sobota, 31 maja 2014

Chapter 22.


 
- Harry? Jesteś gotowy? Zaraz przyjdą. - usłyszałem krzyk mamy z salonu. Spojrzałem na siebie w lustrze. Miałem na sobie czarne dżinsy, białą koszulę zapiętą pod samą szyję oraz popielatą marynarkę. Założyłem czarne trampki oraz zmierzwiłem swoje włosy. Dziś wypadały święta Bożego Narodzenia, więc mama i Gemma oraz jej chłopak Mike przyjechali do babci, a ta zaprosiła do nas na obiad rodzinkę Tomlinsonów. Co mnie osobiście bardzo ucieszyło. Przeskanowałem swój pokój, który posprzątałem w razie gdyby ktoś wszedł czy coś. Poprawiłem włosy i powoli zszedłem do salonu. Moja ukochana rodzinka bardzo się postarała. Stół był pięknie udekorowany świeżymi kwiatami. Każdy miał przygotowany swój talerz. Było pełno ciastek, placków, sałatek. Było po prostu wszystko. Po całym domu rozchodził się piękny zapach pieczonej kaczki. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Zapowiadał się uroczy dzień. Po chwili usłyszałem dźwięk dzwonka.
- Otworzę. - mruknąłem i poszedłem w stronę drzwi. Poprawiłem się względnie i z uśmiechem otworzyłem. 
- Harry! - usłyszałem i zaraz po tym do moich nóg przytuliły się dwie istotki. Uśmiechnąłem się i zaprosiłem resztę do środka.
- Proszę. Rozbierzcie się. - powiedziałem. Zauważyłem, że są same dziewczyny. - A gdzie Louis? - zapytałem, próbując ukryć rozczarowanie.
- Zaraz przyjdzie. Coś tam zapomniał i wrodził do domu. - wytłumaczyła Jay.
- Och. Okej. Zapraszam dalej. - wskazałem na salon. Kobieta posłała mi uśmiech i weszła razem z córkami, a po kilku sekundach usłyszałem jak witają się z moją rodzinką. Wyglądnąłem przez okno i nikogo nie dostrzegłem. Westchnąłem cicho i niepostrzeżenie udałem się do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i powoli otwarłem szafę, wyjmując torebkę z prezentem dla mojego skarba. Spoczywał tam uroczy sweterek, płyta jego ulubionego zespołu oraz delikatna zawieszka w kształcie kotka do jego łańcuszka. Nie wiem czemu ale Lou zawsze kojarzył mi się z kotkami.
- To dla mnie? Ale słodko. - usłyszałem tuż przy swoim uchu i podskoczyłem przerażony, łapiąc się za serce. Powoli odwróciłem się i dostrzegłem mojego cudownego chłopaka. Stał i uśmiechał się, trzymając w dłoni małą torebkę na prezenty. Zlustrowałem go i przygryzłem wargę, zadowolony z tego co dostrzegają moje oczy. Wyglądał wspaniale. Zwykłe czarne rurki, eleganckie buty tego samego koloru. Błękitna koszula z krótkim rękawem w różne wzroki, odpiętą pod szyją oraz czarna marynarka. Jego włosy były rozwiane jak zawsze. - Podoba ci się to co widzisz? - zamruczał kokieteryjnie, widząc, że się przyglądam i oblizał usta, a mój wzrok powiódł za jego językiem. Cholerny, idealny facet.
- Nawet bardzo. - uśmiechnąłem się i podszedłem, kładąc dłoń na jego biodrze. - Nie ładnie się tak spóźniać. - zamruczałem z uśmiechem.
- Wybacz. Zapomniałem rzeczy na zmianę. - zachichotał. Ach no tak. Państwo Tomlinson mają zostać na noc. Czuję, że może być dość... ciekawie. Pokręciłem jedynie głową i szepnąłem.
- To co? Przywitasz się ze mną skarbie? - chłopak zabrał ode mnie torebkę i odłożył wraz ze swoją, po czym ujął moją twarz w dłoń i przesunął się tak blisko, że niemal dotykaliśmy się wargami.
- Cześć kochanie. - szepnął, po czym wpił się w moje usta. Jęknąłem cicho i ochoczo oddałem pieszczotę, łapiąc go za biodra. Powoli wsunąłem język w jego wargi, co wywołało stłumiony jęk zadowolenia mojego ukochanego. Czułem jak jego dłonie wplatają się w moje włosy. Powoli odsunąłem się, liżąc jego dolną wargę.
- Hej. - szepnąłem na wydechu.
- Jak miło. - mruknął, po czym znowu mnie pocałował, napierając na mnie tak, iż cofnąłem się, uderzając plecami o ścianę. Wplotłem dłonie w jego włosy, szarpiąc je lekko. - Harry. - powiedział cicho w moje usta chłopak, napierając swoim ciałem jeszcze bardziej na moje. Jęknąłem cicho.
- Lou.. mm.. wystarczy.. musimy iść.. - szepnąłem w jego wargi niechętnie. Oderwał się z mlaskiem od moich ust i uśmiechnął lekko.
- Twoje zarumienione policzki są cudowne. - zachichotał chłopak.
- Cicho. - mruknąłem zasłaniając je dłońmi. Chłopak zaśmiał się cicho, po czym musnął mój policzek i splótł nasze dłonie, ciągnąc mnie na dół. Weszliśmy do salonu, gdzie wszyscy już siedzieli, a moja babcia właśnie wnosiła pierwsze danie. Zajęliśmy miejsca obok siebie i wydaliśmy się w rozmowy z rodzinką, zajadając smakołyki.

~ ♥ ~

- To było po prostu wyśmienite Anne. - pochwaliła Jay kuchnie mojej mamy, gdy dzieciaki wraz z Gemma i jej chłopakiem oglądali Kevina, a my powoli sprzątaliśmy ze stołu.
- To prawda. - poparł ją Lou. Zachichotałem i szepnąłem mu do ucha.
- Nie podlizuj się tak teściowej. - chłopak zaśmiał się i lekko zarumienił.
- Oj tam. - mruknął cicho. Musnąłem jego policzek i szepnąłem mu do ucha.
- To co? Idziemy na górę? - szatyn pokiwał głową z uśmiechem. - To my idziemy do mnie mamo. - powiedziałem.
- Uciekajcie. - uśmiechnęła się. - Gemma! Dziewczynki! Chodźcie! Ubieramy się i idziemy na spacer.- zawołała głośno. Uśmiechnąłem się i razem z Lou poszliśmy do mnie. Zamknąłem drzwi za sobą i wyłączyłem lampki na choince, które wypełniły sypialnie kolorowymi, przytłumionymi barwami.
- To co? Chyba czas na prezenty. - pisnął Louis i wziął swoją torebeczkę. Również to uczyniłem i usiadłem na łóżku, naprzeciwko chłopaka. - Proszę. To dla ciebie kochanie moje. - wręczył mi prezent. Uśmiechnąłem się delikatnie i otworzyłem go. W środku znajdowało się kolejne pudełeczko, tyle, że mniejsze. Wyciągnąłem go i otworzyłem szybko, a w środku na poduszeczce leżała delikatna, błyszcząca, złota bransoletka z malutkimi literkami L i H. Poczułem, że moje oczy wypełniają się słonym płynem, a kilka łez spływa wzdłuż moich policzków.
- Jest... taka piękna. - wyszeptałem cicho, biorąc ją w dłonie. - Zapniesz mi? - szepnąłem cicho, podając mu nadgarstek. Chłopak powoli zapiął ją i ucałował moją dłoń. Westchnąłem cicho, po czym wręczyłem mu prezencik.
- Ojej jaki słodki. - zachichotał, wyjmując sweterek w reniferki, po czym ucałował mnie, gdy tylko zobaczył płytę. Po sekundzie wyciągnął małe pudełeczko z zawieszką. - Kotek? - zapytał, gdy już wyciągnął zawartość.
- Zawsze przypominasz mi kociaka, kociaku. - zamruczałem i musnąłem jego usta. Chłopak ochoczo oddał pieszczotę, ale po chwili oderwał się od mnie i zabrał wszystko z mojego łóżka, po czym wrócił do mnie i położył się obok.
- Lubię z tobą przebywać. - szepnął, gładząc mój policzek.
- Ja z tobą też. Dzięki twojej obecności zawsze jestem tak spokojny. - odpowiedziałem cicho. Louis pokiwał głową, po czym naparł na moje wargi. Westchnąłem, oddając pocałunek. Uwielbiałem być przez niego całowany. Czułem się wtedy kochany i potrzebny komuś innemu. Chłopak powoli odgarnął moje loczki z twarzy i musnął czubek mojego noska. Zachichotałem cicho, wtulając się w jego ciało. Louis gładził moje plecy dłonią, za każdym razem wślizgując swoją wścibską dłoń pod moją koszulę i gładził nagą skórę. – Mm.. – zamruczałem i musnąłem jego szyję ustami. Chłopak zapiszczał cicho, a ja roześmiałem się. Lubiłem to w nas. Każda spędzona razem chwila wprawiała nas w cudowne humor, chichotaliśmy i potrafiliśmy leżeć, o niczym nie rozmawiając. Po prostu ciesząc się swoją obecnością. Poczułem nagle, jak Lou unosi się i nim się obejrzałem, siedział już na moim brzuchu, patrząc mi prosto w oczy. Wpatrywałem się w niego, niczym w obrazem. Piękny, idealny. Szatyn złapał moją marynarkę i zdjął ją ze mnie, odrzucając na bok. – Mm.. odważny Lou. Lubię cię takiego. – zamruczałem cicho, czując jego dłonie, sunące się w górę mojej klatki piersiowej, do guzików koszuli, która po chwili była już w niewiadomej części mojego pokoju. Wzrok mojego ukochanego śledził ruchy jego dłoni po moim ciele. Muskał kontury mięśni, gładził boki, schodząc coraz niżej. Po chwili poczułem jego usta na swojej szyi i zamknąłem oczy. To było tak przyjemne. Czuć go. Czuć, że mnie kocha. Całował i przygryzał moją skórę, zostawiając za sobą małe, czerwone ślady. Mmm.. rano będę miał pamiątkę tego co się dzieje. Zszedł ustami do linii moich spodni, a ja mimowolnie wypchnąłem biodra w górę. – Mm.. Lou. – szepnąłem cicho, po czym uniosłem się i przyciągnąłem go do pocałunku, siłując się z jego koszulą, ale już po paru sekundach dane było mi cieszyć się cudowną fakturą jego skóry. Gładziłem ją i całowałem, nie mogąc przestać. Kochałem to, że zawsze była tak miękka i delikatna. Skora przyjmować moje pocałunki. Czułem, jak chłopak delikatnie się pode mną wił, jęcząc cicho. – Jesteś taki wrażliwy. 
- Harry.. – wyszeptał cicho i pchnął mnie na poduszki, napierając na moje wargi. Oddawałem pieszczotę ochoczo. W moich żyłach krew zaczęła szybciej krążyć, a oddech znacznie przyśpieszył. Czułem, że moje ciało zaczyna na to reagować, a miejsce w spodniach zaczyna robić się niewygodne. Nagle jęknąłem głośno, czując jak chłopak otarł się swoim krocze o moje.
- Mm.. Lou. – pisnąłem cicho. Chłopak zachichotał cicho i gładził uspokajająco moje plecy i nachylił się, pociągając zębami za materiał spodni tak, iż guzik wyskoczył z dziurki, po czym chwycił zamek i pociągnął w dół, a w pomieszczeniu rozległ się cichy zgrzyt. Po chwili męczarni, chłopak zdarł ze mnie spodnie i od razu przywarł ustami do mojego uda. Pisnąłem cicho. Całował i ssał moją skórę, co potęgowało tylko moje podniecenie, które powoli zaczynało być coraz bardziej widoczne w czarnych bokserkach. Podparłem się na łokciach i obserwowałem chłopaka, który powoli lizał moje uda. Nie mogłem pozwolić mu na więcej, bo moje bokserki by tego nie wytrzymały. Popchnąłem go na pościel i wpiłem się w jego wargi, od razu wdzierając się językiem do środka i penetrowałem wnętrze jego ust bardzo dokładnie. Po czym szybkim ruchem zdarłem z niego resztę odzieży, wraz z bielizną i jak on wcześniej przyssałem się do jego uda. Usłyszałem jęk, najwyraźniej stłumiony dłonią. Całowałem jego gładka skórę i lekko ścisnąłem jego biodro. Nim się obejrzałem chłopak znowu odwrócił nasze role i znajdował się teraz nade mną. Całowaliśmy się, dokładnie penetrując nawzajem swe usta. Nagle poczułem jak chłopak powoli ociera się swoim członkiem o mojego. Jęknąłem cicho i pisnąłem. Louis zachichotał delikatnie i ponowił ruch, patrząc mi prosto w oczy. Och.. więc to był jego plan. Będziemy uprawiać.. dziwny seks. Przyjemnie. Poczułem jak po raz kolejny ociera się o mnie. Jęknąłem przeciągle i wplotłem dłonie w jego włosy, napierając na jego wargi.  Z czasem jego ruchy przyspieszyły i nasze penisy ocierały się o siebie, co wywoływało potężne dreszcze na całym moim ciele. Nasza skóra pokryta była delikatną warstwą potu. – Lou.. – jęknąłem głośno, odrzucając głowę w tył. Czułem przyjemne ciepło, kumulujące się w moim brzuchu. Czułem, że zbliża się nieubłagany, potężny orgazm. Nasze biodra zaczęły współpracować jeszcze szybciej, a z ust wydobywały się coraz głośniejsze jęki oraz sprośne słowa. Nim się obejrzałem, poczułem jak chłopak wytryska mocno na mój brzuch, a kilka sekund później ja dochodzę z jękiem jego imienia.
-  Lou! – po czym opadłem na poduszki, a szatyn obok mnie, wtulając się w mój bok.  Oddychałem szybko, odgarniając loki z czoła. Czułem oddech mojego ukochanego na szyi, co niezwykle mnie satysfakcjonowało. Wręcz słyszałem szybkie bicie jego serca, szybki, niemiarowy oddech. A kto to spowodował? Ja.  – Kocham cię. – wyszeptałem mu do ucha, otulając go mocno ramionami.
- A ja kocham ciebie. – odszepnął i nasze usta spotkały się w delikatnym, powolnym pocałunku, skąpanym w morzu miłości.

~ * ~

- 10, 9, 8, 7.. – słyszałem ludzi, wykrzykujących sekundy, dzielące nas od przywitania nowego roku, lecz nie interesowało mnie to. Teraz w głowie i w myślach i w sercu miałem jedno. Mojego ukochanego, który stał obok, wpatrując się w moje oczy.  To miał być nasz pierwszy sylwester razem. I był. Idealny. Cały wieczór spędziliśmy razem z przyjaciółmi dobrze się bawiąc, przytulając i kradnąc czułe całusy. A teraz wszyscy razem znajdowaliśmy się na rynku, gdzie miał odbyć się pokaz sztucznych ogni. - 6,5,4,3.. – przyciągnąłem chłopaka do siebie i wziąłem jego twarz w dłonie.  -2, 1,.. szczęśliwego nowego roku! – wykrzyczeli nasi przyjaciele, ale nie zwracałem na nich uwagi. Teraz najważniejsze były usta mojego Lou, które powoli mnie całowały i szeptały słowa miłości. - Kocham cię. – wyszeptałem w jego skórę, uśmiechając się. - A ja ciebie myszko. – odpowiedział, wtulając się we mnie.

~ * ~

- To Nick Grimshaw! – wykrzyczał Liam, wbiegając do mojego pokoju. Uniosłem głowę zdziwiony. Była już 11pm i miałem iść się kąpać. Nie spodziewałem się go u mnie. - Liam? Co tu robisz? Coś się stało? Co Nick? – zapytałem lekko zdezorientowany, wstając z łóżka.- To on.. on jest Czarnym Skrzydłem! – powiedział chłopak, oddychając szybko i oparł dłonie na kolanach. - C..Co?! – powiedziałem z niedowierzaniem. To niemożliwe! To przecież mój nauczyciel. Jak on może być.. ale jak?! Jak to do cholery możliwe?!
-
 To on. Jestem pewny. – powiedział szatyn i usiadł obok mnie na łóżku. - Ale.. ale skąd wiesz? – zapytałem.- Byłem w klubie z Niall’em i gdy poszedł do łazienki zauważyłem Danielle i El, więc podszedłem by się przywitać. Nie zauważyły mnie i rozmawiały. Mówiły o nim. One z nim współpracują! A skoro one we dwie są w twojej wizji, to oznacza..-.. że on tez jest w to zamieszany. – dokończyłem szeptem, powstrzymując łzy cisnące się do moich oczu. No to przewalone.
__________________________________________________

Cześć ;c Przedstawiam Wam kolejny, już 22 rozdział. I chcę powiedzieć, że trochę się na Was zawiodłam.. Pod ostatnim rozdziałem był AŻ (czujecie ten sarkazm?) cztery komentarze. Tak bardzo Wam się nie podoba moje opowiadanie czy nie chcecie komentować? Jak to jest? Bo ten rozdział został wyświetlony ponad 160 razy, a komentarzy 4... Jest mi bardzo przykro.. bardzo. Jeśli Wam się nie podoba to może nie będę pisała kolejnego opowiadania? Jest sens? ; c ehh.. nieważne. Więc taka moje prośba, jeśli Wam się podoba ten rozdział to skomentujcie. Będzie mi bardzo miło. To do zobaczenia ; ) < 3

wtorek, 20 maja 2014

Chapter 21.




Obudziłem się dość wcześnie i leżałem na łóżku, myśląc o wszystkim. O Lou, o misji, o szkole. Ciągle nie wiedziałem czego to zadanie ma dotyczyć. Żyłem w niepewności. Byłem się tego co może się wydarzyć w przypadku gdybym nie zdążył na czas. W końcu wstałem i szybko odbyłem poranną toaletę, zjadłem szybko jakieś płatki, umyłem zęby i ubrałem się. Babcia dalej spała więc położyłem małą, ozdobną torebkę w kuchni na stole i wyszedłem do szkoły, ujawniając sie wcześniej czy wziąłem wszystkie prezenty. Jedynie upominek dla Lou miałem cały czas przy sobie, aczkolwiek stwierdziłem że nie dam go mu w szkole. Pójdziemy do mnie po lekcjach i tam mu dam. Szybkim krokiem skierowałem się do szkoły i po chwili byłem już w środku.
- Harry! - usłyszałem wołanie i ujrzałem blondynkę wyłaniającą się zza szafek.
- Perrs? - zapytałem zdziwiony. - Zmieniłaś kolor! - uśmiechnąłem się i ucałowałem ją w policzek. - Ale ci ślicznie. Wyglądasz pięknie.
- Aww Hazz. Cieszę się, że ci się podoba. - powiedziała i złapała mnie po ramię. - Chodź.  Siedzimy koło stołówki. - ruszyłem z nią i rozmawialiśmy ogólnie. Już z daleka dostrzegłem resztę naszej paczki. Niall siedział na kolanach u Liam'a, który mocno go obejmował. A Zayn rozmawiał z moim chłopakiem. Niemal zaliczyłem glebę z wrażenia, gdy Lou odwrócił się w moją stronę. Wyglądał nieziemsko. Miał na sobie czarne, obcisłe rurki, podwinięte oraz vansy. Ubrał również białą koszulkę i kartkę dżinsową. Jego włosy jak zawsze były w nieładzie. Mój perfekcyjny chłopak.
- Cześć kochanie. - przywitał się i musnął moje usta.
- Cześć przystojniaku. - zamruczałem i pogładziłem jego policzek. - Ale seksownie wyglądasz. Tak gorąco. - wyszeptałem mu do ucha. Chłopak zachichotał i uśmiechnął sie zalotnie. Roześmiałem się i usiadłem obok uroczej parki, wyciągając małe torebki z torby.
- Proszę. - wręczyłem swoim przyjaciołom.
- Hazz. Nie trzeba było. - mruknęli cicho, uśmiechając sie po czym sami wyciągnęli upominki od siebie. - Aww dziękuję. - uśmiechnąłem się gdy otrzymałem płytę Nirvany. - Kochani jesteście.  - przytuliłem ich. Zauważyłem, że Lou mnie obserwuje. Wstałem i przytuliłem go od tyłu, szepcząc.
- Po lekcjach idziemy do mnie. Wolę dać ci coś na osobności. - chłopak zachichotał i pokiwał głową.
- Też mam coś dla ciebie. - zamruczał.
- Czyli widzimy się po lekcjach. - musnąłem jego usta i razem z blondynką i blondynem udałem się na lekcje.

~ * ~

 Po historii, mojej ostatniej lekcji czekałem na Lou, siedząc na dziedzińcu. Pożegnałem się z Niall'em i zauważyłem, idącego do mnie szatyna.
- Jak tam? - zapytał i pocałował mnie czule.
- Całkiem dobrze. - odpowiedziałem. - To co? Idziemy do mnie? - zapytałem.
- Tak. Pewnie. - splotłem nasze palce i ruszyliśmy drogą przez park. Chłopak opowiadał mi o swoim treningu oraz meczu, który już niedługo ma się odbyć. - Będę ci kibicować. - zachichotałem. - Będę miał pompony.
- Aww jak słodko. - roześmiał się i pocałował mnie w policzek. Po chwili byliśmy już u mnie. Babcia postanowiła wyjść na zakupy, wiec dom był pusty. 

- Chodź do kuchni. Napijesz sie czegoś? -zapytałem, stawiając wodę.- Herbatę poproszę. - powiedział z uśmiechem, zajmując jedno z krzeseł. Zaparzyłem nam dwie i postawiłem na stole.
- Proszę. - usiadłem obok niego. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu westchnąłem i wyciągnąłem z kieszeni małe pudełeczko. - Mam coś dla ciebie. - uśmiechnąłem się nieśmiało.
- A ja coś dla ciebie. - uśmiechnął się i również wyjął małe pudełeczko.
- Proszę kochanie. - podałem mu i musnąłem jego wargi swoimi. - Kocham cię, Lou. - wyszeptałem. Chłopak wstrzymał oddech i spojrzał mi w oczy.
- A ja kocham ciebie, Hazz. - szepnął po czym wręczył mi prezent. Delikatnie odpakowałem papierni zdjąłem zatyczkę z wierzchu i wytrzymałem powietrze. W środku na czerwonej gąbce leżał srebrny, bardzo delikatny łańcuszek z serduszkiem.
- Och Lou. - szeptałem i przytuliłem go mocno. - Dziękuję. Bardzo mi się podoba. - szepnąłem do jego ucha.
- Serio?
- Tak. Jest cudowny. - wyszeptałem i wyjąłem go powoli, podając mu. - Zapniesz mi? - poprosiłem. Chłopak powoli wziął go w ręce i zapiął na mojej szyi, naznaczając ją czułym pocałunkiem. - Teraz ty. - szatyn pokiwał głową i powoli rozpakował. Zamarł i zauważyłem w jego oczach iskrzące łzy.
- Jest piękny.- wychrypiał cicho, patrząc na cudeńko. Wyjął go i powoli mi podał, bym uczynił z nim to co on z moim. Po kilku sekundach srebro spoczywało na jego szyi, a ja musnąłem jego policzek. -Bardzo ci dziękuję Hazz. Już zawsze będę miał cię przy sobie, aniołku.
- Już zawsze, serduszko. - i pocałowałem go po raz kolejny.

~*~

I znowu, po raz kolejny siedziałem w galerii, czekając aż ci inteligentni ludzie znajdą ten prezent. Było tylko kilka dni do świąt a Perrie i Liam, przypomnieli sobie, że nie mają nic dla swoich połówek. Blondynka zniknęła w sklepie muzycznym, a my z Liam’em siedzieliśmy i myśleliśmy nad prezentem dla blondyna.
- Daj mu książkę. - zaproponowałem.
- Nie lubi czytać.
- Płyta?
- Ma już wszystkie swoje ulubione.
- Gra?
- Nie gra zbyt dużo.
- No to nie wiem. Poddaje sie. - jęknąłem.
- Harry pomóż mi! Co ty dasz Lou na święta? - zapytał szatyn.
- Mam dla niego uroczy sweterek oraz płytę. - odpowiedziałem.
- A co dałeś mu na Mikołaja? - zapytał.
- Dałem mu.. - i nagle doznałem olśnienia. Wstałem i pociągnąłem chłopaka za rękę w stronę sklepu z biżuterią. Weszliśmy i pociągnąłem go do odpowiedniej półki.
- Kup mu to. - powiedziałem i wskazałem na złoty łańcuszek z aniołkiem. - Ja dałem taki Lou na Mikołaja tylko srebrny. Dzięki temu nigdy nie zapomni kim jestem. A ty będziesz miał okazję powiedzieć Niall'owi. - szepnąłem.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytał niepewnie.
- Myślę, że on zasługuje by wiedzieć. - odpowiedziałem.
- Chyba masz rację. - powiedział cicho Liam.
- To kupuj i chodźmy stąd wreszcie. Nogi mnie już bolą. - jęknąłem ze śmiechem. Szatyn pokiwał głową i kupił łańcuszek. Po chwili dołączyła do nas Perrie i udaliśmy się do samochodu starszego. Podrzuciliśmy blondynkę do domu i teraz jechaliśmy do mnie.
- Jest ktoś u ciebie? - zapytał.
- Pewnie babcia. Chociaż chyba nie. Mówiła coś o fryzjerze. Znowu. - mruknąłem.
- Będziesz miał coś przeciwko, żebym wpadł do ciebie na chwilę? Muszę ci coś powiedzieć.
- Okej. Nie ma problemu. - uśmiechnąłem się i po chwili byliśmy już u mnie. Zaprosiłem go do środka i wyszliśmy do kuchni. - Napijesz się czegoś? - zapytałem.
- Wodę. - uśmiechnął się. Kiwnąłem głową i nalałem mu do szklanki, stawiając przed nim.
- Więc o co chodzi Liam? Coś z blondaskiem jest nie tak? - zapytałem.
- Nie. Z Niall'em wszystko jest okej. Chodzi o nasze sprawy. - powiedział.
- Anielskie?
- Tak. - westchnął.
- Słucham? - powiedziałem.
- Powiedz mi Hazz, co wiesz o niebie? - zapytał, a ja spojrzałem na niego zdziwiony.
- Niezbyt wiele. Wiem, że jest to wymiar, który pokrywa Ziemię. Babcia mówiła, że to coś w rodzaju kurtyny albo zasłony.
- Szczęściarz z ciebie, że masz taką babcię. Wystarczy, że zapytasz. - powiedział chłopak.
- To prawda. Zapytać mogę, ale bardzo rzadko dostaje odpowiedź. - westchnąłem.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony.
- Nie wiem. Myślę, że ona po prostu chce mnie chronić. Ale mówi też, że wiele rzeczy muszę odkryć sam. Albo inne bzdury. - westchnąłem. - Ty na przykład powiedziałeś, że twoim ojcem jest Czarne Skrzydło, a ja nie mam pojęcia co to takiego. Myślę, że pewnie to jakiś zły anioł, ale nie jestem pewien. Nikt nigdy mi o czymś takim nie mówił. - chłopak obserwuje mnie przez chwile, po czym mówi.
- Czarne Skrzydło to upadły anioł. Sądzę, że upadek ten nastąpił bardzo dawno.
- I mają czarne skrzydła? Te upadłe anioły? - zapytałem.
- Wydaje mi się, że tak. W ten sposób chyba można rozpoznać. Białe Skrzydło to dobry anioł, a Czarne zły. - westchnąłem gdy o tym mówił. Nie miałem pojęcia o takich rzeczach. Czułem się taki głupi. - Kiedy byłem rok temu w Mediolanie, spotkałem anioła czystej krwi i opowiedział mi właśnie o Czarnym Skrzydle. Powiedział, że kiedyś może próbować mnie odnaleźć.
- Dlaczego? - zapytałem przestraszony.
- Bo jest moim ojcem. I dlatego, że nas potrzebują. - wziął oddech, po czym dodał cicho. - Tworzą armię. 

~ * ~

- Babciu! - krzyknąłem, gdy tylko weszła do domu.
- Co się stało?  - wbiegła do kuchni, wyraźnie zaniepokojona.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że między aniołami trwa wojna? - kobieta patrzy na mnie przerażona.
- Co takiego?
- Liam Payne jest anielitą. - mówię szybko. - I powiedział mi, że między dobrymi, a złymi aniołami trwa wojna.
- Liam jest aniołem?
- Tak. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- No cóż kochanie. - mówi oszołomiona, siadając przy stole. - Przypuszczałam, że to wiesz.
- Skąd niby, skoro ty mi nic nie mówisz?! - powiedziałem.
- Na świecie jest i dobro i zło. Przecież wiesz.
- Ale o Czarnym Skrzydle mi nie powiedziałaś! Nigdy nie mówiłaś, ze wędrują po świecie i zbierają armię. - wykrzyczałem. Kobieta wzdrygnęła sie, nic nie mówiąc. - Czyli to prawda. - szepnąłem.
- Tak. Polują na anioły czystej krwi.
- Więc to powinno mnie uspokoić? Faktycznie. Ulżyło. - mruknąłem sarkastycznie.
- Liam powiedział ci, że jest aniołem. Tak po prostu?
- Tak. Pokazał mi skrzydła. - odpowiedziałem.
- Jaki miały kolor? - zapytała babcia.
- Biały. A jaki inny?
- Jak bardzo białe? - dopytywała.
- Nieskazitelnie. Aż raziły po oczach. Czy to ma jakieś znaczenie?
- To ukazuje, jak ważną rolę pełnisz w świecie. Większość z nas ma skrzydła w odcieniach szarości.
- Twoje skrzydła zawsze wydawały mi sie białe. - mruknąłem i niemal od razu chciałem przywołać swoje, żeby zobaczyć ich odcień.
- Owszem. Moje skrzydła są dość białe, ale nie jak świeży śnieg. - powiedziała.
- Cóż. Liam'a były bielutkie. Jeśli dobrze rozumiem, to oznacza, że ma czystą duszę. - mruknąłem już sam do siebie. Babcia wstała i nalała sobie wody, wypijając ją ze spokojem. - Jego mama została zgwałcona przez Czarne Skrzydło. Liam boi sie, że kiedyś po niego przyjdą. - mówiłem, chcąc zobaczyć reakcję kobiety. Ta jedynie nadal pije wodę i wygląda jakby to jej w ogóle nie poruszyło. A po chwili dociera do mnie dlaczego. - Wiedziałaś o nim. Wiedziałaś, że jest aniołem. Skąd? - pytam.
- Mam swoje źródła. Nie próbował być ostrożny. Jak na kogoś kto boi sie Czarnego Skrzydła wykazał się wielką głupotą tak po prostu ci sie ukazując. To bardzo lekkomyślne z jego strony.
- Wiedziałaś i mi nie powiedziałaś! - wykrzyczałem. - Ile jeszcze aniołów tu żyje? ! - zapytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Warknąłem cicho i odwróciłem sie, chcąc iść do siebie.
- A ty dokąd?! Rozmawiam z tobą! - powiedziała babcia, łapiąc mnie za ramie.
- Najwyraźniej właśnie nie! - wybuchnąłem.
- Harry! Jeśli nie mówię ci wszystkiego, to tylko i wyłącznie dla twojego dobra. 
- Jak niby ta niewiedza ma mnie chronić?! - mruknąłem, po czym odwróciłem sie i pobiegłem do siebie, zamykając za sobą drzwi. Opadłem na łóżko i westchnąłem cicho. Nie ufa mi? Czemu nic mi nie mówi? Wyjąłem telefon i napisałem do Lou sms'a czy mógłby do mnie wpaść. Nie minęło pół godziny, a ktoś zapukał do moich drzwi. - Proszę. - mruknąłem i leżałem z głową miedzy poduszkami. 
- Co jest kochanie? - usłyszałem i zaraz poczułem, że Lou kładzie się obok mnie.
- Jestem zły. - mruknąłem. 
- Co się stało? 
- Babcia mi nic nie mówi. - westchnąłem sfrustrowany. - Wszystko ukrywa. Skąd mam wiedzieć co robić? - jęknąłem cicho. 
- Chce cię chronić. To dlatego. - powiedział. 
- Mówisz tak jak ona! Ale jak to, że nie wiem, iż istnieje coś co może mnie zniszczyć ma mi pomóc?! - westchnąłem sfrustrowany. 
- Myślę, że ona dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że jesteś już prawie dorosły i że zaczynasz decydować o sobie sam. Zaczyna dostrzegać, że nie ma na ciebie wpływu i nie może ci zabronić, a jedyne co może, to zatrzymać coś dla siebie, bo sądzi że w ten sposób to zło może cię ominąć. Zrozum też ją. Jesteś jej małym Hazzą i nagle cos może cię zabić. Postaraj sie postawić w jej sytuacji. - powiedział cicho chłopak, a ja westchnąłem, wiedząc, że ma rację. Wtuliłem sie w niego i szepnąłem.
- Jak dobrze, ze jesteś.
___________________________________________________________
Jest kolejny rozdział ;) Jak Wam się podoba? ;) Ogólnie to chcę Was tylko powiadomić, iż do końca zostało nam jakieś 6 rozdziałów ;) Myślę, iż do początku lipca się wyrobię, a później pewnie zrobię sobie przerwę do połowy sierpnia, żeby napisać chociaż połowę kolejnego opowiadania, bo od wrześnie, pewnie nie będę mieć już tak czasu. Wiecie nowa szkoła, dużo nauki. Więc pytam jeszcze raz. Czy mielibyście ochotę przeczytać opowiadanie trochę oparte na tematyce Dark'a? Oczywiście Larry! ;) Piszcie w komentarzach co sądzicie;) A dla tych co niewiedza napisałam shot'a ;) Zapraszam do przeczytania ! ;) Tak więc buźźźźkii! Do zobaczeniaaa ;) < 3

czwartek, 8 maja 2014

Shot ;)

Tytuł: ,,Bo kiedy spadam w dół, ty ciągniesz mnie ku górze".
Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson, Niall Horan, Zayn Malik, Nick Grimshaw, Taylor Swift, Liam Payne;
Paring: Larry Stylinson;
Ilość słów: - 7158
Ilość stron: - 12
Opis: Louis jest studentem, który dostał się na staż w najlepszym domu mody w Londynie: SCC. Jako przyszły projektant ma pomóc w pracy Liam'owi, którego asystentem został. Louis niczym się nie wyróżnia, no może poza swoim zwyczajnym ubiorem wśród wszystkich modnie ubranych sław z którymi pracuje. Jest szarą, przeciętną myszką, z nieprzeciętnymi umiejętnościami. Co się stanie gdy na jego drodze do sukcesu stanie były chłopak, będący wielkim zagrożeniem oraz nieziemsko przystojny szef o zielonych oczach?
Inspiracja: Piosenka Happysad - Zanim pójdę i shot jednej z NAJLEPSZYCH AUTOREK <3
Uwaga: Zanim wszyscy oskarżycie mnie o plagiat, to chcę Was powiadomić, iż nie jest to tekst przepisany słowo w słowo! Owszem inspirowałam się shotem tej dziewczyny, bo jest wspaniały! Owszem fabuła jest bardzo podobna, ale o to mi chodziło! Chciałam napisać coś takiego, tyle, że u mnie jest to Larry i jest dużo elementów dodanych przeze mnie. Więc bardzo proszę o nie oskarżanie mnie o plagiat. Dziękuję ;)


Twgo shota chcę zadecydować mojej Gabrysi - @lovelooksky. Kocham Cię i dziękuję, że jesteś myszko ♥
_____________________

     Louis stanął przed ogromnym budynkiem, skanując go wzrokiem. Wciąż zastanawiał się co on, przeciętny, zwykły śmiertelnik robi w tym wielkim, powiedzmy sobie otwarcie: najlepszym domu mody w Londynie, a może nawet w całej Europie. Styles Creations Corporation było marzeniem każdego studenta projektowania, fotografii, modelingu. Każdy kto w jakikolwiek sposób mógł łączyć się ze światowej sławy domem SCC, marzył o tym. Louis spojrzał w górę, podziwiając wielkość tego budynku. Nadal był szczerze zaskoczony, że ze wszystkich wspaniałych projektantów z jego roku, z tysiąca wspaniałych pracy, które zostały tu przysłane, akurat jego spodobały się i to on został zaproszony na półroczny staż. On Louis Tomlinson. Zwykły, przeciętny chłopak. Szatyn o turkusowych oczach, skrytych ciągle za tak zwanymi kujonkami. Wygładził swój szary sweter, poprawił okulary na nosie, po czym trzymając mocno pasek swej torby, ruszył do głównego wejścia. Ciągle nie mógł uwierzyć, iż zaraz będzie znajdował się między tymi wszystkimi znanymi modelami oraz projektantami. Był oczarowany tym wszystkim. Nie mógł ciągle wyjść z zaszokowania. Długo zastanawiał się jak to możliwe. Uśmiechnął się nikle, gdy ochroniarz wręczył mu jego identyfikator, po czym wszedł do środka. Zatrzymał się, chłonąc wzrokiem wystrój hallu. Jedna ze ścian była przeszklona, a widok sięgał na ulice. Pozostałe były w ciepłych odcieniach brązu oraz kawy z mlekiem. Tylko jedna wyróżniała się. Była koloru krwistej czerwieni i właśnie tam znajdowała się recepcja. Chłopak wziął głęboki oddech i podszedł.
- Przepraszam. - powiedział nieśmiało, a dziewczyna stojąca za ladą odwróciła się w jego stronę. Pierwsze co zauważył Louis to były czerwone usta, dość mocny, choć stonowany makijaż oraz urocza, prosta grzywka. Długie blond włosy spięte zostały w koka.
- W czym mogę pomóc? - zapytała miłym głosem dziewczyna. Nie mogła mieć więcej niż 28 lat.
- Ja.. em nazywam się Louis Tomlinson.. - zaczął, ale ta szybko mu przerwała, posyłając szeroki uśmiech.
- Ach to ty. Czekałam na ciebie. Jesteś asystentem pana Payne, czyż tak? - zapytała.
- Tak. To ja. - pokiwał chłopak głową.
- Miło Cię poznać Louis. Jestem Taylor Swift. - przedstawiła się, a on uśmiechnął się.
- Miło cię poznać.
- Zaczekasz minutkę? Zawiadomię Liam'a, że już jesteś. - pokiwał głową, a dziewczyna zadzwoniła. Powoli rozejrzał się po pomieszczeniu. Do budynku ciągle ktoś wchodził lub wychodził. Ale wszystkich łączyło jedno: mieli na sobie najdroższe ubrania od najlepszych projektantów, nienaganne fryzury, makijaże. Wyglądali jakby ich wyjęto z najlepszych magazynów. W tej chwili poczuł się dość nieswojo i nie na miejscu. Jego czarne dżinsy, zwykła biała koszulka i sweter oraz znoszone trampki wyglądały marnie wśród tych wszystkich garniturów szytych na miarę, jedwabnych sukienek oraz wysokich szpilek i eleganckich butów. Westchnął cicho, po czym usłyszał glos recepcjonistki.
- Pan Payne czeka na ciebie w swoim gabinecie. Wsiądź do windy i jedź na osiemnaste, przedostatnie piętro, po czym gdy wysiądziesz, podejdź do Caroline, blondynki po czterdziestce. Jest sekretarką pana Payne i ona cię do niego zaprowadzi. - wyjaśniła chłopakowi uprzejmie Taylor.
- Dobrze. Dziękuję ci bardzo. - posłał jej uśmiech.
- Nie ma za co i powodzenia! - zaświergotała na odchodne. Zgodnie z instrukcjami dziewczyny wyjechał na przedostatnie piętro i niemal od razu dostrzegł wspomnianą wcześniej kobietę. Siedziała za biurkiem, przeglądając papiery. Była szczupłą blondynką o wyzywającym makijażu oraz włosach opadających kaskadami loków na ramiona. Podszedł, mówiąc nieśmiało.
- Przepraszam. Nazywam się Louis Tomlinson i byłem umówiony z panem Payne’m. - kobieta uniosła wzrok, lustrując mnie, po czym uprzejmie powiedziała.
- Pan Payne już czeka. Drugie drzwi po prawej. - wskazała. Podziękował i skierował się do nich, pukając. Po usłyszeniu "proszę" nacisnął na klamkę i wszedł powoli. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to jasność. Niewyobrażalna jasność, która została wyjaśniona bardzo szybko. Jedna ze ścian była całkowicie przeszklona, wpuszczając snopy światła. Gabinet był w pastelowych kolorach fioletu. Było kilka szafek zapełnionych książkami, ołówkami, segregatorami, kartki walały się po całym biurku, a za nim siedział mężczyzna. Bardzo przystojny, w idealnym czarnym garniturze. Jego brązowe włosy ułożone w quiffa, sarnie oczy błyszczały, a usta rozciągały się w przyjaznym uśmiechu.
- Dzień dobry. - przywitał się grzecznie Louis.
- Dzień dobry. - odpowiedział, wstając i podał mu dłoń. Uścisnął ją, siadając na fotelu, po przeciwnej stronie biurka. Liam zlustrował chłopaka wzrokiem. - Wiec Louis. Bardzo się cieszę, że tutaj jesteś. Twoje projekty są wspaniałe. Wiadomo w każdym nawet najlepszym projekcie wkradnie się jakiś błąd. Nikt nie jest idealny, ale gdy przeglądałem twoje projekty byłem po prostu w szoku. Chłopak na drugim roku studiów i robi prace godne pierwszych stron w najlepszych magazynach. Każdy, nawet najmniejszy szczegół idealnie dopasowany. Byłem po prostu zaszokowany twoją precyzją. Dlatego niemal od razu pobiegłem do pana Styles'a i pokazałem mu twoje projekty. Był oczarowany jak ja. Dlatego chcemy podpisać z panem kontrakt. Na razie na półroczny staż, a jeśli będzie nam się dobrze współpracować to nawet na dwa lata. - powiedział Liam, a szatyn wpatrywał się w niego oniemiały. Nie mógł uwierzyć w te wszystkie komplementy. On najlepszy? Nie możliwe. To chyba jakaś pomyłka.
- Ja.. dziękuję serdecznie za te ciepłe słowa. To niezwykle miłe i będę zaszczycony móc z państwem pracować. - powiedział Louis głosem drżącym z emocji.
- W takim razie proszę. - powiedział pan Payne, podając mu umowę oraz długopis. Louis szybko przeczytał, po czym złożył swój podpis.
- Witamy w drużynie. - uśmiechnął się Liam, podając mu dłoń.
 
2.

    Liam zaprowadził szatyna do jego biura. Mieściło się na tym samym piętrze co gabinet pana Payne'a tylko kilka sal dalej. Pomieszczenie było przestrzenne, z dostateczną ilością światła. Miało raczej minimalistyczny wystrój. Jedynie komoda oraz regał. Biurko w kącie, na którym znajdował się laptop oraz ogromny szklany stół z dużą ilością kartek, różnych ołówków, mazaków. Louis rozejrzał się z małym uśmiechem. Podobało mu się to. Podobał mu się jego przestronny oraz dość przytulny gabinet. Niemal od razu poczuł się związany z tym miejscem. Powoli odłożył swoja torbę na jedno z krzeseł i rozglądnął się.
- Wspaniałe biuro. Idealne oświetlenie do tworzenia. - zamruczał pod nosem, a Liam pokręcił głową, będąc zaskoczony zachowaniem chłopaka. Tym, że mimo swoich tylko 20 lat jest tak dojrzały i mądry. Kogoś takiego potrzebowali. Kogoś kto wprowadzi świeżość do ich pracy, do ich twórczości. A kimś takim mógł być szatyn. Wydawał się bardzo rozsądnym oraz niezwykle utalentowanym młodym mężczyzną.
- Dobrze Louis. To zacznijmy od tego, że dziś przeglądniesz szkice kolekcji, która obecnie jest wpuszczana na rynek. Chciałbym, żebyś zapoznał się z tym co tworzymy tutaj i jeśli będziesz miał inną koncepcję to jak najbardziej, popraw je i pokaż mi. Zawsze można to wykorzystać w kolekcji letniej. - przedstawił mu Liam, a chłopak skrupulatnie słuchał i zapamiętywał.
- Okej. - uśmiechnął się. Payne wręczył mu teczki.
- Gdybyś czegoś potrzebował lub miał pytania, wiesz gdzie mnie szukać.  A w razie problemów dzwoń do Caroline lub Taylor. Masz je pod jedynką oraz dwójką. Zaglądnę do ciebie później. - powiedział mężczyzna i wyszedł z gabinetu. Chłopak westchnął cicho i wyciągnął prace, rozkładając je na stole, zaczynając je przeglądać. Chwycił ołówek w dłoń i nawet nie spostrzegł się, a minęła już dawno godzina jego zakończenia pracy.
- Ty jeszcze tu? - usłyszał zdziwiony głos Liam'a. Uniósł wzrok.
- A która godzina? - zapytał Louis.
- Już po 6pm. więc powinieneś być już w domu. - powiedział z uśmiechem.
- Racja.. wybacz po prostu zacząłem przeglądać wasze projekty i tak wyszło. - wytłumaczył się.
- Widzę, że naniosłeś wiele poprawek. - zauważył szef, przyglądając się zmienionym projektom. Chłopak pokiwał nieśmiało głową.
- Powiedział pan, że mogę, więc zrobiłem to. - powiedział szatyn.
- Cieszy mnie to. Twoje poprawki są świetne. Czuję, że będziemy mogli się dogadać. I nie mów do mnie per pan. Czuję się staro. Po prostu Liam. - powiedział mężczyzna, kierując się do wyjścia. - Uciekaj już do domu. I do zobaczenia jutro. - po czym wyszedł. Louis westchnął cicho, po czym zaczął wszystko zbierać i sprzątać. Już po chwili w gabinecie panował porządek, wiec założył sweter, wziął torbę, do której włożył parę kartek, chcąc je jeszcze przejrzeć. Pogasił światła i wyszedł, jadąc windą na parter. Skinął głową w stronę ochrony i wyszedł, kierując się do domu. Mieszkał całkiem niedaleko, bo tylko dziesięć minut drogi. Od dwóch lat mieszkał sam, czyli od kiedy skończył tylko 18 lat. Zawsze chciał być niezależny i samowystarczalny. Rodzice wraz z siostrami mieszkali w Doncaster, a jego zawsze ciągnęło do wielkich miast. Od małego chciał zostać projektantem i zawsze o tym marzył, wiec gdy tylko nadarzyła się okazja złożył papiery na studia, w jednej z najlepszych uczelni w Londynie.  I ku zdziwieniu wszystkich przyjęto go. Wiec zaraz po tym za uzbierane pieniądze kupił mieszkanie, wszystko co potrzebne. Oczywiście rodzice dołożyli się do tego. Byli bardzo dumni z syna. Z tego jak odpowiedzialny i mądry jest już w tak młodym wieku. Po chwili chłopak dotarł do domu. Wszedł, po czym włączył wodę na herbatę i poszedł do łazienki, napełniając wannę gorąca wodą. Zrobił sobie herbatę i ruszył, wziąć kąpiel. Po długim czasie padł na łóżko w sypialni i zasnął z uśmiechem.
 
3.

Minęło już trzy tygodnie odkąd Louis zaczął pracować w SCC. Jak do tej pory wszystko układało się wspaniale. Praca szła mu świetnie. Znał się na tym co robi i Liam był z niego bardzo zadowolony. Czasem wręcz dumny, bo chłopak miewał świetne pomysły, które bardzo urozmaicały ich nową kolekcję. Szatyn dzięki interwencji swojego przełożonego był bardzo zaangażowany w tworzenie nowych trendów. Wraz z najsłynniejszymi projektantami w Londynie Zayn'em Malik'iem oraz Eleanor Calder tworzył wręcz małe cudeńka. Na początku bardzo się wstydził przebywania w ich towarzystwie, bał się odezwać, ale po kilku godzinach okazało się, że są oni normalnymi ludźmi, tak jak i on. Byli bardzo rozmowni i pomocni. Jako jedni z niewielu nie oceniali szatyna przez jego wygląd oraz styl ubierania. Odkąd zaczął tu pracować, wiele razy słyszał aluzje co do swojego stylu. Obdartus, porażka modowa. Ale on na prawdę dobrze czuł się w swoich okularach, trampkach oraz dżinsach i sweterkach. Widział po minach niektórych, że bardzo się im to nie podoba. Ale on siebie takiego lubił. Nawet bardzo. I nie chciał zmieniać się dla kogoś. Tego dnia siedział razem z Taylor przy recepcji i popijali kawę, rozmawiając i śmiejąc się. Naprawdę dobrze dogadywał się z tą uroczą blondynką. Była niezwykle miła i przyjaźnie nastawiona.
- Dziś pan Styles zwołuje jakieś zebranie dla pracowników. - oznajmiła w którejś chwili.
- Naprawdę? Nie miałem szansy go jeszcze zobaczyć. - przyznał Louis.
- To dlatego, że on zawsze przyjeżdża najwcześniej, a odjeżdża na samym końcu. I rzadko opuszcza swoje ostatnie piętro. Zazwyczaj gdy ktoś chce coś od niego, to prosi Niall'a o umówienie się z nim i odbywa się to u niego w gabinecie. - mówiła dziewczyna. - Ale dziś będziesz miał szansę go poznać.
- A nie wiesz po co to spotkanie? - zapytał zainteresowany.
- Zawsze tak jest, gdy zbliża się wydanie nowej kolekcji ubrań. Mamy początek kwietnia, więc to spotkanie było nieuniknione. Będzie pewnie chciał przedstawić swój plan na nowe ubrania. Na pokazy i na to wszystko. - wytłumaczyła Taylor.
- Mhm. - westchnął cicho chłopak. - Wiesz, ja uciekam. Musze razem z El dopracować projekt. Widzimy się później. - uśmiechnął sie i ruszył w stronę swojego gabinetu. To tam głownie przesiadywał z Malikiem i El, bo mieli przestrzeń do tworzenia.
- El nie wiesz o której to spotkanie z panem Styles' em? - zapytał, wchodząc do gabinetu.
- Zaraz. Więc chodźmy już. - powiedziała, łapiąc go pod ramię i wraz z Zayn'em ruszyli do sali konferencyjnej, na piętrze niżej. Większość pracowników już było, wiec zajęli miejsca z boku, pod ścianą. Szatyn zauważył Taylor, która szybko podeszła do niego i zaczęła rozmawiać z Calder. Westchnął i zaczął przyglądać sie innym. Chłopak kojarzył większość z widzenia, ale nie wszystkich. Po drugiej stronie dostrzegł modelki, a wśród nich Care. Przygryzł wargę, rozglądając się. Każda z tych osób wyglądała świetnie. Drogie ubrania, wspaniale fryzury, wszystko idealne. Nagle poczuł się wśród nich wszystkich jak ktoś gorszy. Spuścił wzrok w dół, obejmując się ramionami w pasie. Może on tutaj nie pasował? Może to nie było to?
- Witam was wszystkich. Bardzo cieszy mnie fakt, że tak wielu z was przyszło dziś na zebranie. - usłyszał nagle męski, harmonijny głos. Z charakterystyczną chrypką. Powoli uniósł swój wzrok do góry i spoczął on na mężczyźnie stojącymi po drugiej stronie sali, za biurkiem. Wszystkie oczy wpatrzone były w jego postać. Wysoki, opalony, ubrany w czarne, eleganckie buty, dopasowane spodnie, białą koszulę z rozpiętymi od góry guzikami, a na to miał założoną szarą marynarkę. Wszystko wyglądało ze sobą idealnie. Każdy patrzył na niego z nieskrywanym podziwem. Louis powoli przejechał wzrokiem po jego szczupłej sylwetce, do kusząco ukazanych skrawków tatuaży, wystających spod rozpiętej koszuli, na smukłą szyje, dość zarysowaną szczękę, aż do niesamowicie zielonych oczu i pełnych, różowych ust. Powoli oblizał je, mówiąc dalej, ale szatyn nie słuchał tego, skupiając się na obserwowaniu go. Miał brązowe włosy, przywiązane chustką, zaczesane do tyłu. Sprawiał wrażenie bardzo młodej osoby. Louis nie dał by mu więcej niż 25 lat.
- Tak więc do roboty! Niech nowa kolekcja olśni wszystkich! A sądzę, że tak będzie, bo mamy w naszych szeregach bardzo zdolnego, młodego człowieka, który wnosi niezwykłą świeżość w nasze projekty. Tak trzymać i do pracy. - podsumował pan Styles i mówiąc ostatnie zdania, przesunął wzrokiem po wszystkich zebranych, zatrzymując się na moment na Louis'ie. Chłopak zadrżał pod wpływem tego przenikliwego spojrzenia. Zauważył cień uśmiechu na ustach swoje pracodawcy, lecz zaraz po tym mężczyzna wstał i szybkim krokiem opuścił salę. Jednak przez te sekundy Louis zdążył zauważyć jego niesamowicie długie nogi, opięte w czarnym materiale spodni oraz zgrabne pośladki.
- Robi wrażenie prawda? - zagadnęła go Eleanor.
- Co? - zapytał odruchowo, wpatrując się w drzwi za którymi zniknął ich szef.
- Pan Styles. Robi wrażenie. Nie tylko swoim wyglądem, ale i wiekiem. Aż trudno uwierzyć, że ma tylko 23 lata.
- Ma aż tyle? Nie dałbym mu. - powiedział zdziwiony szatyn.
- Jest bardzo młody. I młodo wygląda. Pewnie przez te ćwiczenia. - powiedziała dziewczyna.
- Bardzo młodo. - szepnął chłopak.
- Louis! - usłyszał i odwrócił sie, dostrzegając Liam'a idącego w jego stronę.
- Słucham, panie Payne? - zapytał.
- Co mówiłem na temat mówienia do mnie per pan? Ale no.. pan Styles wzywa nas do siebie. Natychmiast  - oznajmił, a serce chłopaka zabiło szybko.
- N..nas? - szepnął.
- Tak. Mnie, ciebie, panią Calder i pana Malik'a. - powiedział i pociągnął chłopaka za ramię, a za nimi ruszyli pozostali. Wsiedli do windy i ruszyli. Louis przygryzł wargę ze zdenerwowania, wygładzając swój kremowy sweterek.
- Pan Payne. - przywitał ich na górze pan Horan, prywatny sekretarz pana Styles'a. Był nie zbyt wysokim blondynem o pięknych, niebieskich oczach.
- Niall. Pan Harry u siebie? - zapytał mężczyzna. 
- Tak. Oczekuje już państwa. - powiedział i wstał, otwierając drzwi do gabinetu szefa. Louis wszedł ostatni, zamykając za wszystkimi gabinet. Powoli rozejrzał się. Pomieszczenie było wielkie. W kawowym kolorze, ciemno brązowe meble ustawione na jednej ze ścian. Szklany stół z dwunastoma krzesłami. A na przeszklonej ścianie znajdowało sie obszerne, ciemne biurko za którym siedział pan Styles, wpatrzony w ekran monitora.
- Dzień dobry. - powiedział Liam, zajmując miejsce po przeciwnej stronie biurka. 
- Witam państwa. - powiedział swoim spokojnym głosem Harry. - Usiądźcie proszę. - wskazał krzesła pozostałym. Szybko zajęli swoje miejsca i patrzyli na swego pracodawcę. - Tak więc. Poprosiłem was do siebie, ponieważ chcę porozmawiać o waszych projektach. Powierzyłem opiekę nad projektantami i szwaczami Liam'owi i widzę, że lepszej decyzji podjąć nie mogłem. Wszystko idzie sprawnie i szybko. Jestem z tego bardzo zadowolony. Jednakże, chciałem porozmawiać o projektach. - powiedział i przesunął spojrzeniem po projektantach. - Kto z was wprowadził zmiany w projektach poprzedniej kolekcji? - zadał pytanie, a Louis zatrząsł się. 
- To ja. - powiedział nieśmiało. 
- Jesteś naszym stażystą, prawda? 
- Tak. - pokiwał głową. 
- Louis. - powiedział cicho jakby sam do siebie. - Cóż chciałem ci powiedzieć, że twoje projekty wprowadzają mnie w zachwyt. Jest w tym tyle świeżości i młodzieńczej energii. Jestem pod ogromnym wrażeniem waszej pracy. Czuję, że dzięki naszemu nowemu pracownikowi oraz Zayn'owi i Eleanor letnia kolekcja będzie błyszczeć. - zakończył. Wszyscy uśmiechnęli sie i odetchnęli z ulgą. - Możecie wracać do pracy. - oznajmił. - Miłego dnia. 

4.

- Idziemy na kawę? -zapytała Taylor szatyna kilka dni później. Chłopak pokiwał głową i ruszyli w stronę kawiarni znajdującej sie na parterze. Zamówili dwie duże i zajęli miejsce przy jednym ze stolików. O tej porze raczej nie było tu ruchu, więc mogli w spokoju posiedzieć i porozmawiać.
- Więc jak ci sie pracuje? - zapytała dziewczyna. Louis siedział przez moment bez słowa, po czym powiedział. 
- Jak na razie bardzo dobrze. Choć czasem czuję, że tu nie pasuje. - przyznał. 
- Dlaczego masz nie pasować?  - zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Wszyscy tutaj są tak idealni, a ja? Wyglądam strasznie. - westchnął chłopak. Od pewnego czasu Louis zaczął się zastanawiać czy nie zmienić czegoś w sobie, ale nie potrafił sie na to zdobyć, bo bardzo lubił siebie takiego jakim był. 
- Uśmiechnij sie Lou. Wyglądasz wspaniale. Jesteś wyjątkowy i niepowtarzalny. To, że ubierasz sie inaczej, wcale nie oznacza, iż jesteś kimś gorszym. Wręcz przeciwnie. To pokazuje, ze masz swój własny styl. - pocieszała go blondynka. Chłopak pokiwał głową, myśląc nad jej słowami, gdy nagle zauważył znajomą postać, wchodzącą do kawiarni razem z Carą. Zadrżał, widząc wysokiego bruneta o ironicznym uśmieszku.
- Tylko nie to. - jęknął cicho, chowając twarz w dłonie.
- Co sie stało? - zapytała zdziwiona Taylor.
- Mamy nowego projektanta? - zapytał zrozpaczony Louis.
- Tak. Ale to projektant od modeli. No wiesz, żeby stroje były dobrze dobrane i tak dalej. - wytłumaczyła dziewczyna, patrząc na szatyna. - A dlaczego pytasz?
- Jak ma na imię? - zapytał cicho.
- Ale..
- Jak ma na imię?! - powtórzył zdenerwowany już Louis.
- Nick..
- Grimshaw. - dokończył z jękiem szatyn, pocierając swoją twarz.

- Tak. A skąd wiesz? - zapytała niepewnie.
- Właśnie tutaj wszedł. I idzie w naszym kierunku. O nie.. - pisnął cicho, przygryzając wargę. W stronę ich stolika podążał wysoki brunet, szczupły, ubrany w czarne rurki, eleganckie buty oraz czarną marynarkę.  
- Proszę, proszę. Kogo to widzą moje piękne oczy. - powiedział kpiącym głosem, podchodząc do stolika. Louis uniósł na niego swoje spojrzenie i zagryzł wargę z zdenerwowania.
- Nick. - powiedział. 
- Louis Tomlinson. Widzę, że od naszego ostatniego spotkania nic sie nie zmieniłeś. Nadal okulary o szkłach grubość denka od butelki, pedalskie ubranka i zero gustu. - zaczął, a szatyn speszył się lekko, widząc, że słyszą to Taylor, Cara oraz parę innych osób. 
- Za to twój styl uległ całkowitej zmianie. Z nieśmiałego chłoptasia z aparatem na zęby zrobił się z ciebie dorosły, choć nadal niezbyt mądry facet. - odpowiedział Louis.
- Przynajmniej nie wyglądam jak pedał i to bez gustu. - warknął mężczyzna i splunął w stronę Louis. Ten wstał szybko i wybiegł z kawiarni, wjeżdżając do swojego gabinetu i trzasnął drzwiami, siadając pod ścianą i schował twarz w dłonie. Zaszlochał cicho, pociągając nosem.
- Lou? Louis otwórz. - usłyszał zza drzwi głos swojej blond przyjaciółki. Przesunął się i wpuścił ją do gabinetu. Ta usiadła obok niego i pogładziła go po ramieniu. - Co jest skarbie? Czemu płaczesz? Kim on jest?
- To.. Nick. Mój były chłopak. - powiedział cicho szatyn. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, zagłuszana jedynie szlochem chłopaka. 
- Byliście razem? - zapytała cicho.
- Tak. Miesiąc. A później okazało się, że to był jakiś pierdolony zakład. W kilku założyli sie, że uwiodą tych cichych i spokojnych, a później porzucą. - wyszeptał. 
- Och boże. - szepnęła i przytuliła go do siebie. - Nie płacz. Będzie dobrze zobaczysz. A teraz pakuj rzeczy i uciekaj do domu. Nic się nie stanie jak raz wyjdziesz wcześniej, a potrzebujesz tego. Widzę. - powiedziała dziewczyna, pomagając wstać chłopakowi. 
- Dziękuję. - wyszeptał cicho i przytulił ją, po czym zabrał torbę, kurtkę. Otarł policzki i oboje ruszyli na dół. - Do jutra. - szepnął chłopak, kierując sie do wyjścia. Drzwi otworzyły sie przed nim i nagle uderzył w coś. Zachwiał się i zaliczyłby glebę gdyby nie silne dłonie, które go przytrzymały. - Przepraszam. - powiedział szybko i uniósł powoli wzrok, spotykając zielone tęczówki. Pan Styles. 
- Wszystko w porządku, Louis? - zapytał mężczyzna, pomagając mu stanąć. 
- Tak. Dziękuję. Do widzenia, panie Styles. - powiedział i szybko uciekł, nie chcąc by pracodawca widział ślady łez. Ale nie udało mu się. Dostrzegł je, lecz nie zdążył nic z tym zrobić. Ale obiecał sobie, że dowie się o co chodzi. I pierwsze co zrobił po wejściu do budynku, to zaprosił pannę Swift do siebie.

 
~ * ~


- No idę. Pali się czy co? - mruknął Louis, otwierając drzwi swojego mieszkania. Był wieczór i miał właśnie oglądnąć film, ale natrętne pukanie mu przeszkodziło. - Tay? Zayn? Liam? - powiedział zaszokowany, widząc ich. - Co wy tu robicie? 
- Skoro Mahomet nie przyszedł do góry, to góra przyszła do niego. - oznajmił brunet i weszli do środka, niosąc parę toreb oraz reklamówki. 
- A tak po ludzku? - zapytał szatyn, zamykając za nimi drzwi. 
- Taylor opowiedziała nam wszystko i wpadliśmy na genialny pomysł. - powiedział Liam, kładąc torby na sofie w salonie, a jedną podał blondynce. 
- Gdzie masz łazienkę? - zapytała. Gdy wskazał jej drzwi, pociągnęła go tam, a panowie ruszyli za nimi. Zaświeciła światło i wyciągnęła z torby opakowanie farby do włosów, dwa pojemniczki żelu, lakier, jakieś perfumy oraz małe pudełeczko. - No więc do roboty. - pisnęła podekscytowana i otworzyła farbę. 
- Farbujesz sie na lśniący brąz? - zapytał Louis. 
- Tak. Ale ciebie. - uśmiechnęła sie szeroko. - Głowa pod kran.
- Co? Chyba żartujesz! - wykrzyczał szatyn.
- Nie żartuje. Skoro sam nie możesz sobie poradzić z metamorfoza to my ci pomożemy. - powiedziała Tay. Louis spojrzał na nią niepewnie, a ta popchnęła go do kranu i zmoczyła jego włosy, po czym nałożyła farbę i zaczęła wmasowywać.
- Nie wierzę, że się na to zgadzam. - jęknął chłopak, zamykając oczy. 
- Będziesz zachwycony. Zobaczysz. - uśmiechnęła sie blondyna, po czym założyła czepek na jego głowę. - Zmyjemy za pół godziny, a w tym czasie pokażemy ci resztę. - powiedziała podekscytowana i pociągnęła chłopaka do sypialni, gdzie na łóżku zostały rozłożone nowe ubrania. Bardzo drogie i ładne. Czarne, obcisłe rurki. Dwie pary vansów. Czarne i granatowe. Koszule zapinane, marynarki, koszulki oraz nowa torba. 
- Ale po co to? - zapytał niepewnie chłopak. 
- Chciałeś się zmienić, a my ci w tym pomagamy. - powiedział Zayn. - Od dziś będziesz najlepiej ubrany w całym domu mody. W szafie masz garnitur oraz eleganckie lakierki. - poinstruował mnie i zaczął tłumaczyć co ubierać do czego. Słuchałem go z nieśmiałym uśmiechem na ustach. 
- Dziękuję wam. - powiedział na koniec Louis i uściskał każdego po kolei. - Jesteście najlepsi. - wyszeptał.
- Wiemy. A teraz do łazienki. Tutaj są szkła kontaktowe. Ubieraj je zamiast tych okularów. Lepiej załóż przeciwsłoneczne. - powiedziała dziewczyna, wskazując na małe pudełeczko, a po chwili suszyła włosy szatyna, które nabrały blasku. Teraz miały kolor orzechowy, lśniący i błyszczący. Chłopak przeglądał sie w lustrze i mimo wszystko na jego ustach zagościł uśmiech. 
- Dziękuję. - powiedział i przytulił dziewczynę. Ta zaśmiała sie tylko i pogładziła go po plecach, szepcząc. 
- Już nigdy przez niego nie będziesz płakał. 

~ * ~

Chłopak spojrzał na wysoki budynek i uśmiechnął sie sam do siebie. Czuł jakby wchodził tu po raz pierwszy. Przygryzł nerwowo wargę, po czym poprawił okulary przeciwsłoneczne na nosie, wygładził marynarkę i wszedł do środka. Ubrał nowe rurki, podwijając je dwa razy, do tego czarne vansy, granatową koszulkę z białym nadrukiem, dość ostro wyciętą, która ochoczo ukazywała jego tatuaże, a na to czarną marynarkę z rękawami trzy czwarte. Ułożył włosy do góry, tak jak instruowali go wczoraj. Czuł sie całkiem innym człowiekiem. Tylko dzięki innemu wyglądowi. To było niesamowite. Chłopak ściągnął okulary i zawiesił na dekolcie koszulki, podchodząc do recepcji.
- Klucze do gabinetu, Tay. - powiedział z uśmiechem.
- Już proszę pa... Louis! - pisnęła, patrząc na niego. - Boże nie poznałam cię! Wyglądasz cudownie! Boże jakie ciasteczko. - zaczęła sie zachwycać dziewczyna. 
- Przestań mnie zawstydzać i daj klucze. Musze skończyć projekt. Pan Styles chce go widzieć jeszcze dziś. - poinformował ja.
- Pan Styles mówisz?  - zapytała retorycznie i uśmiechnęła sie pod nosem. Chłopak wzruszył jedynie ramionami, zabierając od niej klucze i wsiadłem do windy, wjeżdżając na swoje piętro. Caroline uniosła głowę i otwarła usta ze zdziwienia.
- Louis? To ty? 
- Taa.. - mruknął nieśmiało. 
- Wyglądasz świetnie. - pochwaliła. - Pan Payne jest na spotkaniu i będzie po południu, a pan Styles prosił abym przekazała, że chce widzieć projekt jak tylko będzie gotowy.
- Dzięki Caroline. - uśmiechnął sie i wszedł do siebie. Odłożył torbę i natychmiast zabrał sie za kończenie projektów. Uporał sie z tym dość szybko i chwycił je do teczki, udając sie do gabinetu szefa.
- Niall. - przywitał sie z sekretarzem.
- Cześć Lou. Widzę, że ktoś zmienił stylówe. - uśmiechnął się przyjacielsko. 
- Tak. Pan Styles u siebie? - zapytałem. 
- Tak. Czeka na ciebie. - uśmiechnął się i otworzył mi drzwi, wpuszczając do gabinetu. Wszedłem do środka i zająłem miejsce przy biurku. Rozejrzałem sie po pomieszczeniu, nigdzie nie dostrzegając szefa. Nagle usłyszał skrzypnięcie i jego wzrok powędrował w stronę hałasu. Oddech ugrzązł mu w gardle na widok w drzwiach. Stał w nich jego szef w dość niecodziennym wydaniu. Miał na sobie czarne, obcisłe rurki, brązowe, zamszowe buty oraz białą koszulę całą rozpiętą. Usiłował właśnie zapiąć mankiety, więc poły górnej części garderoby rozchyliły się kusząco, ukazując umięśnioną klatkę piersiową z czarnymi tatuażami. Louis nie mógł oderwać wzroku od niego oraz od kuszących kości biodrowych, schodzących sie w literę V. To było tak seksowne, że Lou o mało nie został przyłapany na wpatrywaniu się w ciało Harry'ego.
- Louis? A co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony, gdy uniósł wzrok.
- Ja przepraszam. Wpuścił mnie Niall, bo podobno chciał mnie pan widzieć.  Proszę mi wybaczyć. - mówił szybko szatyn. 
- Nic się nie stało. Miałem mały wypadek, to wszystko. Proszę mi wybaczyć, że musisz oglądać mnie w takim stanie. - powiedział pan Styles i szybko zapiął koszulę, zajmując swoje miejsce. - Więc w czym mogę ci pomóc, Louis? - zapytał. 
 - Przyniosłem skończone projekty, tak jak pan prosił. - odpowiedział grzecznie szatyn i podał mu teczkę. Zielonooki zaczął powoli przeglądać kartki.
- Muszę ci powiedzieć, że odkąd tu jesteś te projekty są idealne. Naprawdę. Jestem pod ogromnym wrażeniem twojego talentu. - pochwalił. Szatyn zarumienił sie lekko. 
- To nic takiego.
- To bardzo dużo,  Louis. Cieszę się, że jesteś z nami. I widzę, że masz już lepszy humor niż gdy widziałem cię ostatnim razem. - dodał pracodawca, a chłopak zdał sobie sprawę, że wtedy musiał zauważyć jego zaszklone oczy.
- Tak. Wszystko dobrze. - powiedział Louis.
- Zmieniłeś styl, prawda? - zainteresował sie Harry. - Nie masz już swoich okularów. - zauważył, a szatyn był pod wrażeniem, że jego szef zwraca uwagę na takie szczegóły. - A szkoda, bo wyglądałeś w nich bardzo uroczo. Ale cała metamorfoza działa na twoją korzyść. Wydajesz sie być bardziej pewny siebie. - powiedział, a Louis zarumienił sie jeszcze bardziej. 
- Tak. To duża zasługa moich przyjaciół. Bardzo mi pomogli. - oznajmił Louis. 
- Bardzo się cieszę. Słuchaj, Lou. Mam do ciebie prośbę. Za tydzień razem z Liam'em oraz Zayn'em wyjeżdżamy na konferencję w Nowym Jorku. Jest to odbywające się raz w roku spotkanie zarządu wszystkich domów mody oraz projektantów. Dość nudne, ale zaraz ciekawe. Więc chciałem zapytać, czy nie wybrał byś się z nami? Firma pokrywa wszelkie koszty, a może być całkiem fajnie. Naprawdę. Co ty na to? - zapytał szef. Louis spojrzał na niego zaskoczony.
- No cóż. Nie spodziewałem się. Pozwoli pan, że się zastanowię i jutro dam panu odpowiedź? - zapytał Louis. 
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnął się szeroko Harry. - Nie będę cię już zatrzymywał. Możesz wracać do pracy.
- Oczywiście, panie Styles. - szatyn skinął głową i ruszył do wyjścia. 
- Ach i Louis? - zawołał jeszcze lokowaty.
- Tak? - odwrócił sie chłopak. 
- Mów mi Harry. - po czym uśmiechnął się i zajął swoją pracą, a chłopak wyszedł z gabinetu z szerokim uśmiechem.  

5.

- Zgodzisz się prawda?! - pisnęła Taylor, gdy następnego dnia rano szatyn opowiedział jej o propozycji Harry'ego. 
- Może być całkiem fajnie, a ja mogę się wiele nauczyć. Pomyśl ilu spotkam sławnych projektantów! - powiedział rozmarzony.
- I to może być dość dobra okazja by zbliżyć sie do pana Styles'a. - powiedziała, puszczając mu zalotnie oczko.

- Tay. - zgromił ją spojrzeniem. Nie miał zamiaru z nikim dzielić się swoimi przemyśleniami na temat Harry'ego. Co z tego, że mu się podobał. Nawet bardzo. Był jego pracodawcą i nikim niestety więcej. 
- No co? Przecież widać, że ci się podoba, a ty podobasz się jemu. Od razu da się poznać, że chce ci się dobrać do majtek. - stwierdziła blondynka, poprawiając usta czerwoną szminką.
- Przesadzasz. - mruknął. - Okej. Idę do Harry'ego, zawiadomić o swojej decyzji. 
- Czekaj! - zarządziła dziewczyna, podeszła do niego  poczochrała mu włosy, które dziś zostawił w nieładzie. Po czym wzięła jego okulary i powiesiła w dekolcie wyciętej czarnej bokserki. - Podciąg sobie trochę spodnie i obliż usta. - poleciła. Zrobił to posłusznie. - Okej. Teraz idź.  To spowoduje, że gdy wejdziesz nie będzie mógł oderwać wzroku od twych ust oraz wyraźnych kości obojczyka, a gdy będziesz wychodził od pośladków. Tylko za nim wejdziesz wykonaj to raz jeszcze. - poleciła i wepchnęła go do windy z jego torbą. Pokręcił jednie głową na jej poczynania i po chwili był już na odpowiednim piętrze. Wyszedł na korytarz i skinął na przywitanie blondynowi. 
- Pan Styles u siebie? - zapytał Louis. 
- Tak. - odpowiedział i wrócił do stukania w swoim laptopie. Podszedł do drzwi i zapukał. Nim rozległo sie zaproszenie do środka, ze śmiechem z samego siebie, zrobił to co poleciła mu Tay. Oblizał usta, podciągnął spodnie i powoli wszedł do środka. 
- Louis. - przywitał go z uśmiechem Harry, unosząc wzrok znad komputera. Zeskanował jego ciało wzrokiem, po czym spojrzał na usta. Louis zagryzł wargę i podszedł. 
- Przyszedłem powiadomić o mojej decyzji. - uśmiechnął sie i zajął miejsce na przeciwko Styles'a. 
- Mam nadzieję, że to odpowiedź potwierdzającą. - posłał mi uśmiech i zauważył jak jego wzrok uciekał w dół od jego oczu.
- Owszem. - zgodził sie z nim.
- Naprawdę? Polecisz z nami? - zapytał wyraźnie zadowolony z wyboru.
- Tak. Uważam, że to dla mnie wielka szansa. - powiedział szatyn. 
- Cudownie. Bardzo się cieszę. Zaraz polecę Niall'owi zabukować bilety. 
- Dobrze. To ja wracam do pracy. - powiedział chłopak, po czym wstał i skinął, wychodząc. Ale przez te parę sekund czuł jego wzrok na swoich pośladkach. Wrócił do swojego gabinetu,  gdzie musiał wypełnić parę papierków, po czym udał się do szwalni, chcąc pomóc Jade oraz Danielle, szwaczkom, które pracowały w domu mody. 
- Cześć dziewczyny. - przywitał je. 
- Louis. - uśmiechnęły sie do niego, po czym zaczął z nimi rozmawiać o kolekcji. I tak minął mu cały dzień. Dziewczyny skończyły pracę o godzinie 4pm. A szatyn został trochę więcej, chcąc dokończyć wizję swego dzieła. Szkicował, nie zauważając wchodzącego do środka mężczyzny. 
- Ależ pasja. - usłyszał za sobą chłopak i niemal podskoczył. Obrócił sie i dostrzegł osobę, której dostrzec nie chciał. 

~ * ~
- Wszyscy już wyszli John? - zapytał Harry ochroniarza, wychodząc z windy.
- Nie. Jest jeszcze paru modeli oraz pan Tomlinson. - poinformował, na co szef uśmiechnął się i udał w stronę gabinetu szatyna, jednak nie znalazł go tam. Zastanowił sie przez chwile i z uśmiechem na ustach zjechał na sam dół, do szwalni. Otworzył drzwi i wszedł, szukając chłopak w pomieszczeniach. Nie było go. Nagle usłyszał głosy. Podszedł bliżej. 
- Czego ode mnie chcesz Nick? - glos Louis'a. 
- Spróbować jeszcze raz. - odpowiedział mu głos. 
- Nie. Chcesz spróbować bo co? Zmieniłem styl? Inaczej sie ubieram? Wypierdalaj. Nie pozwolę znowu traktować sie jak śmiecia. - warknął szatyn. Harry zdziwił się, słysząc szatyna. Musiał być bardzo zdenerwowany. - Odsuń sie ode mnie! - wykrzyczał Louis, a w jego głosie zabrzmiała nutka strachu. Styles nie wahał sie i szybkim krokiem wszedł do środka. Zauważył swojego pracownika przyciśniętego do ściany, przez wysokiego bruneta, który trzymał go za biodra.
- Odsuń sie od niego. - powiedział spokojnie Harry. W jednym momencie obydwoje spojrzeli w jego stronę. - Pan Tomlinson w dość wyraźny sposób powiedział, ze nie życzy sobie bliskiego kontaktu. - powiedział twardo lokowaty. Wyższy mężczyzna powoli odsunął się i odwrócił. Okazało się, że osobą tą był Nick Grimshaw. - Proszę stąd wyjść panie Grimshaw. - rozkazał Styles lodowatym głosem. Brunet spojrzał na Louis'a po czym szybkim krokiem wyszedł. Szatyn odetchnął cicho i usiadł na krześle. 
- Dziękuję panie Styles. - powiedział cicho. 
- Harry pamiętasz? - przypomniał i podszedł dotykając jego ramienia. - Wszystko okej? - zapytał. 
- Tak. Wszystko dobrze. - pokiwał głową. 
- Chodź. Odwiozę cię do domu. - powiedział mężczyzna. 
- Nie trzeba.
- Trzeba i nalegam. Zbieraj się. 
- Pójdę tylko po torbę na górę. - powiedział szatyn. 
- Zaczekam przy drzwiach. - odpowiedział starszy i wyszedł na korytarz, kierując sie do recepcji. Zostawił klucze, opierając sie o blat i czekał na młodszego mężczyznę. Po chwili zauważył go wybiegającego z windy. Założył płaszczyk i zbliżył się. 
- Jestem gotowy. - powiedział. 
- To chodźmy. - wskazał na drzwi pan Styles i wyszli. Harry otworzył mu drzwi swojego Mercedesa, po czym sam wsiadł za kierownicę. - Więc dokąd cię zawieźć Lou? - zapytał, odpalając auto i włączył radio.
- Dwie ulice dalej, w lewo. - poinstruował.
- Okej. - mężczyzna ruszył i po niespełna paru minutach, zatrzymał się pod mieszkaniem swojego pracownika. 
- Cóż. - odezwał sie szatyn. - Dziękuję za podwózkę. - posłał słaby uśmiech swojemu szefowi. 
- Nie ma za co. Ach i Lou? Jakby to sie powtórzyło, powiedz mi o tym. - poprosił mężczyzna. Młodszy pokiwał głową,  przygryzając wargę. Harry nachylił sie i musnął jego policzek. - Do jutra. 
- Do jutra. - szepnął Louis i wysiadł, patrząc jak jego szef odjeżdża.  Dotknął swojego policzka, przymykając oczy. - Och..  

6.

- Macie wszystko? - zapytał Harry, gdy siedzieli na lotnisku, tydzień później. 
- Wszystko. Uspokój sie Hazz. - zachichotał Zayn.
- No okej. Po prostu sie stresuje. 
- Nie ma czym. - powiedział Liam.
- Wiem. Ale i tak sie stresuje. - zaśmiał sie mężczyzna. 
- Pasażerowie lotu Londyn-Nowy Jork proszeni na odprawę. - usłyszeli z głośników i cała czwórka wstała ze swoich miejsc, biorąc bagaże i ruszyli na odprawę. Po chwili zajmowali już swoje miejsca w samolocie. Oczywiście lecieli pierwszą klasą, a jakże by inaczej. Zayn usiadł z Liam'em, a Harry z Lou. 
- Cieszę się, że lecisz z nami. - powiedział Harry, gdy samolot startował. 
- Ja też. - uśmiechnął się niepewnie chłopak, ponieważ nigdy wcześniej nie leciał samolotem. 
- Boisz sie latać? - zagadnął go starszy.
- Trochę. Nigdy nie latałem. - przyznał chłopak. Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i lekko złapał go za dłoń,  chcąc dodać mu otuchy. Policzki Lou niemal od razu pokryły sie rumieńcem, ale strasz przeszedł. Wkrótce zapomniał gdzie się znajduje i wydał sie w rozmowę z Harry'm na temat jego pracy.

~ * ~
- Witamy w Nowym Jorku! - wykrzyczał jakiś mężczyzna, gdy we czwórkę wychodzili z lotniska. Louis zachichotał, rozglądając się. Nigdy tu nie był i miał zamiar przez ten tydzień zwiedzić ile tylko sie da, gdy nie będzie na spotkaniach. 
- Chodźcie. Nasze taksówki czekają. - poinformował Zayn i podeszli do dwóch pojazdów, pakując bagaże. Louis wsiadł do jednej i zaraz po tym dołączył do niego Zayn, a drugą pojechał Liam i ich szef.
- Podekscytowany? - zapytał mulat. 
- Bardzo. - uśmiechnął się Louis. 
- Spotkania są dość nudne, ale jak będziemy zwiedzać albo spotykać sie ze sławnymi projektantami będzie fajnie. Można się na serio wiele nauczyć. 
- To super. - powiedział szatyn.
- No. Super. A Louis?
- Słucham? - mruknął chłopak. 
- Co.. wybacz, że pytam. Co łączy cię z Harry'm? - zapytał,  a Louis otworzył szeroko oczy.
- A co ma mnie łączyć? 
- Rzadko zabiera ze sobą stażystów, jakoś więcej czasu spędzaliście ostatnio razem. To lunch, to odwoził cię do domu. W firmie zaczęły się plotki, dlatego pytam. - powiedział Zayn.
- Nic nas nie łączy. Nie zaprzeczę, ze go lubię.  - nawet bardziej niż powinienem, pomyślał chłopak. - Ale nic poza tym. 
- Rozumiem. - mruknął mulat.
- Co to za plotki? - zapytał zaciekawiony chłopak. 
- Wylał z pracy jednego z modeli, podobno dlatego, że nie lubiłeś sie z nim. Takie tam plotki. - powiedział. 
- Wyrzucił kogoś? - zapytał zdziwiony chłopak. - Kogo? - zapytał. 
- Em.. bodajże Grimshaw. Nick Grimshaw, tak sie nazywał ten mężczyzna. 
- Harry go wyrzucił?! - pisnął chłopak. 
- Tak. A czemu pytasz? 
- Nie. Tak tylko. - mruknął cicho. Dlaczego Harry wyrzucił Nick'a? Czy faktycznie przez niego? Nie no. Na pewno nie. Dlaczego miałby to dla niego robić? Po jakimś czasie zatrzymali się pod hotelem. Jakiś mężczyzna otworzył im drzwi i powiedział, że on weźmie bagaże.  - Ale wielki. - mruknął chłopak, patrząc na budynek. Miał ponad 20 pięter na pewno. 
- Chodź Lou. - usłyszał głos tuż przy swoim uchu i dłoń na swoich plecach, która popchnęła go do przodu. Po chwili znaleźli się w środku. Wnętrze było ogromne. Liam podszedł do recepcji i wziął klucze.
- Te są do waszego, a te do naszego pokoju. - podał klucz, patrząc na Lou i Harry'ego. To mamy razem pokój? - pomyślał chłopak, idąc za resztą. Po paru minutach byli już na swoim piętrze. 
- Nasz jest tutaj, a wasz na końcu korytarza. - mruknął Liam. Pokiwali głowami i ruszyli do siebie. Louis był trochę zestresowany tym, że musiał dzielić sypialnie ze swoim szefem.
- Wejdź. - usłyszał po chwili, dostrzegając, że Harry otworzył już drzwi i zaprasza go do środka. Wszedł i znalazł sie w dużym pomieszczeniu. W przeciwległych kątach stały dwa łóżka, znajdowała sie tam szafa, stolik oraz dwa fotele i komoda, na której stal duży telewizor, a obok drzwi. Pewnie prowadzące do łazienki. Cóż może być ciekawie. - pomyśleli obaj w tej samej chwili, zerkając na siebie.

~ * ~

 
Pierwsze trzy dni minęły dość szybko. Od godziny 9 do 13 odbywały sie różne wykłady, a później wszyscy mieli czas wolny, co czwórka poświęciła na zwiedzanie miasta. Louis nie mógł napatrzeć sie na to wszystko. Dosłownie każdy element miasta mu sie podobał i dzięki temu dostawał weny, co skutkowało powstawaniu kolejnych szkiców. Czwartego dnia opuścili sobie zwiedzania, ponieważ wykłady zaczęły sie dopiero o godzinie 11 a trwały do 16. Natomiast od godziny 19 rozpoczęło sie przyjęcie w klubie obok hotelu dla zgromadzonych z całego świata. Mężczyźni zaraz po wykładach wrócili do swoich pokoi i zaczęli sie przygotowywać. 
- W co ja mam się ubrać? - jęknął Louis, patrząc na zawartość swej walizki.
- Weź cos seksownego. - mruknął Harry, który właśnie wyszedł z łazienki po prysznicu. 
- Nie ma niczego takiego.
- Na pewno masz. Idź weź prysznic, a ja ci coś poszukam. - powiedział chłopak. Louis westchnął i przystał na propozycję starszego. Zabrał ze sobą kosmetyczkę, oraz czyste bokserki i ręcznik, po czym zamknął sie w łazience i wziął długi prysznic. Wytarł się, wysuszył włosy oraz ułożył je, ubierając bokserki i wyszedł z pomieszczenia. Nigdzie nie dostrzegł swojego szefa, ale na łóżku leżały przygotowane ubrania. Czarne rurki, biała wycięta bokserka oraz kurtka dżinsowa, a obok jego vansy. Założył ubranie, spryskał się perfumami,  po czym zabrał telefon i zamknąwszy pokój, udał sie do chłopaków i razem poszli na przyjęcie. 
- A gdzie tak w ogóle jest Harry? - zapytał mulat.
- Musiał sie pojawić wcześniej. - wyjaśnił Liam. Pokiwali głowami i powoli weszli do klubu. Było czuć alkohol, zapach dymu papierosowego oraz mieszaninę perfum. Louis rozglądnął się,  dostrzegając podłużny bar, czerwone ściany oraz czarne sofy przy małych stolikach. Podobało mu się tutaj. Wystrój był dość minimalistyczny, ale to dodawało erotyzmu i tajemniczości temu miejscu. Chłopak od razu został pociągnięty do baru, gdzie jego koledzy zamówili alkohol. Louis rozejrzał się po wnętrzu, zauważając Harry'ego rozmawiającego z jakimś mężczyzną. Przygryzł wargę, lustrując swojego szefa wzrokiem. Wyglądał bardzo apetycznie. Miał czarne rurki, białą koszulę zapiętą pod szyje oraz marynarkę. Śmiał się z czegoś, odgarniając sobie włosy z twarzy. Louis westchnął i na raz wypił swoją whisky z lodem. Poczuł pieczenie w gardle, ale to nie przeszkadzało mu by poprosić jeszcze raz to samo. 
- Spokojnie. - zachichotał Zayn, klepiąc go po ramieniu. Chłopak posłał mu lekki uśmiech i teraz powoli sączył swój napój, rozglądając się dookoła.
- Szukasz kogoś? - usłyszał nad swoim uchem głos z cudowną chrypka.
- Nie. - mruknął cicho chłopak. Harry usiadł obok i uśmiechnął się.
- Zamówić ci cos?
- Nie trzeba. - szatyn wskazał na swoją szklankę. Zielonooki pokiwał głową i zamówił sobie to samo. Przez chwilę siedzieli w ciszy, ale Louis postanowił to przerwać. - To prawda, że zwolniłeś Nick'a?
- No cóż. Tak, to prawda. - potwierdził mężczyzna.
- Ale dlaczego? - zapytał szatyn.
- Ponieważ nie mogłem pozwolić by jeden z pracowników,  był przez niego nękany i napastowany. - wytłumaczył chłopak. Louis pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. To dla niego Harry zwolnił tego debila. Był zadowolony z takiego obrotu sprawy. - Nic więcej ci nie zrobi. - szepnął lokowaty i ścisnął lekko udo szatyna. Louis zadrżał pod wpływem tego dotyku. - Chodź tańczyć. - powiedział nagle Harry, wstając i pociągnął za sobą Louis'a.
- Ale ja nie umiem. - zaśmiał sie szatyn, dając sie prowadzić na parkiet, gdzie tańczyło już wiele osób.
- Nauczę cię. - powiedział Styles i zatrzymali sie w zaciemniony miejscu, z dala od wścibskich oczu Liam'a oraz Zayn'a. Harry stanął za Louis'em i powoli położył dłonie na jego biodrach, przesuwając go do siebie. Szatyn przymknął oczy, będąc tak blisko mężczyzny. - Teraz powoli zaczniemy sie ruszać. - szepnął i zaczął powoli kierować biodrami chłopaka, ocierając sie o siebie. Louis westchnął cicho i oplótł kark starszego, poruszając się w rytm wskazówek chłopaka. Jego biodra oraz pośladki ocierały sie o swojego pracodawcę, wywołując dreszcze u obydwu. Nagle poczuł usta mężczyzny na swoim uchu oraz pod nim. Jęknął cicho i zamknął oczy.
- Harry. - szepnął cicho. Czuł gorąco na całym ciele, a przyjemność kumulowała sie w jego brzuchu. Poczuł jak starszy dociska go do siebie, gładząc jego biodra dłońmi.
- Wiesz.. od początku chciałem to zrobić. - wyszeptał gorącym głosem mężczyzna wprost do ucha młodszego, który niemal jęknął. - Gdy tylko cie zobaczyłem. W tych okularach, wyciągniętym swetrze. Później zmieniłeś się.  Zacząłeś ubierać coraz seksowniejsze ubrania, a do tego posyłałeś mi te uśmiechy. Myślałem,  że moje spodnie wręcz pękną od tego jak twardy byłem. Tak jak teraz. - szepnął i otarł sie erekcją o jego pośladki. Louis jęknął.
- Harry. Och.. - wyjęczał.
- Chce żebyś był mój. - szepnął starszy. - Chce cię mieć. - szatyn zadrżał na te słowa. Powoli obrócił się w jego stronę, zaplatając dłonie na jego karku.
- A ja chcę, żebyś był mój. Tylko i wyłącznie mój. - po czym uniósł głowę i musnął jego usta. Starszy od razu oddal pieszczotę, pogłębiając ją. Louis wplótł dłonie w jego loki, a zaraz po tym poczuł mocne ściśniecie pośladek.
- Wróćmy do hotelu. - szepnął w jego usta Harry.
- Z przyjemnością. - odpowiedział.

7. 
Nie kochali sie tej nocy. Wrócili do swojego pokoju, rozbierając się szybko, ale nie uprawiali seksu. Leżeli nadzy na satynowej pościeli, podziwiając gładkość, strukturę swoich ciał. Dotykali każdego, nawet najmniejszego fragmentu. Całowali swoje usta, szyję oraz każdy element skóry. Szeptali sobie słodkie słówka oraz sprośne fantazje. Czuli, że znaleźli wreszcie to czego im zawsze brakowało. Znaleźli miłość, choć nie odważyli powiedzieć tych dwóch magicznych słów jeszcze teraz. Na to przyjdzie jeszcze czas.
__________________________

Tak więc, jak podobała się niespodzianka? ;*  Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Komentujcie, polecajcie! Kolejny rozdział już niedługo!  Trzymajcie sie ♥

PS: Mam do Was pytanie ;) Czy mielibyście ochotę na kolejną część? Pewna osoba po przeczytaniu tego poprosiła mnie, bym napisała ciąg dalszy. Co o tym myślicie? Czytalibyście? ;)

PS2. Mam do Was pytanie. Z racji tego, że do końca opowiadania zostało nam jakieś 5-6 rozdziałów i jestem pewna, że do wakacji się z tym wyrobię, to chciałam Wam zadać pytanie odnośnie kolejnego. Czy bylibyście chętni czytać? I od razu kolejne. Ostatnio z zapartym tchem przeczytałam tłumaczenie Dark'a i jestem zachwycona, mimo, iż jest to opowiadanie hetero i wpadła mi do głowy myśl. Czy nie chcielibyście przeczytać takiego opowiadanie, ale z Larry'm? Oczywiście nie było by identycznie, tylko sugerowałabym się trochę tamtym Dark'iem. Co wy na to? ;) Do zobaczenia <3