12.05.2006r.
- Louis.. muszę ci coś
powiedzieć. – powiedział dwunastoletni chłopiec, siedząc na jednej z poduszek w
ich wspólnym domku na drzewie. Piętnastolatek spojrzał na swojego najlepszego
przyjaciela
i wzrokiem kazał mu kontynuować. – Mama.. powiedziała mi dziś.. że się
wyprowadzamy. – szepnął chłopak, a oddech w płucach starszego zamarł, a jego
oczy zrobiły się ogromne.
- Ale.. jaa-jak to? – zapytał
szatyn, a w jego oczach zbierały się powoli łzy, którym za wszelką cenę nie
chciał pozwolić spłynąć po jasnych, lekko zarumienionych policzkach, które
jednak teraz były blade, jak cały chłopiec.
- Wyprowadzamy się do Londynu. –
powiedział smutnym głosem chłopiec o brązowych włosach, odgarniając je na bok.
- Zostawiasz..mnie? – szepnął
drugi, przygryzając mocno wargę.
- Nie chcę, ale mama… ona kazała
mi.. – powiedział młodszy, a po jego policzkach zaczęły spływać słone kropelki.
Serce Louis’a zadrżało widząc te rozpacz u młodszego, usiadł obok niego i objął
go ramieniem, starając się być silnym.
- Nie płacz, Curly. Tak nie
lubię, gdy płaczesz. – powiedział opiekuńczo chłopak. – Kiedy..wyjeżdżacie?
- Dziś wieczorem…czyli za jakieś
dwie godziny. – wychrypiał chłopiec, a szatynowi serce zacisnęło się jeszcze
bardziej. Za chwilę miał stracić swojego najlepszego przyjaciela. Miał pozwolić
mu odejść. Nie chciał tego, nie chciał, by młodszy go opuszczał.
- Będę tak tęsknił. – szepnął,
przytulając go mocno do siebie. Młodszy wtulił nos w zagłębienie jego szyi,
mocząc go słonymi łzami.
- Nie płacz już. Proszę. Będziemy
pisać,… dzwonić.. – szeptał Louis, sam starając się nie rozpłakać, choć łzy
mocno cisnęły mu się do oczu.
- Oo-obiecujesz? – zapytał
szeptem, a starszy kiwnął głową. Przytulili się mocno, po czym brunet wstał i
po cichym. - Do widzenia. – wyszedł i już nigdy więcej nie widzieli się, ani
nie usłyszeli swoich głosów. Przyjaźń, która miała być na zawsze zakończyła się
tak szybko.
23.12.2013r.
(poniedziałek)
- Na litość boską! – usłyszałem
dźwięczny głos. – Co ty tutaj robisz!? – uniosłem głowę i spojrzałem prosto w
brązowe oczy mojej przełożonej.
- Pracuje? – odpowiedziałem
pytaniem, zapisując plik w swoim laptopie by czasem nie uległ kasacji za
moment.
- Widzę i pytam dlaczego?! Dziś
jest 23 grudnia, Louis! ŚWIĘTA! – wykrzyczała Danielle, uśmiechając się szeroko
do mnie. – Powinieneś gotować w domu potrawy
i ubierać choinkę. Co ty tu jeszcze robisz?!
- Dani, wiesz przecież, że nie
przepadam za świętami. – powiedziałem cicho i zacząłem sprzątać na biurku,
wyłączając laptopa. Kobieta westchnęła i przysiadła na kancie biurka, patrząc
na mnie.
- Wiem, skarbie, wiem. Dlatego
znowu proponuje ci, żebyś spędził święta ze mną, Liam’em, naszymi rodzinami. –
powiedziała zachęcająco, obserwując moje poczynania. Pokręciłem jedynie głową,
zakładając płaszcz.
- Wiem, że chcesz mi umilić ten
czas kochana, ale nie trzeba na serio. Zawsze sobie radziłem to i teraz dam
radę. Spędźcie cudowne święta z rodziną. – powiedziałem i przytuliłem ją lekko.
– Wesołych świąt, skarbie. – po czym narzuciłem na siebie szalik, kaptur, wziąłem
torbę i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do windy. Korytarze wydawnictwa
były puste, tylko w niektórych pomieszczeniach jeszcze ktoś się znajdował, ale
to normalne. Dziś większość wzięła urlop, żeby móc spokojnie przygotować się do
świąt. A ja? Ja dziś kończyłem artykuł na temat Taylor Swift. Od zawsze nie
lubiłem świąt. Choć w zasadzie nie od zawsze. Nie lubię ich od dziesięciu lat.
Straciły dla mnie swój blask, magię gdy straciłem osobę z która najchętniej te
święta spędzałem. Gdy odeszła i już nigdy nie usłyszałem jego głosu.
Westchnąłem cicho i wyszedłem przed wieżowiec, a w moją osobę uderzył chłodny
podmuch wiatru. Z nieba leciał puszysty śnieg, obsypując swoją delikatnością
wszystko dookoła. Lubiłem zimę. Wtedy wszystko było takie… spokojne. Zacząłem
iść chodnikiem w stronę swojego domu. Mieszkałem w centrum Londynu w małym,
przytulnym domku. Mieszkałem sam. Reszta rodziny zamieszkiwała nasz dom w
Doncaster. Rzadko tam bywałem ze względu na atmosferę panującą w domu. Rodzice
nie akceptowali moich wyborów, więc pojawiałem się tam tylko po to by odwiedzić
siostry albo odwiedzić dziadków. Jedynie oni zawsze wspierali moje wybory. Mieszkali
na obrzeżach Londynu i to tam zawsze spędzaliśmy święta. Tam zawsze była
wigilia składająca się z wielu wykwintnych dań. Panowała świąteczna atmosfera.
Wszyscy byli uśmiechnięci i radośni. Zawsze po zjedzonej kolacji śpiewaliśmy kolędy, a później wszyscy
biegliśmy do salonu, gdzie znajdowało
się olbrzymie drzewko i rozpakowywaliśmy prezenty, by móc cieszyć się nimi
wspólnie. Uwielbiałem ten czas. Byliśmy wszyscy razem. Później zasiadaliśmy
przed telewizorem i oglądaliśmy Kevina. Choć widziało się to tyle razy, to jednak zawsze tak samo
bawiło. Uwielbiałem ten czas. Tą radość.
Westchnąłem cicho, chowając nos w szaliku i spojrzałem na świecące wystawy.
Kiedy ostatnio spędzałem tak święta? Parę lat temu. Teraz mam te 24 lata, stałą
pracę. Od kiedy poszedłem na studia w wieku 18 lat wszystko się zmieniło. Wyjechałem
do Londynu, by móc chodzić do najlepszej szkoły dziennikarskiej. Rodzice nie
pochwalali tego. Ich marzeniem było bym został prawnikiem i odziedziczył po
nich firmę. Nie chciałem tego. To mnie
nie interesowało. Ja chciałem robić coś swojego. Coś co będzie dawało mi
radość. Dlatego wyjechałem, znalazłem dorywkową pracę w kawiarni, dostałem się
na studia, a za oszczędzone pieniądze wynająłem małą kawalerkę. Gdy skończyłem
studia dostałem staż w gazecie „Times”. Wziąłem kredyt, kupiłem dom. Później
przyjęli mnie na stałe. I oto jestem. Mieszkam w Londynie, mam pracę. Jestem na
pozór szczęśliwy. Nawet kupiłem sobie psa. Ma na imię Haz. Miałem słabość do
tego imienia. Wiązała się z nim moja przeszłość, ale rzadko wracałem do tego.
Nie był to najszczęśliwsze wspomnienia. Westchnąłem cicho, a kłębek pary wyleciał
z moich ust. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Skręciłem w swoją ulicę i coś przykuło moją uwagę. Na przystanku, niedaleko mojego domu ktoś siedział.
Widziałem spuszczoną głowę, a ten ktoś wpatrywał się w ekran swojego telefonu.
Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że owa osoba siedziała jedynie w
dresach, adidasach oraz jakiejś bluzie, a na dworze było pewnie z minus dziesięć. Przyglądnąłem się jej i coś wydało mi
się znajome, lecz nie przywiązałem do tego zbyt dużej uwagi. Na tym przystanku
często kręcili się jacyś ludzie. Wzruszyłem jedynie ramionami i otworzyłem
bramkę, wchodząc na swoją posesję. Wyciągnąłem klucze i otworzyłem szybko
drzwi, wchodząc do środka.
- Haza! – zawołałem od progu, a
po chwili do przedpokoju przybiegł duży wilczur. – Cześć przyjacielu.
Piesek usiadł i przekrzywił głowę, patrząc na
mnie. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po łbie. Zaszczekał radośnie i pobiegł
w głąb domu. Zdjąłem płaszcz oraz buty i wstawiłem do szafy, ruszając do
kuchni. Włączyłem wodę na herbatę i umyłem ręce, włączając przy okazji radio,
gdzie leciały świąteczne piosenki. Wyciągnąłem z lodówki pieczeń z kurczaka
oraz frytki i wstawiłem do mikrofalówki, robiąc sobie gorącą herbatę. Nalałem
psu wody do miski i nasypałem karmy.
- Haz! – zawołałem, a mój przyjaciel
po chwili pojawił się, zaczynając konsumować swój posiłek. Wyciągnąłem danie i usiadłem
przy stole, zaczynając jedzenie. Po spokojnym posiłku, wypiłem herbatę i
zacząłem przeglądać gazetę codzienną. Po zapoznaniu się z nią, wstałem i
podszedłem do lodówki, otwierając ją.
- Uch.. pustka – westchnąłem. –
Trzeba iść na zakupy. Haza, idziemy na zakupy! – powiedziałem do zwierzęcia i
schowałem portfel do kieszeni razem z telefonem, idąc ubrać płaszcz i buty.
Wziąłem jeszcze smycz, zapinając ją do obroży psa i wyszliśmy z domu, uprzednio
go zamykając. Zamknąłem bramkę i mój wzrok po raz kolejny dziś padł na tego
chłopaka. Siedział tam, zmarznięty. Już stąd widziałem jak się trząsł.
Westchnąłem zrezygnowany i nieco smutny, ruszając w stronę pobliskiego sklepu
spożywczego. Ciekawe czemu tak tam siedział? Dlaczego nie ubrał się, przecież
na pewno wiedział, że będzie zimno, w końcu mamy zimę. A może cos się stało?
Pokręciłem bezradnie głową
i przywiązałem psa do rurki przy sklepie, sam wchodząc do środka. Po otworzeniu
drzwi uderzył mnie zapach piernika oraz świąteczny wystrój i lecące w tle
kolędy. Wszędzie już była magia świąt. Było czuć je w powietrzu. W sumie
zrobiło mi się bardzo przykro, że po raz kolejny nie będę mógł ich spędzić z
rodziną. Że znowu będę sam. Westchnąłem cicho i zrobiłem zakupy, kupując
podstawowe rzeczy do jedzenia i do przyrządzenia czegoś na jutro. Zapłaciłem
starszej pani i życzyłem wesołych świąt, po czym wyszedłem. Odwiązałem psa i
ruszyliśmy z powrotem.
Skręciliśmy w moją ulicę, gdy usłyszałem
dźwięk mojego telefonu. Odebrałem, mrucząc.
- Louis Tomlinson, słucham?
- Lou! Cześć! – usłyszałem pisk
dziewczęcych głosów po drugiej stronie. Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc to.
- Dziewczynki! Co tam,
skarby? Co u was? Jak się macie?
- Dobrze. Ubierałyśmy właśnie
choinkę, a ty? Jak się masz, Lou? – zapytała Lottie, najstarsza z moich małych
siostrzyczek.
- Dobrze. Byłem właśnie na
zakupach i wracam do domu.
- Kiedy się zobaczymy? – zapytała
Daisy.
- Och szkrabie. Przyjadę po was
za trzy dni i pojedziemy na łyżwy, co wy na to? – zapytałem. Wiedziałem, że za
mną tęskniły, widywaliśmy się tak rzadko. Ja też bardzo tęskniłem za nimi.
- Tak! – pisnęły wszystkie razem,
a na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- To do zobaczenia, moje małe!
Kocham was. – powiedziałem do telefonu, zbliżając się do domu.
- My ciebie też, Lou! –
powiedziały i rozłączyłem się, chowając telefon do kieszeni. Otworzyłem bramkę
i spuściłem psa ze smyczy. Już chciałem ją zamknąć, gdy spojrzałem na
przystanek
i zobaczyłem tego chłopaka. Coś tknęło mnie w środku. Było tak zimno, a on
siedział tam sam, zmarznięty. Położyłem reklamówki pod drzwiami i powoli
ruszyłem w stronę przystanku. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, ale nie
mogłem spokojnie patrzeć, gdy on tak marznie. Podszedłem ostrożnie,
przyglądając mu się. Miał na sobie szare dresy, zwykłe adidasy, szarą bluzę z
kapturem, którą naciągnął na głowę, ale spod niej wystawały poskręcane w
spiralki włosy. Wziąłem głębszy oddech i powiedziałem niepewnie.
- Przepraszam.
Chłopak drgnął i powoli uniósł na mnie swoje
spojrzenie, a moje serce zamarło. Te oczy. Zielone, szmaragdowe oczy.
Najpiękniejsze na świecie i tylko jedna osoba takie miała.
- Harry. – wyszeptałem cicho,
patrząc na chłopaka totalnie w szoku. Spodziewałem się każdego, ale nie jego.
Nie chłopaka, który kiedyś był dla mnie najważniejszy. Nie osoby, z którą
spędziłem najcudowniejsze lata dzieciństwa. Nie osoby, która tak nagle mnie
zostawiła i wyjechała, nie odzywając się więcej.
- Słucham? – zapytał cicho,
drżącym głosem. Przyjrzałem mu się. Miał zaczerwienione policzki od mrozu, sine
usta, zaczerwienione dłonie oraz oczy. Od zimna? Raczej nie. On chyba..płakał?
– Skąd wiesz jak mam na imię? – zapytał mnie cicho, zerkając na mnie nie ufnie.
Zauważyłem jak jego dłonie z trudem zaciskały się na materiale spodni. – Znamy
się?
- Ja… tak. Em tak mi się wydaje.
Jestem Louis. – szepnąłem niepewnie, patrząc na niego. Jego oczy lekko
rozszerzyły się w szoku, a usta lekko rozwarły się.
- Louis? Louis Tomlinson? –
zapytał dla pewności, spoglądając na mnie spod swojej grzywki.
- Tak to ja. – odpowiedziałem. –
Boże, Harry co ty tu robisz? – zapytałem, patrząc na jego zaczerwienioną twarz.
Chłopak zakaszlał cicho i odpowiedział.
- Ja.. w sumie to nie wiem. Nie
mam co ze sobą zrobić. – szepnął cicho, spuszczając głowę w dół. Zrobiło mi się
go żal. Nie mógł tu zostać. Nie na tym mrozie. Nie tutaj, bo zamarznie w te
pogodę.
- Wstawaj. – powiedziałem, a
chłopak spojrzał na mnie zaskoczonymi oczyma, przez łzy. – Nie będziemy tu
rozmawiać, bo zamarzniemy obaj. Chodźmy do mnie. Mieszkam naprzeciwko. - mówiąc
to, wskazałem na swój dom, a chłopak powiódł wzrokiem za moją dłonią.
- Mieszkasz tutaj? – szepnął,
ściskając w dłoni telefon.
- Tak. To co, wejdziesz? –
zapytałem. Było mi go strasznie szkoda, nie chciałem by siedział tu taki
przemarznięty. Chciałem mu jakoś pomóc. Jednocześnie nadal byłem w szoku,
widząc go po tylu latach. To prawie dziesięć lat przerwy.
- Ja.. tak, mogę wejść. – szepnął
cicho i powoli podniósł się, biorąc spod ławeczki swój czarny, mały plecak, z
trudem zarzucił go na ramię i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się niepewnie i
ruszyłem w stronę swojej posiadłości, co chwilę zerkając na chłopaka, widząc
jak się trzęsie. Moje serce zacisnęło się na ten widok. Nie chciałem by był
chory, wziąłem zakupy i otworzyłem drzwi, przepuszczając go.
- Haza! – zawołałem, a piesek
przybiegł, wchodząc do domu. Natychmiast podbiegając do chłopaka, obwąchując
go. – Nie bój się. Nie ugryzie cię. –
powiedziałem szybko, widząc jego przerażone spojrzenie. – Haza zostaw go. – powiedziałem do psa i
pogłaskałem go po łbie, a on po chwili uciekł, szczekając radośnie.
Uśmiechnąłem się i zdjąłem płaszcz oraz szal, czapkę, buty, odkładając je.
Spojrzałem na Harry’ego i moje serce zacisnęło się, widząc jak przerażony i
niepewny stoi w kącie pomieszczenia, nie wiedząc co ze sobą zrobić. – Harry? –
powiedziałem delikatnie. Bolało mnie to, że osoba, która kiedyś była dla mnie
kimś najważniejszym na świecie cierpi. Spojrzał na mnie nieufnie, pytając.
- Tak?
- Rozbierz się. Bo rozchorujesz
się od tych przemoczonych ubrań. Poszukam ci czegoś swojego do przebrania.
Weźmiesz prysznic, ubierzesz się, a ja w tym czasie zrobię ci coś gorącego do
picia, co ty na to? – zapytałem nad wyraz delikatnie.
- Nie chcę ci robić kłopotu. –
powiedział zachrypniętym głosem, kichając.
- Nie robisz mi żadnego kłopotu, Harry. Nie
mogę pozwolić byś zamarzł na zewnątrz, a widzę, że już nie czujesz się
najlepiej. To nic takiego.
- Na pewno? – zapytał cicho.
- Na pewno. - chłopak skinął
głową i powoli zdjął bluzę, odkładając ją na szafkę. – Chodź. Zaprowadzę cię
teraz do łazienki. – szepnąłem i położyłem lekko dłoń na jego ramieniu, ale
poczułem jak jego ciało spina się pod moim dotykiem, więc szybko cofnąłem dłoń.
Nie chciałem by się mnie bał. Uśmiechnąłem się słabo i zaprowadziłem go na
piętro do łazienki. – Napuszczę ci wody, a ty w tym czasie rozbierz się. –
powiedziałem i nalałem pełną wannę gorącej wody z pianą, dodając jakieś olejki
zapachowe, by trochę mógł się odprężyć. – Gotowe. – oznajmiłem i odwróciłem
się. Chłopak nie ruszył się z miejsca. Widocznie wstydził się rozebrać przy
mnie. – Em.. ja wyjdę i wrócę za chwilę, by przynieść ci coś do ubrania. –
wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Ruszyłem do swojej sypialni, otwierając
szafę. Wyjąłem dresy, grube skarpetki, koszulkę i bluzę oraz czystą parę
bokserek. Wziąłem również czysty ręcznik i ruszyłem z tym do łazienki.
Zapukałem cicho, chcąc ostrzec go, że wchodzę. Powoli otwarłem drzwi, zaglądając
do środka. Harry siedział w wannie, a widać było mu tylko głowę. Miał zamknięte
oczy.
- Kładę ci ręcznik oraz ubrania
tutaj. – powiedziałem, odkładając je na pralkę obok. Powoli otworzył oczy i
skinął głową. Posłałem mu delikatny uśmiech i skierowałem się do wyjścia.
- Louis? – jego głos zatrzymał
mnie.
- Tak? – zapytałem, odwracając
się i spojrzałem na niego.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję. –
szepnął, po raz pierwszy dziś wymuszając u siebie coś na cień uśmiechu.
- Nie ma za co, Harry. –
powiedziałem. – Będę na dole. – dodałem i wyszedłem, zamykając drzwi. Wziąłem
głęboki oddech, schodząc do kuchni i włączyłem wodę w czajniku oraz wyciągnąłem
dwa garnki, biorąc się za robienie rosołu i gotowanie makaronu. Westchnąłem
cicho, gotując wodę na makaron. Możecie zastanawiać się czemu to zrobiłem, ale
dla mnie, Harry nadal jest kimś ważnym. Mimo tego, ze zniknął z mojego życia
tak dawno. Teraz gdy go zobaczyłem, poczułem się jakby nigdy mnie nie zostawił.
Czułem w sercu, że nadal jest kimś bardzo ważnym. Nie mogłem pozwolić by
zamarzł tam na dworze. Westchnąłem cicho. Tylko co teraz? Musze dowiedzieć się
czemu tam siedział i jak mu pomóc. Nie mogę pozwolić mu teraz tak odejść. Gdy
go zobaczyłem, poczułem, że pewna cząstka mnie jakby ożyła. Zrobiłem mu
malinową herbatę z miodem oraz nalałem świeżego rosołu do miseczki, stawiając
na stole. Nakarmiłem psa i oparłem się o blat, wpatrując w moje buty.
Zastanawiałem się co dalej. Ale nic. Na razie musze dowiedzieć się co się
stało, później pomyślimy co dalej. Jakby na moje zawołanie usłyszałem jak
chłopak schodzi po schodach i po chwili ujrzałem go, wchodzącego niepewnie do
kuchni. Wyglądał jak aniołek. Jego włosy były rozwiane, poskręcane w spiralki.
Oczy lekko błyszczały, ale nadal były przestraszone, smutne i nieufne. Ubrany w
moje ubrania wyglądał przeraźliwie uroczo. Rękawy bluzy były trochę za długie i
opadały na jego dłonie. Byłem szczęśliwy, że już nie trząsł się z zimna jak
wcześniej. A jego skóra przybrała czerwony odcień, ale od gorącej wody.
- Siadaj, Harry. Zrobiłem ci
herbaty oraz rosół. Zjedz póki ciepłe, a na pewno poczujesz się lepiej. Gwarantuje
ci to. Przepis babci. – chłopak skinął głową i zajął miejsce przy stole. W jego
ruchach zauważyłem wielką dozę ostrożności. Jakby się bał, ze zaraz cos mu się stanie. Powoli zaczął jeść, a ja
usiadłem naprzeciwko.
- Dziękuję ci. – powiedział po
chwili, unosząc spojrzenie znad parującego płynu.
- Nie ma za co.
- Jest. Zaprosiłeś mnie tu, choć
wcale nie musiałeś. Ba.. nie zdziwiłbym się, jakbyś w ogóle się nie odezwał, po
tym co się stało kiedyś. – powiedział cicho. Jego głos brzmiał teraz tak
melodyjnie. Posłałem mu ciepły uśmiech.
- Harry. Było, minęło. Nie ma co
się nad tym rozczulać. Lepiej opowiedz mi dlaczego tak tu siedziałeś. Dlaczego
nie byłeś ubrany? – zapytałem delikatnie, nie chcąc go urazić. Po moich słowach
jego oczy jeszcze bardziej posmutniały i zasnuły się łzami. Wstrzymałem oddech,
widząc pojedynczą kropelkę spływającą mu po policzku.
- To.. długa historia. W skrócie
zostałem wyrzucony ze swojego mieszkania, zostałem bez pieniędzy
i nie bardzo wiem co robić. – odchrząknął.
- Ale co się stało? Ktoś ci coś
zrobił? – zapytałem lekko przerażony.
- Nie.. ale to nic. – powiedział
i ku mojemu zdziwieniu wstał po chwili.
- A gdzie ty się wybierasz? –
zapytałem zdziwiony.
- Ja.. dziękuję za wszystko, na
mnie już czas. – powiedział niepewnie.
- Ale ty się nigdzie nie
wybierasz! Nie masz gdzie pójść, z resztą i tak bym cię nie wypuścił w ten
mróz! Zamarzniesz!
- Ale..
- Żadne ale! – przerwałem mu. –
Nie pozawalam ci nigdzie odejść. Zostajesz u mnie. Mieszkam tu sam, znaczy z
Hazą, ale to pies. Możesz zostać u mnie, dopóki nie będziesz miał gdzie odejść.
Będzie mi bardzo miło cię gościć.
- Na serio? – zapytał cicho.
- Na serio, Harry. Musimy
nadrobić te prawie dziesięć lat. – powiedziałem z szerokim uśmiechem,
a chłopak skinął głową. I po raz pierwszy dzisiejszego dnia na jego ustach
rozkwitł delikatny, niewinny i bardzo uroczy uśmieszek. To było to.
23.12.2013r.
(poniedziałek, godzina 7pm.)
- Opowiedz mi o sobie. – powiedziałem,
gdy godzinę później siedzieliśmy w moim salonie, z kubkami gorącej czekolady w
dłoniach i oglądaliśmy jakiś nudny film
- Co ci powiedzieć? – zapytał
chłopak, spoglądając na mnie.
- Wszystko. Opowiedz mi co działo
się po twoim wyjeździe. – zaproponowałem.
- Więc.. wyjechaliśmy do Londynu.
Zamieszkaliśmy w wielkim domu na obrzeżach. Całkiem niedaleko stąd. Mama
zapisała mnie do miejscowej szkoły. Skończyłem ją, później poszedłem na studia,
ale rzuciłem je po półtora roku. Studiowałem prawo. – powiedział cicho, siedząc
w pewnej odległości ode mnie. Zauważyłem, że był bardzo ostrożny, by czasem
jego ciało w jakimś stopniu nie dotykało mojego.
- Miałeś przyjaciół? Dlaczego nie
mieszkasz z rodzicami? Co u Gemmy? – pytałem, bo naprawdę ciekawiło mnie to.
Chciałem się czegoś o nim dowiedzieć. Chciałem w pewien sposób jakoś nadrobić
ten czas.
- Ja.. tak, miałem jednego
przyjaciela przez pewien czas. Miał na imię Zac. – powiedział i zauważyłem, że
skrzywił się nieznacznie na jego wspomnienie.
– Gemma wyjechała do Afryki jako wolontariuszka. Jest tam już od roku. –
dodał po chwili.
- Och. Pewnie tęsknisz za nią,
prawda? – zapytałem współczująco. Ja tęskniłem za swoimi siostrzyczkami,
chociaż były 50 kilometrów ode mnie, a co dopiero musiał przeżywać on, będąc
tysiące kilometrów od siostry.
- Tak. Tęsknie. – powiedział
krótko, upijając łyk napoju. Uśmiechnąłem się niepewnie, mówiąc.
- Harry. Jak się czujesz?
- Dobrze. – powiedział, ale ja
wiedziałem, że próbuje mnie zbyć.
- A tak na serio? Wiem, że nie
widzieliśmy się tyle czasu i pewnie nie ufasz mi, ale ja bardzo chciałbym ci
pomóc. Widzę, że coś się dzieje złego. Mimo wszystko, martwię się. Bardzo za
tobą tęskniłem przez te lata. Nie mając żadnej wieści od ciebie, ale każdej
gwiazdki wierzyłem i modliłem się o to, żebyś odezwał się do mnie, wiesz? –
szepnąłem cicho, spoglądając w przestrzeń. – Zawsze. Co roku modliłem się o to.
I byłem taki smutny, gdy moje życzenie, jedyne i to samo od lat nie spełniało
się.
- Lou.. – szepnął cicho chłopak,
a ja spojrzałem na niego, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Ale wreszcie to marzenie
spełniło się, wiesz? I choć okoliczności nie są za przyjazne, to bardzo się
cieszę, że cię widzę. – szepnąłem cicho, delikatnie dotykając jego dłoni.
Pociągnąłem nosem, próbując odpędzić od siebie łzy. Nie chciałem płakać. Nie
teraz.
- Ja.. nie wiem co powiedzieć. –
szepnął chłopak. – Przepraszam, że nie odzywałem się przez ten czas. Ja.. po
prostu tak tęskniłem i pomyślałem, ze może gdy nie będę się odzywał w końcu o
mnie zapomnisz, a ja zapomnę o tobie. Ale nigdy nie zapomniałem. Od kilku lat
chciałem napisać, ale nie umiałem. Nie wiedziałem co miałbym napisać. Cześć, przepraszam, że nie pisałem? To
by było tandetne i nie zasługujesz na to, Louis. Przepraszam za to. Ja..
chciałem zapomnieć o tobie, zapomnieć o swoich uczuciach, jakie żywiłem do
ciebie, mając te dwanaście lat. – powiedział cicho,
a ja byłem w szoku tak dużej ilość wyrazów w jednej wypowiedzi.
- Harry. Ja nigdy o tobie nie
zapomniałem. Byłeś moim najlepszym przyjacielem z dzieciństwa i takich rzeczy
się nie zapomina. Byłeś pierwszą osoba, która dowiedziała się o mnie tego, że
miałem słabość do głupich komedii romantycznych. Baa… nadal mam. Byłeś jedyną
osobą, której powiedziałem o moim pierwszym nieudanym pocałunku, bo Lily mnie
odrzuciła i spoliczkowała. Byłeś pierwsza osobą, którą pocałowałem. – szepnąłem
cicho i po czasie chciałem ugryźć się w język, by nie wypowiadać ostatniego
zdania. Zauważyłem jak chłopak rumieni
się nieznacznie i unosi na mnie zaskoczone spojrzenie.
- Niemożliwe, żebym był pierwszy.
– powiedział pewnym siebie głosem, a ja uśmiechnąłem się nieznacznie, słysząc
te poprawę w jego głosie, który już nie był taki ostrożny i cichy.
- Ale byłeś. Gdy poprosiłeś mnie,
żebym nauczył cię całować, nie umiałem odmówić, więc zrobiłem to, ucząc przy
okazji siebie. Próbowałem odtworzyć to co widziałem na tych wszystkich
komediach, które tak często oglądałem. – zachichotałem nerwowo.
- I wyszło ci. – potwierdził
chłopak, delikatnie dotykając mojej dłoni, która spoczywała na jego. Posłałem
mu uśmiech. Odwzajemnił go i delikatnie przysunął się do mnie.
- Więc, Harry. Czy możesz
powiedzieć mi co się stało? Chciałbym pomóc. – szepnąłem niepewnie. Chłopak
spojrzał na mnie i wypuścił wstrzymywane powietrze z płuc.
- Dobrze. Opowiem ci, ale to nie
będzie szczęśliwa historia z happy end’em. – szepnął ostrzegająco
i odłożył kubek na stolik, podkurczając
pod siebie nogi. Wziął głębszy oddech, splatając swoje dłonie razem i zaczął, a
ja przysłuchiwałem się. – Ta historia
zaczyna się mniej więcej gdy miałem piętnaście lat. Mieszkałem już w Londynie i
powoli kończyłem szkołę. Wtedy do mojej klasy dołączył nowy chłopak. Nazywał
się Zac. Usiadł obok mnie i już pierwszego dnia zaczęliśmy się kumplować.
Dobrze się dogadywaliśmy ze sobą. Robiliśmy różne psikusy innym uczniom,
nauczycielom. Było świetnie. Był naprawdę miłym chłopakiem, z podobnym
charakterem. Po niedługim czasie zaczęliśmy się przyjaźnić, robić wszystko
razem. Takiej osoby wtedy potrzebowałem. Kogoś kto będzie przy mnie, gdy nikt
inny nie będzie miał czasu. I tak się zaczęło. Później poszliśmy razem na
studia. Wszystko było wspaniale do momentu moich dwudziestych urodzin.
Poszliśmy świętować je do klubu. Cóż.. nie wróciliśmy trzeźwi i od słowa do
słowa, od czynu do czynu.. wylądowaliśmy razem w łóżku. Gdy obudziłem się
następnego dni, byłem w szoku. Leżeliśmy nadzy w swoich objęciach. Nie ukrywam
chłopak był atrakcyjny i od dawna mi się podobał, ale wolałem mu tego nie
mówić. Nie chciałem by coś się między nami popsuło. Więc gdy się obudziłem,
chciałem uciec, ale nie zdążyłem. Chłopak chwilę po mnie otworzył oczy i równie
zaskoczony jak ja, spojrzał na nas i zapytał co i dlaczego. Rozmawialiśmy o
tym. Później on przyznał mi się, że coś do mnie czuje. Ja wyznałem mu swoje uczucia
i postanowiliśmy spróbować. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem an
świecie. Spełniły się moje sny. – powiedział gorzko chłopak, śmiejąc się cicho.
– I dopiero wtedy rozpoczęło się piekło w moim życiu. .
- Jeśli nie chcesz.. – zacząłem,
widząc ile go to kosztuje, ale nie chciałem by był smutny.
- Nie.. dokończę. – powiedział.
Wziął głębszy oddech, patrząc na swoje dłonie i zaczął kontynuować spokojnym na
pozór głosem. – Na początku wszystko było idealnie. Studiowaliśmy na jednej
uczelni, mieszkaliśmy razem. Po paru tygodniach naszego związku zakochałem się
w nim. Zakochałem bez pamięci. Z nim przeżyłem swój pierwszy raz w wielu
znaczeniach tego słowa. Powiedział, że mnie kocha równie mocno co ja. Ale na
tym był koniec, od wyznania mu swoich uczuć przestało tak być. Zaczęliśmy
oddalać się od siebie. Już nie rozmawialiśmy o wszystkim. Już nie było tyle
chemii między nami. Nie było cudownych słów, wyznań miłości. Zaczęło być
inaczej. Zac cały czas był zdenerwowany. Wiele razy chciałem zapytać co się dzieje,
ale wtedy denerwował się jeszcze bardziej. Raz do takiego stopnia, że
mnie..uderzył. Oczywiście od razu przeprosił, obiecał, że więcej się to nie
powtórzy, a ja mu zaufałem. Jaki byłem głupi. To zdarzało się coraz częściej. Bił
mnie, zaczął być brutalny wobec mnie nawet w łóżku. Wiele razy, idąc do szkoły
po jednej z naszych nocy, musiałem ubierać coś z długim rękawem lub maskować to
pudrem. Miąłem wiele siniaków. Wiele ran. Ale znosiłem to, bo cały czas mówił,
że tak mnie kocha, że więcej to się nie powtórzy. A ja wierzyłem. Ale wczoraj
gorycz przelała szalę. Wróciłem do domu z pracy, bo w październiku rzuciłem
studia i to co zastałem po powrocie po prostu mnie powaliło. Uprawiał seks w
naszym łóżku z jakąś kobietą.. kobietą. To mnie tak bardzo zabolało. Spakowałem
się cicho i uciekłem stamtąd trzaskając drzwiami. Wiele razy dzwonił do mnie,
ale nie odebrałem. Pisał, że tak się martwi, żebym wrócił, że mi wyjaśni. Ale
ja nie mogę tam wrócić. Ja nie chce przeżywać tego od nowa. – szepnął cicho i
delikatnie podwinął rękawy, ukazując mi okropne siniaki na jego nadgarstkach.
Otarłem łzę z policzka, która spłynęła mi podczas słuchania tego i delikatnie
dotknąłem jego skóry. Była gorąca i miękka w dotyku. Z wielką dozą ostrożności
pogłaskałem ją, pociągając nosem.
- Boże, Harry. – wyszeptałem
cichym głosem, przerażony tym co on musiał przechodzić.
- Dlatego siedziałem tutaj na
przystanku. Od wczoraj nie wiem co robić, a nie mogę wrócić do domu. Rodzice nie
chcą mnie znać, za to co robię. Za podjęte przeze mnie decyzje. – powiedział, a
z jego oczu popłynęły gorzkie łzy. Moje serce ścisnęło się z żalu i delikatnie
przysunąłem się do niego, przytulając do siebie. Po chwili wahania chłopak
objął mnie za szyje i łkał cicho w mój sweter. Głaskałem go po plecach,
kołysząc na boki. Po jakimś czasie przestał się trząść i usłyszałem jego
spokojny, miarowy oddech. Uśmiechnąłem się delikatnie i uniosłem go, biorąc na
ręce i ruszyłem na górę, do pokoju gościnnego. Położyłem go powoli na łóżku i
okryłem szczelnie kołdrą. Spojrzałem na niego smutno, odgarniając mu loczki z
czoła.
- Och Hazza. Co ty musiałeś
przejść, szkrabie? Tak strasznie mi przykro, ale obiecuję. Obiecuję ci, że od
teraz będę cię chronił. Będę cię pilnował. Nie odstąpię na krok. – szepnąłem,
cicho gasząc lampkę
i wyszedłem, przymykając drzwi. – Obiecuję, że już nigdy nie pozwolę go
skrzywdzić. – szepnąłem sam do siebie i pełen złości, ruszyłem na dół.
Właśnie kończyłem jeść śniadanie
i czytałem sobie spokojnie poranną gazetę, gdy do kuchni wszedł zaspany Harry.
Na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech, widząc go.
- Dzień dobry. – powiedziałem z
uśmiechem. – Jak się spało? – zapytałem, a chłopak usiadł naprzeciwko mnie,
ziewając.
- Dobrze i dzień dobry. –
mruknął. – Od razu chciałem również przeprosić za to, że zasnąłem wczoraj.
- Nie przejmuj się. Rozumiem.
Opowiedzenie tej całej historii musiało cię dużo kosztować, z resztą już byłeś
zmęczony. – powiedziałem ze zrozumieniem i wstałem, podchodząc do kuchenki, by
przygotować mu jajecznice.
- I również chciałem podziękować,
że mnie wysłuchałeś. – szepnął niepewnie, a ja odwróciłem się, mówiąc.
- To ja dziękuję Harry, że
zdecydowałeś się przede mną otworzyć. To wiele dla mnie znaczy i już teraz chcę
ci obiecać, że nie pozwolę by coś takiego jeszcze kiedyś cię spotkało. Jesteś
zbyt cudowną osobą, by przechodzić przez takie coś. – powiedziałem szczerze i
posłałem mu delikatny uśmiech, wracając do przygotowywania śniadania. Po chwili
postawiłem przed nim talerz z parującym daniem oraz kubek z gorącą herbatą. –
Smacznego. – powiedziałem.
- Dziękuję. – odpowiedział i
zabrał się za konsumowanie. Kiwnąłem głową, a sam wróciłem do czytania gazety.
Po chwili odłożyłem ją i powiedziałem.
- Harry. Jak zjesz to idziemy na
zakupy.
- Co? – zapytał zaskoczony
chłopak.
- Na zakupy. Musze kupić choinkę,
wszystkie ozdoby na nią, jakieś światełka by ozdobić dom, balkon, drzewa przed
domem. Nigdy tego nie robiłem, ale w tym roku po raz pierwszy chciałbym spędzić
święta. – powiedziałem niepewnie. Ale tak właśnie było. Od jego odejścia nie
lubiłem świąt, bo były dla mnie smutne. A teraz? Teraz on wrócił i chciałbym
spędzić święta z nim.
- Och. Rozumiem. Chętnie z tobą
pójdę. – powiedział chłopak, a ja posłałem mu uśmiech. To będzie wyjątkowy
dzień.
24.12.2013r.
(wtorek, 3pm.)
- Pięknie, prawda? – powiedziałem
z zachwytem, patrząc na ozdobione balkony i kolumnę oraz drzewa.
- Tak, pięknie. – powiedział
młodszy, uśmiechając się. Stanął obok mnie, a jego nowa czapka opadła mu na
oczy. Zachichotałem i poprawiłem mu ją, naciągając bardziej na loki. Nasze
zakupy były bardzo udane. Kupiliśmy choinkę, wszelkie możliwe ozdoby na nią,
łańcuchy, bombki, kilka kompletów światełek, w które był ubrany mój dom.
Kupiliśmy również dużo jedzenia, które już było prawie gotowe. Choinka pięknie
błyszczała w moim salonie. Po raz pierwszy ten dom wyglądał na świąteczny. Do
tego jeszcze wstąpiliśmy do galerii i zakupiliśmy trochę ubrań dla Harry’ego,
który oczywiście był przeciwny temu, ale nie słuchałem go. Potrzebował tego, a
ja miałem wystarczająco pieniędzy by zaszaleć. Chłopak posłał mi lekki uśmiech,
a ja spojrzałem mu w oczy. Tak ładnie błyszczały tysiącami iskierek. Widziałem,
że teraz był szczęśliwy. Cieszyłem się z tego. Bardzo się cieszyłem. Chciałem,
by był szczęśliwy. Przygryzłem lekko wargę, wpatrując w jego hipnotyzujące
tęczówki. Chłopak westchnął cicho i dotknął mojej dłoni. Żołądek podskoczył mi
w górę i wywinął koziołka. Poczułem gorąco na całym ciele i nagle jakaś
nieznana część mnie zapragnęła pochylić się
i musnąć te czerwone usta, wykrzywione lekko w górę. Chłopak spojrzał na mnie
niepewnie, a ja poczułem kolejny uścisk w brzuchu. Powoli nachyliłem się i
musnąłem delikatnie jego policzek, po czym odsunąłem się.
- Chodźmy do domu, bo jest zimno.
I zabierzemy się za przygotowywanie jedzenia. – powiedziałem
z uśmiechem, łapiąc go za dłoń i pociągnąłem do środka. Chichotaliśmy cicho,
rozbierając mokre kurtki i powiesiłem je nad kaloryferem w korytarzu, by
wyschły. – Zrobię nam gorącej herbaty. – powiedziałem, gdy chłopak udał się do
łazienki. Zaparzyłem dwie malinowe i postawiłem na stole, wyciągając z lodówki rybę
oraz ziemniaki i postawiłem na gazie. Po chwili chłopak wrócił i usiadł przy
stole, biorąc jeden kubek.
- Dziękuję, Lou. – powiedział
miękko.
- Nie ma za co, Harry. To tylko
herbata. – odpowiedziałem, siadając obok.
- Nie mówię o tym. Raczej chodzi
mi o to, że mogę tutaj z tobą być. O to, że pozwalasz spędzać mi
z tobą święta. – powiedział chłopak.
- Harry, to dla mnie przyjemność.
Bardzo chętnie spędzam je z tobą. – odpowiedziałem z uśmiechem. Chłopak również
mi go posłał i obaj zaczęliśmy przygotowywać potrawy na naszą skromną, ale
przepyszną wigilię. Gdy wszystko było już gotowe, przebraliśmy się i
ustawiliśmy jedzenie na stole w salonie, włączając koncert kolęd w telewizji
oraz wyczekiwaliśmy pierwszej gwiazdki na niebie.
- Lou! Patrz! – powiedział nagle
Harry, wskazując na niebo przez okno. Uniosłem wzrok i zauważyłem małą,
migocącą gwiazdkę. Uśmiechnąłem się i złapałem chłopaka za rękę, chcąc by
odwrócił się do mnie przodem.
- Wiesz, nigdy nie byłem dobry w
składaniu życzeń, ale bardzo się cieszę, że jesteś tutaj, ze mną. Że spędzamy
razem świata. Że spędzasz ze mną moje dwudzieste czwarte urodziny. Chciałbym,
żebyśmy już nigdy się nie opuścili i nie zapomnieli o siebie. – szepnąłem
cicho, patrząc w jego skrzące oczy.
- Lou. Boże.. Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin. – szepnął i delikatnie ścisnął moją dłoń. –
Wiesz, też mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiał odejść. Chcę żebyś był
szczęśliwy. Żebyś już zawsze się uśmiechał. – powiedział i przytulił mnie
delikatnie. Uśmiechnąłem się, wtulając nos w jego ramię i zamknąłem oczy. Jego
uścisk był taki cudowny, ale zakończył się zbyt szybko.
- Chodźmy jeść. – powiedziałem,
ciągnąc go do stołu. Usiedliśmy i podałem mu talerz z zupą. Właśnie zaczęliśmy
jeść, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. – Spodziewasz się kogoś? – zapytał niepewnie
chłopak.
- Nie.. – powiedziałem zdziwiony
i wstałem, idąc do drzwi. Otworzyłem i sapnąłem ze zdziwienia. – Zayn? Perrie?
Niall? Liam? Dani? Co wy tu robicie?! – zapytałem zszokowany ich przybyciem.
- Jak to co?! Nie pozwalamy ci
spędzić samotnie Wigilii! – powiedział radośnie Irlandczyk i wszyscy weszli do
środka.
- Ja… - zacząłem, ale przerwano
mi.
- Przynieśliśmy jedzenie, wino,
przekąski. – powiedziała Danielle.
- Ja.. wejdźcie do kuchni. – zaprosiłem
ich, otwierając drzwi. Weszli, a ja za nimi. Nagle idący pierwszy, Zayn
zatrzymał się.
- Em.. chyba coś ci przerwaliśmy.
– powiedział wskazując na zastawiony stół.
- Nie, nie. Jadłem właśnie
kolację z Harry’m. – powiedziałem, patrząc na puste pomieszczenie.
- A.. gdzie on jest? – zapytał
mulat.
- Pewnie poszedł na górę.
Wybaczcie na moment. – powiedziałem, posyłając im uśmiech i ruszyłem do
tymczasowej sypialni chłopaka. Zapukałem cicho, wchodząc do środka, rozglądając
się za chłopakiem. Znalazłem go, siedzącego na łóżku, ze spuszczoną głową. –
Harry. – szepnąłem i podszedłem do niego, siadając obok. – Dlaczego uciekłeś z
dołu? – zapytałem szeptem.
- Bo.. masz gości i nie chcę
przeszkadzać.
- Ale Harry. Ty nie
przeszkadzasz! Nigdy nie przeszkadzałeś! Chodź ze mną na dół. Poznasz moich
przyjaciół. Polubisz ich, zobaczysz. Są naprawdę bardzo mili. Głośni, zabawni,
ale są cudownymi ludźmi. Chodź ze mną do nich. – poprosiłem go, łapiąc za dłoń.
Chłopak powoli uniósł na mnie swoje spojrzenie i ku mojemu zdziwieniu splótł
nasze palce razem.
- Dziękuję. Naprawdę ci dziękuję,
Lou. – szepnął, ściskając moją rękę.
- Nie ma za co, kochanie. –
powiedziałem i nachyliłem się lekko, muskając jego policzek, po czym wstaliśmy
i zeszliśmy na dół. Wszyscy siedzieli już przy stole i śmiali się w najlepsze,
a dziewczęta ustawiały wszystkie potrawy na stole. Uśmiechnąłem się i lekko
uścisnąłem palce chłopaka, chcąc pokazać mu, że cały czas jestem obok i
odchrząknąłem. – Kochani. Chciałbym
przedstawić wam kogoś wyjątkowego. To jest Harry, mój przyjaciel z dzieciństwa.
Harry, kochanie to jest Liam oraz jego urocza partnerka Danielle. –
powiedziałem, wskazując na nich, na co uśmiechnęli się i pomachali chłopakowi.
– Tutaj kolejna urocza para. Zayn oraz Perrie i nasz wiecznie głodny, głośny
irlandzki chłopiec, Niall. – powiedziałem, chichotając, za co dostałem
obrzucony łyżka w brzuch.
- Miło was poznać. – powiedział
niepewnie loczek.
- Ciebie również, Haroldzie. – powiedział
Irlandczyk, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. I za to ich kochałem. Zawsze
potrafili zrobić to na co liczyłem. Byli naturalni.
- Kocham ich, na serio, ale
cieszę się, że już wyszli. – jęknąłem, zbierając wszystkie brudne naczynia ze
stołu.
- Są wspaniali. Masz cudownych
przyjaciół. – powiedział Harry, pomagając mi.
- To prawda. Bardzo mi pomogli. –
powiedziałem i podwinąłem rękawy, myjąc naczynia. Chłopak pomógł mi i po chwili
wszystko było posprzątane. – To co? Na co masz teraz ochotę? – zapytałem z
uśmiechem, patrząc na niego.
- Może chodźmy na spacer. –
powiedział nieśmiało, a ja przechyliłem głowę, mówiąc.
- O tej porze?
- Tak. Wiesz, teraz wszystko
będzie wyglądało tak pięknie. Ale jeśli nie chc…
- Chcę. – przerwałem mu. –
Ubierzmy się i chodźmy. Weźmiemy Haze, to się wybiega. – zaproponowałem, gasząc
światła i ruszyliśmy ubrać się ciepło. Po chwili już byliśmy na zewnątrz.
Puściłem psa luzem, a my szliśmy powoli za nim.
- Dziękuję ci, Lou. To był
wyjątkowy dzień. – powiedział Harry ciepłym głosem.
- Nie ma za co, Hazz. To dla mnie
była przyjemność. – powiedziałem czule.
- Dzięki tobie, twoim
przyjaciołom coś zrozumiałem, wiesz? – szepnął, zerkając na mnie kątem oka.
- Co takiego? – zapytałem z
delikatnym uśmiechem.
- To, że ludzie którzy się
kochają, robią to bezinteresownie. Nie oczekują od siebie niczego w zamian za
swoje uczucia. Są przy nas, bo kochają. Zrozumiałem, że miłość Zac’a do mnie
nigdy taka nie była. Zawsze oczekiwał czegoś w zamian. To nie była ta miłość. –
powiedział cicho, zatrzymując się i spojrzał mi w oczy.
- Cieszę się, że to zrozumiałeś.
On czuł jedynie potrzebę skrzywdzenia cię. – powiedziałem cicho, uśmiechając
się smutno. – Jest mi strasznie przykro z tego powodu. Przez to, że ktoś umiał
cię skrzywdzić.
- Ale wiesz, zrozumiałem cos
jeszcze. Że na świecie jest jedna osoba, która tak właśnie mnie kocha która
troszczy się o mnie, wiedząc, że nic nie mogę dać jej w zamian. Że jest przy
mnie i zawsze była. Niekoniecznie ciałem, ale sercem i myślami. – powiedział i
delikatnie położył dłoń na moim policzku, a w moim brzuchu wybuchnęły tysiące
motylków. – Ta osoba, kochała mnie kiedyś i myślę, że kocha dalej. A ja bardzo
kocham ją, wiesz? Zakochałem się w tej osobie mając jedenaście lat i dziś
zdałem sobie sprawy, że nigdy nie przestałem kochać.
- Harry.. – szepnąłem cicho.
- Dziękuję ci, że byłeś i jesteś.
Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. I dziękuję, że mnie kochasz. A ja
kocham ciebie. – powiedział cicho i uśmiechnął się delikatnie, nachylając i
musnął moje usta swoimi. I dosłownie w tej sekundzie cały świat się zatrzymał.
Nie czułem nic więcej oprócz jego subtelnego dotyku, gdy gładził mój policzek,
delikatnego ruchu jego rzęs na moich policzkach. Powoli zamknąłem oczy i
oddałem jego muśniecie, które przerodziło się w głębszy, ale delikatny i
ostrożny pocałunek. Położyłem dłonie na jego biodrach, ściskając jego lekko. Po
chwili chłopak odsunął się i oparł czoło o moje, oddychając ciężko.
- Dziękuję, że kochasz mnie. A ja
kocham ciebie. Już zawsze. – wyszeptałem, patrząc mu w oczy.
- Czy to znaczy, ze będziesz moim
prezentem pod choinkę? – zapytał chłopak, uśmiechając się.
- Będę. Pod tę i każdą następną.
– szepnąłem i po raz kolejny połączyłem nasze usta.
24.12.2014r.
(środa, 8pm.)
- Chodźmy w końcu otworzyć te
prezenty! – jęknęła Fizzy, gdy siedzieliśmy przy wieczerzy wigilijnej. Potrawy
już dawno zostały zjedzone, ale dalej wszyscy zajmowaliśmy swoje miejsca,
tocząc wesołą rozmowę.
- Skarbie. Spokojnie, zdążymy. –
powiedziałem jej, uśmiechając się.
- Wiesz, im dłużej na coś
czekamy, tym większą sprawia nam później przyjemność oglądanie tego. –
powiedział do niej Harry, na co ona westchnęła, ale przyznała mu rację. Zachichotałem
i splotłem nasze palce pod stołem, układając je na jego udzie.
- To, jak dogadujesz się z moimi
siostrami jest takie urocze. – szepnąłem mu do ucha.
- Są wspaniałe. – powiedział
chłopak, puszczając mi oczko, a ja przygryzłem wargę. Od kilku dobrych godzin
miałem ochotę wręcz się na niego rzucić. Wyglądał dziś obłędnie, a do tego jego
wargi były dziś takie malinowe.
- Co powiesz na spacer? –
zaproponowałem, chcąc odejść od stołu i jak najszybciej go ucałować.
- Chętnie. – powiedział i
wstaliśmy, przepraszając resztę i skierowaliśmy się do sypialni, by wziąć
rzeczy. Od zeszłego roku tyle się zmieniło. Mieszkałem z Harry’m i żyło nam się
razem cudownie. Powoli przyzwyczajaliśmy się do siebie, do swoich nawyków, do
wad, ale i do zalet. Byliśmy razem już rok i było nam razem cudownie. Powoli
odkrywaliśmy każdy krok, każdy śmielszy gest razem. Powoli i delikatnie. Delektowaliśmy się swoim towarzystwem, swoimi pocałunkami i
pieszczotami. Dzięki chłopakowi, wiele rzeczy zmieniło się w moim życiu. To on
namówił mnie, abym porozmawiał
z rodzicami, abym pogodził się z nimi. I byłem mu wdzięczny za to. Zrobiło mi
się lżej na sercu, gdy porozmawiałem z nimi, wyjaśniłem wszystko. Uśmiechnąłem
się, gdy wyszliśmy z domu i ruszyliśmy na spacer, trzymając się za ręce.
- Ale tutaj jest pięknie. –
powiedział chłopak, przytulając mnie do siebie, gdy kierowaliśmy się w stronę
zamarzniętej sadzawki, niedaleko mojego rodzinnego domu.
- Tak, przepięknie. – szepnąłem,
wdychając jego zapach. – Dziękuję, że ze mną przyjechałeś. – powiedziałem
czule.
- A ja dziękuję, że pojedziesz ze
mną jutro do moich rodziców. – odpowiedział. Kiwnąłem głową, przytulając się do
niego jeszcze mocniej.
- Cieszę się, ze z naszymi
rodzinami już jest dobrze. Od razu zrobiło mi się lepiej, gdy się pogodziliśmy.
Bez żadnych kłótni, niepotrzebnych złości. Wreszcie czuję, że jest idealnie. –
szepnąłem.
- Idealnie będzie za chwilę. –
powiedział chłopak i zatrzymał się, łapiąc mnie za ręce. – Lou. – zaczął, a ja
lekko się przeraziłem. – Spokojnie. – zachichotał, widząc moją minę. – Po
prostu chciałbym ci coś powiedzieć. Ja dużo myślałem, i jestem ci ogromnie
wdzięczny za wszystko co zrobiłeś dla mnie. Nigdy nie będę w stanie ci się
odwdzięczyć, ale.. mogę zrobić coś innego, co zapewni cię o tym, jak bardzo cię
kocham. – szepnął i sięgnął po coś do kieszeni kurtki, a ja zaniemówiłem. Czy
on.. – Nie bój się, nie zamierzam ci się oświadczyć jeszcze. Ale tylko jeszcze.
– zachichotał i wyciągnął małe czerwone pudełeczko. – Ja.. nie oświadczam ci
się jeszcze, ale chciałbym zrobić coś innego. Chciałbym ofiarować ci tę
obrączkę jako obietnice. Obietnicę, że już zawsze będę z tobą, przy tobie. Że
będę cię kochał i szanował. – wyszeptał i nałożył mi na palec prosta, ale jakże
piękną obrączkę z białego złota.
- Boże.. Harry – szepnąłem i
rzuciłem się na jego szyję, całując go mocno. Chłopak objął mnie i mocno
przytulił. – boże.. tak bardzo cię kocham. – szeptałem w jego usta, między
pocałunkami.
- A ja kocham ciebie, skarbie. –
szepnął i powoli odsunął się, przytulając mnie mocno. Zamknąłem oczy, wdychając
jego zapach.
- Jesteś niesamowity. – szepnąłem
i przełknąłem ciężko, odpychając łzy.
- Ty również, a teraz chodźmy, bo
marzniemy. Z resztą musisz otworzyć prezenty. – powiedział Harry, łapiąc mnie
za dłoń. Zatrzymałem go i spojrzałem w oczy, nucąc.
- All i want for christmas
is..youuu. – po czym naparłem na jego usta i w tej oto chwili byłem
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
______________________________________
Tak więc.. z okazji Świąt Bożego narodzenia chcę Wam życzyć dużoooo miłości, radości, dużo uśmiechu. Spełnienia wszystkich marzeń, tych najskrytszych także. Spotkania idola i przytulenia go mocno. Wszystkiego czego sobie tylko życzycie! Kocham Was < 33
A teraz, obiecałam shota i oto jest <3 co myślicie? m, żeby Wam się spodobał! Tak więc jeszcze raz, zdrowych, spokojnych Świąt! Kocham Was ;** komentujcieee myszki *.* Do zobaczenia w piąteeek lub sobotę ;**