ciało w jakimś stopniu nie dotykało mojego.
- Miałeś przyjaciół? Dlaczego nie mieszkasz z rodzicami? Co u Gemmy? – pytałem, bo naprawdę ciekawiło mnie to. Chciałem się czegoś o nim dowiedzieć. Chciałem w pewien sposób jakoś nadrobić ten czas.
- Ja.. tak, miałem jednego przyjaciela przez pewien czas. Miał na imię Zac. – powiedział i zauważyłem, że skrzywił się nieznacznie na jego wspomnienie.  – Gemma wyjechała do Afryki jako wolontariuszka. Jest tam już od roku. – dodał po chwili.
- Och. Pewnie tęsknisz za nią, prawda? – zapytałem współczująco. Ja tęskniłem za swoimi siostrzyczkami, chociaż były 50 kilometrów ode mnie, a co dopiero musiał przeżywać on, będąc tysiące kilometrów od siostry.
- Tak. Tęsknie. – powiedział krótko, upijając łyk napoju. Uśmiechnąłem się niepewnie, mówiąc.
- Harry. Jak się czujesz?
- Dobrze. – powiedział, ale ja wiedziałem, że próbuje mnie zbyć.
- A tak na serio? Wiem, że nie widzieliśmy się tyle czasu i pewnie nie ufasz mi, ale ja bardzo chciałbym ci pomóc. Widzę, że coś się dzieje złego. Mimo wszystko, martwię się. Bardzo za tobą tęskniłem przez te lata. Nie mając żadnej wieści od ciebie, ale każdej gwiazdki wierzyłem i modliłem się o to, żebyś odezwał się do mnie, wiesz? – szepnąłem cicho, spoglądając w przestrzeń. – Zawsze. Co roku modliłem się o to. I byłem taki smutny, gdy moje życzenie, jedyne i to samo od lat nie spełniało się.
- Lou.. – szepnął cicho chłopak, a ja spojrzałem na niego, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Ale wreszcie to marzenie spełniło się, wiesz? I choć okoliczności nie są za przyjazne, to bardzo się cieszę, że cię widzę. – szepnąłem cicho, delikatnie dotykając jego dłoni. Pociągnąłem nosem, próbując odpędzić od siebie łzy. Nie chciałem płakać. Nie teraz. 
- Ja.. nie wiem co powiedzieć. – szepnął chłopak. – Przepraszam, że nie odzywałem się przez ten czas. Ja.. po prostu tak tęskniłem i pomyślałem, ze może gdy nie będę się odzywał w końcu o mnie zapomnisz, a ja zapomnę o tobie. Ale nigdy nie zapomniałem. Od kilku lat chciałem napisać, ale nie umiałem. Nie wiedziałem co miałbym napisać. Cześć, przepraszam, że nie pisałem? To by było tandetne i nie zasługujesz na to, Louis. Przepraszam za to. Ja.. chciałem zapomnieć o tobie, zapomnieć o swoich uczuciach, jakie żywiłem do ciebie, mając te dwanaście lat. – powiedział cicho,
a ja byłem w szoku tak dużej ilość wyrazów w jednej wypowiedzi.
- Harry. Ja nigdy o tobie nie zapomniałem. Byłeś moim najlepszym przyjacielem z dzieciństwa i takich rzeczy się nie zapomina. Byłeś pierwszą osoba, która dowiedziała się o mnie tego, że miałem słabość do głupich komedii romantycznych. Baa… nadal mam. Byłeś jedyną osobą, której powiedziałem o moim pierwszym nieudanym pocałunku, bo Lily mnie odrzuciła i spoliczkowała. Byłeś pierwsza osobą, którą pocałowałem. – szepnąłem cicho i po czasie chciałem ugryźć się w język, by nie wypowiadać ostatniego zdania.  Zauważyłem jak chłopak rumieni się nieznacznie i unosi na mnie zaskoczone spojrzenie.
- Niemożliwe, żebym był pierwszy. – powiedział pewnym siebie głosem, a ja uśmiechnąłem się nieznacznie, słysząc te poprawę w jego głosie, który już nie był taki ostrożny i cichy.
- Ale byłeś. Gdy poprosiłeś mnie, żebym nauczył cię całować, nie umiałem odmówić, więc zrobiłem to, ucząc przy okazji siebie. Próbowałem odtworzyć to co widziałem na tych wszystkich komediach, które tak często oglądałem. – zachichotałem nerwowo.
- I wyszło ci. – potwierdził chłopak, delikatnie dotykając mojej dłoni, która spoczywała na jego. Posłałem mu uśmiech. Odwzajemnił go i delikatnie przysunął się do mnie.
- Więc, Harry. Czy możesz powiedzieć mi co się stało? Chciałbym pomóc. – szepnąłem niepewnie. Chłopak spojrzał na mnie i wypuścił wstrzymywane powietrze z płuc.
- Dobrze. Opowiem ci, ale to nie będzie szczęśliwa historia z happy end’em. – szepnął ostrzegająco
 i odłożył kubek na stolik, podkurczając pod siebie nogi. Wziął głębszy oddech, splatając swoje dłonie razem i zaczął, a ja przysłuchiwałem się.  – Ta historia zaczyna się mniej więcej gdy miałem piętnaście lat. Mieszkałem już w Londynie i powoli kończyłem szkołę. Wtedy do mojej klasy dołączył nowy chłopak. Nazywał się Zac. Usiadł obok mnie i już pierwszego dnia zaczęliśmy się kumplować. Dobrze się dogadywaliśmy ze sobą. Robiliśmy różne psikusy innym uczniom, nauczycielom. Było świetnie. Był naprawdę miłym chłopakiem, z podobnym charakterem. Po niedługim czasie zaczęliśmy się przyjaźnić, robić wszystko razem. Takiej osoby wtedy potrzebowałem. Kogoś kto będzie przy mnie, gdy nikt inny nie będzie miał czasu. I tak się zaczęło. Później poszliśmy razem na studia. Wszystko było wspaniale do momentu moich dwudziestych urodzin. Poszliśmy świętować je do klubu. Cóż.. nie wróciliśmy trzeźwi i od słowa do słowa, od czynu do czynu.. wylądowaliśmy razem w łóżku. Gdy obudziłem się następnego dni, byłem w szoku. Leżeliśmy nadzy w swoich objęciach. Nie ukrywam chłopak był atrakcyjny i od dawna mi się podobał, ale wolałem mu tego nie mówić. Nie chciałem by coś się między nami popsuło. Więc gdy się obudziłem, chciałem uciec, ale nie zdążyłem. Chłopak chwilę po mnie otworzył oczy i równie zaskoczony jak ja, spojrzał na nas i zapytał co i dlaczego. Rozmawialiśmy o tym. Później on przyznał mi się, że coś do mnie czuje. Ja wyznałem mu swoje uczucia i postanowiliśmy spróbować. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem an świecie. Spełniły się moje sny. – powiedział gorzko chłopak, śmiejąc się cicho. – I dopiero wtedy rozpoczęło się piekło w moim życiu. .
- Jeśli nie chcesz.. – zacząłem, widząc ile go to kosztuje, ale nie chciałem by był smutny.
- Nie.. dokończę. – powiedział. Wziął głębszy oddech, patrząc na swoje dłonie i zaczął kontynuować spokojnym na pozór głosem. – Na początku wszystko było idealnie. Studiowaliśmy na jednej uczelni, mieszkaliśmy razem. Po paru tygodniach naszego związku zakochałem się w nim. Zakochałem bez pamięci. Z nim przeżyłem swój pierwszy raz w wielu znaczeniach tego słowa. Powiedział, że mnie kocha równie mocno co ja. Ale na tym był koniec, od wyznania mu swoich uczuć przestało tak być. Zaczęliśmy oddalać się od siebie. Już nie rozmawialiśmy o wszystkim. Już nie było tyle chemii między nami. Nie było cudownych słów, wyznań miłości. Zaczęło być inaczej. Zac cały czas był zdenerwowany. Wiele razy chciałem zapytać co się dzieje, ale wtedy denerwował się jeszcze bardziej. Raz do takiego stopnia, że mnie..uderzył. Oczywiście od razu przeprosił, obiecał, że więcej się to nie powtórzy, a ja mu zaufałem. Jaki byłem głupi. To zdarzało się coraz częściej. Bił mnie, zaczął być brutalny wobec mnie nawet w łóżku. Wiele razy, idąc do szkoły po jednej z naszych nocy, musiałem ubierać coś z długim rękawem lub maskować to pudrem. Miąłem wiele siniaków. Wiele ran. Ale znosiłem to, bo cały czas mówił, że tak mnie kocha, że więcej to się nie powtórzy. A ja wierzyłem. Ale wczoraj gorycz przelała szalę. Wróciłem do domu z pracy, bo w październiku rzuciłem studia i to co zastałem po powrocie po prostu mnie powaliło. Uprawiał seks w naszym łóżku z jakąś kobietą.. kobietą. To mnie tak bardzo zabolało. Spakowałem się cicho i uciekłem stamtąd trzaskając drzwiami. Wiele razy dzwonił do mnie, ale nie odebrałem. Pisał, że tak się martwi, żebym wrócił, że mi wyjaśni. Ale ja nie mogę tam wrócić. Ja nie chce przeżywać tego od nowa. – szepnął cicho i delikatnie podwinął rękawy, ukazując mi okropne siniaki na jego nadgarstkach. Otarłem łzę z policzka, która spłynęła mi podczas słuchania tego i delikatnie dotknąłem jego skóry. Była gorąca i miękka w dotyku. Z wielką dozą ostrożności pogłaskałem ją, pociągając nosem.
- Boże, Harry. – wyszeptałem cichym głosem, przerażony tym co on musiał przechodzić.
- Dlatego siedziałem tutaj na przystanku. Od wczoraj nie wiem co robić, a nie mogę wrócić do domu. Rodzice nie chcą mnie znać, za to co robię. Za podjęte przeze mnie decyzje. – powiedział, a z jego oczu popłynęły gorzkie łzy. Moje serce ścisnęło się z żalu i delikatnie przysunąłem się do niego, przytulając do siebie. Po chwili wahania chłopak objął mnie za szyje i łkał cicho w mój sweter. Głaskałem go po plecach, kołysząc na boki. Po jakimś czasie przestał się trząść i usłyszałem jego spokojny, miarowy oddech. Uśmiechnąłem się delikatnie i uniosłem go, biorąc na ręce i ruszyłem na górę, do pokoju gościnnego. Położyłem go powoli na łóżku i okryłem szczelnie kołdrą. Spojrzałem na niego smutno, odgarniając mu loczki z czoła.
- Och Hazza. Co ty musiałeś przejść, szkrabie? Tak strasznie mi przykro, ale obiecuję. Obiecuję ci, że od teraz będę cię chronił. Będę cię pilnował. Nie odstąpię na krok. – szepnąłem, cicho gasząc lampkę
i wyszedłem, przymykając drzwi. – Obiecuję, że już nigdy nie pozwolę go skrzywdzić. – szepnąłem sam do siebie i pełen złości, ruszyłem na dół.


24.12.2013r.
(wtorek, 8.30 am.)

Feliz Navidad 
 
Właśnie kończyłem jeść śniadanie i czytałem sobie spokojnie poranną gazetę, gdy do kuchni wszedł zaspany Harry. Na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech, widząc go.
- Dzień dobry. – powiedziałem z uśmiechem. – Jak się spało? – zapytałem, a chłopak usiadł naprzeciwko mnie, ziewając.
- Dobrze i dzień dobry. – mruknął. – Od razu chciałem również przeprosić za to, że zasnąłem wczoraj.
- Nie przejmuj się. Rozumiem. Opowiedzenie tej całej historii musiało cię dużo kosztować, z resztą już byłeś zmęczony. – powiedziałem ze zrozumieniem i wstałem, podchodząc do kuchenki, by przygotować mu jajecznice.
- I również chciałem podziękować, że mnie wysłuchałeś. – szepnął niepewnie, a ja odwróciłem się, mówiąc.
- To ja dziękuję Harry, że zdecydowałeś się przede mną otworzyć. To wiele dla mnie znaczy i już teraz chcę ci obiecać, że nie pozwolę by coś takiego jeszcze kiedyś cię spotkało. Jesteś zbyt cudowną osobą, by przechodzić przez takie coś. – powiedziałem szczerze i posłałem mu delikatny uśmiech, wracając do przygotowywania śniadania. Po chwili postawiłem przed nim talerz z parującym daniem oraz kubek z gorącą herbatą. – Smacznego. – powiedziałem.
- Dziękuję. – odpowiedział i zabrał się za konsumowanie. Kiwnąłem głową, a sam wróciłem do czytania gazety. Po chwili odłożyłem ją i powiedziałem.
- Harry. Jak zjesz to idziemy na zakupy.
- Co? – zapytał zaskoczony chłopak.
- Na zakupy. Musze kupić choinkę, wszystkie ozdoby na nią, jakieś światełka by ozdobić dom, balkon, drzewa przed domem. Nigdy tego nie robiłem, ale w tym roku po raz pierwszy chciałbym spędzić święta. – powiedziałem niepewnie. Ale tak właśnie było. Od jego odejścia nie lubiłem świąt, bo były dla mnie smutne. A teraz? Teraz on wrócił i chciałbym spędzić święta z nim.
- Och. Rozumiem. Chętnie z tobą pójdę. – powiedział chłopak, a ja posłałem mu uśmiech. To będzie wyjątkowy dzień.

24.12.2013r.
(wtorek, 3pm.)
 
- Pięknie, prawda? – powiedziałem z zachwytem, patrząc na ozdobione balkony i kolumnę oraz drzewa.
- Tak, pięknie. – powiedział młodszy, uśmiechając się. Stanął obok mnie, a jego nowa czapka opadła mu na oczy. Zachichotałem i poprawiłem mu ją, naciągając bardziej na loki. Nasze zakupy były bardzo udane. Kupiliśmy choinkę, wszelkie możliwe ozdoby na nią, łańcuchy, bombki, kilka kompletów światełek, w które był ubrany mój dom. Kupiliśmy również dużo jedzenia, które już było prawie gotowe. Choinka pięknie błyszczała w moim salonie. Po raz pierwszy ten dom wyglądał na świąteczny. Do tego jeszcze wstąpiliśmy do galerii i zakupiliśmy trochę ubrań dla Harry’ego, który oczywiście był przeciwny temu, ale nie słuchałem go. Potrzebował tego, a ja miałem wystarczająco pieniędzy by zaszaleć. Chłopak posłał mi lekki uśmiech, a ja spojrzałem mu w oczy. Tak ładnie błyszczały tysiącami iskierek. Widziałem, że teraz był szczęśliwy. Cieszyłem się z tego. Bardzo się cieszyłem. Chciałem, by był szczęśliwy. Przygryzłem lekko wargę, wpatrując w jego hipnotyzujące tęczówki. Chłopak westchnął cicho i dotknął mojej dłoni. Żołądek podskoczył mi w górę i wywinął koziołka. Poczułem gorąco na całym ciele i nagle jakaś nieznana część mnie zapragnęła pochylić się
i musnąć te czerwone usta, wykrzywione lekko w górę. Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, a ja poczułem kolejny uścisk w brzuchu. Powoli nachyliłem się i musnąłem delikatnie jego policzek, po czym odsunąłem się.
- Chodźmy do domu, bo jest zimno. I zabierzemy się za przygotowywanie jedzenia. – powiedziałem
z uśmiechem, łapiąc go za dłoń i pociągnąłem do środka. Chichotaliśmy cicho, rozbierając mokre kurtki i powiesiłem je nad kaloryferem w korytarzu, by wyschły. – Zrobię nam gorącej herbaty. – powiedziałem, gdy chłopak udał się do łazienki. Zaparzyłem dwie malinowe i postawiłem na stole, wyciągając z lodówki rybę oraz ziemniaki i postawiłem na gazie. Po chwili chłopak wrócił i usiadł przy stole, biorąc jeden kubek.
- Dziękuję, Lou. – powiedział miękko.
- Nie ma za co, Harry. To tylko herbata. – odpowiedziałem, siadając obok.
- Nie mówię o tym. Raczej chodzi mi o to, że mogę tutaj z tobą być. O to, że pozwalasz spędzać mi
z tobą święta. – powiedział chłopak.
- Harry, to dla mnie przyjemność. Bardzo chętnie spędzam je z tobą. – odpowiedziałem z uśmiechem. Chłopak również mi go posłał i obaj zaczęliśmy przygotowywać potrawy na naszą skromną, ale przepyszną wigilię. Gdy wszystko było już gotowe, przebraliśmy się i ustawiliśmy jedzenie na stole w salonie, włączając koncert kolęd w telewizji oraz wyczekiwaliśmy pierwszej gwiazdki na niebie.
- Lou! Patrz! – powiedział nagle Harry, wskazując na niebo przez okno. Uniosłem wzrok i zauważyłem małą, migocącą gwiazdkę. Uśmiechnąłem się i złapałem chłopaka za rękę, chcąc by odwrócił się do mnie przodem.
- Wiesz, nigdy nie byłem dobry w składaniu życzeń, ale bardzo się cieszę, że jesteś tutaj, ze mną. Że spędzamy razem świata. Że spędzasz ze mną moje dwudzieste czwarte urodziny. Chciałbym, żebyśmy już nigdy się nie opuścili i nie zapomnieli o siebie. – szepnąłem cicho, patrząc w jego skrzące oczy.
- Lou. Boże.. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. – szepnął i delikatnie ścisnął moją dłoń. – Wiesz, też mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiał odejść. Chcę żebyś był szczęśliwy. Żebyś już zawsze się uśmiechał. – powiedział i przytulił mnie delikatnie. Uśmiechnąłem się, wtulając nos w jego ramię i zamknąłem oczy. Jego uścisk był taki cudowny, ale zakończył się zbyt szybko.
- Chodźmy jeść. – powiedziałem, ciągnąc go do stołu. Usiedliśmy i podałem mu talerz z zupą. Właśnie zaczęliśmy jeść, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. – Spodziewasz się kogoś? – zapytał niepewnie chłopak.
- Nie.. – powiedziałem zdziwiony i wstałem, idąc do drzwi. Otworzyłem i sapnąłem ze zdziwienia. – Zayn? Perrie? Niall? Liam? Dani? Co wy tu robicie?! – zapytałem zszokowany ich przybyciem.
- Jak to co?! Nie pozwalamy ci spędzić samotnie Wigilii! – powiedział radośnie Irlandczyk i wszyscy weszli do środka.
- Ja… - zacząłem, ale przerwano mi.
- Przynieśliśmy jedzenie, wino, przekąski. – powiedziała Danielle.
- Ja.. wejdźcie do kuchni. – zaprosiłem ich, otwierając drzwi. Weszli, a ja za nimi. Nagle idący pierwszy, Zayn zatrzymał się.
- Em.. chyba coś ci przerwaliśmy. – powiedział wskazując na zastawiony stół.
- Nie, nie. Jadłem właśnie kolację z Harry’m. – powiedziałem, patrząc na puste pomieszczenie.
- A.. gdzie on jest? – zapytał mulat.
- Pewnie poszedł na górę. Wybaczcie na moment. – powiedziałem, posyłając im uśmiech i ruszyłem do tymczasowej sypialni chłopaka. Zapukałem cicho, wchodząc do środka, rozglądając się za chłopakiem. Znalazłem go, siedzącego na łóżku, ze spuszczoną głową. – Harry. – szepnąłem i podszedłem do niego, siadając obok. – Dlaczego uciekłeś z dołu? – zapytałem szeptem.
- Bo.. masz gości i nie chcę przeszkadzać.
- Ale Harry. Ty nie przeszkadzasz! Nigdy nie przeszkadzałeś! Chodź ze mną na dół. Poznasz moich przyjaciół. Polubisz ich, zobaczysz. Są naprawdę bardzo mili. Głośni, zabawni, ale są cudownymi ludźmi. Chodź ze mną do nich. – poprosiłem go, łapiąc za dłoń. Chłopak powoli uniósł na mnie swoje spojrzenie i ku mojemu zdziwieniu splótł nasze palce razem.
- Dziękuję. Naprawdę ci dziękuję, Lou. – szepnął, ściskając moją rękę.
- Nie ma za co, kochanie. – powiedziałem i nachyliłem się lekko, muskając jego policzek, po czym wstaliśmy i zeszliśmy na dół. Wszyscy siedzieli już przy stole i śmiali się w najlepsze, a dziewczęta ustawiały wszystkie potrawy na stole. Uśmiechnąłem się i lekko uścisnąłem palce chłopaka, chcąc pokazać mu, że cały czas jestem obok i odchrząknąłem.  – Kochani. Chciałbym przedstawić wam kogoś wyjątkowego. To jest Harry, mój przyjaciel z dzieciństwa. Harry, kochanie to jest Liam oraz jego urocza partnerka Danielle. – powiedziałem, wskazując na nich, na co uśmiechnęli się i pomachali chłopakowi. – Tutaj kolejna urocza para. Zayn oraz Perrie i nasz wiecznie głodny, głośny irlandzki chłopiec, Niall. – powiedziałem, chichotając, za co dostałem obrzucony łyżka w brzuch.
- Miło was poznać. – powiedział niepewnie loczek.
 - Ciebie również, Haroldzie. – powiedział Irlandczyk, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. I za to ich kochałem. Zawsze potrafili zrobić to na co liczyłem. Byli naturalni.
24.12.2013r.
(wtorek, 11pm.)
All i want for christmas is you... 
- Kocham ich, na serio, ale cieszę się, że już wyszli. – jęknąłem, zbierając wszystkie brudne naczynia ze stołu.
- Są wspaniali. Masz cudownych przyjaciół. – powiedział Harry, pomagając mi.
- To prawda. Bardzo mi pomogli. – powiedziałem i podwinąłem rękawy, myjąc naczynia. Chłopak pomógł mi i po chwili wszystko było posprzątane. – To co? Na co masz teraz ochotę? – zapytałem z uśmiechem, patrząc na niego.
- Może chodźmy na spacer. – powiedział nieśmiało, a ja przechyliłem głowę, mówiąc.
- O tej porze?
- Tak. Wiesz, teraz wszystko będzie wyglądało tak pięknie. Ale jeśli nie chc…
- Chcę. – przerwałem mu. – Ubierzmy się i chodźmy. Weźmiemy Haze, to się wybiega. – zaproponowałem, gasząc światła i ruszyliśmy ubrać się ciepło. Po chwili już byliśmy na zewnątrz. Puściłem psa luzem, a my szliśmy powoli za nim.
- Dziękuję ci, Lou. To był wyjątkowy dzień. – powiedział Harry ciepłym głosem.
- Nie ma za co, Hazz. To dla mnie była przyjemność. – powiedziałem czule.
- Dzięki tobie, twoim przyjaciołom coś zrozumiałem, wiesz? – szepnął, zerkając na mnie kątem oka.
- Co takiego? – zapytałem z delikatnym uśmiechem.
- To, że ludzie którzy się kochają, robią to bezinteresownie. Nie oczekują od siebie niczego w zamian za swoje uczucia. Są przy nas, bo kochają. Zrozumiałem, że miłość Zac’a do mnie nigdy taka nie była. Zawsze oczekiwał czegoś w zamian. To nie była ta miłość. – powiedział cicho, zatrzymując się i spojrzał mi w oczy.
- Cieszę się, że to zrozumiałeś. On czuł jedynie potrzebę skrzywdzenia cię. – powiedziałem cicho, uśmiechając się smutno. – Jest mi strasznie przykro z tego powodu. Przez to, że ktoś umiał cię skrzywdzić. 
- Ale wiesz, zrozumiałem cos jeszcze. Że na świecie jest jedna osoba, która tak właśnie mnie kocha która troszczy się o mnie, wiedząc, że nic nie mogę dać jej w zamian. Że jest przy mnie i zawsze była. Niekoniecznie ciałem, ale sercem i myślami. – powiedział i delikatnie położył dłoń na moim policzku, a w moim brzuchu wybuchnęły tysiące motylków. – Ta osoba, kochała mnie kiedyś i myślę, że kocha dalej. A ja bardzo kocham ją, wiesz? Zakochałem się w tej osobie mając jedenaście lat i dziś zdałem sobie sprawy, że nigdy nie przestałem kochać.
- Harry.. – szepnąłem cicho.
- Dziękuję ci, że byłeś i jesteś. Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. I dziękuję, że mnie kochasz. A ja kocham ciebie. – powiedział cicho i uśmiechnął się delikatnie, nachylając i musnął moje usta swoimi. I dosłownie w tej sekundzie cały świat się zatrzymał. Nie czułem nic więcej oprócz jego subtelnego dotyku, gdy gładził mój policzek, delikatnego ruchu jego rzęs na moich policzkach. Powoli zamknąłem oczy i oddałem jego muśniecie, które przerodziło się w głębszy, ale delikatny i ostrożny pocałunek. Położyłem dłonie na jego biodrach, ściskając jego lekko. Po chwili chłopak odsunął się i oparł czoło o moje, oddychając ciężko.
- Dziękuję, że kochasz mnie. A ja kocham ciebie. Już zawsze. – wyszeptałem, patrząc mu w oczy.
- Czy to znaczy, ze będziesz moim prezentem pod choinkę? – zapytał chłopak, uśmiechając się.
- Będę. Pod tę i każdą następną. – szepnąłem i po raz kolejny połączyłem nasze usta.
24.12.2014r.
(środa, 8pm.)
- Chodźmy w końcu otworzyć te prezenty! – jęknęła Fizzy, gdy siedzieliśmy przy wieczerzy wigilijnej. Potrawy już dawno zostały zjedzone, ale dalej wszyscy zajmowaliśmy swoje miejsca, tocząc wesołą rozmowę.
- Skarbie. Spokojnie, zdążymy. – powiedziałem jej, uśmiechając się.
- Wiesz, im dłużej na coś czekamy, tym większą sprawia nam później przyjemność oglądanie tego. – powiedział do niej Harry, na co ona westchnęła, ale przyznała mu rację. Zachichotałem i splotłem nasze palce pod stołem, układając je na jego udzie.
- To, jak dogadujesz się z moimi siostrami jest takie urocze. – szepnąłem mu do ucha.
- Są wspaniałe. – powiedział chłopak, puszczając mi oczko, a ja przygryzłem wargę. Od kilku dobrych godzin miałem ochotę wręcz się na niego rzucić. Wyglądał dziś obłędnie, a do tego jego wargi były dziś takie malinowe.
- Co powiesz na spacer? – zaproponowałem, chcąc odejść od stołu i jak najszybciej go ucałować.
- Chętnie. – powiedział i wstaliśmy, przepraszając resztę i skierowaliśmy się do sypialni, by wziąć rzeczy. Od zeszłego roku tyle się zmieniło. Mieszkałem z Harry’m i żyło nam się razem cudownie. Powoli przyzwyczajaliśmy się do siebie, do swoich nawyków, do wad, ale i do zalet. Byliśmy razem już rok i było nam razem cudownie. Powoli odkrywaliśmy każdy krok, każdy śmielszy gest razem. Powoli i delikatnie. Delektowaliśmy się swoim towarzystwem, swoimi pocałunkami i pieszczotami. Dzięki chłopakowi, wiele rzeczy zmieniło się w moim życiu. To on namówił mnie, abym porozmawiał
z rodzicami, abym pogodził się z nimi. I byłem mu wdzięczny za to. Zrobiło mi się lżej na sercu, gdy porozmawiałem z nimi, wyjaśniłem wszystko. Uśmiechnąłem się, gdy wyszliśmy z domu i ruszyliśmy na spacer, trzymając się za ręce.
- Ale tutaj jest pięknie. – powiedział chłopak, przytulając mnie do siebie, gdy kierowaliśmy się w stronę zamarzniętej sadzawki, niedaleko mojego rodzinnego domu.
- Tak, przepięknie. – szepnąłem, wdychając jego zapach. – Dziękuję, że ze mną przyjechałeś. – powiedziałem czule.
- A ja dziękuję, że pojedziesz ze mną jutro do moich rodziców. – odpowiedział. Kiwnąłem głową, przytulając się do niego jeszcze mocniej.
- Cieszę się, ze z naszymi rodzinami już jest dobrze. Od razu zrobiło mi się lepiej, gdy się pogodziliśmy. Bez żadnych kłótni, niepotrzebnych złości. Wreszcie czuję, że jest idealnie. – szepnąłem.
- Idealnie będzie za chwilę. – powiedział chłopak i zatrzymał się, łapiąc mnie za ręce. – Lou. – zaczął, a ja lekko się przeraziłem. – Spokojnie. – zachichotał, widząc moją minę. – Po prostu chciałbym ci coś powiedzieć. Ja dużo myślałem, i jestem ci ogromnie wdzięczny za wszystko co zrobiłeś dla mnie. Nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć, ale.. mogę zrobić coś innego, co zapewni cię o tym, jak bardzo cię kocham. – szepnął i sięgnął po coś do kieszeni kurtki, a ja zaniemówiłem. Czy on.. – Nie bój się, nie zamierzam ci się oświadczyć jeszcze. Ale tylko jeszcze. – zachichotał i wyciągnął małe czerwone pudełeczko. – Ja.. nie oświadczam ci się jeszcze, ale chciałbym zrobić coś innego. Chciałbym ofiarować ci tę obrączkę jako obietnice. Obietnicę, że już zawsze będę z tobą, przy tobie. Że będę cię kochał i szanował. – wyszeptał i nałożył mi na palec prosta, ale jakże piękną obrączkę z białego złota.
- Boże.. Harry – szepnąłem i rzuciłem się na jego szyję, całując go mocno. Chłopak objął mnie i mocno przytulił. – boże.. tak bardzo cię kocham. – szeptałem w jego usta, między pocałunkami.
- A ja kocham ciebie, skarbie. – szepnął i powoli odsunął się, przytulając mnie mocno. Zamknąłem oczy, wdychając jego zapach.
- Jesteś niesamowity. – szepnąłem i przełknąłem ciężko, odpychając łzy.
- Ty również, a teraz chodźmy, bo marzniemy. Z resztą musisz otworzyć prezenty. – powiedział Harry, łapiąc mnie za dłoń. Zatrzymałem go i spojrzałem w oczy, nucąc.
- All i want for christmas is..youuu. – po czym naparłem na jego usta i w tej oto chwili byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
______________________________________
Tak więc.. z okazji Świąt Bożego narodzenia chcę Wam życzyć dużoooo miłości, radości, dużo uśmiechu. Spełnienia wszystkich marzeń, tych najskrytszych także. Spotkania idola i przytulenia go mocno. Wszystkiego czego sobie tylko życzycie! Kocham Was < 33
A teraz, obiecałam shota i oto jest <3 co myślicie? m, żeby Wam się spodobał! Tak więc jeszcze raz, zdrowych, spokojnych Świąt! Kocham Was ;** komentujcieee myszki *.* Do zobaczenia w piąteeek lub sobotę ;**